12 Lip 2009, Nie 12:21, PID: 163258
EDYCJA: Poprawiam swoje teksty, bo przyglądam się uczuciom, których nie potrafię skutecznie na miejscu wyartykułować. Bądźcie mili i wyrozumiali, jak dotychczas.
Leczyłem się przez rok i miałem różne objawy. Ich przebieg był dosyć tragiczny, bo nie mogłem się niczym zająć i wiem, że gdybym nie miał przyzwolenia na to, żeby siedzieć w domu, to pewnie potrafiłbym cokolwiek, a tak ciągle szukam innej drogi życia. Wiem, że styl bycia warunkuje wyniszczenie organizmu, dlatego rozłożenie pracy w czasie daje rezultaty. W takim kontekście, gdy mogę uniknąć apogeum trybu życia na nieodpowiedniej stopie, mniej boję się skutków niekontrolowanych takiego życia. Ma je wielu ludzi, bo nie żyjemy w zupełnej harmonii z otoczeniem i u innych to są jakieś zmiany patologiczne np. nowotwory. W moim wypadku to zwykle astenia i szereg objawów psychosomatycznych, które zmuszają mnie do dziwnych zachowań. Czas jednak to nie wszystko w drodze odzyskania zupełnej kontroli nad sobą, bo do tego dochodzi styl bycia na przestrzeni całego życia. Do tej pory nie zaangażowałem się do końca w dziedziny życia, które rzekomo powinienem, a ciągle żyję jakimiś własnymi dążeniami. Mogę założyć, że stać mnie na wiele, ale lęk społeczny zbyt bardzo sygnalizuje, że zaangażowanie się w standardowy styl bycia nie gwarantuje mi bezpiecznego życia. Wierzę, że za wypadki w życiu odpowiadamy sami. Poza tym, nikomu nie przysłuży się kolejny "specjalista", dlatego lepiej jest moim zdaniem, że ktoś ma "rezerwy" i będzie służył, gdy inni "zasłużeni" nie będą w stanie być bardziej użyteczni. Uważam, że nie możemy swobodnie decydować o tym, jaką działalność prowadzimy, a efekty powszechnych działań są dla mnie często spekulacjami w sensie ich użyteczności. Zresztą jak wytłumaczyć, że tak wielu osiąga tak wiele, ze cenę mniejszych nakładów sił. Śmiertelne wypadki, choroby cywilizacyjne, osobiste dramaty to znak czasu, w którym niezdrowa rywalizacja przestaje być racjonalną drogą życia. Rządzą nami ine prawa niż te, które na pozór wyznacza plan społeczny, dlatego z, wydawać by się mogło, irraconalnych powodów ktoś zawsze padnie ofiarą tzw. "systemu". Nie chcę pić, brać, czy być dawcą organów, a wiem na pewno, że mam wszelkie predyspozycje do znalezienia kłopotów.
Leczyłem się przez rok i miałem różne objawy. Ich przebieg był dosyć tragiczny, bo nie mogłem się niczym zająć i wiem, że gdybym nie miał przyzwolenia na to, żeby siedzieć w domu, to pewnie potrafiłbym cokolwiek, a tak ciągle szukam innej drogi życia. Wiem, że styl bycia warunkuje wyniszczenie organizmu, dlatego rozłożenie pracy w czasie daje rezultaty. W takim kontekście, gdy mogę uniknąć apogeum trybu życia na nieodpowiedniej stopie, mniej boję się skutków niekontrolowanych takiego życia. Ma je wielu ludzi, bo nie żyjemy w zupełnej harmonii z otoczeniem i u innych to są jakieś zmiany patologiczne np. nowotwory. W moim wypadku to zwykle astenia i szereg objawów psychosomatycznych, które zmuszają mnie do dziwnych zachowań. Czas jednak to nie wszystko w drodze odzyskania zupełnej kontroli nad sobą, bo do tego dochodzi styl bycia na przestrzeni całego życia. Do tej pory nie zaangażowałem się do końca w dziedziny życia, które rzekomo powinienem, a ciągle żyję jakimiś własnymi dążeniami. Mogę założyć, że stać mnie na wiele, ale lęk społeczny zbyt bardzo sygnalizuje, że zaangażowanie się w standardowy styl bycia nie gwarantuje mi bezpiecznego życia. Wierzę, że za wypadki w życiu odpowiadamy sami. Poza tym, nikomu nie przysłuży się kolejny "specjalista", dlatego lepiej jest moim zdaniem, że ktoś ma "rezerwy" i będzie służył, gdy inni "zasłużeni" nie będą w stanie być bardziej użyteczni. Uważam, że nie możemy swobodnie decydować o tym, jaką działalność prowadzimy, a efekty powszechnych działań są dla mnie często spekulacjami w sensie ich użyteczności. Zresztą jak wytłumaczyć, że tak wielu osiąga tak wiele, ze cenę mniejszych nakładów sił. Śmiertelne wypadki, choroby cywilizacyjne, osobiste dramaty to znak czasu, w którym niezdrowa rywalizacja przestaje być racjonalną drogą życia. Rządzą nami ine prawa niż te, które na pozór wyznacza plan społeczny, dlatego z, wydawać by się mogło, irraconalnych powodów ktoś zawsze padnie ofiarą tzw. "systemu". Nie chcę pić, brać, czy być dawcą organów, a wiem na pewno, że mam wszelkie predyspozycje do znalezienia kłopotów.