23 Paź 2008, Czw 13:26, PID: 80715
Drodzy fobicy, przeważnie spoceni i zarumienieni, siedzący zazwyczaj cicho, sporadycznie potrafiący walczyć o "swoje", wylęknieni, niekiedy sparaliżowani strachem, załamani, często bez wiary w lepsze jutro itd. Pewnie macie takie plany/marzenia/ambicje, żeby wreszcie wyjść z podziemia oraz móc "normalnie" funkcjonować w społeczeństwie, a także w pełni realizować swoje talenty/predyspozycje ... Zapewne macie też doświadczenia w zjawisku falstartu ... tzn. "Od dzisiaj wszystko się zmieni, będę jak inni realizował swoje założenia" ... a tu jednak nic z planów nie wychodzi ... drugie podejście, to samo ... kolejny raz, następny ... i znowu falstart. Łatwiej spaść na kolana, choć niekiedy próbuje się cały sercem powstać. Mam taką sugestię: ile razy można zaczynać "od nowa"? Teoretycznie, aż do skutku ... ale czy starczy sił? Czy lepiej starać się ze wszystkich sił wyjść na prostą, czy może pogodzić się z klęską? Ja z kolei nie mogę się pogodzić z klęską, jednakże nie udaje mi się też powstać, przynajmniej do takiego stopnia, jaki był chciał ...