20 Paź 2012, Sob 14:27, PID: 321664
Zgadzam się z powyższym. Nie mam już myśli samobójczych od bardzo długiego czasu. Medytacja zrobiła swoje. Wiem jak można źle się czuć ,gdy pozornie nie ma żadnych realnych problemów. Człowiek ,który tego nie poczuł nie jest w stanie tego pojąć. Najwyżej głupio osądzi ,ale nie warto się tym przejmować. Odnaleźć w sobie chęć do bycia. Chęć samobójczej śmierci to rozpaczliwa chęć uwolnienia się od zgiełku własnego umysłu. Tak to dziś widzę. Chciałem i próbowałem się zabić bo jedynym ukojeniem była śmierć. Absolutna, wieczna i niczym niezmącona ,nieświadoma cisza. To jest piękne. Teraz wiem ,że umysł można uciszyć w inny sposób. Również można go obserwować co jest bardzo kształcące. Przestaje być sprawiającym ból wrogiem ,a staje się poranionym i nierozumianym dzieckiem. Ciężko mi uwierzyć obecnie w ten rozdzierający, wewnętrzny ból ,który mi kiedyś towarzyszył. Tylko płacz powodował ,że trochę było lżej. Pamiętam ,że to się działo ,ale na poziomie emocji to jakaś abstrakcja. WTF?! Ze niby mi było tak źle ? Pomieszanie tragizmu z dramatyzmem ,ale cóż, czułem co czułem.