02 Sty 2012, Pon 21:11, PID: 286880
niestety moja matka zaczęła kapować, że coś ze mną nie tak, tyle, że w złą stronę idzie. powiedzieć jak jest czy nie? jak dotrzeć do takiego człowieka, ona mnie nie zrozumie, tylko na mnie nakrzyczy, że wymyślam, że kłamię, że jestem nienormalna <tutaj się nie myli> ojciec w ogóle odpada. tyle, że jeżeli pozwolę, żeby to dalej szło w złą stronę, bo ona już robi dramaty, że kłamię, że wagaruję <dzisiaj pierwszy raz, więc i tak nie jest źle>, nie będę mieć już w ogóle życia. niech to szlag! w zasadzie chyba żadne wyjście nie jest dobre. jak jej powiem to będzie robić dramaty, ale w sposób bardzo egocentryczny- bo to jej pech, nieszczęście, to nie mój problem, ale ja jestem dla niej problemem. najlepiej, żebym siedziała cicho i udawała, że wszystko w porządku- specjalnie dla niej, żeby się nie "martwiła, że ma problem, dziecko wariata". do tej pory luz- mogę siedzieć cicho, tyle, że dzisiaj się wydało moje małe, albo i niemałe, kłamstwo. dla niej to nie ja będę poszkodowana, ale ona, a ja będę tą złą. wiecie o co chodzi. teraz to pewnie ze mnie zrobi potwora. i będzie ubolewać nad sobą, jakie ma z mojej winy kłopoty. dziękuję bardzo, mamuniu- gdybyś wiedziała, że moja samoocena to wynik twoich humorków. mam wrażenie, że z jednej strony ulżyło jej- teraz ma konkretny, realny powód, żeby mnie zacząć bardziej nie lubić <nienawidzić to chyba zbyt duże słowo, w końcu matka>. nie zapytam, który wariant lepszy, bo obydwa kijowe, więc zapytam inaczej- który gorszy?