22 Kwi 2019, Pon 19:24, PID: 789796
Jeśli istnieje już na forum taki temat, proszę o przeniesienie. Wyszukiwarka niczego takiego mi nie znalazła.
Jest taka książka Roberta Glovera, która opisuje i stara się pomóc w walce z byciem "miłym facetem" i w sumie chyba jako pierwsza uświadomiła mi w czym tak naprawdę leży u mnie lwia część mojego problemu i rzeczy, z którymi muszę się borykać na co dzień.
Nie będę tutaj streszczał tekstu, bo czytałem to jakiś czas temu i nie chcę poprzeinaczać podawanych faktów, ale generalnie sprowadza się do tego, że bycie non stop miłym facetem to jedna z gorszych rzeczy jakie możemy zrobić dla siebie, ale też, o dziwo, dla naszych najbliższych.
Najogólniej mówiąc miły facet nie da znać o swoich potrzebach, nie chcąc nikogo bez potrzeby fatygować, a jeśli z kimś się nie zgadza, z reguły nawet jeżeli mu nie przytaknie, to przemilczy temat nie chcąc w bezpośredni sposób kogoś urazić.
Z mojej strony jest to potworna bolączka. Pomijam to skąd to się mogło wziąć, ale przez całe swoje młodzieńcze i dorosłe życie jestem miłym facetem. W tej chwili najbardziej daje mi się we znaki w pracy i wiadomo, w relacjach towarzyskich.
Przy każdej zmianie roboty obiecuję sobie, że tym razem będzie inaczej - nie będę za wszelką cenę starał się podać ręki ludziom w pracy, nawet jeśli np muszę poodsuwać stojące mi na drodze krzesła, albo nie będę akceptował każdej możliwej roboty którą chcą mi dać, nawet jeśli moim zdaniem mogliby dać ją komuś innemu.
Facet, który jest miły, jest też nudny. Nie jestem może jakiś do bólu cukierkowy, ale zdecydowanie zbyt często w kontaktach z nowopoznanymi kobietami zamiast jakiegoś zaczepnego tekstu, zdarza mi się żachnąć coś standardowego i neutralnego. Zainteresowanie szybko pryska i szukać trzeba dalej.
Macie podobne doświadczenia? Jakoś z tego wyszliście? Teorię jak się tego pozbyć mam podaną w książce i nawet jestem w stanie przytaknąć jej zasadność, ale wiadomo, teoria swoją drogą a praktyka i brak samozaparcia swoją. No ale co zrobić, trzeba będzie wrócić i poczytać jeszcze trochę.
Pomocy.
Jest taka książka Roberta Glovera, która opisuje i stara się pomóc w walce z byciem "miłym facetem" i w sumie chyba jako pierwsza uświadomiła mi w czym tak naprawdę leży u mnie lwia część mojego problemu i rzeczy, z którymi muszę się borykać na co dzień.
Nie będę tutaj streszczał tekstu, bo czytałem to jakiś czas temu i nie chcę poprzeinaczać podawanych faktów, ale generalnie sprowadza się do tego, że bycie non stop miłym facetem to jedna z gorszych rzeczy jakie możemy zrobić dla siebie, ale też, o dziwo, dla naszych najbliższych.
Najogólniej mówiąc miły facet nie da znać o swoich potrzebach, nie chcąc nikogo bez potrzeby fatygować, a jeśli z kimś się nie zgadza, z reguły nawet jeżeli mu nie przytaknie, to przemilczy temat nie chcąc w bezpośredni sposób kogoś urazić.
Z mojej strony jest to potworna bolączka. Pomijam to skąd to się mogło wziąć, ale przez całe swoje młodzieńcze i dorosłe życie jestem miłym facetem. W tej chwili najbardziej daje mi się we znaki w pracy i wiadomo, w relacjach towarzyskich.
Przy każdej zmianie roboty obiecuję sobie, że tym razem będzie inaczej - nie będę za wszelką cenę starał się podać ręki ludziom w pracy, nawet jeśli np muszę poodsuwać stojące mi na drodze krzesła, albo nie będę akceptował każdej możliwej roboty którą chcą mi dać, nawet jeśli moim zdaniem mogliby dać ją komuś innemu.
Facet, który jest miły, jest też nudny. Nie jestem może jakiś do bólu cukierkowy, ale zdecydowanie zbyt często w kontaktach z nowopoznanymi kobietami zamiast jakiegoś zaczepnego tekstu, zdarza mi się żachnąć coś standardowego i neutralnego. Zainteresowanie szybko pryska i szukać trzeba dalej.
Macie podobne doświadczenia? Jakoś z tego wyszliście? Teorię jak się tego pozbyć mam podaną w książce i nawet jestem w stanie przytaknąć jej zasadność, ale wiadomo, teoria swoją drogą a praktyka i brak samozaparcia swoją. No ale co zrobić, trzeba będzie wrócić i poczytać jeszcze trochę.
Pomocy.