19 Paź 2011, Śro 11:15, PID: 276527
@monisiaczek - no offence, to tylko takie dywagacje i rozważania i bardzo, w sumie, dobrze, że Ciebie nie dotyczą. :-) Powodzenia z magisterką! :-)
A wracając do tematu, to studia jednak pomogły mi w walce z fobią społeczną. Na początku miałem tak jak Luna, czyli nadaktywność (dla fobika) towarzyska, potem to już jakoś oklapło i powróciłem do małomówności i większego zamknięcia w sobie.
Nie mniej jednak, patrząc na ten okres (który jeszcze się nie skończył, ale większa część jednak minęła ) jako całość, to teraz jestem zdecydowanie bardziej otwarty, mam mniejszy problem z rozmową, stresem w towarzystwie. O ile na zewnątrz wciąż jestem dość - relatywnie - małomówny, to umysł nie szaleje już tak bardzo, jestem spokojniejszy "w środku". Owszem, wciąż zdarzają się jakieś ataki paniki, ale rzadko i nawet wtedy nie jestem już całkiem sparaliżowany.
Inna sprawa, że wraz ze spadkiem poziomu fobii, zwiększyła się tendencja do unikania pewnych sytuacji. Chociażby wybieranie takich autobusów, w których nie spotkam nikogo znajomego. Wolałem się już budzić o 5:45, zamiast po szóstej, byle tylko jechać bez towarzystwa. Potem to już weszło w nawyk i przestałem się nad tym zastanawiać. I tutaj dygresja - odkąd dojeżdżam autem, mój poziom spokoju w ciągu dnia wzrósł zdecydowanie... ;-) A i rano jestem bardziej rześki, niż gdy zamulałem w autobusie.
A wracając do tematu, to studia jednak pomogły mi w walce z fobią społeczną. Na początku miałem tak jak Luna, czyli nadaktywność (dla fobika) towarzyska, potem to już jakoś oklapło i powróciłem do małomówności i większego zamknięcia w sobie.
Nie mniej jednak, patrząc na ten okres (który jeszcze się nie skończył, ale większa część jednak minęła ) jako całość, to teraz jestem zdecydowanie bardziej otwarty, mam mniejszy problem z rozmową, stresem w towarzystwie. O ile na zewnątrz wciąż jestem dość - relatywnie - małomówny, to umysł nie szaleje już tak bardzo, jestem spokojniejszy "w środku". Owszem, wciąż zdarzają się jakieś ataki paniki, ale rzadko i nawet wtedy nie jestem już całkiem sparaliżowany.
Inna sprawa, że wraz ze spadkiem poziomu fobii, zwiększyła się tendencja do unikania pewnych sytuacji. Chociażby wybieranie takich autobusów, w których nie spotkam nikogo znajomego. Wolałem się już budzić o 5:45, zamiast po szóstej, byle tylko jechać bez towarzystwa. Potem to już weszło w nawyk i przestałem się nad tym zastanawiać. I tutaj dygresja - odkąd dojeżdżam autem, mój poziom spokoju w ciągu dnia wzrósł zdecydowanie... ;-) A i rano jestem bardziej rześki, niż gdy zamulałem w autobusie.