19 Maj 2010, Śro 1:28, PID: 206295
pawel18 :
tak jest, ale nie o to mi w tym poście chodziło
Zgadzam się, ale tu widać, że kompletnie się nie zrozumieliśmy i mówimy o czym innym.
Chodziło mi o konkretną osobę(osoby), w obecności której zachowujemy się tak, aby podtrzymać jej zdanie o nas samych, a nie o to, jak doświadczenia/odczucia/przemyślenia z przeszłości wpływają na to, jak się zachowujemy wśród nowych ludzi.
Przykład: wiem, że ktoś uważa, że robię świetne gofry (powiedział mi lub to wyczułem)-może robię, a może tylko jeden raz mi się udało(nieistotne). Kiedy robię gofry dla innych ludzi, nie staram się jakoś bardzo- jak wyjdzie, tak wyjdzie. Ale kiedy znowu robię gofry dla tej konkretnej osoby co uważa mnie za "dobrego gofrarza", jakoś tak podświadomie staram się, aby były lepsze.
[Oczywiście, jeśli wszyscy zaczną mi komunikować (werbalnie lub niewerbalnie), że robię świetne gofry, to w końcu w to uwierzę i będę starał się podtrzymać tą opinię o sobie nawet wśród nowych ludzi; ale to już temat na inny post.]
Gofry to oczywiście przykład, w dodatku pozytywnych uczuć. Ale działa to też w drugą stronę. I to jest właśnie dziwne, bo o ile można łatwo zrozumieć, że chcę podtrzymać dobrą opinię o sobie w oczach innych, to bezsensowne jest podtrzymywanie złej. Ale tak jest-bynajmniej ja tak mam. Osobiście myślę, że jest to związane z niechęcią ego do zmian, ale pewnie z czymś jeszcze.
Cytat:gdy ktos ci powiedzial np ze jestes milczacy to ty odrazu sobie dodales ze cie nie lubi itd ze to powod do wstydu
tak jest, ale nie o to mi w tym poście chodziło
Cytat: Dowod : stoisz sobie wsrod nowych znajomych i nagle zostajesz z jednym , panuje cisza ty znowu masz te uczucia i mysli , a potem sie okazuje ze druga osoba jest gluchoniema . Moze ekstremalny przypadek , ale tak samo jak zawsze zaczal bys sobie wmawiac ze ona cie uwaza za mliczka zgodnie z twoja teza i ze cie ignoruje bo do ciebie nic nie mowi .
Zgadzam się, ale tu widać, że kompletnie się nie zrozumieliśmy i mówimy o czym innym.
Chodziło mi o konkretną osobę(osoby), w obecności której zachowujemy się tak, aby podtrzymać jej zdanie o nas samych, a nie o to, jak doświadczenia/odczucia/przemyślenia z przeszłości wpływają na to, jak się zachowujemy wśród nowych ludzi.
Przykład: wiem, że ktoś uważa, że robię świetne gofry (powiedział mi lub to wyczułem)-może robię, a może tylko jeden raz mi się udało(nieistotne). Kiedy robię gofry dla innych ludzi, nie staram się jakoś bardzo- jak wyjdzie, tak wyjdzie. Ale kiedy znowu robię gofry dla tej konkretnej osoby co uważa mnie za "dobrego gofrarza", jakoś tak podświadomie staram się, aby były lepsze.
[Oczywiście, jeśli wszyscy zaczną mi komunikować (werbalnie lub niewerbalnie), że robię świetne gofry, to w końcu w to uwierzę i będę starał się podtrzymać tą opinię o sobie nawet wśród nowych ludzi; ale to już temat na inny post.]
Gofry to oczywiście przykład, w dodatku pozytywnych uczuć. Ale działa to też w drugą stronę. I to jest właśnie dziwne, bo o ile można łatwo zrozumieć, że chcę podtrzymać dobrą opinię o sobie w oczach innych, to bezsensowne jest podtrzymywanie złej. Ale tak jest-bynajmniej ja tak mam. Osobiście myślę, że jest to związane z niechęcią ego do zmian, ale pewnie z czymś jeszcze.