12 Cze 2009, Pią 17:24, PID: 156139
Nie lubię tego, kiedyś ksiądz na mnie nakrzyczał, kościół był pełen ludzi, albo też pełen ludzi dla fobika, w każdym razie pamiętam że było tłoczno i duszno, ręce miałam zime, kolana miękkie, sama nie wiem jak ja z tamtąd wyszłam. Po pierwszym wyrecytowanym zdaniu ksiądz się żachnął że niby skąd ja jestem? Że z Małego Kościółka? A co to za parafia ten Mały Kościółek? [teraz mi się to wydaje śmieszne troche, nie zmieniając faktu że ksiądz był palantem tak się obchodząc z dzieckiem] Nie miałam pojęcia oczywiście że to się jeszcze jakoś może nazywać . A on te swoje Że skąd?? coraz głośniej krzyczał! Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń grzecznie się przeżegnałam [co teraz też wydaje mi się zabawne ] i wyszłam. Teraz myślę że dobrze tak dziadowi, myślał że jak już przed nim klęczę na tych kolanach to jeszcze moze na mnie krzyczec. Mimo to ze juz mam jakis dystans do tamtej sytuacji to wciąż mam lęk przed spowiedzią.