20 Mar 2011, Nie 0:44, PID: 244512
Przez kilkanaście lat mojego życia miałam taką koleżankę-protezę, która na dodatek mnie terroryzowała, biła jak coś jej się nie podobało, pluła, obrażała się lub w krańowym stadium próbowała sobie zrobić krzywdę, a ja miałam być wielką podporą. To ciekawe, bo co nie zrobiłam, było źle, więc właściwie - mimo że była moją najlepszą koleżanką przez tyle lat - nie wiedziałam jak się przy niej zachować, dlatego też jej nie pomagałam. Czułam dystans. Nie mamy teraz kontaktu i ja unikam już takich znajomości.
Moje życie towarzyskie nie istnieje dlatego, że przez liceum nie poznałam nikogo wartościowego. Straciłam wiarę, że są normalni ludzie, więc na studiach jakoś ochoczo nie rozwijałam znajomości, a uważam, że poznałam całkiem dużo osób, ze 20 było takich, które podeszły i po prostu chciały się zapoznać. Uwierzyłam, że wcale nie jestem jakimś dziwadłem, tylko do tej pory nie poznałam ludzi, których był sens poznawać.
Mam jakieś opory przed głębszymi znajomościami, ale tak naprawdę to nie poznałam nikogo, z kim mogłabym swobodnie spędzać czas. To musi być ktoś miły, nie robić wokół siebie nadmiernego szumu i mieć jakiekolwiek wspólne tematy/zainteresowania.
Moje życie towarzyskie nie istnieje dlatego, że przez liceum nie poznałam nikogo wartościowego. Straciłam wiarę, że są normalni ludzie, więc na studiach jakoś ochoczo nie rozwijałam znajomości, a uważam, że poznałam całkiem dużo osób, ze 20 było takich, które podeszły i po prostu chciały się zapoznać. Uwierzyłam, że wcale nie jestem jakimś dziwadłem, tylko do tej pory nie poznałam ludzi, których był sens poznawać.
Mam jakieś opory przed głębszymi znajomościami, ale tak naprawdę to nie poznałam nikogo, z kim mogłabym swobodnie spędzać czas. To musi być ktoś miły, nie robić wokół siebie nadmiernego szumu i mieć jakiekolwiek wspólne tematy/zainteresowania.