19 Lut 2010, Pią 22:11, PID: 196555
Kochani! Pozwolę sobie wtrącić 3 grosze do tej dyskusji i przedstawić swój punkt widzenia. Problemem ze spowiedzią jest (moim zdaniem) w 99,9% przypadków zafałszowany obraz Pana Boga. Niestety często Bogiem w którego wierzymy jest surowy Bóg-Sędzia (który dobra raczej nie dostrzega, za to za zło srogo karze), Bóg-Policjant (który chętnie egzekwuje wszelkie nieprzestrzeganie prawa), Bóg-Księgowy (który podlicza nasze wszystkie grzeszki i uchybienia), a nieraz mix tych odpychających obrazów Boga, ale nie jest to bynajmniej Bóg, który kocha jak najlepszy Ojciec na świecie. Recytowane w trakcie Mszy „Wyznanie wiary” to jedno a Bóg, którego faktycznie wyznajemy w głębi serca, to drugie… I niestety to są często zupełnie dwie odmienne i skrajne rzeczywistości.
Mój mądry spowiednik uświadomił mi jak wielki wpływ na moje postrzeganie Pana Boga miały relacje z moim ojcem (bardzo często postrzeganie ojca = postrzeganie Boga Ojca, o tym mówi nie tylko teologia ale i psychologia) ... bardzo mocno przenosiłam wszelkie uczucia, doświadczenia, emocje, których zaznałam od ojca (nie były one miłe i przyjemne) na sposób w jaki patrzyłam na Boga. Nie muszę chyba mówić że mój obraz Boga jaki miałam wówczas był nieźle skrzywiony... trudno się dziwić że bałam się spowiedzi i odrzucało mnie wtedy od modlitwy.
Dopóki nie doświadczymy Boga takim jaki jest naprawdę a będziemy mieli w głowie jego zafałszowany obraz, jakże często skrojony jeszcze na nasze własne potrzeby i będący wynikiem różnych naszych wyobrażeń… tak długo doświadczenie spowiedzi faktycznie będzie nieprzyjemne. Zamiast prowadzić do wolności pogrąży nas w wyrzutach sumienia, skrupułach, poczuciu winy (nie są to uczucia których chce dla nas Bóg!). Po pewnym czasie może nas odrzucić całkiem od spowiedzi i będziemy w stanie sobie zracjonalizować jakoś, że w sumie to spowiedź nie jest nam wcale potrzebna i do niczego dobrego nie prowadzi (ja do takich wniosków kiedyś doszłam )
Dodatkowo problemem dla nas-fobików jest niestety kontakt z kapłanem, który zamiast pełnić rolę pośrednika w wyznawaniu grzechów między nami a Panem Bogiem... staję się tu przeszkodą nie do pokonania - skupiamy się na kapłanie a nie na Panu Bogu. Niektórzy księża nie ułatwiają tu sprawy, to prawda. Dla tych którzy faktycznie widzą w tym problem i chcą się spowiadać (naprawdę jesteśmy wolnymi ludźmi, Bóg to szanuje jak nikt inny, On do niczego nie zmusza!) polecam wyczajenie przyjaznego spowiednika. Warto wsłuchać się w kazania i już na tej podstawie można mieć jakiś obraz księdza, stwierdzić, czy kapłan autentycznie do nas przemawia i nas porusza. Szczerze polecam żeby znaleźć sobie jednego, stałego spowiednika. Takiego który z każdą spowiedzią będzie znał nas lepiej i któremu nie trzeba będzie wykładać za każdym razem całej historii życia od początku... Wierzący ksiądz naprawdę potrafi zbliżyć człowieka do Boga. Bo czasem można paradoksalnie trafić nawet na 'niewierzącego' księdza, albo księdza który wierzy w innego boga (i nawet nie wie, że jego nauka jest sprzeczna z nauką Kościoła), księdza który ma problemy ze sobą (i wyżywa się na penitentach) albo tego który chyba sam ma trudności z VI przykazaniem - poznać go po tym, że drąży tylko ten temat i zapomina, że przykazanie VI jest z jakiegoś powodu szóste a nie pierwsze i że prowadząc człowieka do Boga trzeba zacząć od początku a nie od środka! Taki ksiądz potrafi mocno pokiereszować wrażliwego człowieka, zranić i sprawić że ktoś do końca życia ktoś nie wróci już do konfesjonału.
Jeśli wiemy że ksiądz, który siedzi za kratkami to też człowiek (po uprzedniej weryfikacji) to można mu wspomnieć na początku spowiedzi, że mamy trudności w mówieniu przed kapłanem o swoich grzechach… Takie wyznanie naprawdę może oczyścić atmosferę, zmniejszyć nasz lęk a kapłanowi pomoże w zdrowym osądzie naszej sytuacji.
Jeśli chodzi o lęk przed wyznaniem grzechów – samogwałt nie powinien być bardziej wstydliwym grzechem od ściągania na sprawdzianie, ale nie da się ukryć że tak nieraz jest… jednak pomocna może być świadomość, że ksiądz naprawdę ma z tym do czynienia na co dzień (z takimi wyznaniami ) i żaden grzech nie powinien zrobić na nim największego wrażenia). Mądry kapłan wie, że przyczyna grzechu tkwi o wiele głębiej niż w zwykłej skłonności człowieka do zła… i potraktuje penitenta całościowo. Jeśli jest więcej czasu na spowiedź może będzie chciał pogadać o tym czy o innym grzechu i spróbuje dociec jego przyczynę. Konfesjonał nie będzie nigdy gabinetem psychologicznym, ale często księża dysponują rozległą wiedzą o ludzkiej psychice (niezastąpieni są tu ojcowie jezuici!) i potrafią dostrzec wiele rzeczy głębiej, co może naprawdę pomóc i duchowo uzdrowić człowieka… Ale do tego potrzebna jest dłuższa spowiedź, a najlepiej stały spowiednik a nie 5 minut w konfesjonale przed Mszą Świętą gdzie na zbyt wiele nie można liczyć.
To już zależy od nas… czy chcemy iść do spowiedzi bo: ‘trzeba/wypada/przyzwyczailiśmy się, że chodzimy’ (motywacja która przypadku dorosłych wolnych ludzi czasem naprawdę zaskakuje) czy idziemy tam dla siebie żeby poukładać sobie ważne sprawy z Panem Bogiem? Często jednak zanim w ogóle pójdziemy do konfesjonału trzeba najpierw wstąpić do gabinetu psychoterapeuty, bo wierzę, żę lęk przed spowiedzią może być nie do pokonania na ten moment dla jakiegoś fobika.
Istnieje coś takiego jak 5 warunków dobrej spowiedzi - dla przypomnienia, choć jak ktoś się spowiada to zna doskonale:
1. Rachunek sumienia – od naszego przygotowania zależy też jakoś naszej spowiedzi, czasem można się spowiadać z tych samych rzeczy od I komunii
2. Żal za grzechy – bez tego spowiedź jest nie ważna; jeśli pomimo braku żalu za jakiś grzech, źle się z tym czujemy, że nie żałujemy (choć Kościół mówi nam, że powinnyśmy żałować) polecam rozmowę z księdzem przed lub w trakcie spowiedzi, to może pomóc wyjaśnić wątpliwości do których mamy prawo!
3. Mocne postanowienie poprawy – czy faktycznie chcemy się zmienić?
bo czasem dobrze jest nam taplać się w naszym błotku, choć okropnie cuchnie...
4. Szczera spowiedź – trudne nie tylko dla fobika… im bardziej się otworzymy tym bardziej ksiądz po ludzku potraktuje nas w konfesjonale, gdy strzelamy ‘grzechami’ jak z karabinu ksiądz również może nam zadać pokutę mechanicznie niczym w reklamie Apapu: „po zażyciu skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą”
5. Zadość uczynienie Panu Bogu i Bliźniemu.
Dorzuciłabym do tego 5 warunków owocnej spowiedzi:
1. Znalezienie zaufanego księdza – stałego spowiednika, możemy się wprost zapytać czy dany ksiądz może być naszym stałym spowiednikiem (w grę wchodzi kierownictwo duchowe) albo po prostu chodzić do jednego księdza który z czasem będzie nas kojarzył. Naprawdę warto przełamać obawy typu (co ksiądz pomyśli, jak będzie na mnie patrzył) na rzecz naszego wzrostu i tego, że ksiądz może nas zupełnie inaczej prowadzić wiedząc z kim ma do czynienia.
2. Umawianie się na spowiedź z księdzem – na ławce w parku, w jakiejś kościelnej salce, czy po prostu w konfesjonale, ale kiedy ksiądz ma dla nas trochę więcej czasu i nie potraktuje nas taśmowo jak kolejce, albo chociaż spowiadanie się w trakcie rekolekcji czy kiedy jest na to więcej czasu niż przed zwykłą Mszą.
3. Modlitwa przed każdą spowiedzią – nie tylko o dobre doświadczenie i przeżycie spowiedzi ale choćby o zmniejszenie lęku przed nią, jak najbardziej wskazana
4. Spowiadanie się regularnie a nie od święta, kiedy mamy tak długą „listę grzechów” z którą idziemy do konfesjonału niczym z listą przedświątecznych zakupów
5. Zweryfikowanie tego po co się spowiadamy, dla kogo i co najważniejsze: do Kogo? Jakiemu Bogu wyznajemu grzechy? Co myśli o nas Bóg, w którego wierzymy? Jeśli okazuje się, że są to głębsze trudności warto pogadać z kimś, kto mógłby pomóc nam doświadczyć prawdziwego Boga, naprawdę trudno o to samemu bez wsparcia drugiego człowieka.
p.s. Proszę o uszanowanie mojego posta przez osoby, których może temat nie dotyczy. Tematem jest spowiedź. Jeśli ktoś do spowiedzi nie chodzi i nie zamierza chodzić to mój post nic nie wnosi do jego życia, wiem W zamiarze post pisany był dla tych, których może w jakiś sposób dotyczyć bo taki jest temat W dyskusji „warto się spowiadać – nie warto?” nie chciałabym uczestniczyć. Mam nadzieję, że komuś może te moje wywody w jakiś stopniu pomogły... a przynajmniej nie zaszkodziły
Mój mądry spowiednik uświadomił mi jak wielki wpływ na moje postrzeganie Pana Boga miały relacje z moim ojcem (bardzo często postrzeganie ojca = postrzeganie Boga Ojca, o tym mówi nie tylko teologia ale i psychologia) ... bardzo mocno przenosiłam wszelkie uczucia, doświadczenia, emocje, których zaznałam od ojca (nie były one miłe i przyjemne) na sposób w jaki patrzyłam na Boga. Nie muszę chyba mówić że mój obraz Boga jaki miałam wówczas był nieźle skrzywiony... trudno się dziwić że bałam się spowiedzi i odrzucało mnie wtedy od modlitwy.
Dopóki nie doświadczymy Boga takim jaki jest naprawdę a będziemy mieli w głowie jego zafałszowany obraz, jakże często skrojony jeszcze na nasze własne potrzeby i będący wynikiem różnych naszych wyobrażeń… tak długo doświadczenie spowiedzi faktycznie będzie nieprzyjemne. Zamiast prowadzić do wolności pogrąży nas w wyrzutach sumienia, skrupułach, poczuciu winy (nie są to uczucia których chce dla nas Bóg!). Po pewnym czasie może nas odrzucić całkiem od spowiedzi i będziemy w stanie sobie zracjonalizować jakoś, że w sumie to spowiedź nie jest nam wcale potrzebna i do niczego dobrego nie prowadzi (ja do takich wniosków kiedyś doszłam )
Dodatkowo problemem dla nas-fobików jest niestety kontakt z kapłanem, który zamiast pełnić rolę pośrednika w wyznawaniu grzechów między nami a Panem Bogiem... staję się tu przeszkodą nie do pokonania - skupiamy się na kapłanie a nie na Panu Bogu. Niektórzy księża nie ułatwiają tu sprawy, to prawda. Dla tych którzy faktycznie widzą w tym problem i chcą się spowiadać (naprawdę jesteśmy wolnymi ludźmi, Bóg to szanuje jak nikt inny, On do niczego nie zmusza!) polecam wyczajenie przyjaznego spowiednika. Warto wsłuchać się w kazania i już na tej podstawie można mieć jakiś obraz księdza, stwierdzić, czy kapłan autentycznie do nas przemawia i nas porusza. Szczerze polecam żeby znaleźć sobie jednego, stałego spowiednika. Takiego który z każdą spowiedzią będzie znał nas lepiej i któremu nie trzeba będzie wykładać za każdym razem całej historii życia od początku... Wierzący ksiądz naprawdę potrafi zbliżyć człowieka do Boga. Bo czasem można paradoksalnie trafić nawet na 'niewierzącego' księdza, albo księdza który wierzy w innego boga (i nawet nie wie, że jego nauka jest sprzeczna z nauką Kościoła), księdza który ma problemy ze sobą (i wyżywa się na penitentach) albo tego który chyba sam ma trudności z VI przykazaniem - poznać go po tym, że drąży tylko ten temat i zapomina, że przykazanie VI jest z jakiegoś powodu szóste a nie pierwsze i że prowadząc człowieka do Boga trzeba zacząć od początku a nie od środka! Taki ksiądz potrafi mocno pokiereszować wrażliwego człowieka, zranić i sprawić że ktoś do końca życia ktoś nie wróci już do konfesjonału.
Jeśli wiemy że ksiądz, który siedzi za kratkami to też człowiek (po uprzedniej weryfikacji) to można mu wspomnieć na początku spowiedzi, że mamy trudności w mówieniu przed kapłanem o swoich grzechach… Takie wyznanie naprawdę może oczyścić atmosferę, zmniejszyć nasz lęk a kapłanowi pomoże w zdrowym osądzie naszej sytuacji.
Jeśli chodzi o lęk przed wyznaniem grzechów – samogwałt nie powinien być bardziej wstydliwym grzechem od ściągania na sprawdzianie, ale nie da się ukryć że tak nieraz jest… jednak pomocna może być świadomość, że ksiądz naprawdę ma z tym do czynienia na co dzień (z takimi wyznaniami ) i żaden grzech nie powinien zrobić na nim największego wrażenia). Mądry kapłan wie, że przyczyna grzechu tkwi o wiele głębiej niż w zwykłej skłonności człowieka do zła… i potraktuje penitenta całościowo. Jeśli jest więcej czasu na spowiedź może będzie chciał pogadać o tym czy o innym grzechu i spróbuje dociec jego przyczynę. Konfesjonał nie będzie nigdy gabinetem psychologicznym, ale często księża dysponują rozległą wiedzą o ludzkiej psychice (niezastąpieni są tu ojcowie jezuici!) i potrafią dostrzec wiele rzeczy głębiej, co może naprawdę pomóc i duchowo uzdrowić człowieka… Ale do tego potrzebna jest dłuższa spowiedź, a najlepiej stały spowiednik a nie 5 minut w konfesjonale przed Mszą Świętą gdzie na zbyt wiele nie można liczyć.
To już zależy od nas… czy chcemy iść do spowiedzi bo: ‘trzeba/wypada/przyzwyczailiśmy się, że chodzimy’ (motywacja która przypadku dorosłych wolnych ludzi czasem naprawdę zaskakuje) czy idziemy tam dla siebie żeby poukładać sobie ważne sprawy z Panem Bogiem? Często jednak zanim w ogóle pójdziemy do konfesjonału trzeba najpierw wstąpić do gabinetu psychoterapeuty, bo wierzę, żę lęk przed spowiedzią może być nie do pokonania na ten moment dla jakiegoś fobika.
Istnieje coś takiego jak 5 warunków dobrej spowiedzi - dla przypomnienia, choć jak ktoś się spowiada to zna doskonale:
1. Rachunek sumienia – od naszego przygotowania zależy też jakoś naszej spowiedzi, czasem można się spowiadać z tych samych rzeczy od I komunii
2. Żal za grzechy – bez tego spowiedź jest nie ważna; jeśli pomimo braku żalu za jakiś grzech, źle się z tym czujemy, że nie żałujemy (choć Kościół mówi nam, że powinnyśmy żałować) polecam rozmowę z księdzem przed lub w trakcie spowiedzi, to może pomóc wyjaśnić wątpliwości do których mamy prawo!
3. Mocne postanowienie poprawy – czy faktycznie chcemy się zmienić?
bo czasem dobrze jest nam taplać się w naszym błotku, choć okropnie cuchnie...
4. Szczera spowiedź – trudne nie tylko dla fobika… im bardziej się otworzymy tym bardziej ksiądz po ludzku potraktuje nas w konfesjonale, gdy strzelamy ‘grzechami’ jak z karabinu ksiądz również może nam zadać pokutę mechanicznie niczym w reklamie Apapu: „po zażyciu skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą”
5. Zadość uczynienie Panu Bogu i Bliźniemu.
Dorzuciłabym do tego 5 warunków owocnej spowiedzi:
1. Znalezienie zaufanego księdza – stałego spowiednika, możemy się wprost zapytać czy dany ksiądz może być naszym stałym spowiednikiem (w grę wchodzi kierownictwo duchowe) albo po prostu chodzić do jednego księdza który z czasem będzie nas kojarzył. Naprawdę warto przełamać obawy typu (co ksiądz pomyśli, jak będzie na mnie patrzył) na rzecz naszego wzrostu i tego, że ksiądz może nas zupełnie inaczej prowadzić wiedząc z kim ma do czynienia.
2. Umawianie się na spowiedź z księdzem – na ławce w parku, w jakiejś kościelnej salce, czy po prostu w konfesjonale, ale kiedy ksiądz ma dla nas trochę więcej czasu i nie potraktuje nas taśmowo jak kolejce, albo chociaż spowiadanie się w trakcie rekolekcji czy kiedy jest na to więcej czasu niż przed zwykłą Mszą.
3. Modlitwa przed każdą spowiedzią – nie tylko o dobre doświadczenie i przeżycie spowiedzi ale choćby o zmniejszenie lęku przed nią, jak najbardziej wskazana
4. Spowiadanie się regularnie a nie od święta, kiedy mamy tak długą „listę grzechów” z którą idziemy do konfesjonału niczym z listą przedświątecznych zakupów
5. Zweryfikowanie tego po co się spowiadamy, dla kogo i co najważniejsze: do Kogo? Jakiemu Bogu wyznajemu grzechy? Co myśli o nas Bóg, w którego wierzymy? Jeśli okazuje się, że są to głębsze trudności warto pogadać z kimś, kto mógłby pomóc nam doświadczyć prawdziwego Boga, naprawdę trudno o to samemu bez wsparcia drugiego człowieka.
p.s. Proszę o uszanowanie mojego posta przez osoby, których może temat nie dotyczy. Tematem jest spowiedź. Jeśli ktoś do spowiedzi nie chodzi i nie zamierza chodzić to mój post nic nie wnosi do jego życia, wiem W zamiarze post pisany był dla tych, których może w jakiś sposób dotyczyć bo taki jest temat W dyskusji „warto się spowiadać – nie warto?” nie chciałabym uczestniczyć. Mam nadzieję, że komuś może te moje wywody w jakiś stopniu pomogły... a przynajmniej nie zaszkodziły