29 Cze 2010, Wto 2:30, PID: 212741
Jeśli chcecie próbować deprywacji snu to musicie nie spać ten dzień czy dwa (bez żadnych drzemek). Broń Boże(!) nie róbcie tak, że np. kilka nocy śpicie po 4 godziny-nic to nie da, to nie jest właściwa deprywacja snu, mało tego, nasili lęki i depresję (jak ktoś ma).
Wiem po sobie-jak byłem w ciężkiej depresji, to robiłem wszystko, aby spać min 6 godz., bo jak spałem mniej, to rano miałem takie lęki, że głowa mała (jak spałem więcej też niby miałem, ale mniejsze o wiele). Teraz deprecha osłabła, więc mogę spać mniej niż te 6 i nie mieć aż takich jazd. Mimo to, tak czy inaczej, im mniej śpię, tym lęki się zwiększają, w tym fobia.
Jednak nie dotyczy to sytuacji, kiedy się nie prześpi całej nocy.
Próbowałem deprywacji snu, nieświadomie. Oto, jak to wyglądało.
Były wakacje.Nie pamiętam o której się obudziłem. Dzień zleciał, nie ważne.Siedziałem sobie do późna przy kompie, wiadomo jak jest. Potem nie chciało mi się spać, coś porobiłem , poczytałem, w rezultacie zastał mnie świt. Dodam, że wtedy miałem od 2-3 lat ciężką depresję.
No i tak sobie otwieram okno o tej, ja wiem, szóstej. Widzę wschód słońca. Czuję świeże powietrze wpadające do pokoju. I stwierdzam, że coś tu jest nie tak. Powietrze znowu pachniało. Ludzie w depresji często mówią o okresie, kiedy jeszcze byli zdrowi "powietrze pachniało inaczej"-kto przeżył, ten rozumie, kto nie, niech dziękuje losowi. To określenie jest bardzo trafne.
Stoję przed tym oknem, jestem bardzo zmęczony fizycznie, przyznaje, jednak mimo to ze skrajów świadomości przebija się to coś. To uczucie. Świat wygląda zupełnie inaczej.
I wtedy dopiero, z całą mocą, zrozumiałem, w jakim jestem bagnie. Bo po jakimś czasie depresji człowiek zapomina, jak się czuł, kiedy był zdrowy. Myśli, że świat to tylko smutek, żal, wysiłek, że tak właśnie wygląda. Zapomina, że istnieje też coś jeszcze. A tu nagle czuję się, hmm, wspaniale to złe słowo, raczej ledwo normalnie, nawet nie, po prostu czuję ten powiew normalności. A mimo to, porównując do depresyjnego samopoczucia-jednak wspaniale. Cudownie.
Mój opis nie jest w stanie oddać niesamowitości tego zdarzenia. Zrozumieć by je mógł ktoś, kto został na kilka lat oślepiony, a potem nagle odzyskał wzrok.
Co do fobii. Drugi raz nie spałem przed tym, jak miałem jechać załatwiać sobie wakacje. Efekt był podobny. Co więcej, spotkałem kolegę w autobusie, którego znałem kilka lat, ale przez fobię zamieniliśmy może kilka zdań na rok. Tu rozmawialiśmy całą drogę i sprawiało mi to przyjemność.
Jasne, nadal miałem fobię, ale jakby osłabła, jednak co ważniejsze, pozytywniej patrzyłem na świat i na siebie, więc miałem energię, aby dać z siebie więcej.
W obu przypadkach to samopoczucie utrzymywało się cały dzień, dopiero następnego dnia po przespanej nocy minęło.
Próbowałem jeszcze raz z własnej woli nie spać, ale wtedy nie wyszło. Dlaczego-nie wiem.
Dlaczego nie spróbowałem jeszcze raz-zdawałem sobie sprawę, że nie jest to zdrowe dla organizmu, potrzeba też czasu, aby odespać. Raz nie zadziałało, więc bałem się , że nie zadziała znowu. Jednak najważniejszym powodem było to, że kiedy uświadomiłem sobie, jak wygląda świat oczami normalnego człowieka, zdecydowałem się podjąć leczenie u psychiatry. Niestety, Prozac, jakkolwiek mnie zaktywował, być może obniżył lęki, nie wyleczył mnie.
Nie sądzę, żeby deprywacja snu aż tak wpływała na fobię społeczną, aby ją stosować jako leczenie. Działa ona raczej pośrednio, podwyższając nastrój, dodając energii. Co do depresji- tu pozostaje kwestia, czy po jakimś czasie ten efekt pozostałby na trwałe.
Jedno jest jednak pewne-nigdy nie zapomnę tamtych dwóch, jakże zwykłych, a jakże wspaniałych dni.
Wiem po sobie-jak byłem w ciężkiej depresji, to robiłem wszystko, aby spać min 6 godz., bo jak spałem mniej, to rano miałem takie lęki, że głowa mała (jak spałem więcej też niby miałem, ale mniejsze o wiele). Teraz deprecha osłabła, więc mogę spać mniej niż te 6 i nie mieć aż takich jazd. Mimo to, tak czy inaczej, im mniej śpię, tym lęki się zwiększają, w tym fobia.
Jednak nie dotyczy to sytuacji, kiedy się nie prześpi całej nocy.
Próbowałem deprywacji snu, nieświadomie. Oto, jak to wyglądało.
Były wakacje.Nie pamiętam o której się obudziłem. Dzień zleciał, nie ważne.Siedziałem sobie do późna przy kompie, wiadomo jak jest. Potem nie chciało mi się spać, coś porobiłem , poczytałem, w rezultacie zastał mnie świt. Dodam, że wtedy miałem od 2-3 lat ciężką depresję.
No i tak sobie otwieram okno o tej, ja wiem, szóstej. Widzę wschód słońca. Czuję świeże powietrze wpadające do pokoju. I stwierdzam, że coś tu jest nie tak. Powietrze znowu pachniało. Ludzie w depresji często mówią o okresie, kiedy jeszcze byli zdrowi "powietrze pachniało inaczej"-kto przeżył, ten rozumie, kto nie, niech dziękuje losowi. To określenie jest bardzo trafne.
Stoję przed tym oknem, jestem bardzo zmęczony fizycznie, przyznaje, jednak mimo to ze skrajów świadomości przebija się to coś. To uczucie. Świat wygląda zupełnie inaczej.
I wtedy dopiero, z całą mocą, zrozumiałem, w jakim jestem bagnie. Bo po jakimś czasie depresji człowiek zapomina, jak się czuł, kiedy był zdrowy. Myśli, że świat to tylko smutek, żal, wysiłek, że tak właśnie wygląda. Zapomina, że istnieje też coś jeszcze. A tu nagle czuję się, hmm, wspaniale to złe słowo, raczej ledwo normalnie, nawet nie, po prostu czuję ten powiew normalności. A mimo to, porównując do depresyjnego samopoczucia-jednak wspaniale. Cudownie.
Mój opis nie jest w stanie oddać niesamowitości tego zdarzenia. Zrozumieć by je mógł ktoś, kto został na kilka lat oślepiony, a potem nagle odzyskał wzrok.
Co do fobii. Drugi raz nie spałem przed tym, jak miałem jechać załatwiać sobie wakacje. Efekt był podobny. Co więcej, spotkałem kolegę w autobusie, którego znałem kilka lat, ale przez fobię zamieniliśmy może kilka zdań na rok. Tu rozmawialiśmy całą drogę i sprawiało mi to przyjemność.
Jasne, nadal miałem fobię, ale jakby osłabła, jednak co ważniejsze, pozytywniej patrzyłem na świat i na siebie, więc miałem energię, aby dać z siebie więcej.
W obu przypadkach to samopoczucie utrzymywało się cały dzień, dopiero następnego dnia po przespanej nocy minęło.
Próbowałem jeszcze raz z własnej woli nie spać, ale wtedy nie wyszło. Dlaczego-nie wiem.
Dlaczego nie spróbowałem jeszcze raz-zdawałem sobie sprawę, że nie jest to zdrowe dla organizmu, potrzeba też czasu, aby odespać. Raz nie zadziałało, więc bałem się , że nie zadziała znowu. Jednak najważniejszym powodem było to, że kiedy uświadomiłem sobie, jak wygląda świat oczami normalnego człowieka, zdecydowałem się podjąć leczenie u psychiatry. Niestety, Prozac, jakkolwiek mnie zaktywował, być może obniżył lęki, nie wyleczył mnie.
Nie sądzę, żeby deprywacja snu aż tak wpływała na fobię społeczną, aby ją stosować jako leczenie. Działa ona raczej pośrednio, podwyższając nastrój, dodając energii. Co do depresji- tu pozostaje kwestia, czy po jakimś czasie ten efekt pozostałby na trwałe.
Jedno jest jednak pewne-nigdy nie zapomnę tamtych dwóch, jakże zwykłych, a jakże wspaniałych dni.