29 Sty 2013, Wto 3:40, PID: 336454
Heja!
Jeżeli chodzi o błędne diagnozy to przyczyną był głównie brak umiejętności opisywania co się czuje by było to jednoznaczne. Kilka moich opisów faktycznie mogły wskazywać np. na początek schizofrenii (np. „czułem się jakbym był obok, jakbym patrzył sam na siebie”). Do tego wypełniając testy nie miałem możliwości konsultowania się z psychologiem czy dobrze zrozumiałem pytanie. Chyba po zaledwie 2x20min spotkaniu dostałem pakiet leków zupełnie dla mnie nie przeznaczonych
Co do mechanizmu to u mnie ewidentnie zaczęło się od osobowości unikającej. Mając chyba 7 czy 8 lat pewna osoba zaburzyła mi wizję relacji międzyludzkich. W skrócie od tego czasu powstał mi w głowie defekt, który nie pozwalał bym uwierzył, że drugi człowiek może czuć do mnie sympatię itp. Następstwem tego był silny wstyd przed okazywaniem własnych emocji i uczuć do drugiej osoby, izolacja, brak zaangażowania w budowanie przyjaźni, trzymanie ludzi na dystans (nawet rodziców i rodzeństwo). To mocno wpłynęło na poczucie własnej wartości. Ciągle chciałem komuś coś udowodnić, nie zawieść swoich bliskich (przez to ominął mnie etap buntu przed rodzicami bo ciągle miałem lęk przed zrobieniem czegoś głupiego). Dalej przyszła nieśmiałość i nieufność wobec obcych ludzi. Coś na zasadzie zanim poznam człowieka to on traktuje mnie jak wroga i muszę sobie zasłużyć by zaczął mnie 'lubić'. Pokonywanie nieśmiałości nagrodziło mnie nerwicą (uczucie „chyba zaraz zwymiotuję” wśród dużych grup osób, których nie znam). Jeszcze w liceum udało mi się zbudować jakieś znajomości natomiast na studiach były to kontakty tylko w murach uczelni. Swangoz większy dystans do ludzi wzmocnił działanie nerwicy i przyszła depresja. Leki wywołały pierwszy atak paniki. Gdy je odstawiłem czułem się bezpiecznie.
Relacje z moją dziewczyną na początku były ok. Ale później zaczęły się problemy z mojej strony i ewidentnie wszystko wiązało się ze wstydem przed własnymi emocjami. Nie potrafiłem do końca się otworzyć ani uwierzyć, że jej uczucia są szczere i prawdziwe.
Po roku ataki paniki wróciły bo coraz bardziej dystansowałem do ludzi. Lęk przed brakiem pomocy, wyśmianiem, utratą kontroli nad własnym ciałem i zrobieniem czegoś czego będzie się mocno żałować.
No i tyle w sprawie genezy moich ataków paniki.
Jeżeli chodzi o błędne diagnozy to przyczyną był głównie brak umiejętności opisywania co się czuje by było to jednoznaczne. Kilka moich opisów faktycznie mogły wskazywać np. na początek schizofrenii (np. „czułem się jakbym był obok, jakbym patrzył sam na siebie”). Do tego wypełniając testy nie miałem możliwości konsultowania się z psychologiem czy dobrze zrozumiałem pytanie. Chyba po zaledwie 2x20min spotkaniu dostałem pakiet leków zupełnie dla mnie nie przeznaczonych
Co do mechanizmu to u mnie ewidentnie zaczęło się od osobowości unikającej. Mając chyba 7 czy 8 lat pewna osoba zaburzyła mi wizję relacji międzyludzkich. W skrócie od tego czasu powstał mi w głowie defekt, który nie pozwalał bym uwierzył, że drugi człowiek może czuć do mnie sympatię itp. Następstwem tego był silny wstyd przed okazywaniem własnych emocji i uczuć do drugiej osoby, izolacja, brak zaangażowania w budowanie przyjaźni, trzymanie ludzi na dystans (nawet rodziców i rodzeństwo). To mocno wpłynęło na poczucie własnej wartości. Ciągle chciałem komuś coś udowodnić, nie zawieść swoich bliskich (przez to ominął mnie etap buntu przed rodzicami bo ciągle miałem lęk przed zrobieniem czegoś głupiego). Dalej przyszła nieśmiałość i nieufność wobec obcych ludzi. Coś na zasadzie zanim poznam człowieka to on traktuje mnie jak wroga i muszę sobie zasłużyć by zaczął mnie 'lubić'. Pokonywanie nieśmiałości nagrodziło mnie nerwicą (uczucie „chyba zaraz zwymiotuję” wśród dużych grup osób, których nie znam). Jeszcze w liceum udało mi się zbudować jakieś znajomości natomiast na studiach były to kontakty tylko w murach uczelni. Swangoz większy dystans do ludzi wzmocnił działanie nerwicy i przyszła depresja. Leki wywołały pierwszy atak paniki. Gdy je odstawiłem czułem się bezpiecznie.
Relacje z moją dziewczyną na początku były ok. Ale później zaczęły się problemy z mojej strony i ewidentnie wszystko wiązało się ze wstydem przed własnymi emocjami. Nie potrafiłem do końca się otworzyć ani uwierzyć, że jej uczucia są szczere i prawdziwe.
Po roku ataki paniki wróciły bo coraz bardziej dystansowałem do ludzi. Lęk przed brakiem pomocy, wyśmianiem, utratą kontroli nad własnym ciałem i zrobieniem czegoś czego będzie się mocno żałować.
No i tyle w sprawie genezy moich ataków paniki.