24 Lut 2011, Czw 20:17, PID: 241277
Taak, dobrze to znam. Wszyscy sobie gaduszą, a ja sama i cholernie mi z tym głupio, a nawet jakbym coś chciała zmienić to pustka w głowie albo lęk. To chyba nie ma rozróżnienia na płeć, emocje odczuwa się tak samo, tyle że ktoś kiedyś przyjął niepotrzebnie komu co wypada bardziej robić.
Naprawdę uznanie, z tego co piszesz, ja już miałam dość i pracę zostawiłam. Teraz też jest lipa, ale przynajmniej nie mam stresów z tamtej pracy, za to mam stres finansowy, nie wiem co lepsze. Jak sobie radzisz z tymi emocjami? Dajesz im później gdzieś ujście?
Też tak mam, że jak ktoś jest wkurzony to od razu włącza mi się, że przeze mnie, pojawia się strach, czasem wmanipulowuję się w sytuację z bijącym sercem żeby udowodnić sobie że to nie moja wina. Podobnie jest jak ktoś się śmieje, to myślę że to ze mnie.
Niestety, tak jak bywało w pracy, tak jest też u mnie w rodzinie czy także w związku (niestety ) jest to samo , właściwie nie ma ani jednej osoby z którą mogłabym o tym porozmawiać. To mnie doprowadza coraz bardziej do szaleństwa. Próbowałam o tym mówić, ale nikt nie przykłada do tego uwagi. Po prostu, temat jest jak mówię, jak skończę to tematu nie ma i wszyscy mają być szczęśliwi i właściwie to dlaczego mi się coś ciągle nie podoba. W którymś momencie włącza mi się złość na to że inni to zlewają, że nie rozumieją i że nie chcą nawet zrozumieć. Koło się zamyka, ludzie się zniechęcają W pracy to jest gorzej bo MUSI się z tymi ludźmi przebywać i jakoś dogadywać. Wszędzie wiatr w oczy.
Naprawdę uznanie, z tego co piszesz, ja już miałam dość i pracę zostawiłam. Teraz też jest lipa, ale przynajmniej nie mam stresów z tamtej pracy, za to mam stres finansowy, nie wiem co lepsze. Jak sobie radzisz z tymi emocjami? Dajesz im później gdzieś ujście?
Też tak mam, że jak ktoś jest wkurzony to od razu włącza mi się, że przeze mnie, pojawia się strach, czasem wmanipulowuję się w sytuację z bijącym sercem żeby udowodnić sobie że to nie moja wina. Podobnie jest jak ktoś się śmieje, to myślę że to ze mnie.
Niestety, tak jak bywało w pracy, tak jest też u mnie w rodzinie czy także w związku (niestety ) jest to samo , właściwie nie ma ani jednej osoby z którą mogłabym o tym porozmawiać. To mnie doprowadza coraz bardziej do szaleństwa. Próbowałam o tym mówić, ale nikt nie przykłada do tego uwagi. Po prostu, temat jest jak mówię, jak skończę to tematu nie ma i wszyscy mają być szczęśliwi i właściwie to dlaczego mi się coś ciągle nie podoba. W którymś momencie włącza mi się złość na to że inni to zlewają, że nie rozumieją i że nie chcą nawet zrozumieć. Koło się zamyka, ludzie się zniechęcają W pracy to jest gorzej bo MUSI się z tymi ludźmi przebywać i jakoś dogadywać. Wszędzie wiatr w oczy.