04 Lis 2012, Nie 19:33, PID: 323641
To jest właśnie najtrudniejsze, pozbycie się komfortu. Jeśli np. mam ochotę do kogoś zagadać - to po prostu zebrać się w sobie, ruszyć dupę i to zrobić.
Spotkania towarzyskie, w których brałem udział, z powiedzmy ostatniego roku? Mogę policzyć na palcach, nawet chyba nie dwóch rąk. Spotkanie rodzinne na Wszystkich Świętych - nie moja inicjatywa, tylko ciotki i wujka. Spotkanie forumowe - nie moja inicjatywa. Wyjazd wakacyjny na Mazury - nie moja inicjatywa. Parę imprez integracyjnych i wyjazdów w pracy - inicjatywa pracodawcy.
Oczywiście jest również mnóstwo pomniejszych sytuacji towarzyskich i tu od czasu do czasu udaje się coś zainicjować. Jak choćby zagadanie do atrakcyjnej koleżanki z pracy (przy pustym korytarzu). Pamiętam dumę, jaką wtedy czułem, zwłaszcza gdy (już w czasie trwania rozmowy) ktoś przechodził obok i był jej świadkiem.
^ Ale to była ostatnia tak długa (minuta z hakiem...) swobodna i miła rozmowa z tą osobą. Powód? Ślepy los nie podsunął kolejnych okazji.
Już nie wspomnę o innej dziewczynie, z którą na firmowej wigilii, po pijaku, sporo się kołysałem na parkiecie i całkiem sporo (jak na mnie) rozmawiałem - a przez kolejny niemal rok boję się do niej w pracy odezwać, ograniczając się do "cześć". Bo to ona nie wychodzi z inicjatywą. Najwyraźniej nie jest zainteresowana bliższą znajomością (a może tak jak ja boi się ją rozwinąć?).
Oj, trzeba wychodzić z inicjatywą, trzeba pchać się z butami w życie osób, na których nam zależy, licząc że za bardzo się nie obrażą
Wiem że trzeba. Tak właśnie należy robić.
Spotkania towarzyskie, w których brałem udział, z powiedzmy ostatniego roku? Mogę policzyć na palcach, nawet chyba nie dwóch rąk. Spotkanie rodzinne na Wszystkich Świętych - nie moja inicjatywa, tylko ciotki i wujka. Spotkanie forumowe - nie moja inicjatywa. Wyjazd wakacyjny na Mazury - nie moja inicjatywa. Parę imprez integracyjnych i wyjazdów w pracy - inicjatywa pracodawcy.
Oczywiście jest również mnóstwo pomniejszych sytuacji towarzyskich i tu od czasu do czasu udaje się coś zainicjować. Jak choćby zagadanie do atrakcyjnej koleżanki z pracy (przy pustym korytarzu). Pamiętam dumę, jaką wtedy czułem, zwłaszcza gdy (już w czasie trwania rozmowy) ktoś przechodził obok i był jej świadkiem.
^ Ale to była ostatnia tak długa (minuta z hakiem...) swobodna i miła rozmowa z tą osobą. Powód? Ślepy los nie podsunął kolejnych okazji.
Już nie wspomnę o innej dziewczynie, z którą na firmowej wigilii, po pijaku, sporo się kołysałem na parkiecie i całkiem sporo (jak na mnie) rozmawiałem - a przez kolejny niemal rok boję się do niej w pracy odezwać, ograniczając się do "cześć". Bo to ona nie wychodzi z inicjatywą. Najwyraźniej nie jest zainteresowana bliższą znajomością (a może tak jak ja boi się ją rozwinąć?).
Oj, trzeba wychodzić z inicjatywą, trzeba pchać się z butami w życie osób, na których nam zależy, licząc że za bardzo się nie obrażą
Wiem że trzeba. Tak właśnie należy robić.