09 Cze 2012, Sob 10:38, PID: 304140
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Cze 2012, Sob 13:30 przez Zasió.)
właśnie przez takie myślenie "nie dam sobie radym, bo jestem chorobliwie nieśmiały" w duzej mierze jestem tam, gdzie jestem, a chyba nie do końca chciałem być. A nawet jeśli finalnie skończyłbym na tych samych studiach, to może jednak z innymi doświadczeniami z liceum...
Najpierw trzeba postarać sie walczyć z fobią, i zobaczyć, jakim jest się naprawdę, może sie okazać, że te nieodpowiednie dla nas zawody całkiem nieźle do nas pasują (naiwne pocieszenie plus motywowanie innych przez pieprzonego lenia i defetystę? - to lubię!)
Czy mówić o tym komuś - nadal nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się jednak, ze trudno liczyć na realną pomoc, jeśli tym kimś nie jest nasza kochająca i absolutnie wyjatkowo wyrozumiała "druga połowa". Odpowiednio życzliwa osoba gwarantuje jednak chwilowa ulgę, a może nawet późniejsze kilkukrotne zainteresowanie się naszymi sprawami... Nie potrafię powiedzieć, czy to wystarczy, odzywa sie jednak we mnie cos, co każe sobie uświadomić, ze tego typu analiza korzyści nie zawsze jest zdrowa i może warto się wygadac, by choc w ten sposób nawiązać jakiś spontaniczny kontakt z drugim człowiekiem, nawet ulotny i "tak niewiele" wnoszący w nasze życie?
Z mojej perspektywy mogę napisać, ze, choć to bardzo smutne dla osoby z fobią, do tego kompletnie samotnej i zagubionej - ale nie mozna oczekiwać od każdego spotkania i relacji fajerwerków. Choć gdy nigdy sie ich nie widziało, trudno sie z tym pogodzić. Trzeba jednak pamiętać, ze nawet ta jedna rozmowa to ciekawe doświadczenie, zwłaszcza jezeli ktos, podobnie jak ja, ma swiadomosc, że nigdy wczesniej nawet tak powierzchownie szczerej rozmowy z kims obcym nie odbyl...
Najpierw trzeba postarać sie walczyć z fobią, i zobaczyć, jakim jest się naprawdę, może sie okazać, że te nieodpowiednie dla nas zawody całkiem nieźle do nas pasują (naiwne pocieszenie plus motywowanie innych przez pieprzonego lenia i defetystę? - to lubię!)
Czy mówić o tym komuś - nadal nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się jednak, ze trudno liczyć na realną pomoc, jeśli tym kimś nie jest nasza kochająca i absolutnie wyjatkowo wyrozumiała "druga połowa". Odpowiednio życzliwa osoba gwarantuje jednak chwilowa ulgę, a może nawet późniejsze kilkukrotne zainteresowanie się naszymi sprawami... Nie potrafię powiedzieć, czy to wystarczy, odzywa sie jednak we mnie cos, co każe sobie uświadomić, ze tego typu analiza korzyści nie zawsze jest zdrowa i może warto się wygadac, by choc w ten sposób nawiązać jakiś spontaniczny kontakt z drugim człowiekiem, nawet ulotny i "tak niewiele" wnoszący w nasze życie?
Z mojej perspektywy mogę napisać, ze, choć to bardzo smutne dla osoby z fobią, do tego kompletnie samotnej i zagubionej - ale nie mozna oczekiwać od każdego spotkania i relacji fajerwerków. Choć gdy nigdy sie ich nie widziało, trudno sie z tym pogodzić. Trzeba jednak pamiętać, ze nawet ta jedna rozmowa to ciekawe doświadczenie, zwłaszcza jezeli ktos, podobnie jak ja, ma swiadomosc, że nigdy wczesniej nawet tak powierzchownie szczerej rozmowy z kims obcym nie odbyl...