28 Cze 2021, Pon 19:55, PID: 844690
Czy macie jakieś konkretne cechy osobowości albo wynikające z zaburzeń, które najbardziej sprawiają, że nie jesteście zadowoleni z życia lub macie problem z osiąganiem celów lub poznawaniem ludzi?
Post będzie długi ale chciałam parę rzeczy z siebie wyrzucić, ostatnio mnie nosi i chce co nieco podsumowac.
Na początku chciałam tutaj swoje wady podzielić na te utrudniające życie zawodowe i te, które utrudniają życie społeczne, ale stwierdziłam, ze to bezsensu bo wszystko i tak sprowadza się do zaburzonych relacji międzyludzkich. A więc, nie przedłużając, u mnie najgorsze cechy, które utrudniają mi osiągnięcie szczęścia i jakiegokolwiek sukcesu (na rożnych polach) to:
1. lenistwo. Tutaj nie ma co zwalać na zaburzenia, bo ja jestem po prostu leniwa i zawsze taka byłam. Ja po prostu nie mogę zmusić się do robienia czegoś, czego nie lubię w 100%. No okej, są tematy, pasje, które mnie rajcują ale umówmy się, psychopatów badać nie będę, neurobiologiem tez nie zostane. Jedyne co jest w szczycie moich możliwości to jakieś korpo, a żeby się tam dostać to i tak trzeba coś umieć nawet głupie języki obce. A dla mnie uczenie się czegokolwiek wykracza poza moje możliwości, nie jestem psychicznie w stanie się zmusić, nie jestem, wiem to bo wielokrotnie w ciągu całego życia próbowałam a to uczyć sie języków, a to programowania, a to udoskonalenia jakiegoś hobby. Niestety nic z tego, nawet sportu z lenistwa nie uprawiam żadnego. Wiem, że będę skazana na fizyczne tyry, w najlepszym wypadku zrobię sobie jakiś fizyczny zawód, gdzie nie trzeba za bardzo myśleć i się wysilać, ale żadnej prestiżowej pracy raczej nigdy nie zdobędę. Lenistwo nie wynika z moich zaburzeń, to moja cecha charakteru, za dzieciaka notorycznie unikałam np. obowiązków domowych, a takze uczenia się z przedmiotów, które mnie nie interesowaly. Dla mnie abstrakcją wykraczającą poza moje rozumowanie byla sytuacja, gdy moja siostrzenica zarwała całe wakacje żeby poprawić maturę z matmy, którą i tak wcześniej zdała. Dla mnie rzecz nie do pojęcia, nie byłabym w stanie tego zrobić.
Obecnie moje lenistwo jest zwiększone przez zaburzenia. Od czasu, gdy moim jedynym obowiązkiem jest praca no i zajmowanie się domem, to poza tymi obowiązkami nie robię autentycznie nic poza leżeniem w łozku godzinami. W ten sposób zlatują mi całe weekendy, całe bezrobocie tak przeleżałam też. Mam jakiś wewnętrzny opór przed robieniem czegokolwiek co wykracza poza podstawową aktywność i obowiązki, dotyczy to również rzeczy, ktore sprawaija przyjemność. Podsumowując, nigdy nie angażowalam się w zajęcia pozaszkolne, kluby, organizacje studenckie, słowo "przekwalifikować się" wywoluje we mnie spazmy, mam również problem z ustalaniem takich rzeczy jak organizacja wycieczek, dłuższy wyjazd gdziekolwiek, wyjście na siłownie, generalnie z wszystkim gdzie trzeba myślec, planować i nie być leniwym.
2. Nieumiejętność udawania. Jest to druga cecha, przez która nic mi się w życiu nie udaje, przez ktorą nie lubią mnie inni ludzie no i która utrudnia mi życie zawodowe również.
Nie chodzi mi tutaj o zwykłą szczerość czy mówienie tego co się myśli, ja po prostu nie potrafię zakładać masek, udawać uśmiechniętej, normalnej kiedy tak nie jest. Jest to związane z tzw. umiejętnością zachowania sie w towarzystwie. Ja tej cechy jestem zupełnie pozbawiona. Jak to się objawia na co dzien? A oto kilka przykładów:
-jestem z kimś na imprezie, jest fajnie, dobry humor, piwerko muzyczka. A nagle z d*py włączy mi się dół, to zamiast zdusić to w sobie, to zaczynam zamulać, mówić to co czuję (często o samobójstwie, jakieś nihilistyczne teksty) psując tym samym humor pozostałym
-jestem na obiedzie rodzinnym i włączy mi się syndrom traumy z dzieciństwa, to potrafię nawet przy obcych ludziach, których widze pierwszy raz na oczy mówić co działo się u mnie na chacie i kto i w jaki sposób malretował mnie w szkole
-jestem wśród ludzi i się boję, zamiast udawać, że jest okej, uśmiechać się to wgl nie ukrywam oznak lęku, nie patrzę w oczy, robię tzw. histerię, uciekam, czasem jestem wredna i niemiła (jest to wynik stresu i silnego pobudzenia).
Najlepsze jest to, że ja nie jestem w stanie tego kontrolować, wiem, że dzialam na nerwy innym i psuje wszystkim miłe chwile, zrażam do siebie ludzi, ale to jest poza moją kontrolą. Ze mnie emocje i zły nastrój się wylewają, ja nie potrafię dobrze się bawić ani zmusić się do dobrej zabawy czy do robienia "dobrej miny do złej gry" jeśli czuję się ch*jowo.
Ostatnio mój facet był w domu u siebie i dowiedziałam się od niego o co tak naprawdę chodziło jego matce. Generalnie jedna z rzeczy, która jej się we mnie nie podoba, to to, ze ja "zachowuję się dziwnie". Jako przykład podała sytuacje, na samym początku, kiedy ja poznawałam rodzinę mojego chłopaka i byłam u jego dziadka, cioci i wujka. Na tamtym spotaniu była masa osób, chyba z 10-15 osób, w tym kilkoro mniej więcej w naszym wieku. Jak można się domyślić włączył mi się silny stres, fobia no i bak ucieczki sprawił, że ja wylączałam się tam, "odpływałam", co skutkowało tym, ze z nikim nie gadalam, byłam odwrócona do ściany, gapiłam się w jeden punkt i w końcu... usnęłam. Tak zareagowałam na stres i nie potrafiłam udawać, uśmiechać się, zadawać pytania tym ludziom.
Najgorsze, że taka nieumiejętność ukrywania własnych stanów emocjonalnych wystepuje u mnie we wszystkich środowiskach, w pracy rownież. Miałam już sytuację, gdy płakałam w pracy, gdy kategorycznie odmówiłam wykonywnaia poleceń, kidy na moje stanowisko wleciał robal (mam silną fobię), oczywiście pojawiła się u mnie cała reakcja lękowa łącznie z piskiem, uciekaniem ze stanowiska pracy, w markecie jak robilam to potrafilam klientów wyzywać od gnojków, pokazywać środkowy palec jak mnie traktowali protekcjonalnie.
Jak można się domyślić z czymś takim malo kto ze mną wytrzymywał, nikt mi nie da też stanowiska, albo dobrej roboty bo ja nie potrafię p prosotu się dobrze prezentować
3. Brak panowania nad emocjami, zwłaszcza stresem.
Sytuacje stresowe paraliżują mnie i to dosłownie. Nie jstem w stanie samouspokoić się, nie wiem jak mam to zrobic, obecność drugiej osobu również nie pomaga, czasem wręcz pogarsza mój stan. U mnie w stresie pojawiają sie nadmierne, przesadzone, zupełnie nieadekatne reakcje, które powinny wystąpić w przypadku silnych przeżyć, u mnie są prowokowane przez codziennie problemy, z ktorymi trzeba się zmagać. Przykładowo, poważny zjazd z myslami samobójczymi, samookaleczeniami jest w stanie we mni wywołać informacja o zepsutym laptopie. Moja terapeutka twierdzi, że przejawiam reakcje dysocjacyjne w odpowiedzi na stres. Chodziło jej tutaj o derealizację, depersonalizację, oraz zaniki pamięci, ktore się u mnie pojawiają.
W moim przypadku nie ma mowy o panowaniu nad stresem, są jednak sytuacje, które totalnie potrafią mnie rozj*bać, np. coś co przypomni mi traumy, których doświadczyłam, jak w przypadku tych bab w poprzendiej robocie. Zwykłe stare babska coś tam się ze mnie nabijały i już spowodowało to silne załamanie nerwowe, które trwa wlaściwie do dzisiaj bo choia jest już trochę lepiej to mam prawie codziennie zjazdy psychiczne, mysli samobójcze i paniczny strach przed ludźmi, którego nie miałam przed tą sytuacją. Co ciekawe, poza takimi sytuacjami, to dwe główn rzeczy są u mnie zapalnikiem stresowym; kontakty międzyludzkie i wszystko co rozumiemy pod nazwą "spraw urzędzowych".
4. Dopasowywanie charakteru pod innych. Nie mam czegoś takiego jak stała osobowość, jakkolwiek to idiotycznie brzmi. Mój charakter dostosowuje się, wchodzi w role w zależnosci od tego z kim mam do czynienia. Np. przy moim chłopaku cały czas, wbrew swojej woli wchodze w rolę zależnej, dziecinnej, niesamodzielnej partnerki. Wygląda to tak, że mówię jak "mała dziewczynka", proszę go o pomoc we wszystkim. Mój partner ma charakter mocno opiekuńczy, taki typ kochanego tatusia. Jemu się podoba moe zachowanie, uważa je za "słodkie", "urocze", mówi, że lubi mnie rozpiesczać i si e mną zajmowac. Niestety takie coś ma negatywne konsekwencje, bo po pierwsze ja w pewien spsoób wykorzystuje mojego partnera, on musi wszystko łatwić, wszędzie dzwonić bo ja jak mała dziewczynka wszystkiego si boje, po drugie to szkodi również mi, bo ogranicza mi możliwości i utrwala moje zaburzenia, genralnie w kontakcie z nim wchodze automatycznie w silną realcje zależnościową.
Z kolei przy innych ludziach mam inaczej. Tzn. przy osobach dominujących, eksrawertykach, przy takich, ktorzy "wala prostu z mostu", nie boja sie ludzi i widac, że dominują, wchodzę w relacje podległa, tzn. albo totalni sie usuwam albo przytakuje grzecznie, nie odzywam sie nie pytana i ogolnie usuwam sie w cien. Taka reakcja jest na przemian ze stawianiem się, "buntowaniem sie" i agresją.
Miałam kiedyś na studiach taką koleżankę, która próbowała mnie zsocjalizować z grupą. Dziewczyna mała taki właśnie wladczy, dominujący charkater. Wprost mówiła co myśli, "rządziła' w każdej prakycznie ekipie,była główną organizatorką spotkań, imprez. Generalnie ja mimo szczerych chęci nie byłam w stanie nawiązać z nią relacji. Była to chyba najbardziej burzliwa relacja w moim życiu, ta koleżana sama w pewnym momencie to zakończyla stwiedzając, że jestem psychiczna i nieobliczalna. Jej opinia była podyktowana tym, że podczas jednego spotkania moje podejście do niej zmieniało się od całkowitej "uległości", do wybuchów agresji i gróźb. Niestety ale takie charaktery, w tym równiez autorytety, ludzie posiadający władzę wywołują we mnie sprzeczne uczucia, strach i agresję. Z kolei w przypadku osób "slabszych' psychicznie ode mnie sama potrafie wchodzic w role agresora.
Dobra, to tak z grubsza. Wiele innych cech by się znalazło, ale to teraz wszystko co mi przychodzi w tej chwili do głowy.
Post będzie długi ale chciałam parę rzeczy z siebie wyrzucić, ostatnio mnie nosi i chce co nieco podsumowac.
Na początku chciałam tutaj swoje wady podzielić na te utrudniające życie zawodowe i te, które utrudniają życie społeczne, ale stwierdziłam, ze to bezsensu bo wszystko i tak sprowadza się do zaburzonych relacji międzyludzkich. A więc, nie przedłużając, u mnie najgorsze cechy, które utrudniają mi osiągnięcie szczęścia i jakiegokolwiek sukcesu (na rożnych polach) to:
1. lenistwo. Tutaj nie ma co zwalać na zaburzenia, bo ja jestem po prostu leniwa i zawsze taka byłam. Ja po prostu nie mogę zmusić się do robienia czegoś, czego nie lubię w 100%. No okej, są tematy, pasje, które mnie rajcują ale umówmy się, psychopatów badać nie będę, neurobiologiem tez nie zostane. Jedyne co jest w szczycie moich możliwości to jakieś korpo, a żeby się tam dostać to i tak trzeba coś umieć nawet głupie języki obce. A dla mnie uczenie się czegokolwiek wykracza poza moje możliwości, nie jestem psychicznie w stanie się zmusić, nie jestem, wiem to bo wielokrotnie w ciągu całego życia próbowałam a to uczyć sie języków, a to programowania, a to udoskonalenia jakiegoś hobby. Niestety nic z tego, nawet sportu z lenistwa nie uprawiam żadnego. Wiem, że będę skazana na fizyczne tyry, w najlepszym wypadku zrobię sobie jakiś fizyczny zawód, gdzie nie trzeba za bardzo myśleć i się wysilać, ale żadnej prestiżowej pracy raczej nigdy nie zdobędę. Lenistwo nie wynika z moich zaburzeń, to moja cecha charakteru, za dzieciaka notorycznie unikałam np. obowiązków domowych, a takze uczenia się z przedmiotów, które mnie nie interesowaly. Dla mnie abstrakcją wykraczającą poza moje rozumowanie byla sytuacja, gdy moja siostrzenica zarwała całe wakacje żeby poprawić maturę z matmy, którą i tak wcześniej zdała. Dla mnie rzecz nie do pojęcia, nie byłabym w stanie tego zrobić.
Obecnie moje lenistwo jest zwiększone przez zaburzenia. Od czasu, gdy moim jedynym obowiązkiem jest praca no i zajmowanie się domem, to poza tymi obowiązkami nie robię autentycznie nic poza leżeniem w łozku godzinami. W ten sposób zlatują mi całe weekendy, całe bezrobocie tak przeleżałam też. Mam jakiś wewnętrzny opór przed robieniem czegokolwiek co wykracza poza podstawową aktywność i obowiązki, dotyczy to również rzeczy, ktore sprawaija przyjemność. Podsumowując, nigdy nie angażowalam się w zajęcia pozaszkolne, kluby, organizacje studenckie, słowo "przekwalifikować się" wywoluje we mnie spazmy, mam również problem z ustalaniem takich rzeczy jak organizacja wycieczek, dłuższy wyjazd gdziekolwiek, wyjście na siłownie, generalnie z wszystkim gdzie trzeba myślec, planować i nie być leniwym.
2. Nieumiejętność udawania. Jest to druga cecha, przez która nic mi się w życiu nie udaje, przez ktorą nie lubią mnie inni ludzie no i która utrudnia mi życie zawodowe również.
Nie chodzi mi tutaj o zwykłą szczerość czy mówienie tego co się myśli, ja po prostu nie potrafię zakładać masek, udawać uśmiechniętej, normalnej kiedy tak nie jest. Jest to związane z tzw. umiejętnością zachowania sie w towarzystwie. Ja tej cechy jestem zupełnie pozbawiona. Jak to się objawia na co dzien? A oto kilka przykładów:
-jestem z kimś na imprezie, jest fajnie, dobry humor, piwerko muzyczka. A nagle z d*py włączy mi się dół, to zamiast zdusić to w sobie, to zaczynam zamulać, mówić to co czuję (często o samobójstwie, jakieś nihilistyczne teksty) psując tym samym humor pozostałym
-jestem na obiedzie rodzinnym i włączy mi się syndrom traumy z dzieciństwa, to potrafię nawet przy obcych ludziach, których widze pierwszy raz na oczy mówić co działo się u mnie na chacie i kto i w jaki sposób malretował mnie w szkole
-jestem wśród ludzi i się boję, zamiast udawać, że jest okej, uśmiechać się to wgl nie ukrywam oznak lęku, nie patrzę w oczy, robię tzw. histerię, uciekam, czasem jestem wredna i niemiła (jest to wynik stresu i silnego pobudzenia).
Najlepsze jest to, że ja nie jestem w stanie tego kontrolować, wiem, że dzialam na nerwy innym i psuje wszystkim miłe chwile, zrażam do siebie ludzi, ale to jest poza moją kontrolą. Ze mnie emocje i zły nastrój się wylewają, ja nie potrafię dobrze się bawić ani zmusić się do dobrej zabawy czy do robienia "dobrej miny do złej gry" jeśli czuję się ch*jowo.
Ostatnio mój facet był w domu u siebie i dowiedziałam się od niego o co tak naprawdę chodziło jego matce. Generalnie jedna z rzeczy, która jej się we mnie nie podoba, to to, ze ja "zachowuję się dziwnie". Jako przykład podała sytuacje, na samym początku, kiedy ja poznawałam rodzinę mojego chłopaka i byłam u jego dziadka, cioci i wujka. Na tamtym spotaniu była masa osób, chyba z 10-15 osób, w tym kilkoro mniej więcej w naszym wieku. Jak można się domyślić włączył mi się silny stres, fobia no i bak ucieczki sprawił, że ja wylączałam się tam, "odpływałam", co skutkowało tym, ze z nikim nie gadalam, byłam odwrócona do ściany, gapiłam się w jeden punkt i w końcu... usnęłam. Tak zareagowałam na stres i nie potrafiłam udawać, uśmiechać się, zadawać pytania tym ludziom.
Najgorsze, że taka nieumiejętność ukrywania własnych stanów emocjonalnych wystepuje u mnie we wszystkich środowiskach, w pracy rownież. Miałam już sytuację, gdy płakałam w pracy, gdy kategorycznie odmówiłam wykonywnaia poleceń, kidy na moje stanowisko wleciał robal (mam silną fobię), oczywiście pojawiła się u mnie cała reakcja lękowa łącznie z piskiem, uciekaniem ze stanowiska pracy, w markecie jak robilam to potrafilam klientów wyzywać od gnojków, pokazywać środkowy palec jak mnie traktowali protekcjonalnie.
Jak można się domyślić z czymś takim malo kto ze mną wytrzymywał, nikt mi nie da też stanowiska, albo dobrej roboty bo ja nie potrafię p prosotu się dobrze prezentować
3. Brak panowania nad emocjami, zwłaszcza stresem.
Sytuacje stresowe paraliżują mnie i to dosłownie. Nie jstem w stanie samouspokoić się, nie wiem jak mam to zrobic, obecność drugiej osobu również nie pomaga, czasem wręcz pogarsza mój stan. U mnie w stresie pojawiają sie nadmierne, przesadzone, zupełnie nieadekatne reakcje, które powinny wystąpić w przypadku silnych przeżyć, u mnie są prowokowane przez codziennie problemy, z ktorymi trzeba się zmagać. Przykładowo, poważny zjazd z myslami samobójczymi, samookaleczeniami jest w stanie we mni wywołać informacja o zepsutym laptopie. Moja terapeutka twierdzi, że przejawiam reakcje dysocjacyjne w odpowiedzi na stres. Chodziło jej tutaj o derealizację, depersonalizację, oraz zaniki pamięci, ktore się u mnie pojawiają.
W moim przypadku nie ma mowy o panowaniu nad stresem, są jednak sytuacje, które totalnie potrafią mnie rozj*bać, np. coś co przypomni mi traumy, których doświadczyłam, jak w przypadku tych bab w poprzendiej robocie. Zwykłe stare babska coś tam się ze mnie nabijały i już spowodowało to silne załamanie nerwowe, które trwa wlaściwie do dzisiaj bo choia jest już trochę lepiej to mam prawie codziennie zjazdy psychiczne, mysli samobójcze i paniczny strach przed ludźmi, którego nie miałam przed tą sytuacją. Co ciekawe, poza takimi sytuacjami, to dwe główn rzeczy są u mnie zapalnikiem stresowym; kontakty międzyludzkie i wszystko co rozumiemy pod nazwą "spraw urzędzowych".
4. Dopasowywanie charakteru pod innych. Nie mam czegoś takiego jak stała osobowość, jakkolwiek to idiotycznie brzmi. Mój charakter dostosowuje się, wchodzi w role w zależnosci od tego z kim mam do czynienia. Np. przy moim chłopaku cały czas, wbrew swojej woli wchodze w rolę zależnej, dziecinnej, niesamodzielnej partnerki. Wygląda to tak, że mówię jak "mała dziewczynka", proszę go o pomoc we wszystkim. Mój partner ma charakter mocno opiekuńczy, taki typ kochanego tatusia. Jemu się podoba moe zachowanie, uważa je za "słodkie", "urocze", mówi, że lubi mnie rozpiesczać i si e mną zajmowac. Niestety takie coś ma negatywne konsekwencje, bo po pierwsze ja w pewien spsoób wykorzystuje mojego partnera, on musi wszystko łatwić, wszędzie dzwonić bo ja jak mała dziewczynka wszystkiego si boje, po drugie to szkodi również mi, bo ogranicza mi możliwości i utrwala moje zaburzenia, genralnie w kontakcie z nim wchodze automatycznie w silną realcje zależnościową.
Z kolei przy innych ludziach mam inaczej. Tzn. przy osobach dominujących, eksrawertykach, przy takich, ktorzy "wala prostu z mostu", nie boja sie ludzi i widac, że dominują, wchodzę w relacje podległa, tzn. albo totalni sie usuwam albo przytakuje grzecznie, nie odzywam sie nie pytana i ogolnie usuwam sie w cien. Taka reakcja jest na przemian ze stawianiem się, "buntowaniem sie" i agresją.
Miałam kiedyś na studiach taką koleżankę, która próbowała mnie zsocjalizować z grupą. Dziewczyna mała taki właśnie wladczy, dominujący charkater. Wprost mówiła co myśli, "rządziła' w każdej prakycznie ekipie,była główną organizatorką spotkań, imprez. Generalnie ja mimo szczerych chęci nie byłam w stanie nawiązać z nią relacji. Była to chyba najbardziej burzliwa relacja w moim życiu, ta koleżana sama w pewnym momencie to zakończyla stwiedzając, że jestem psychiczna i nieobliczalna. Jej opinia była podyktowana tym, że podczas jednego spotkania moje podejście do niej zmieniało się od całkowitej "uległości", do wybuchów agresji i gróźb. Niestety ale takie charaktery, w tym równiez autorytety, ludzie posiadający władzę wywołują we mnie sprzeczne uczucia, strach i agresję. Z kolei w przypadku osób "slabszych' psychicznie ode mnie sama potrafie wchodzic w role agresora.
Dobra, to tak z grubsza. Wiele innych cech by się znalazło, ale to teraz wszystko co mi przychodzi w tej chwili do głowy.