25 Lip 2010, Nie 21:07, PID: 216014
Dziękuję za wszystkie rady...
Ale zdałam sobie sprawę, że nie wychodzę dlatego, że nie mam na to ochoty tylko dlatego, że 'przyjaciele' traktują mnie w dość niewłaściwy sposób.
Wydawało mi się, że mam ich sporo, ale okazali się fałszywi...
Już wcześniej traciłam przyjaciół, głównie z mojej winy, ale teraz obawiam się, że to po prostu taki wiek, kiedy wszyscy są fałszywi i zawistni. Osoby, które uważałam za przyjaciół totalnie mnie olali i wolą bawić się w towarzystwie beze mnie. Nie wiem co jest tego przyczyną, może nie pasuje im mój charakter, wygląd, sposób bycia... Nie mam pojęcia i jest mi bardzo ciężko z tym. Ale zrozumiałam, że wolę siedzieć sama w domu przed komputerem i rozmawiać z obcymi ludźmi, niż przebywać w gronie fałszywych, wykorzystujących mnie, udających przyjaciół szumowin.
Wiem, że trochę odbiegłam od tematu, ale musiałam z siebie to wyrzucić.
Ludzie to zwykłe świnie i tyle... Przekonałam się, że w dzisiejszych czasach prawdziwa przyjaźń nie istnieje. Albo przynajmniej ja nie mam do niej szczęścia... Bardzo się na wszystkich zawiodłam.
Nie ufam już ludziom, nie jestem w stanie zaufać już nikomu...
A co do mojej fobii, to do psychologa boję się iść i w najbliższym czasie tego nie zrobię... Udam się do niego wtedy, gdy mój problem stanie się na tyle poważny, że zamknie mnie w domu na kilka tygodni lub gdy całkiem odizoluję się od ludzi...
Z jednej strony chciałabym się od nich odizolować, bo znajomi i 'przyjaciele' traktują mnie w raniący sposób, ale z drugiej samotność nie jest niczym przyjemnym, wręcz przeciwnie... Jestem między młotem a kowadłem.
A co do wypowiedzi Mesayi... Tak jak już napisałam wcześniej, nie mam na kogo liczyć, bo zawiodłam się na wszystkich. Jest co prawda jedna moja przyjaciółka, z którą przyjaźnię się niedługo, bo od 2 miesięcy, ale jest jak na razie mi najbliższa i jej wszystko mówię... Tyle, że ona wyjechała i nie będzie jej jeszcze przez jakiś czas, więc na razie jestem sama i nie mam się komu za bardzo wygadać. Są jeszcze ci fałszywi przyjaciele, ale z nimi nie mam zamiaru mieć więcej nic wspólnego...
Tak, wsparcie, tego mi najbardziej teraz trzeba, ale tego niestety nie ma mi kto zapewnić...
Nie powinnam się poddawać, wiem, ale czuję że tracę radość życia.
Są wakacje, powinnam się bawić i cieszyć, spotykać z ludźmi, a jak na razie to mi jakoś nie wychodzi. Bo mnie prawie wszyscy olali i zostałam sama.
Nie wiem już co robić... Może faktycznie skorzystam z tych ziółek...
Nie wiem czy ktokolwiek przeczyta te moje wypociny, bo się trochę rozpisałam, no ale dobrze, że jest takie forum, gdzie wszyscy się rozumieją, bo mamy podobne problemy...
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie rady.
Ale zdałam sobie sprawę, że nie wychodzę dlatego, że nie mam na to ochoty tylko dlatego, że 'przyjaciele' traktują mnie w dość niewłaściwy sposób.
Wydawało mi się, że mam ich sporo, ale okazali się fałszywi...
Już wcześniej traciłam przyjaciół, głównie z mojej winy, ale teraz obawiam się, że to po prostu taki wiek, kiedy wszyscy są fałszywi i zawistni. Osoby, które uważałam za przyjaciół totalnie mnie olali i wolą bawić się w towarzystwie beze mnie. Nie wiem co jest tego przyczyną, może nie pasuje im mój charakter, wygląd, sposób bycia... Nie mam pojęcia i jest mi bardzo ciężko z tym. Ale zrozumiałam, że wolę siedzieć sama w domu przed komputerem i rozmawiać z obcymi ludźmi, niż przebywać w gronie fałszywych, wykorzystujących mnie, udających przyjaciół szumowin.
Wiem, że trochę odbiegłam od tematu, ale musiałam z siebie to wyrzucić.
Ludzie to zwykłe świnie i tyle... Przekonałam się, że w dzisiejszych czasach prawdziwa przyjaźń nie istnieje. Albo przynajmniej ja nie mam do niej szczęścia... Bardzo się na wszystkich zawiodłam.
Nie ufam już ludziom, nie jestem w stanie zaufać już nikomu...
A co do mojej fobii, to do psychologa boję się iść i w najbliższym czasie tego nie zrobię... Udam się do niego wtedy, gdy mój problem stanie się na tyle poważny, że zamknie mnie w domu na kilka tygodni lub gdy całkiem odizoluję się od ludzi...
Z jednej strony chciałabym się od nich odizolować, bo znajomi i 'przyjaciele' traktują mnie w raniący sposób, ale z drugiej samotność nie jest niczym przyjemnym, wręcz przeciwnie... Jestem między młotem a kowadłem.
A co do wypowiedzi Mesayi... Tak jak już napisałam wcześniej, nie mam na kogo liczyć, bo zawiodłam się na wszystkich. Jest co prawda jedna moja przyjaciółka, z którą przyjaźnię się niedługo, bo od 2 miesięcy, ale jest jak na razie mi najbliższa i jej wszystko mówię... Tyle, że ona wyjechała i nie będzie jej jeszcze przez jakiś czas, więc na razie jestem sama i nie mam się komu za bardzo wygadać. Są jeszcze ci fałszywi przyjaciele, ale z nimi nie mam zamiaru mieć więcej nic wspólnego...
Tak, wsparcie, tego mi najbardziej teraz trzeba, ale tego niestety nie ma mi kto zapewnić...
Nie powinnam się poddawać, wiem, ale czuję że tracę radość życia.
Są wakacje, powinnam się bawić i cieszyć, spotykać z ludźmi, a jak na razie to mi jakoś nie wychodzi. Bo mnie prawie wszyscy olali i zostałam sama.
Nie wiem już co robić... Może faktycznie skorzystam z tych ziółek...
Nie wiem czy ktokolwiek przeczyta te moje wypociny, bo się trochę rozpisałam, no ale dobrze, że jest takie forum, gdzie wszyscy się rozumieją, bo mamy podobne problemy...
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie rady.