13 Lut 2011, Nie 3:33, PID: 239052
Przede wszystkim musisz sobie zdać sprawę, jak niewielu jest terapeutów, którzy potrafią taką terapię prowadzić. Nie wiem czy jest sens tutaj dyskutować.
Taka terapia nie polega na naprawie relacji z rodzicami, tylko raczej na odwrót. Masz zerwać złe więzy, te, które Cię dzisiaj pętają. Nie masz relacji naprawiać, tylko wyrzucić z siebie to co Ci siedzi, tą część siebie którą kiedyś zablokowałeś. Bez wsparcia terapeuty ten proces się nie odbędzie, zwłaszcza jeśli mówisz że twoja obecna terapeutka Cię do tego nie namawia, nie wiem czy wspiera Cię w tym? Czy potrafi? Skoro to tylko twoja inicjatywa.
Nie pomyślałeś może, że wtedy ty nie dojrzałeś do takiej terapii, a teraz masz nieodpowiedniego terapeute? A może tamta tylko tak mówiła, a nie potrafiła być ciepła i swoją postawą Cię otworzyć? Nie wystarczy powiedzieć teraz porozmawiajmy o dzieciństwie, musisz czuć tą otwartość ze strony terapeuty na każdą twoją emocje. Więc sama wiedza terapeuty tutaj nic nie da.
To tak, jakbym ja miał prowadzić terapie(w uproszczeniu). Mam wiedzę, ale najpierw sam muszę ten proces przejść, żeby móc w sposób otwarty mówić ze swoim klientem o tych sprawach. Jestem zbyt zablokowany, tak jak pewnie są zablokowani na pewne rzeczy terapeuci.
Czyli jesteś w takim momencie w jakim ja jestem. Mogłeś się czegoś dowiedzieć, ale nie przeżyłeś tego. Wiesz jak wygląda wyrzucanie z siebie żalu i złości, jeśli docierają do Ciebie pewne sprawy? Możesz płakać przez pół dnia, możesz mieć ochotę rzucać krzesłami, przeżywać nienawiść. Bez otwartej postawy terapeuty nie dotrzesz do tych uczuć, bo są to emocje z wczesnego dzieciństwa, kiedy twój świat to byli głównie rodzice, a małe dziecko boi się sprzeciwić swoim rodzicom. Nie kopie się pod sobą dołków(gdy jesteś dzieckiem). Dlatego teraz gdy jesteś dorosły, możesz wreszcie wyrazić to, co nie było wyrażone przez to, że byłeś mały i bezbronny, a te uczucia nie były przez rodziców akceptowane.
Nie możesz zbudować siebie od nowa, skoro dzieciństwo to dla Ciebie czarna kartka, lęk i strach. Założę się, że żaden fobik społeczny nie miał idealnych rodziców, którzy pozwalali mu być w domu sobą, pozwalali na wyrażanie emocji, przede wszystkim zauważali go i jego emocje. Czy ktoś miał takich rodziców?
Brawo, poświęciliście z terapeutą szmat czasu. Nie wiem czy ja dobrze robię, bo nie wiem jak to wygląda z zewnątrz. Zdaje sobie sprawę, że jestem skrzywiony emocjonalnie i to może wyglądać dziwnie, ale myślę że znalazłem sposób na to, i chcę do niego przekonać. Tylko właśnie, czy to ma sens.
Taka terapia nie polega na naprawie relacji z rodzicami, tylko raczej na odwrót. Masz zerwać złe więzy, te, które Cię dzisiaj pętają. Nie masz relacji naprawiać, tylko wyrzucić z siebie to co Ci siedzi, tą część siebie którą kiedyś zablokowałeś. Bez wsparcia terapeuty ten proces się nie odbędzie, zwłaszcza jeśli mówisz że twoja obecna terapeutka Cię do tego nie namawia, nie wiem czy wspiera Cię w tym? Czy potrafi? Skoro to tylko twoja inicjatywa.
Nie pomyślałeś może, że wtedy ty nie dojrzałeś do takiej terapii, a teraz masz nieodpowiedniego terapeute? A może tamta tylko tak mówiła, a nie potrafiła być ciepła i swoją postawą Cię otworzyć? Nie wystarczy powiedzieć teraz porozmawiajmy o dzieciństwie, musisz czuć tą otwartość ze strony terapeuty na każdą twoją emocje. Więc sama wiedza terapeuty tutaj nic nie da.
To tak, jakbym ja miał prowadzić terapie(w uproszczeniu). Mam wiedzę, ale najpierw sam muszę ten proces przejść, żeby móc w sposób otwarty mówić ze swoim klientem o tych sprawach. Jestem zbyt zablokowany, tak jak pewnie są zablokowani na pewne rzeczy terapeuci.
chief napisał(a):Odświeżyłem sporo wspomnień i uczuć, które się z tym wiązały, natomiast nie osignąłem tego czego oczekiwalem, tzn nie spowodowało to oczyszczenia relacji ani uwolnienia od czegokolwiek, zamiast tego zostałem z poczuciem żalu i złości w stosunku do matki. Terapeutka nie zachęcała mnie do tego, raczej była to moja inicjatywa. Więc jestem teraz spectycznie nastawiony do "grzebania w przeszłości".
Czyli jesteś w takim momencie w jakim ja jestem. Mogłeś się czegoś dowiedzieć, ale nie przeżyłeś tego. Wiesz jak wygląda wyrzucanie z siebie żalu i złości, jeśli docierają do Ciebie pewne sprawy? Możesz płakać przez pół dnia, możesz mieć ochotę rzucać krzesłami, przeżywać nienawiść. Bez otwartej postawy terapeuty nie dotrzesz do tych uczuć, bo są to emocje z wczesnego dzieciństwa, kiedy twój świat to byli głównie rodzice, a małe dziecko boi się sprzeciwić swoim rodzicom. Nie kopie się pod sobą dołków(gdy jesteś dzieckiem). Dlatego teraz gdy jesteś dorosły, możesz wreszcie wyrazić to, co nie było wyrażone przez to, że byłeś mały i bezbronny, a te uczucia nie były przez rodziców akceptowane.
Nie możesz zbudować siebie od nowa, skoro dzieciństwo to dla Ciebie czarna kartka, lęk i strach. Założę się, że żaden fobik społeczny nie miał idealnych rodziców, którzy pozwalali mu być w domu sobą, pozwalali na wyrażanie emocji, przede wszystkim zauważali go i jego emocje. Czy ktoś miał takich rodziców?
chief napisał(a):Bardzo gruntownie przerabiałem relacje z rodzicami w czasie obecnej terapii, zwłaszcza okres do 5 roku życia. Poświęciliśmy na to ze 2 mies., nie całyczas, ale wracaliśmy do tego tematu często.
Brawo, poświęciliście z terapeutą szmat czasu. Nie wiem czy ja dobrze robię, bo nie wiem jak to wygląda z zewnątrz. Zdaje sobie sprawę, że jestem skrzywiony emocjonalnie i to może wyglądać dziwnie, ale myślę że znalazłem sposób na to, i chcę do niego przekonać. Tylko właśnie, czy to ma sens.