16 Sty 2011, Nie 22:33, PID: 235805
Mary Jane napisał(a):To nie osoby, czy sytuacje wywołują we mnie emocje, tylko sposób mojej subiektywnej ich analizy
hmm.. nie wiedziałam, że to takie kontrowersyjne przekonanie
To jest taka ogólna myśl i w tej formie bardzo mi pomaga, nie rozwinęłam o co dokładnie chodzi, bo to miała być krótka myśl.
Terapeuci p-b też zazwyczaj o tym mówią swoim klientom z fobią, to taki pierwszy krok w kierunku zdrowego myślenia - przekonanie, że możesz jednak kierować swoimi emocjami, że nie muszą być całkowicie nieokiełznane, masz na nie wpływ a precyzyjnie, twoje myślenie.
Nie chce mi się przepisywać podręcznika do leczenia lęku społecznego ale znalazłam w sieci artykuł, który dotyka tego zagadnienia. Podaję krótkie cytaty i linka do strony:
Cytat:Po pierwsze – stres jest wynikiem subiektywnej oceny podmiotu, więc nie istnieje coś takiego jak obiektywna sytuacja stresowa. To, co dla jednego jest normalną sytuacją, w której nie odczuwa żadnego szczególnego pobudzenia, a wręcz świetnie w niej funkcjonuje, u innego wywoła dramatyczny skok napięcia i poczucie bezradności lub lęku. Tak więc stresujący charakter jakiegoś wydarzenia wynika ze znaczenia nadawanego mu przez człowieka. Reagujemy biorąc pod uwagę (w sposób mniej lub bardziej uświadomiony) nasze cele, wartości i wiarę w możliwości poradzenia sobie z sytuacją.
Cytat:Pewien psycholog nazwiskiem Ellis stwierdził, że pomiędzy sytuacją a reakcją stresową pośredniczą irracjonalne myśli. Czasem są one ukryte pod powierzchnią pozornie normalnych przekonań. Na przykład przekonanie, że zawsze trzeba wszystko doskonale wykonać (perfekcjonizm) może stać się ogromny źródłem stresu. Osoba, która nie pozostawia miejsca na niepowodzenie lub nieprzewidziane sytuacje, w przypadku porażki lub zagrożenia porażką przeżywa stres związany z poczuciem braku kontroli lub własnej niekompetencji.artykuł napisany przez Joannę Boj (psycholog)
tu link
pewnie, że każdy z nas czasem spotyka osoby, które nas nie lubią, czy nawet nienawidzą (takie życie). I robią nam jakieś podłe rzeczy albo obrażają itp.
sama kiedyś na zaczepki reagowałam strasznie agresywnie. Krew mi uderzała do głowy i wybierałam zaangażowanie w kłótnię, ponieważ wydawało mi się, że jak nie podejmę zaczepki, to wyjdę na sierotę. Teraz uważam odwrotnie, jest słabo, jak dam się sprowokować i dam wyzwolić w sobie emocje komuś, kto ma widocznie sam ze sobą problem.
Dla mnie nie warto walczyć z kimś niczym o złote kalesony, jeśli coś jest błahostką i nie ma wpływu na moje dalsze życie a może wyzwolić negatywne emocje. Np. co ci tak na prawdę da, że udowodnisz kumplowi, że jest idiotą. Nic, tylko stracisz na to udowadnianie sił i nerwów. Moim zdaniem swoje nerwy i energię trzeba oszczędzać i szanować, wtedy szanujesz siebie. A na pewno nie będę ich tracić na kogoś, na kim mi nie zależy.
Tak samo przekonywanie kogoś jawnie opornego/o innym światopoglądzie do swojego zdania, prawdopodobnie i tak takiej osoby nie przekonasz, więc po co w ogóle to robić.. i się denerwować.
Co innego, jeżeli sytuacja ma poważne konsekwencje np. jakieś pomówienie w miejscu pracy, które trafia do szefa i może zaważyć na dalszej pracy, czy wysokości wynagrodzenia. Tego nie można odpuścić.