18 Sty 2012, Śro 14:43, PID: 289532
Jesteśmy jednostkami myślącymi i nikt za nas nie przeżyje naszego życia, nie widzę w ogóle sensu w jakimś mniej lub bardziej uświadomionym szukaniu społecznej akceptacji przez uleganie jakimkolwiek presjom (związek, seks). Z zasady samotność nie jest czymś naturalnym i każdy ma wewnętrzną potrzebę przynależności, ale jeśli związek ma oznaczać tę bylejakość o jakiej mówi autorka to chyba prędzej można być szczęśliwym poza związkiem.
Nie rozumiem tylko tego przesadyzmu w polaryzacji - związek lub samotność, życie seksualne lub dająca satysfakcję autoerotyka (zastanawia uciekanie od pojęcia "masturbacja"). Te teksty mnie rozwaliły i faktycznie zniesmaczyły. Seksualność jest nierozerwalną częśćią naszej osobowości i kiedy ta sfera jest niepokojąca, psuje się wpływa to na na nasze widzenie siebie. Odczuwanie popędu seksualnego jest normalne i powstrzymywanie się przed rozładowaniem napięcia może być męczące, ale czyż ładowanie w tę sferę swojej energii, którą można wykorzystać bardziej twórczo, nie jest jednak pułapką żałosności i nie sprzyja dalszej alienacji? Można sumblimować kreatywnie (pasje, hobby), ćwiczyć (co zwiększy atrakcyjnośc fizyczną i ilość endorfin ku poprawie nastroju), można spotykać się z ludźmi, a nawet mieć udane życie seksualne poza związkiem - wielu singli tak robi z wyboru. Ucieczka w samotność totalną, masturbację to nadal tylko ucieczka... może bez odwrotu, może niebezpieczna.
Dla mnie ten artykuł, pomimo kilku słusznych tez, to taka słodka cytryna na krzewie racjonalizacji. I z pewnością nie jest to artykuł i drogowskaz dobry dla fobików, dla których jednak najczęściej samotność jest stanem niepożądanym, którzy mają marzenia i pragnienia i powinni dążyć do ich spełnienia. Asymilacja samotności jako bezpiecznej, a nawet może fajnej przystani to droga do nikąd.
Nie rozumiem tylko tego przesadyzmu w polaryzacji - związek lub samotność, życie seksualne lub dająca satysfakcję autoerotyka (zastanawia uciekanie od pojęcia "masturbacja"). Te teksty mnie rozwaliły i faktycznie zniesmaczyły. Seksualność jest nierozerwalną częśćią naszej osobowości i kiedy ta sfera jest niepokojąca, psuje się wpływa to na na nasze widzenie siebie. Odczuwanie popędu seksualnego jest normalne i powstrzymywanie się przed rozładowaniem napięcia może być męczące, ale czyż ładowanie w tę sferę swojej energii, którą można wykorzystać bardziej twórczo, nie jest jednak pułapką żałosności i nie sprzyja dalszej alienacji? Można sumblimować kreatywnie (pasje, hobby), ćwiczyć (co zwiększy atrakcyjnośc fizyczną i ilość endorfin ku poprawie nastroju), można spotykać się z ludźmi, a nawet mieć udane życie seksualne poza związkiem - wielu singli tak robi z wyboru. Ucieczka w samotność totalną, masturbację to nadal tylko ucieczka... może bez odwrotu, może niebezpieczna.
Dla mnie ten artykuł, pomimo kilku słusznych tez, to taka słodka cytryna na krzewie racjonalizacji. I z pewnością nie jest to artykuł i drogowskaz dobry dla fobików, dla których jednak najczęściej samotność jest stanem niepożądanym, którzy mają marzenia i pragnienia i powinni dążyć do ich spełnienia. Asymilacja samotności jako bezpiecznej, a nawet może fajnej przystani to droga do nikąd.