30 Lis 2018, Pią 22:37, PID: 773500
Mam taki problem: przez ostatnie 1,5 roku mieszkałam sama, a teraz przeprowadziłam się do nowego mieszkania, które będę dzielić z drugą osobą. W dodatku nie znamy się w ogóle, pierwszy raz spotkałyśmy się wczoraj, kiedy przywiozła trochę swoich rzeczy. Wprowadza się w ten weekend, a ja już od miesiąca się całą sytuacją strasznie stresuję.
Generalnie nie mam problemu z tym, żeby dzielić z kimś wspólną przestrzeń, kuchnię, łazienkę. Może nawet dobrze mi zrobi sama obecność kogoś w mieszkaniu. Gdyby to był ktoś kogo znam i z kim czuję się względnie komfortowo to mogłoby być całkiem fajnie. Problem w tym, że to obca osoba, a mi strasznie trudno nawiązywać kontakty z ludźmi. Nigdy nie wiem co powiedzieć i jak się zachować. Boję się, że pomyśli, że jestem dziwna/nienormalna i że będzie się źle czuła ze mną w mieszkaniu.
Czytałam trochę na forach i blogach o mieszkaniu ze współlokatorami i trochę zdziwił mnie fakt jak dużo osób podaje nieśmiałość jako wadę u współlokatorów. "Ludzie duchy, którzy tylko przemykają między drzwiami swojego pokoju, a wejściowymi, a najdłuższa wypowiedź, jaką możesz od nich usłyszeć, to „cześć”, gdy przypadkiem trafisz na nich w kuchni." No i właśnie się boję, że takim ludziem duchem zostanę. Bo będę się bała odezwać albo nie będę miała nic do powiedzenia. I ona potem pomyśli, że jej nie lubię i atmosfera w mieszkaniu będzie kiepska.
Na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia już za późno - widziałyśmy się tylko przez chwilę, ale byłam strasznie spięta i nerwowa. Na pewno to zauważyła. Sytuacji nie poprawia fakt, że jest w moim wieku, więc automatycznie się z nią porównuję. I w tym porównaniu wypadam dużo gorzej. Ona jest bardzo sympatyczna i miła, ładna, ma pracę, chłopaka i znajomych. Chcąc nie chcąc czuję się jak straszny przegryw przy niej, co tylko potęguje mój stres.
Poza tym mam nieprzyjemne wspomnienia z ostatniego razu, kiedy dzieliłam mieszkanie z innymi (mieszkałam z trzema dziewczynami przez 2 lata zaraz po liceum). Na początku było w miarę, ale im gorzej się czułam psychicznie, tym więcej się izolowałam. Na końcu nie wychodziłam z pokoju, jeżeli ktoś inny był w części wspólnej mieszkania, bo się bałam. Nie raz też słyszałam jak współlokatorki śmieją się z mojego dziwactwa.
Pocieszam się, że tym razem jest to tylko jedna osoba i mamy dość rozbieżne grafiki pracy, więc może będzie łatwiej...
Macie jakieś sposoby na rozpoczęcie dobrej relacji ze współlokatorem?
Generalnie nie mam problemu z tym, żeby dzielić z kimś wspólną przestrzeń, kuchnię, łazienkę. Może nawet dobrze mi zrobi sama obecność kogoś w mieszkaniu. Gdyby to był ktoś kogo znam i z kim czuję się względnie komfortowo to mogłoby być całkiem fajnie. Problem w tym, że to obca osoba, a mi strasznie trudno nawiązywać kontakty z ludźmi. Nigdy nie wiem co powiedzieć i jak się zachować. Boję się, że pomyśli, że jestem dziwna/nienormalna i że będzie się źle czuła ze mną w mieszkaniu.
Czytałam trochę na forach i blogach o mieszkaniu ze współlokatorami i trochę zdziwił mnie fakt jak dużo osób podaje nieśmiałość jako wadę u współlokatorów. "Ludzie duchy, którzy tylko przemykają między drzwiami swojego pokoju, a wejściowymi, a najdłuższa wypowiedź, jaką możesz od nich usłyszeć, to „cześć”, gdy przypadkiem trafisz na nich w kuchni." No i właśnie się boję, że takim ludziem duchem zostanę. Bo będę się bała odezwać albo nie będę miała nic do powiedzenia. I ona potem pomyśli, że jej nie lubię i atmosfera w mieszkaniu będzie kiepska.
Na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia już za późno - widziałyśmy się tylko przez chwilę, ale byłam strasznie spięta i nerwowa. Na pewno to zauważyła. Sytuacji nie poprawia fakt, że jest w moim wieku, więc automatycznie się z nią porównuję. I w tym porównaniu wypadam dużo gorzej. Ona jest bardzo sympatyczna i miła, ładna, ma pracę, chłopaka i znajomych. Chcąc nie chcąc czuję się jak straszny przegryw przy niej, co tylko potęguje mój stres.
Poza tym mam nieprzyjemne wspomnienia z ostatniego razu, kiedy dzieliłam mieszkanie z innymi (mieszkałam z trzema dziewczynami przez 2 lata zaraz po liceum). Na początku było w miarę, ale im gorzej się czułam psychicznie, tym więcej się izolowałam. Na końcu nie wychodziłam z pokoju, jeżeli ktoś inny był w części wspólnej mieszkania, bo się bałam. Nie raz też słyszałam jak współlokatorki śmieją się z mojego dziwactwa.
Pocieszam się, że tym razem jest to tylko jedna osoba i mamy dość rozbieżne grafiki pracy, więc może będzie łatwiej...
Macie jakieś sposoby na rozpoczęcie dobrej relacji ze współlokatorem?