02 Cze 2009, Wto 9:43, PID: 153719
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Cze 2009, Wto 9:54 przez krys840.)
Moje wywody były zwykle do tej pory manifestacją złości i frustracji, aczkolwiek związanych z niechęcią do poświęcenia dobra kulturowego na rzecz tych, którzy manifestowali anarchiczne postawy, budząc zgorszenie, niepokój oraz szerząc wszeteczne prądy myśli. Rujnowali taką postawa to, co powinniśmy ocalić, i to, czego powinnśmy bronić.
Swoją postawą, którą beceremonialnie osądzałem innych, chciałem manifestować desperację spowodowaną groźba zatracenia samego siebie, a zatem utraty kontroli nad swoim życiem. Świadomie poświęciłem się innym, dobrowolnie weryfikując ich bezwiedną i arogancką, butną postawę, kiedy przyjąłem powszechne kanony pracy za jedynie słuszne. Doprowadziłem tym swoje zdrowie do skraju fizycznej wytrzymałości, co wymusiło na mnie bezwiedną tzn., taką na która nie miałem bezpośredniego wpływu postawę i radykalne manifestowanie roszczeń. Wielokrotnie nie było ono przeze mnie bezpośrednio kontrolowane tzn., że nie zawsze miałem świadomość postulowanych przeze mnie żądań.
Uznałem, że to jedyny sposób na zachowanie siebie i godności oraz kompromisowe podejście do manifestowania, w celu dobra wspólnego i zachowania życia swojego a także innych.
Niestety istaniały realne obawy, że wymuszanie ustępstw doprowadza do niekontrolowanych wydarzeń, dlatego daleko wybiegłem myślą, by manifestacja moich dobrowolnych frustracji była zaplanowana, aby przybrała formę praworządnych demonstracji i walki o wolność.
Wygrałem mentalną wojnę o prymat i wiem, że kultura oraz obyczajowość ludzka skupione są wokół dorobku duchowego minionych pokoleń, stąd czuję się spełniony tym, że życie swoje uczyniłem darem wiedzy dla innych.
Mam czasem dużo zabawy z tak wyżej określanego czynownictwa, ale zawsze odpowiednio celebrowanego i mającego precedensowe znaczenie. Zawsze zapowiadam swoje czyny i potrafię wyjaśniać motywy działań. Potrafię weryfikować swoje racje metodologicznie, ale wiem, że to bezzasadna postawa dla ludzi, którzy zatracili siebie.
Swoją świadomą postawą manifestowałem absurdy rzeczywistości i zagrożenia spowodowane ślepemu zaufaniu do dzisiejeszych moralizatorów, którzy stanowią o kształcie społeczeństwa budzącego moje obawy i fobie.
Uważam, że by pomóc komuś, należałoby pójść jego drogą i wówczas kwapić się do wygłaszania postulatów.
Swoją postawą, którą beceremonialnie osądzałem innych, chciałem manifestować desperację spowodowaną groźba zatracenia samego siebie, a zatem utraty kontroli nad swoim życiem. Świadomie poświęciłem się innym, dobrowolnie weryfikując ich bezwiedną i arogancką, butną postawę, kiedy przyjąłem powszechne kanony pracy za jedynie słuszne. Doprowadziłem tym swoje zdrowie do skraju fizycznej wytrzymałości, co wymusiło na mnie bezwiedną tzn., taką na która nie miałem bezpośredniego wpływu postawę i radykalne manifestowanie roszczeń. Wielokrotnie nie było ono przeze mnie bezpośrednio kontrolowane tzn., że nie zawsze miałem świadomość postulowanych przeze mnie żądań.
Uznałem, że to jedyny sposób na zachowanie siebie i godności oraz kompromisowe podejście do manifestowania, w celu dobra wspólnego i zachowania życia swojego a także innych.
Niestety istaniały realne obawy, że wymuszanie ustępstw doprowadza do niekontrolowanych wydarzeń, dlatego daleko wybiegłem myślą, by manifestacja moich dobrowolnych frustracji była zaplanowana, aby przybrała formę praworządnych demonstracji i walki o wolność.
Wygrałem mentalną wojnę o prymat i wiem, że kultura oraz obyczajowość ludzka skupione są wokół dorobku duchowego minionych pokoleń, stąd czuję się spełniony tym, że życie swoje uczyniłem darem wiedzy dla innych.
Mam czasem dużo zabawy z tak wyżej określanego czynownictwa, ale zawsze odpowiednio celebrowanego i mającego precedensowe znaczenie. Zawsze zapowiadam swoje czyny i potrafię wyjaśniać motywy działań. Potrafię weryfikować swoje racje metodologicznie, ale wiem, że to bezzasadna postawa dla ludzi, którzy zatracili siebie.
Swoją świadomą postawą manifestowałem absurdy rzeczywistości i zagrożenia spowodowane ślepemu zaufaniu do dzisiejeszych moralizatorów, którzy stanowią o kształcie społeczeństwa budzącego moje obawy i fobie.
Uważam, że by pomóc komuś, należałoby pójść jego drogą i wówczas kwapić się do wygłaszania postulatów.