29 Sty 2013, Wto 22:37, PID: 336587
Niejednokrotnie chciałem się odnieść w jakiś sposób do rzeczy opisywanych przez autora wątku, ale cholera, ciężko
Pewnie przez wielowątkowość, albo przez nazbyt osobisty i specyficzny charakter opisywanych problemów. Odniosę się zatem do wybranych:
Pewnie przez wielowątkowość, albo przez nazbyt osobisty i specyficzny charakter opisywanych problemów. Odniosę się zatem do wybranych:
shalafi napisał(a):Nieakceptowanie faktu, że trzeba wykonać określone czynności.Tutaj podobnie, choć mam wrażenie, że ubierając to w te same słowa, mówimy o różnych rzeczach. Mnie niszczy choćby najlżejsza odmiana rutyny. Wykonywanie codziennych czynności, od których nie sposób uciec, bywa męczarnią. Najgorsze jest przygotowywanie sobie kanapek na zajęcia/do pracy. Przeklinam wtedy w duszy cały świat za to, że każe mi robić sobie kanapki. Podobnie też jest z wieczornymi prysznicami. Jestem zmęczony nauką, czy ewentualnie samym życiem, a tutaj chcąc nie chcąc trzeba się wykąpać, bo inaczej człowiek, śmierdząc, będzie się czuł jeszcze gorzej niż zazwyczaj. I tak w kółko, codziennie. Wcale też nie pomaga świadomość, że miliardy ludzi robią to samo i jakoś dają radę. To tak samo, jakby pocieszać się w swojej samotności tym, że na świecie pełno jest ludzi samotnych. No, mi bynajmniej lżej w ten sposób nie jest. Ale bełkot xd
shalafi napisał(a):(...) piętro niżej, w sąsiednim bloku, dwie ulice dalej, w innym mieście - ktoś żyje normalnie, czyli nie tak jak ja. Ma lepiej. Z problemami (które są nieuniknione) radzi sobie dobrze, a w ogóle to procentowo przeważa u tego kogoś pozytywne podejście do życia. Jak zdarzy mu się załamka - będzie miał obok kogoś do wyżalenia się. Pójdzie na piwo z kolegą, albo porozmawia z żoną, która zrozumie. Na pewno założył rodzinę. A jak nie, to niedługo założy, bo stale ma jakieś opcje.Często w dodatku są to ludzie, którzy przecież są od nas "gorsi". Albo inaczej, nam wydawałoby się, że jesteśmy od nich w jakiś sposób "lepsi". Jedyne sensowne wytłumaczenie zjawiska, jakie mi przychodzi do głowy, to to, że jednak prawdziwym jest stwierdzenie, jakobyśmy negatywnym myśleniem przyciągali wszystko to, co najgorsze.
shalafi napisał(a):A moje 'bagienko'? To wszystko bierze się po części stąd, że drugi człowiek to w pewnym stopniu... moje odbicie lustrzane. Np. nie odzywa się do mnie, bo ja się nie odezwałem (gdybym częściej się odzywał, lubiłby mnie bardziej). Z ubolewaniem stwierdzam fakt, że współtworzę atmosferę w miejscu, w którym się znajduję. A mam tak, że albo się na czymś skupiam, albo pleplam (i to tylko przy sprzyjającej okazji i z właściwą osobą). Znaczy - jeśli chcę dobrze wykonać pracę, której się ode mnie wymaga i za którą mi płacą - to atmosfera będzie do kitu. Przynajmniej w moim przekonaniu. Nie potrafię robić jednego i drugiego. Jeżeli czymś się zajmuję - poświęcam się temu bez reszty i nie liczy się nic innego.No tutaj złotego środka nie ma. Jeśli chcemy dobrze żyć z ludźmi, musimy z nimi gadać. Jeśli nie, będziemy ponosić konsekwencje takiego zachowania. Przy stałym miejscu pracy takie wyjście (to z rozmawianiem) wydawałoby się tym bardziej rozsądne, nieważne, jak dla nas bolesne. No, zależy też wszystko od charakteru pracy. Nie żebym sam się do swoich rad stosował, of kors. Nie dawniej jak wczoraj, po skończonej inwentaryzacji, czekaliśmy wszyscy na moment, kiedy wypuszczą nas ze sklepu. Ludzie zazwyczaj w grupkach po kilka osób, a jeśli byli sami, to tak czy siak trzymali się w pobliżu reszty. No i ja, siedzący pod ścianą, wpatrujący się sennym wzrokiem przed siebie, przynajmniej o 4 metry oddalony od reszty.