16 Gru 2010, Czw 17:24, PID: 232008
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Gru 2010, Czw 17:30 przez shalafi.)
Chciałem założyć osobny wątek, ale tu chyba też będzie pasować.
Poszedłem dziś do fryzjera. Zawsze chodzę do tego samego salonu, nieopodal miejsca mojego zamieszkania, i strzygę się u tej samej pani fryzjerki. Rozmawiając z nią przez telefon w celu umówienia się na wizytę praktycznie nie ma problemu. Siadając na fotelu, kiedy ona zabiera się do roboty, zaczynają się różne "fajne" myśli. Stereotypowa sytuacja: fryzjer i jego klient - wypadałoby o czymś pogadać. A mnie taki small-talk po prostu przeraża :-( Dziś idąc tam (szybkim krokiem, bo późno wyszedłem), zacząłem się już nakręcać. Odezwę się, powiem że to dlatego, że jutro mam galę zakończenia studiów, chciałem zrobić sobie porządek na głowie. Wejdę, będę wyluzowany, powiem co chcę powiedzieć. Przed faktem często tak cwaniakuję. Wchodzę, dzień dobry, dzień dobry. Pani pyta "Tak jak zwykle?", ja jakieś lakoniczne "Tak.". Obok u innych fryzjerek siedzą inne klientki. I w tym momencie oczywiście blokada Zaciskająca się krtań, walące serce, pocenie się (jeszcze jestem czerwony i leci mi z nosa, bo przyszedłem z mrozu, na pewno głupio wyglądam). Zawsze k*** to samo
Nie chciałem jej podrywać; jest ode mnie starsza, ma męża i dzieci, więc sobie nie myślcie. Chciałem pogadać dla poprawy samopoczucia. Ona się ode mnie nie odzywała, reszta w salonie też siedziała cicho. To ja sobie myślę: pewnie mają ku temu jakiś powód. TEN PIEPRZONY KONFORMIZM !!!!!! Plaga dzisiejszego świata, a na pewno moja. Przecież nie zrobię niczego nieoczekiwanego, to byłoby za wiele. Ktoś pomyśli albo powie: "jesteś nieśmiały, nie rób wiochy, przełam się!". Ja pomyślę "niezręczna cisza to dla mnie beton nie do skruszenia". A jeśli jednak odezwałbym się? To na pewno łamiącym się, bełkotliwym głosem, na który reakcją byłby śmiech, a to byłoby dla mnie nie do przyjęcia. A jeśli ktoś z obecnych usłyszałby, że mówię o studiach, mógłby sobie pomyśleć "o Boże, co za młokos...".
Pani skończyła i powiedziała tak, że nie zrozumiałem. Ale coś w stylu "teraz jest panu lżej, będzie ładnie na święta". Już byłem gotów wyrzucić z siebie "na pewno będzie ładnie wyglądać na święta, a w ogóle to przyszedłem się ostrzyc, bo jutro mam galę". No żesz k***, nie mogę wiecznie siedzieć jak kołek i nie odzywać się do ludzi!!!!!! Nie tego od życia chcę!!! Ni ch**a... Wykrztusiłem jakieś "mhm", wstałem, zapłaciłem, życzyłem wesołych świąt, pożegnałem się i wyszedłem, a w środku we mnie aż się gotowało. Tak jak teraz, gdy to piszę. NIE ZROBIĘ NICZEGO, co w danym towarzystwie i danej sytuacji jest przez ludzi nieoczekiwane, co może być poddane ocenie. To jest dla mnie za wiele, bo somatyczne objawy związane z lękami, które wtedy się pojawiają, po prostu mi to uniemożliwiają.
Bez względu na to, ile teraz po fakcie będę się wściekać (a dla niektórych czytelników pewnie będzie to mordęgą), wiem, że na jutrzejszej gali, gdy przyjdzie co do czego i znajdę się w środku jakiejś rozmowy, albo we wtorek na spotkaniu byłej klasy (na którym zamierzam się pojawić) będzie dokładnie to samo. Te pieprzone lęki paraliżujące mnie całego, nad którymi nie mam kontroli, tylko teraz, przed faktem mogę sobie cwaniakować i wmawiać bzdury o tym, że kiedyś w końcu uda mi się przełamać i poczuję się swobodnie...
A na grupie terapeutycznej czasem gadam jak najęty. Ostatnio nawet pogadałem z koleżanką, która tak jak ja przyszła trochę wcześniej, a którą lubię. Są to ludzie, których znam niecały miesiąc. Może przez to, że jest to grupa, mam do nich zaufanie? Jak będzie to spotkanie klasowe, to już wiem, z jakim nastawieniem tam pójdę "ten był tam i tam za granicą, ta już pracuje tu i tu i zarabia kupę szmalu, w ogóle wszyscy są towarzysko za+; reasumując: jestem od nich gorszy". Cokolwiek nie wydarzy się na spotkaniu, wątpię, żeby coś w moim podejściu zmieniło, zwłaszcza żeby wyeliminowało pieprzone lęki, żebym k***a raz w życiu poczuł się wśród ludzi swobodnie. Ale na spotkanie pójdę, bo mam okazję, a ostatnia rzecz, jakiej w tej chwili chcę, to jeszcze bardziej się izolować.
Kogo przerażają rozmiary komentarza i czyta tylko ten wiersz, proszony jest o przeczytanie całości Proszę wszystkich o zrozumienie, a kto chce, to i o akceptację...
Poszedłem dziś do fryzjera. Zawsze chodzę do tego samego salonu, nieopodal miejsca mojego zamieszkania, i strzygę się u tej samej pani fryzjerki. Rozmawiając z nią przez telefon w celu umówienia się na wizytę praktycznie nie ma problemu. Siadając na fotelu, kiedy ona zabiera się do roboty, zaczynają się różne "fajne" myśli. Stereotypowa sytuacja: fryzjer i jego klient - wypadałoby o czymś pogadać. A mnie taki small-talk po prostu przeraża :-( Dziś idąc tam (szybkim krokiem, bo późno wyszedłem), zacząłem się już nakręcać. Odezwę się, powiem że to dlatego, że jutro mam galę zakończenia studiów, chciałem zrobić sobie porządek na głowie. Wejdę, będę wyluzowany, powiem co chcę powiedzieć. Przed faktem często tak cwaniakuję. Wchodzę, dzień dobry, dzień dobry. Pani pyta "Tak jak zwykle?", ja jakieś lakoniczne "Tak.". Obok u innych fryzjerek siedzą inne klientki. I w tym momencie oczywiście blokada Zaciskająca się krtań, walące serce, pocenie się (jeszcze jestem czerwony i leci mi z nosa, bo przyszedłem z mrozu, na pewno głupio wyglądam). Zawsze k*** to samo
Nie chciałem jej podrywać; jest ode mnie starsza, ma męża i dzieci, więc sobie nie myślcie. Chciałem pogadać dla poprawy samopoczucia. Ona się ode mnie nie odzywała, reszta w salonie też siedziała cicho. To ja sobie myślę: pewnie mają ku temu jakiś powód. TEN PIEPRZONY KONFORMIZM !!!!!! Plaga dzisiejszego świata, a na pewno moja. Przecież nie zrobię niczego nieoczekiwanego, to byłoby za wiele. Ktoś pomyśli albo powie: "jesteś nieśmiały, nie rób wiochy, przełam się!". Ja pomyślę "niezręczna cisza to dla mnie beton nie do skruszenia". A jeśli jednak odezwałbym się? To na pewno łamiącym się, bełkotliwym głosem, na który reakcją byłby śmiech, a to byłoby dla mnie nie do przyjęcia. A jeśli ktoś z obecnych usłyszałby, że mówię o studiach, mógłby sobie pomyśleć "o Boże, co za młokos...".
Pani skończyła i powiedziała tak, że nie zrozumiałem. Ale coś w stylu "teraz jest panu lżej, będzie ładnie na święta". Już byłem gotów wyrzucić z siebie "na pewno będzie ładnie wyglądać na święta, a w ogóle to przyszedłem się ostrzyc, bo jutro mam galę". No żesz k***, nie mogę wiecznie siedzieć jak kołek i nie odzywać się do ludzi!!!!!! Nie tego od życia chcę!!! Ni ch**a... Wykrztusiłem jakieś "mhm", wstałem, zapłaciłem, życzyłem wesołych świąt, pożegnałem się i wyszedłem, a w środku we mnie aż się gotowało. Tak jak teraz, gdy to piszę. NIE ZROBIĘ NICZEGO, co w danym towarzystwie i danej sytuacji jest przez ludzi nieoczekiwane, co może być poddane ocenie. To jest dla mnie za wiele, bo somatyczne objawy związane z lękami, które wtedy się pojawiają, po prostu mi to uniemożliwiają.
Bez względu na to, ile teraz po fakcie będę się wściekać (a dla niektórych czytelników pewnie będzie to mordęgą), wiem, że na jutrzejszej gali, gdy przyjdzie co do czego i znajdę się w środku jakiejś rozmowy, albo we wtorek na spotkaniu byłej klasy (na którym zamierzam się pojawić) będzie dokładnie to samo. Te pieprzone lęki paraliżujące mnie całego, nad którymi nie mam kontroli, tylko teraz, przed faktem mogę sobie cwaniakować i wmawiać bzdury o tym, że kiedyś w końcu uda mi się przełamać i poczuję się swobodnie...
A na grupie terapeutycznej czasem gadam jak najęty. Ostatnio nawet pogadałem z koleżanką, która tak jak ja przyszła trochę wcześniej, a którą lubię. Są to ludzie, których znam niecały miesiąc. Może przez to, że jest to grupa, mam do nich zaufanie? Jak będzie to spotkanie klasowe, to już wiem, z jakim nastawieniem tam pójdę "ten był tam i tam za granicą, ta już pracuje tu i tu i zarabia kupę szmalu, w ogóle wszyscy są towarzysko za+; reasumując: jestem od nich gorszy". Cokolwiek nie wydarzy się na spotkaniu, wątpię, żeby coś w moim podejściu zmieniło, zwłaszcza żeby wyeliminowało pieprzone lęki, żebym k***a raz w życiu poczuł się wśród ludzi swobodnie. Ale na spotkanie pójdę, bo mam okazję, a ostatnia rzecz, jakiej w tej chwili chcę, to jeszcze bardziej się izolować.
Kogo przerażają rozmiary komentarza i czyta tylko ten wiersz, proszony jest o przeczytanie całości Proszę wszystkich o zrozumienie, a kto chce, to i o akceptację...