19 Paź 2007, Pią 16:35, PID: 4938
Skończ już człowieku przejmować się tym co piszę. Jeśli nie chcesz, nie czytaj moich postów, a jeśli już przeczytasz, to komentarze zostaw dla siebie.
19 Paź 2007, Pią 16:35, PID: 4938
Skończ już człowieku przejmować się tym co piszę. Jeśli nie chcesz, nie czytaj moich postów, a jeśli już przeczytasz, to komentarze zostaw dla siebie.
19 Paź 2007, Pią 17:01, PID: 4944
excuser napisał(a):Skończ już człowieku przejmować się tym co piszę. Jeśli nie chcesz, nie czytaj moich postów, a jeśli już przeczytasz, to komentarze zostaw dla siebie.Że co? [Obrazek: szok.gif] Zastosuj do siebie te rady mądralo. I nie zmuszaj mnie do nazwania tego jak się zachowujesz po imieniu.
20 Paź 2007, Sob 0:13, PID: 4971
Ja tam od samego początku wiem skąd wzięła się u mnie fobia. Otóż jestem trochę "inny" niż większość ludzi. Wy akurat mnie być może zrozumiecie, większość z was jest już w liceum lub są ludźmi dorosłymi. Natomiast u mnie w gimnie to już nie takie łatwe. Na czym polega moja odmienność: no po pierwsze nie jestem "skejtem", no a większość osób w tej budzie ubóstwia hip-hop i rap, ja lubię metal, rock i punk. Po drugie mam dosc dobre oceny, przez co każdy uważa mnie za kujona, podczas gdy ja nie zaglądam w domu do książek . A po trzecie skoro jestem fobikiem, nie chodzę na żadne imprezy, których "nie powinienem opuścić" i wtedy znowu wszyscy mają o mnie opinie odludka i lamusa
05 Sty 2008, Sob 0:51, PID: 9186
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Sty 2008, Sob 0:52 przez TroPtyN.)
Wrodzona nieśmiałość spotęgowana wrogością innych i znęcaniem się nade mną przez otoczenie - to są przyczyny powstania u mnie chorobliwego lęku. Za dużo też nieszczęść/pecha w moim dupnym pseudożyciu.
05 Sty 2008, Sob 2:23, PID: 9205
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Sty 2008, Sob 2:23 przez Śnieżynka.)
Nie wiem jakie są przyczyny u mnie. Jak spytałam o to psychologa, powiedziała coś w stylu "teraz się tym nie przejmuj, skupiaj się na tym że wracasz do zdrowia" i tyle na ten temat.
Doszłam do wniosku że cierpię na tzw. syndrom niewidzialnego dziecka. Urodziłam się jako dziecko środkowe, do tego najwcześniej wstawałam, mówiłam, czytałam i usamodzielniałam się. Po kolei: jako jedyna z rodzeństwa od początku pierwszej klasy sama odrabiałam lekcje, sama, znaczy się z koleżanką nie z rodzicami, chodziłam do szkoły, sama się pakowałam, ubrałam, uczesałam i tak dalej. Starszy brat do momentu kiedy się urodziłam był oczkiem w głowie rodziców, później na świat przyszłam ja, później dwójka rodzeństwa więc na nich skupiła się uwaga rodziców. Ze wszystkimi w okolicach klas 1-3 mama siedziała nad lekcjami, ktoś odprowadzał do szkoły, ktoś pomógł się ubrać, uczesać. Zawsze czułam że ode mnie wymaga się więcej. Rodzice z jednej strony chwalili że taka samodzielna a z drugiej wymagali więcej niż od reszty. Przykład z 4 klasy podstawówki. Pamiętam bo było mi bardzo przykro wtedy. Nie dostałam świadectwa z czerwonym paskiem przez 3 z W-F . Przyszłam pochwalić się 5 z matematyki i polskiego a mama: ojej, czemu trójka z wuefu? nie mogłaś się bardziej postarać? Podobny schemat. Rodzeństwo przynosi 2 albo 3: głupia nauczycielka, uwzięła się na ciebie, nie przejmuj się ja przynoszę 2 albo 3: nie mogłaś się bardziej postarać? Gdy przestawałam wychodzić z domu, nie chodziłam na zakupy i zawsze "wmanewrowałam" kogoś żeby poszedł za mnie do sklepu, byłam leniwą egoistką i manipulatorką. Siostra nie chodzi na zakupy bo mówi że nie lubi/nie wie co kupić i jest wszystko w porządku, nikt jej głowy nie zawraca. W sumie tak jest do dzisiaj. Mam wrażenie że jestem surowiej oceniana i więcej się ode mnie wymaga bo taka samodzielna i w ogóle. Ten typ dziecka które się chwali przed znajomymi a w domu poucza i gani. Wiem że to mały pikuś w porównaniu z tym co tu przeczytałam, o przemocy i poniżaniu, ale jednak miało to wpływ na moje życie.
05 Sty 2008, Sob 4:03, PID: 9211
Śnieżynka napisał(a):Nie dostałam świadectwa z czerwonym paskiem przez 3 z W-F . Przyszłam pochwalić się 5 z matematyki i polskiego a mama: ojej, czemu trójka z wuefu? nie mogłaś się bardziej postarać?A nas było dwóch braci i obaj (ja Wam dam Wy oboje zboczone tam ) słyszeliśmy taka śpiewkę od tatka (nie od Tadka żadnego ): "A czemu 4, a nie 5. Co? Nie macie warunków do nauki". Hi, hi. Ale mam to w d.... teraz . No, teraz mogę. Teraz potrafię.
05 Sty 2008, Sob 12:07, PID: 9217
No właśnie, przynajmniej oboje słyszeliście taką samą śpiewkę. A ja widziałam (i widzę nadal) że jestem traktowana inaczej niż reszta rodzeństwa .
Bez sensu, 4 to też dobra ocena. Rodzice często nie zdają sobie sprawy że dziecko tak może przeżywać ich słowa, że ich z pozoru normalne zachowanie może doprowadzić do problemów. Jednak bycie rodzicem to nie taka łatwa sprawa
05 Sty 2008, Sob 12:52, PID: 9221
Jakie były przyczyny u mnie? Myślę, że było ich wiele. W przeciwieństwie do Was ode mnie praktycznie nic nie wymagano. Pozwalano mi na zbyt wiele i myślę, że rodzice zrobili błąd, powinni mnie zdyscyplinować bardziej. W dodatku byli nadopiekuńczy, trzymali pod takim kloszem. Dlatego nigdzie poza domem nie czułem się dobrze. Jako najmłodszy członek rodziny (tej najbliższej jak i dalszej) też byłem traktowany inaczej od wszystkich. Przy różnych okazjach nie zabierałem głosu, raczej słuchałem tego co mają do powiedzenia inni, bardziej doświadczeni. Podobnie np. w sklepach, zawsze ktoś mnie wyręczał przy kasie. Do tego dochodzą doświadczenia z podstawówki, a tam byłem narażony na ciągłe poniżanie, przemoc itd., uciekałem więc do swoich czterech ścian i własnego świata. W okresie późniejszym musiałem zmagać się z alkoholizmem matki, co dodatkowo wzmogło fobię i różne inne frustracje.
Tak więc kluczem do wszystkiego jest kulejące wychowanie i nastawienie otoczenia. Ciekawe jest to, że we wczesnym dzieciństwie byłem otwarty na ludzi i lgnąlem do towarzystwa (ciągle męczyłem kolegów brata i znajomych rodziców ). Potem odmieniło się diametralnie .
05 Sty 2008, Sob 12:56, PID: 9222
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05 Sty 2008, Sob 12:57 przez Michał.)
Śnieżynko [Obrazek: glaszcze.gif] [Obrazek: uscisk.gif] [Obrazek: placze.gif] [Obrazek: glaszcze.gif] [Obrazek: uscisk.gif] [Obrazek: uscisk.gif] [Obrazek: uscisk.gif]
Aha. I jednak obaj, jak wynika z tego co pisze Smoklej.
05 Sty 2008, Sob 13:41, PID: 9232
Najdziwniejsze jest to że ja wcale nie mam do rodziców żalu Taka normalna kolej rzeczy. Czwórka dzieci i jedno bardziej samodzielne więc pochłania najmniej uwagi. Wszyscy się przyzwyczajają że sobie samo poradzi i nie potrzebuje pomocy. Automatycznie więcej się od niego wymaga.
Co jeszcze dziwniejsze nigdy nie miałam problemów z rówieśnikami. Nigdy mi nikt nie dokuczał, nikt się ze mnie nie wyśmiewał a mimo to po prostu w pewnym momencie zaczęłam się wyłączać aż schowałam się w domu. Ot fanaberie, właściwie ciągle nie wiem skąd ta choroba się wzięła. Bardziej na pocieszenie zasługują ci którzy w domach mieli alkoholizm i przemoc [Obrazek: glaszcze.gif]
05 Sty 2008, Sob 14:45, PID: 9237
Lightbulb napisał(a):Ciekawe jest to, że we wczesnym dzieciństwie byłem otwarty na ludzi i lgnąlem do towarzystwa (ciągle męczyłem kolegów brata i znajomych rodziców ). Potem odmieniło się diametralnieTak, to bardzo ciekawe. Ja też mam takie wrażenie, że coś się w pewnym momencie zmieniło. Ale nie wiem dokładnie kiedy i co to mogło spowodować. Zachwiane poczucie bezpieczeństwa? Tylko przez co? Śnieżynka napisał(a):Najdziwniejsze jest to że ja wcale nie mam do rodziców żalu. Taka normalna kolej rzeczy.Ja też nie mam żalu. W tych samych warunkach robiłbym pewnie podobnie. Czegoś się chyba jednak nauczyłem. Szkoda, że na własnym przykładzie. No, ale może dzięki temu, będę potrafił to odwrócić i nie przekazywać tego dalej. Jeśli będzie w ogóle jakieś dalej. I takie zdanko na koniec: "Im dłużej to będziesz rozpamiętywać, tym dłużej to z Tobą zostanie". Odp. do Michała poniżej: To prawda. Wiesz, czasem coś mi przyjdzie do głowy, więc to zapisuję, a potem czytam i próbuję zrozumieć co to znaczy.
05 Sty 2008, Sob 23:07, PID: 9272
Niedawno sobie uświadomiłem, że fobię mam praktycznie od dziecka i nie mam pojęcia, skąd się ona u mnie wzięła. Nie mam patologicznej rodziny, nie byłem bity, czy wyśmiewany przez kolegów, kogokolwiek, po prostu od urodzenia im byłem starszy, tym coraz bardziej nieśmiały, z czasem pojawiły się lęki, na początku słabiutkie, które w ogóle nie przeszkadzały mi funkcjonować. Na etapie dojrzewania fobia przybrała na sile, chociaż wtedy też byłem taki, jak "normalni" i lęki mi nie przeszkadzały, następnie przyszła szkoła średnia i oczywiście silniejsza fobia, początki izolowania się od rzeczywistości i... pewne zdarzenie (już o tym pisałem i nie chcę do tego wracać), które wzmocniło fobię
26 Sty 2008, Sob 0:39, PID: 10935
antyk napisał(a):Niedawno sobie uświadomiłem, że fobię mam praktycznie od dziecka i nie mam pojęcia, skąd się ona u mnie wzięła. Nie mam patologicznej rodziny, nie byłem bity, czy wyśmiewany przez kolegów, kogokolwiek, po prostu od urodzenia im byłem starszy, tym coraz bardziej nieśmiały, z czasem pojawiły się lęki, na początku słabiutkie, które w ogóle nie przeszkadzały mi funkcjonować. Na etapie dojrzewania fobia przybrała na sile, chociaż wtedy też byłem taki, jak "normalni" i lęki mi nie przeszkadzały, następnie przyszła szkoła średnia i oczywiście silniejsza fobia, początki izolowania się od rzeczywistości i... pewne zdarzenie (już o tym pisałem i nie chcę do tego wracać), które wzmocniło fobię Ja mam podobną do Ciebie sytuację w tym sensie, że zawsze byłem nieśmiały i tak na dobrą sprawę dopiero w średniej szkole te lęki zaczęły mi bardzo przeszkadzać i zacząłem się izolować tak na poważnie, bo tak trochę to zawsze byłem odizolowany przez nieśmiałość. Przyczyny swojej fobii opisałem w innym temacie. sosen_ napisał(a):Ja nie mam na ten temat jasnej teorii. Myślę, że przyczyniło się do tego wiele czynników. Po pierwsze ojciec pijak. Po drugie nadopiekuńcza i znerwicowana mama, która tego wszystkiego nie wytrzymywała i myślę, że po części to trochę przeszło na mnie. Ojciec zawsze się na mnie wydzierał jak coś źle robiłem. Zawsze jak miałem coś z nim robić to od razu się bałem, żeby na mnie nie krzyczał. Ma bardzo mocny głos i jest dosyć dobrze zbudowanym facetem. Przez to jak poszedłem do szkoły to też się bałem ludzi, tego że będą oceniać to co robie. Później było jeszcze parę bardzo niemiłych sytuacji. Mógłbym je napisać ale jakoś nie chce do tego wracać, a myślę, że większość z was miała takie, po których przeżywała pewnego rodzaju załamanie.
26 Sty 2008, Sob 2:37, PID: 10945
Myślę też, że ciągłe przypominanie mi o mojej nieśmiałości miało wpływ na rozwinięcie się fobii. Zawsze ludzie mówili na mnie "mamisynek", bo trzymałem się spódnicy mamy. I parę razy podsłuchałem, jak rodzinka o mnie rozmawiała, że taki małomówny i nieśmiały
04 Lut 2008, Pon 5:29, PID: 11699
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04 Lut 2008, Pon 5:31 przez Kramb.)
Zastanawiając się nad swoim życiem doszedłem do wniosku, że w moim przypadku podstawową przyczyną było emocjonalne odrzucenie przez matkę co spowodowało brak poczucia akceptacji, co z kolei zrujnowało poczucie własnej wartości i świadomość jakichkolwiek praw. Ojciec też trochę się przyłożył swoją nieobecnością i kilkoma pijackimi awanturami. Z takim "fundamentem" moje życie wyglądało tak jak opisało to wielu z Was. W okresie szkoły podstawowej i średniej miałem okresy kiedy bałem się wyjść z mieszkania, marzyłem wtedy żeby być już starym (bo wtedy nikt nie będzie już na mnie zwracał uwagi i będę mógł całkowicie się wyalienować). W tamtym czasie do jakiejkolwiek aktywności popychał mnie jedynie przymus rodzicielski.
05 Lut 2008, Wto 0:50, PID: 11780
Mozliwe przyczyny fobi spolecznej wg specjalistki ze stowarzyszenia brytyjskich psychologow Gilian Butler
CZYNNIKI BIOLOGICZNE- to co z czym sie rodzisz np -nadwrazliwosc na bodzce zewnetrzne -temperament: bycie mniej lub bardziej towarzyskim, ekstrowertycznym czy niesmialym CZYNNIKI SRODOWISKOWE - to co ci sie przytrafia np - stosunki z rodzicami oraz z osobami ktore troszczyly sie o ciebie w dziecinstwie -twoje osobiste doswiadczenia w byciu ocenianym, krytykowanym,chwalonym, docenianym itp. -okazje do nauki umiejetnosci spolecznych, nawiazywania przyjazni, zwiazkow intymnych itp -twoje wyuczone sposoby radzenia sobie z trudnosciami czy wyzwaniami(metoda konfrontacji czy raczej moze unikaniem tychze sytuacji) ZLE LUB TRAUMATYCZNE PRZEZYCIA np -bycie wytykanym, szykanowanym, wysmiewanym, draznionym, odrzucanym -koniecznosc radzenia sobie z twoimi problemami bez nalezytego wsparcia np. gdy rodzic chory (alkoholizm to tez choroba!) lub nieobecny lub umarl TRUDNOSCI Z RADZENIEM SOBIE Z WYZWANIAMI I WYMAGANIAMI JAKIE NIOSA ZE SOBA ROZNE FAZY ZYCIA np -dziecinstwo: ( nauka interakcji z rowiesnikami, fazy niesmialosci) -okres dojrzewania: okreslanie swojej tozsamosci, stawanie sie niezaleznym, odkrywanie seksualnosci -dojrzalosc: zbalansowanie polegania na sobie z zaleznoscia od innych, kontroli i podporzadkowania, przynaleznosci STRES KTORY WPLYWA NA TWOJE RELACJE Z INNYMI np - przeprowadzki:nowy dom, przyjaciele, rodzina przenoszaca sie mieszkac gdzie indziej, koniecznosc przystosowania - wazne zmiany: pierwsze dziecko, koniecznosc pracy w grupie, zarzadzania innymi - konkurencja: myslenie w kategoriach wygrany, przegrany Ja osobiscie identyfikuje sie z kilkoma z wymienionymi powyzej podpunktami.
05 Lut 2008, Wto 12:29, PID: 11814
Do mnie pasuje 4 z tych pieciu glownych. Zastanawiam sie tylko nad biologicznym, bo podobno jako kilkuletnie dziecko bylam inna. Usta mi sie nie zamykaly, recytowalam wierszyki ludziom w autobusie i spiewalam piosenki, ku zadowloneniu mamy i babci. Podobno szybko zaczelam mowic i paplalam jak szalona . Zmnienilo sie jak troche podroslam. Moze wszystko, co mialam do powiedzenia juz powiedzialam .
05 Lut 2008, Wto 12:41, PID: 11817
Nie tylko Ty, Fistaszku, taka byłaś, mi również, jako małemu dzieciakowi, gęba się nie zamykała A teraz? Teraz się nie otwiera...
13 Lut 2008, Śro 22:52, PID: 12375
noż kur**** mać
czyli jednak miałam rację, to starzy, a niech ich jasna cholera silence, wilku , miałam bardzo podobnie do was u mnie despotyczny i surowy ojciec i matka która nigdy nic nie miała do powiedzenia, która bezkrytycznie się swojego mężusia słuchała i naśladowała jego sposób wychowania, co jej się nigdy nie udawało, bo miałam ją za nic (nie wiem czemu tak było, ale uważam, że to jej wina) nie miałam i nie mam w niej żadnego oparcia, a z ojcem to mogę sobie pogadać o konkretnych sprawach a problemy dla niego nie istnieją (zwłaszcza jakieś fobie), ja miałam być taka jaką on sobie wyobraził, a nie sobą, dlatego jak zaczęło się u mnie dziać naprawdę źle, to zaczął wyzywać mnie od pier....... schizofreniczek czasami lubił sobie wypić, przyjeżdżał do domu na+ i urządzał awantury, zawsze bałam się, żeby nie zrobił krzywdy matce, więc to ja ich rozdzielałam, starałam się go uspokoić i on się kur.... teraz dziwi, że jestem taka a nie inna i że on biedny nie ma radości w życiu, bo jego córka nie jest tym, kim on chciał żeby była, teraz mu się wnuków chce, kur...., a jak mu mówię, że nie chcę mieć dzieci, bo sama czuję się jak dziecko (mam 27 lat ), to się palant załamuje i nie chce dalej rozmawiać ktoś z was napisał też, że za każdym razem jak próbuje rozmawiać z matką, to zaczyna się awantura u mnie tak samo jest, jak zaczęłam próbować rozmawiać z matką na temat moich problemów (bo wcześniej oczywiście w ogóle nie rozmawialiśmy), to zaczynała na mnie krzyczeć i płakać, że jak ja mogę być taka niedobra i jej wypominać coś tam, moi starzy w ogóle nie potrafią rozmawiać, szkoda gadać...
14 Lut 2008, Czw 9:24, PID: 12426
Wszysko naraz i umjeram. Dobrze, że nie bito mnie szpicrutą. Tylko bat wchodził w grę
14 Lut 2008, Czw 20:05, PID: 12473
mintchocolate napisał(a):zaczęłam próbować rozmawiać z matką na temat moich problemów (bo wcześniej oczywiście w ogóle nie rozmawialiśmy), to zaczynała na mnie krzyczeć i płakać, że jak ja mogę być taka niedobra i jej wypominać coś tam, U mnie z mamą było tak samo, wpadła w dziwny agresywno-obronny szał. Zdarzyło się to tylko raz, ale odpuściłem analizy przeszłości przy Niej. Teraz rozumiem, że jest jeszcze bardziej zagubiona niż ja. Dowiedziałem się przy tym trochę o Jej dzieciństwie... Doszedłem do wniosku, że wypominanie mi nie pomoże, a Jej może zaszkodzić. Nie jest to potrzebne do walki z FS. Jednak żeby się od Nich (rodziców) uwolić (jako źródła naszego problemu) to najlepiej ograniczyć z Nimi kontakt. Dlaczego nasi rodzice ukrywają swoją traumatyczną przeszłość przed nami i nie próbują się z nią rozprawić, tylko przelewają swoje frustracje na nas?? I to wszystko po to, "żeby było nam w życiu lepiej niż Im"...
15 Lut 2008, Pią 16:11, PID: 12588
Kramb napisał(a):mintchocolate napisał(a):zaczęłam próbować rozmawiać z matką na temat moich problemów (bo wcześniej oczywiście w ogóle nie rozmawialiśmy), to zaczynała na mnie krzyczeć i płakać, że jak ja mogę być taka niedobra i jej wypominać coś tam, Jezu mam identyczną sytuacje Z matką w ogóle nie umiem rozmawiać bo ona od razu się zamyka, denerwuje i w ogóle mnie nie słucha. Widzę u niej ten sam problem co u mnie ale za każdym razem jak próbuje jej to wytłumaczyć to ona zaczyna mnie atakować. Mówi żebym jej nie pouczał, że jestem za młody i nic nie rozumiem. Wczoraj próbowałem znowu ale skończyło się jak zawsze. Najpierw ona w płacz i wypominanie jak to było jej strasznie źle i jak ja mogę teraz mówić takie rzeczy a później i ja sam się popłakałem. Ona jest ***** ale ja nie umiem sobie odpuścić. Chciałbym jej pomóc ale ona nie da sobie pomóc. Sytuacja bez wyjścia
18 Kwi 2008, Pią 15:34, PID: 20240
U mnie przypuszczam że było tak:
urodziłem się z nadczynnością tarczycy - przez całe życie byłem nerwowy, nadpobudliwy. Do wieku 12 lat miałem super życie - wielu przyjaciół, wygrywałem konkursy na najbardziej lubianą osobę w klasie(dlatego że byłem neutralny i nigdy nikogo nie odtrącałem). W tym też wieku przeprowadziłem się. Znalazłem tu kilku kolegów było fajnie. Pod koniec roku zmarł mój ojciec. Na początku to do mnie nie docierało, jak do dziecka ma dotrzeć że kogoś już niema? Jakiś czas później zrobiłem się bardziej zamknięty. Odrzucałem trochę innych. - "Idziesz na boisko?" - Nie spier.... Potem miałem taki okres że się w ogóle odciąłem od innych. Szkołę zacząłem opuszczać w gimnazjum. W 3 klasie miałem już z tym poważniejszy problem, ale zdałem ładnie. Jakoś niedawno dotarło do mnie że własna matka strasznie zaniża mi samoocenę - mówiąc mi jaki to jestem bezmózg, że mnie po+.., najdelikatniej to było że jestem leniem. Któregoś dnia się rozpłakałem i wszystko jej wygarnąłem i wtedy musiało do niej dotrzeć że coś jest nie tak. Teraz jestem w technikum - nie byłem w szkole od lutego, będę miał indywidualne nauczanie. Dziś byłem u psychologa (1,5 godziny mojego ryczenia) - nie gadaliśmy o fobii, gadaliśmy o moim ojcu i wg pani psycholog największy wpływ na mój obecny stan mógł mieć po prostu smutek który w sobie duszę od pięciu lat. Nigdy z nikim nie rozmawiałem o tym co czuję i o ojcu więc jest mi bardzo trudno. Ehh. ktoś dzwoni /
18 Kwi 2008, Pią 18:07, PID: 20261
Od dziecka byłam nieśmiała. Zawsze wszędzie z mamą. Pamiętam, że jak prowadziła mnie do przedszkola to wyłyśmy obie. Ja, bo bardzo tego nie lubiła (już wtedy miałam problem, żeby zaaklimatyzować się w nowej grupie), a ona, bo było jej mnie żal. W końcu po 3 miesiącach wypisała mnie. Do teraz nie wiem czy to był dobry pomysł. Może gdybym tam została w końcu przyzwyczaiłabym się jakoś.
Poza tym wszyscy zawsze mi powtarzali, że jestem nieśmiała, więc nie wgłębiałam się w temat i po prostu to przyjęłam. No przecież to zupełnie naturalne, że istnieją ludzie nieśmiali. Ale jednego zrozumieć nie umiałam. Co miała na myśli moja ciotka mówiąc, że będzie mi ciężko w życiu z tą nieśmiałością. Smarkata wtedy byłam więc kupy mi się to wszystko nie trzymało…teraz już wiem co miała na myśli tyle, że ona nie przypuszczała, że będzie ze mną aż tak źle. Nie wiem więc skąd się wzięła moja fobia. W szkole (czy to podstawówka czy średnia) raczej nie miałam wrogów. Nigdy nie byłam wyalienowana. Nikt się ze mnie nie śmiał. Myślę, że sporo osób mnie lubiło albo po prostu miało do mnie neutralny stosunek. Dobrze się uczyłam, a jedyny mój problem polegał na tym, że nie udzielałam się na zajęciach jeśli oczywiście mnie o to nie poproszono (albo wyrywano, że tak powiem) Nie wiem więc, czy miały na to wpływ czynniki biologiczne i po trochu nadopiekuńczość mamy. Jeśli tak to nie mam do niej żalu bo wiem, że nie chciała mnie skrzywdzić. Jestem pewna, że oddałaby za mnie wszystko, a ja mam na świecie tylko ją… |
|
Podobne wątki… | |||||
Wątek: | |||||
Przyczyny neurobiologiczne i cała reszta ... | |||||
Jednak przyczyny biologiczne - ciekawe dane |