09 Lip 2011, Sob 14:32, PID: 261479
Witam. Chciałabym wam coś opowiedzieć. Wczoraj byłam z dwoma koleżankami na koncercie. Już na początku jak zobaczyłam na przystanku, że są jeszcze z jedną dziewczyną , której za dobrze nie znam poczułam się dziwnie. Jednak okazało się, że ta dziewczyna z nami nie jedzie tylko spotkała je jak wracała z pracy. No to wsiadam do autobusu z tymi dwoma koleżankami, w autobusie oczywiście stres bo dużo ludzi w jednym pomieszczeniu, gdy coś mowiłam to bardzo zdenerwowana, one częściej ze sobą gadały, ja sie wsluchiwalam, raz na jakis czas cos powiedzialam. Ale wtedy to jeszcze było okej. Gorzej było gdy już na ten koncert przybyłysmy, one zobaczyły tam swoich dwóch kolegów i się do nich dołączyłysmy i wtedy zaczął się koszmar. one gadały z nimi, o wszystkim i o niczym a ja siedzialam najzwyczajniej w swiecie CICHO. Odzywalam sie moze raz na 15 min i to bylo jakieś takie nerwowe wtrącenie się albo przytaknięcie. Nie wiedzialam co mam zrobić z oczami, czułam się tak koszmarnie, chyba jak nigdy dotąd. Po pewnym czasie nie odzywania się z mojej strony widziałam, że się dziwnie na mnie patrzą, ale ja nie umiałam tego zmienić. Cały czas siedziałam zestresowana i prawie sie nie odzywalam. Czulam sie koszmarnie.. Dopiero gdy wypilam piwo to moglam troche wiecej pogadac ale to tez nie bylo nic fajnego, minimalnie lepiej sie czulam.
Najgorsze jest to w tym dniu, że zobaczylam faceta na tym koncercie, w ktorym sie podkochuje od jakiegos czasu, on byl z kumplem. Z jedną koleżanką podeszlysmy sie z nimi prxzywitac -oczywiscie to byl pomysl kolezanki (one tez ich znala) A więc poszlysmy do nich , pogadalismy o pierdołach i sie pozegnalismy i wrocilismy na lawke do tych kolegow, do ktorych sie dołaczylysmy i do koleżanki. Przykre jest to, że ten facet ktory mi sie podobal patrzyl mi sie w oczy raz na jakis czas a ja nie umialam przetrzymac wzroku.. Czulam sie zawstydzona, wiecej gadalam z tym kolegą jego niz z nim, w głebi duszy bardzo chcialam z nim pogadac wiecej i sie w oczy patrzec ale po prostu nie bylam w stanie na niego popatrzec.. Jestem zalamana bo nie potrafie walczyc o to na czym mi na prawde zalezy.. Chcialam tyle rzeczy a nic z tego nie wyszlo. Przez tą cholerną fobie spoleczną!!
Później z tymi kolegami, do ktorych sie dołączylismy pojechalismy z nimi autem do domu i do klubu, posiedziec jeszcze troche, ja juz jak w aucie jechalismy chcialam powiedziec ze nie chce juz nigdzie isc i ze ide do domu ale nie umialam sie przeciwstawic, wiec poszlam z nimi do tego klubu . oczywiscie siedzialam caly czas i nic nie gadalam, kompletnie nic, oni wrecz przeciwnie! Aż nie wytrzymalam i udałam ze dzwoni do mnie mama i ze musze juz isc .. oni zostali ja stamtąd ucieklam. Jak wracalam do domu mialam tylko w glowie by jak najdalej stamtąd uciec, czulam sie najgorzej jak nigdy dotąd. Nie wiedzialam co mam ze sobą zrobic. Gdy bylam w polowie drogi do domu (szlam piechotą) z troche daleka zobaczylam jeszcze jak na zlosc tego faceta, w ktorym sie zakochalam i szedl sam, (chyba do kolegi ktory mieszka na mojej ulicy) On chyba mnie nie zauwazyl, ja przez to co mnie spotkalo w tym klubie i przez to ze nic sie nie odzywalam i ze sie czulam koszmarnie, nie mialam juz sily zawolac tego faceta ktory mi sie podoba i z nim pogadac, w innym wypadku bym pewnie zagadala do niego ale za duzo juz energii stracilam by jeszcze z nim gadac. Wrocilam do domu, nie umialam zasnąc bo caly czas ten dzien siedzial mi w glowie, czulam sie jak jakas najgorsza idiotka, przeklinalam do siebie, wyzywalam sie, zalowalam najbardziej ze nic nie zrobilam w stosunku do tego faceta ktory mi sie podoba. Tamtych kolegow mialam w dup*e ale nie moge sobie wybaczyc ze takiej okazji nie wykorzystalam.
i teraz nie mam ochoty na rozmowe z tymi dwoma kolezankami bo one mnie nigdy takiej nie widzialy ze nic a nic nie odzywalam sie. Czuje sie tym bardzo zawstydzona ze mnie taką wlasnie poznaly wczoraj i po prostu lubie je ale nie chce z nimi gadac, bo wstyd mi za moje zachowanie.
O tym facecie to juz wcale wole nie gadac, stracilam po raz kolejną szansze by jakoś blizej z nim sie zapoznać..
Czuję się koszmarnie.
Tak. Chyba chciałam się wyżalić
Jeśli ktoś to przeczyta to wielki szacun dla niego.
Do widzenia.
Najgorsze jest to w tym dniu, że zobaczylam faceta na tym koncercie, w ktorym sie podkochuje od jakiegos czasu, on byl z kumplem. Z jedną koleżanką podeszlysmy sie z nimi prxzywitac -oczywiscie to byl pomysl kolezanki (one tez ich znala) A więc poszlysmy do nich , pogadalismy o pierdołach i sie pozegnalismy i wrocilismy na lawke do tych kolegow, do ktorych sie dołaczylysmy i do koleżanki. Przykre jest to, że ten facet ktory mi sie podobal patrzyl mi sie w oczy raz na jakis czas a ja nie umialam przetrzymac wzroku.. Czulam sie zawstydzona, wiecej gadalam z tym kolegą jego niz z nim, w głebi duszy bardzo chcialam z nim pogadac wiecej i sie w oczy patrzec ale po prostu nie bylam w stanie na niego popatrzec.. Jestem zalamana bo nie potrafie walczyc o to na czym mi na prawde zalezy.. Chcialam tyle rzeczy a nic z tego nie wyszlo. Przez tą cholerną fobie spoleczną!!
Później z tymi kolegami, do ktorych sie dołączylismy pojechalismy z nimi autem do domu i do klubu, posiedziec jeszcze troche, ja juz jak w aucie jechalismy chcialam powiedziec ze nie chce juz nigdzie isc i ze ide do domu ale nie umialam sie przeciwstawic, wiec poszlam z nimi do tego klubu . oczywiscie siedzialam caly czas i nic nie gadalam, kompletnie nic, oni wrecz przeciwnie! Aż nie wytrzymalam i udałam ze dzwoni do mnie mama i ze musze juz isc .. oni zostali ja stamtąd ucieklam. Jak wracalam do domu mialam tylko w glowie by jak najdalej stamtąd uciec, czulam sie najgorzej jak nigdy dotąd. Nie wiedzialam co mam ze sobą zrobic. Gdy bylam w polowie drogi do domu (szlam piechotą) z troche daleka zobaczylam jeszcze jak na zlosc tego faceta, w ktorym sie zakochalam i szedl sam, (chyba do kolegi ktory mieszka na mojej ulicy) On chyba mnie nie zauwazyl, ja przez to co mnie spotkalo w tym klubie i przez to ze nic sie nie odzywalam i ze sie czulam koszmarnie, nie mialam juz sily zawolac tego faceta ktory mi sie podoba i z nim pogadac, w innym wypadku bym pewnie zagadala do niego ale za duzo juz energii stracilam by jeszcze z nim gadac. Wrocilam do domu, nie umialam zasnąc bo caly czas ten dzien siedzial mi w glowie, czulam sie jak jakas najgorsza idiotka, przeklinalam do siebie, wyzywalam sie, zalowalam najbardziej ze nic nie zrobilam w stosunku do tego faceta ktory mi sie podoba. Tamtych kolegow mialam w dup*e ale nie moge sobie wybaczyc ze takiej okazji nie wykorzystalam.
i teraz nie mam ochoty na rozmowe z tymi dwoma kolezankami bo one mnie nigdy takiej nie widzialy ze nic a nic nie odzywalam sie. Czuje sie tym bardzo zawstydzona ze mnie taką wlasnie poznaly wczoraj i po prostu lubie je ale nie chce z nimi gadac, bo wstyd mi za moje zachowanie.
O tym facecie to juz wcale wole nie gadac, stracilam po raz kolejną szansze by jakoś blizej z nim sie zapoznać..
Czuję się koszmarnie.
Tak. Chyba chciałam się wyżalić
Jeśli ktoś to przeczyta to wielki szacun dla niego.
Do widzenia.