14 Cze 2010, Pon 19:55, PID: 210264
Mi wydaje się, że przesiadywanie w internecie ogólnie bardzo nie sprzyja temu, żeby zawiązać jakieś głębsze relacje. Ale może się mylę, bo właściwie nie szukałem jeszcze podobnych sobie ludzi poza netem, a próbuję niejako na forach. Przeważnie siedząc na forach frustrowałem się, denerwowało mnie wszystko, bo skupiałem się nad zasadnością chyba szukania wrażeń w tak desperacki sposób, jakim jest rozpisywanie się na forum. Rozczarowuje mnie to bardzo i myślę sobie, że stąd bierze się ten lęk, opisany w wątku, że boimy się, że marnotrawimy siły na poszukiwania poprzez przełamywanie tysiąca barier, jakie stawia net. Że właściwie to relacje tutaj są powierzchowne, bo może wolimy się oszukiwać, że szukamy, a wolimy na fundamencie powierzchowności odciąć się od realiów i rzeczywistości. Zajmujemy się otoczką takich relacji, tzn., głównie językiem forumowym, anegdotami, a to nie prowadzi nas za bardzo do jedności. Nigdy chyba też nie uda się nam stworzyć adekwatnego sytemu porozumiewania się, który odda nasze potrzeby głębi przeżyć, bo poprzez twierdzę internetu poprzestaniemy jedynie na przedmiocie, który potencjalnie miałby nas do siebie zbliżyć. Potrafimy rozmawiać na tysiące tematów, a to w ogólnym kontekście jest g... warte. W sumie bardzo nieadekwatnie do korzyści poszukujemy zrozumienia, a kończy się a tym, że stajemy się egoistycznymi, wyobcowanymi na świat hedonistami pławiącymi się we własnych zmysłach, skupionych na tysiącach uroków internetu.
Zastanawiam się, co mogłoby być podstawą dla każdego z nas, żeby skutecznie rozsądzić, czy uda nam się zwieńczyć powodzeniem taką inicjatywę. Tracimy życie, żeby przekonać się, jak odnaleźć to, czego nam trzeba, a już może być za późno. Zastanawiam się, czy poznam tu kogoś, z kim mogę się nawzajem budować. Choć potencjalnie mam kogoś takiego. Uznałem też, że muszę uzasadnić też sobie, siedząc na forach sam i nie mając namiastki tego, co mają - dajmy na to - nawet sztuczni przyjaciele, dlaczego desperacja mnie tu zawodzi. Jakby lepsze było penetrowanie własnego świata niż odnalezienie kogoś z kim można byłoby dzielić. Jakby to chroniło mnie przed czymś, bo nie wszystko można zaaprobować, a jeśli nie można na zewnątrz, to aprobuje relia internetu, dosyć oderwanego od rzeczywistości. W sumie wychodzi na to, że wszytko, co mnie zajmuje w internecie jest złe, bo wydłuża drogę do poznania człowieka, ale w szerej rzeczywistości być może panuje adekwatna sytuacja, więc lepiej tu niż tam. Przynajmniej dajemy sobie czas na poznanie, a poznanie to doświadczenie i może raczej wstrzemięźliwość początkowo, czyli to, czego nie ma wszędzie indziej...
I pytanie: Na jakim fundamencie budować. Czy to są wspólne problemy z "macochą fobika", czyli społeczeństwem?
Zastanawiam się, co mogłoby być podstawą dla każdego z nas, żeby skutecznie rozsądzić, czy uda nam się zwieńczyć powodzeniem taką inicjatywę. Tracimy życie, żeby przekonać się, jak odnaleźć to, czego nam trzeba, a już może być za późno. Zastanawiam się, czy poznam tu kogoś, z kim mogę się nawzajem budować. Choć potencjalnie mam kogoś takiego. Uznałem też, że muszę uzasadnić też sobie, siedząc na forach sam i nie mając namiastki tego, co mają - dajmy na to - nawet sztuczni przyjaciele, dlaczego desperacja mnie tu zawodzi. Jakby lepsze było penetrowanie własnego świata niż odnalezienie kogoś z kim można byłoby dzielić. Jakby to chroniło mnie przed czymś, bo nie wszystko można zaaprobować, a jeśli nie można na zewnątrz, to aprobuje relia internetu, dosyć oderwanego od rzeczywistości. W sumie wychodzi na to, że wszytko, co mnie zajmuje w internecie jest złe, bo wydłuża drogę do poznania człowieka, ale w szerej rzeczywistości być może panuje adekwatna sytuacja, więc lepiej tu niż tam. Przynajmniej dajemy sobie czas na poznanie, a poznanie to doświadczenie i może raczej wstrzemięźliwość początkowo, czyli to, czego nie ma wszędzie indziej...
I pytanie: Na jakim fundamencie budować. Czy to są wspólne problemy z "macochą fobika", czyli społeczeństwem?