11 Wrz 2009, Pią 15:22, PID: 174883
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11 Wrz 2009, Pią 16:02 przez tr3bor91.)
Ja również z nikim się nie spotykam. Znajomych mam właściwie tylko w klasie, którym jestem zupełnie obojętny. Spoza progów własnej klasy nie znam zupełnie nikogo, nie potrafię nawiązywać znajomości...kiedyś szło mi to łatwiej, ale wtedy nie miałem fobii. Wszystko zaczęło się zmieniać z czasem. Kilka lat temu miało miejsce jedno wydarzenie, które zaważyło na tym, że zacząłem się zamykać na ludzi i otaczający mnie świat...dziwaczałem coraz bardziej, co oczywiście zauważyli rówieśnicy. Zaczęli mnie gnębić swoimi niezbyt miłymi komentarzami pod moim adresem, chociaż wcześniej miałem ich za dobrych znajomych. Kiedyś często z nimi wychodziłem...bywało tak, że trzeba było mnie szukać u tych znajomych, bo długo nie wracałem do domu Ale to dawne czasy. Jak jednak wiadomo - nic nie trwa wiecznie. Teraz już zupełnie nie mam kontaktu z tymi ludźmi, do dawnych szkolnych kolegów i koleżanek się nie odzywam, bo nie mam po co - zresztą okazali mi brak swojej sympatii względem mnie, szczególnie w gimnazjum, które okazało się być najgorszym etapem mojego życia. To właściwie powinien być czas, gdy człowiek nawiązuje pierwsze poważniejsze znajomości...ja nie nawiązałem żadnej, ale nawet nie miałem takiej możliwości...nie zostałem zaakceptowany przez pozostałych.
Szerokim łukiem omijałem więc wszelkie imprezy szkolne i pozaszkolne (łącznie z wyjazdami), wolałem bowiem nie mieć do czynienia z tymi ludźmi poza szkołą, wystarczyło mi to, że nękają mnie właśnie tam. Stałem się zupełnym odludkiem...nie chciałem nim być, ale jednocześnie pogrążałem się w tym coraz bardziej. Było ciężko, szczególnie że nie miałem w nikim wsparcia. Brak znajomych(nie wspominając już o przyjaciołach, których nigdy nie miałem) + bierna i obojętna postawa rodziny zrobiła swoje. Straciłem wiele lat swojego życia na siedzeniu w czterech ścianach własnego pokoju. I niestety nic się nie zmienia w tej kwestii...teraz staram się chociaż czymś zająć, bo jeszcze do niedawna nie robiłem ze sobą zupełnie nic. Jednak nadal nigdzie nie wychodzę, tylko szkoła i wracam...nie jestem towarzyski - chociaż dawno temu było zupełnie inaczej(mimo mojej nieśmiałości).
Nie chodze na imprezy, na dyskoteki, koncerty itp. chociaż bardzo chciałbym tego wszystkiego spróbować. Chciałbym posmakować prawdziwego życia....jednak myślę, że nie będzie mi to dane. Właściwie sam jestem sobie winien, chociaż często za zaistniałą sytuację obwiniam ludzi, którzy równiez się do niej przyczynili. Jednak na własne życzenie mam teraz tak nędzne życie - bez nikogo kto mnie wesprze(a przy okazji i ja jego) i bez perspektyw na przyszłość.
Ktoś tu wspomniał też o osiemnastkach. Mnie też nikt nie zaprosił...ale nic w tym dziwnego. Wszyscy wiedzą, że nie chodzę na imprezy...nie jest mi nawet przykro, że nikt o mnie nie pomyślał. I tak zapewne wystąpiłbym tam w roli błazna Sam również nie organizowałem swoich 18-tych urodzin. Była tylko jakaś mała "imprezka" rodzinna a i tak czułem się fatalnie...to była żenada. Było mi wstyd, że i część rodziny dowiedziała się, że nie mam "przyjaciół" Teraz więc wszyscy wiedzą jaki jestem.
Na studniówkę równiez nie pójdę, o czym już wspomniałem w klasiew której ludzie wiedzą, że mam fobię społeczną). Myślę, że powinni mnie zrozumieć. Nie będzie czego żałować. Do studniówki mam jeszcze prawie 3 lata, a dużo może się do tego czasu wydarzyć...ale raczej nie przewiduję, by mój stan się polepszył. Bardziej prawdopodobny jest maksymalnie pesymistyczny scenariusz, ze śmiercią włącznie Po pierwsze - nie będę miał z kim iść, po drugie - nie potrafię się bawić, a po trzecie - mam tak ogromne kompleksy na punkcie wyglądu, że wolę się nie pokazywać wśród większej grupy ludzi. Studniówka nie jest obowiązkiem...a wolę uniknąć niezręcznych sytuacji.
Ogólnie rzecz biorąc - nie mam praktycznie żadnych bliskich relacji z ludźmi. Z rodzicami, o których jeszcze nie wspomniałem, również mam beznadziejny kontakt. Były jeszcze znajomości internetowe, ale właśnie - "były". Niektóre z nich były nawet dość bliskie( w sensie zwierzenia itd.) ale sam ze wszystkich zrezygnowałem. Czuję się nikim, nie mam o czym rozmawiac z ludźmi nawet w virtualu. I chociaż sami niejednokrotnie zapewniali mnie o tym, iż jestem dobrą osobą do porozmawiania - ja się z tym nie zgadzam. Wszystkie więc takie znajomości przepadły...została jedna, tylko jedna.
Trochę się rozpisałem, ale i tak nie zawarłem tu wszystkiego, co chciałem napisać. Zresztą wydaje się, że nie ma nawet o czym mówić - sytuacja jest jasna - kontakt z ludźmi jest u mnie praktycznie zerowy. Zazdroszczę niektórym z Was, mimo iż macie fobię, potraficie coś robić ze swoim życiem, nawet się nim cieszyć, brać takim jakim jest....ja niestety tego nie potrafię. I dlatego często mam wrażenie, że nie ma drugiego tak beznadziejnego człowieka jak ja...czy ja w ogóle zasługuję na to, by żyć? Bo skoro nie doceniam pomocy jaką starają mi sie nieść ludzie o czystych intencjach, i nic nie robię ze swoim życiem - to mam co do tego spore wątpliwości
Szerokim łukiem omijałem więc wszelkie imprezy szkolne i pozaszkolne (łącznie z wyjazdami), wolałem bowiem nie mieć do czynienia z tymi ludźmi poza szkołą, wystarczyło mi to, że nękają mnie właśnie tam. Stałem się zupełnym odludkiem...nie chciałem nim być, ale jednocześnie pogrążałem się w tym coraz bardziej. Było ciężko, szczególnie że nie miałem w nikim wsparcia. Brak znajomych(nie wspominając już o przyjaciołach, których nigdy nie miałem) + bierna i obojętna postawa rodziny zrobiła swoje. Straciłem wiele lat swojego życia na siedzeniu w czterech ścianach własnego pokoju. I niestety nic się nie zmienia w tej kwestii...teraz staram się chociaż czymś zająć, bo jeszcze do niedawna nie robiłem ze sobą zupełnie nic. Jednak nadal nigdzie nie wychodzę, tylko szkoła i wracam...nie jestem towarzyski - chociaż dawno temu było zupełnie inaczej(mimo mojej nieśmiałości).
Nie chodze na imprezy, na dyskoteki, koncerty itp. chociaż bardzo chciałbym tego wszystkiego spróbować. Chciałbym posmakować prawdziwego życia....jednak myślę, że nie będzie mi to dane. Właściwie sam jestem sobie winien, chociaż często za zaistniałą sytuację obwiniam ludzi, którzy równiez się do niej przyczynili. Jednak na własne życzenie mam teraz tak nędzne życie - bez nikogo kto mnie wesprze(a przy okazji i ja jego) i bez perspektyw na przyszłość.
Ktoś tu wspomniał też o osiemnastkach. Mnie też nikt nie zaprosił...ale nic w tym dziwnego. Wszyscy wiedzą, że nie chodzę na imprezy...nie jest mi nawet przykro, że nikt o mnie nie pomyślał. I tak zapewne wystąpiłbym tam w roli błazna Sam również nie organizowałem swoich 18-tych urodzin. Była tylko jakaś mała "imprezka" rodzinna a i tak czułem się fatalnie...to była żenada. Było mi wstyd, że i część rodziny dowiedziała się, że nie mam "przyjaciół" Teraz więc wszyscy wiedzą jaki jestem.
Na studniówkę równiez nie pójdę, o czym już wspomniałem w klasiew której ludzie wiedzą, że mam fobię społeczną). Myślę, że powinni mnie zrozumieć. Nie będzie czego żałować. Do studniówki mam jeszcze prawie 3 lata, a dużo może się do tego czasu wydarzyć...ale raczej nie przewiduję, by mój stan się polepszył. Bardziej prawdopodobny jest maksymalnie pesymistyczny scenariusz, ze śmiercią włącznie Po pierwsze - nie będę miał z kim iść, po drugie - nie potrafię się bawić, a po trzecie - mam tak ogromne kompleksy na punkcie wyglądu, że wolę się nie pokazywać wśród większej grupy ludzi. Studniówka nie jest obowiązkiem...a wolę uniknąć niezręcznych sytuacji.
Ogólnie rzecz biorąc - nie mam praktycznie żadnych bliskich relacji z ludźmi. Z rodzicami, o których jeszcze nie wspomniałem, również mam beznadziejny kontakt. Były jeszcze znajomości internetowe, ale właśnie - "były". Niektóre z nich były nawet dość bliskie( w sensie zwierzenia itd.) ale sam ze wszystkich zrezygnowałem. Czuję się nikim, nie mam o czym rozmawiac z ludźmi nawet w virtualu. I chociaż sami niejednokrotnie zapewniali mnie o tym, iż jestem dobrą osobą do porozmawiania - ja się z tym nie zgadzam. Wszystkie więc takie znajomości przepadły...została jedna, tylko jedna.
Trochę się rozpisałem, ale i tak nie zawarłem tu wszystkiego, co chciałem napisać. Zresztą wydaje się, że nie ma nawet o czym mówić - sytuacja jest jasna - kontakt z ludźmi jest u mnie praktycznie zerowy. Zazdroszczę niektórym z Was, mimo iż macie fobię, potraficie coś robić ze swoim życiem, nawet się nim cieszyć, brać takim jakim jest....ja niestety tego nie potrafię. I dlatego często mam wrażenie, że nie ma drugiego tak beznadziejnego człowieka jak ja...czy ja w ogóle zasługuję na to, by żyć? Bo skoro nie doceniam pomocy jaką starają mi sie nieść ludzie o czystych intencjach, i nic nie robię ze swoim życiem - to mam co do tego spore wątpliwości