07 Paź 2018, Nie 11:54, PID: 766912
Witam Was wszystkich.
Postanowilem tutaj wylać troche swoich żali... być może ktoś mnie zrozumie... coś podpowie.
Wszystko zaczęło się już w szkole podstawowej. Od poczatku bylem zawsze wyobcowany. Pochodze z biednej rodziny, wychowywala mnie sama mama. Co prawda nie bylo tak zeby nie miec co zjesc ale w zasadzie brakowalo na wszystkie podstawowe rzeczy. Do tego mieszkalismy w bardzo kiepskich warunkach, w starej kamienicy w otoczeniu lumpow, jeden wspolny nieduzy pokoj i tyle. Miejscowsc mala, wszyscy sie znaja, koledzy ze szkoly niedaleko. I sie zaczelo jak wspomnialem na poczatku juz od podstawowki. Wiadomo, dla dzieci z 'normalnych' domow traktowaly mnie jak kosmite. Ja bidasrol, zero wycieczek, ubrania stare aczkolwiek czyste. Mimo wszystko od poczatku bylem nikim. Czesto sie ze mnie wysmiewano. Nie bylem co prawda jakims glownym posmiewiskiem klasowym aczkolwiek zwykle spotykalem sie z niechecia, odtraceniem. Po prostu nie bylem jakos lubiany mimo ze jeszcse wtedy zabiegalem o znajmosci. Juz wtedy mialem problem z nieswiezym oddechem czy lekko skrzywiony kregoslup. Oczywscie o jakimkolwiek leczeniu nie bylo mowy ze wzgledu na brak pieniedzy. Kolega ktorego lubilem okazalo sie widzial mnie tylko jak czegos potrzebowal, glownie jak przeprowadzil sie z innego miasta do naszej miejscowosci. Po gimnazjum kontakt sie urwal mimo moich prob.
Potem przyszlo technikum. Sytuacja finansowa nie byla lepsza. Ksiazki do angielskiego mi kserowano bo nie bylo nas stac kupic. Juz od pierwszego wrazenia osoby z klasy nie dazyly do zakolegowania ze mna. Potem sie troche zmienilo. Bylo nas kilka osob z ktorymi sie kumplowalismy. Oczywiscie po technikum kontakt rowniez sie urwal mimo se chcialem go utrzymywac nadal. W koncu przestalem pisac, odzywac sie, proponowac spotkania. Tutaj rowniez mialem kolege ktory widzial mnie tylko jak cos chcial a potem wszystko padlo.
Do tego wszystkiego nic mnie w zyciu nie interesowalo. Zreszta nie mialem tez pieniedzy na zadne hobby. Kiedy kolega proponowal silownie nie bylo mnie stac na karnet, kiedy chlopcy interesowali sie motocyklami i mieli swoje, mnie nie bylo stac. Tak samo chocby z komputerem.
Jesli chodzi o nauke, nie bylem najgorszy. Zawsze wychodzilo mi pisanie, gorzej bylo z matematyka. Nie bylo tragicznie ale dobrze tez nie. Nie bylo mnie stac na korepetycje.
Poszedlem na studia uznawane za te bez przyszlosci. Osoby z otoczenia dziwily sie, a ja po prostu nie mialem celu. Balem sie ze na lepszych nie dam rady bo znowu nie bylo by mnie stac nawet na dojazdy a nie mowiac o utrzymaniu czy korepetycjach.
Na studiach bylem juz lekko wycofany, bylo pare osob z ktorymi sie zakumplowalismy jednak tym razem to ja stopowalem znajomosci. Po wczesniejszych doswiadczeniach gdzie sie sparzylem nie mialem nawet ochoty znowu probowac. Moi wieloletni znajomi stali sie dla mnie niemili, smiali sie ze po co poszedlem na takie studia, niestety syty glodnego nie zrozumie. Kiedy oni wakacje spedzali nad morze czy za granica ja rok w rok od 16 roku zycia pracowalem w wakacje i dokladalem sie do domu. Byc moze trafilem w takie otoczenie ludzi 'lepszych'. Nie wiem. Jeszcze w czasie technikum na portalu spolecznosciowym poznalem swoja zone. Chodzilismy ze soba ladne pare lat. To jest akurat to dobre co mnie w zyciu spotkalo, mimo ze Ona pochodzi z dobrego domu to stara sie mnie wspierac i zrozumiec. Co prawda ja tez nie bylem zawsze fair wobec niej bo nawet gdy ze soba chodzilismy to mialem kontakt z innymi dziewczynami. Nie bylo nic wiecej, po prostu czasem z ktoras pisalem. Teraz czuje sie z tym podle. Staram sie zrozumiec moje motywy, moja psychike.
Ja chyba po prostu od malego czuje sie nikim, niedowartosciowany. Fakt ze mama rzadko mnie chwalila. Nagradzac nie miala mnie czym. Zawsze zazdroscilem rowiesnikom takiej normalnej rodziny. I nie chodzi tutaj tylko o aspekt finansowy. Mimo ze teraz pod tym wzgledem jest mi dobrze bo oboje z zona pracujemy to nie przywiazuje do tego jakiejs duzej wagi. Uwazam pieniadze za dodatek, nie gonie za nimi. Zaluje tez troche tego ze nikt we mnie nie wyksztalcil takiego zainteresowania czyms, zabiegania o jakas pasje. Praca ktora wykonuje nie sprawia mi wiekszej przyjemnosci. Mnie nic, a teraz juz nikt nie interesuje. Oczywscie poza zona czy bliska rodzina. Gdy jestem w wiekszej grupie zwykle sie nie odzywam, jestem w cieniu, duzych skupisk ludzi nie lubie bardzo, czuje sie wtedy osaczony. Nie chce mi sie nawiazywac kontaktow. Jak juz wspomnialem ludzie mnie nie interesuja bo wiem ze i tak nikt mnie nie zrozumie, nie wesprze. Przestalo mi zalezec na czymkolwiek. Czuje sie nic niewart, mam kompleksy na punkcie wygladu choc dziewczyny twierdza ze jestem przystojny. Czuje sie glupi bo nie skonczylm porzadnych studiow i prace mam sporo ponizej kwalifikacji. Mimo ze czasem ktos mnie pochwali to juz mu nie wierze. Do tego juz od czasow podstawowki miewam okresy zalamania. Wtedy co jakis czas, natomiast teraz to juz wypatruje tych lepszych momentow nastroju wsrod zlych... przewaznie czuje sie zle. Ten stan depresji utrzymuje sie non stop...Czuje sie taki zrezygnowany wobec tego swiata gdzie rzadzi glownie pieniadz, imprezy i takie zycie od weekendu do weekendu.
Kurcze, opisalem po krotce swoja historie, pewnie wiele watkow pominalem ale mimo wszystko jakos lzej...
Postanowilem tutaj wylać troche swoich żali... być może ktoś mnie zrozumie... coś podpowie.
Wszystko zaczęło się już w szkole podstawowej. Od poczatku bylem zawsze wyobcowany. Pochodze z biednej rodziny, wychowywala mnie sama mama. Co prawda nie bylo tak zeby nie miec co zjesc ale w zasadzie brakowalo na wszystkie podstawowe rzeczy. Do tego mieszkalismy w bardzo kiepskich warunkach, w starej kamienicy w otoczeniu lumpow, jeden wspolny nieduzy pokoj i tyle. Miejscowsc mala, wszyscy sie znaja, koledzy ze szkoly niedaleko. I sie zaczelo jak wspomnialem na poczatku juz od podstawowki. Wiadomo, dla dzieci z 'normalnych' domow traktowaly mnie jak kosmite. Ja bidasrol, zero wycieczek, ubrania stare aczkolwiek czyste. Mimo wszystko od poczatku bylem nikim. Czesto sie ze mnie wysmiewano. Nie bylem co prawda jakims glownym posmiewiskiem klasowym aczkolwiek zwykle spotykalem sie z niechecia, odtraceniem. Po prostu nie bylem jakos lubiany mimo ze jeszcse wtedy zabiegalem o znajmosci. Juz wtedy mialem problem z nieswiezym oddechem czy lekko skrzywiony kregoslup. Oczywscie o jakimkolwiek leczeniu nie bylo mowy ze wzgledu na brak pieniedzy. Kolega ktorego lubilem okazalo sie widzial mnie tylko jak czegos potrzebowal, glownie jak przeprowadzil sie z innego miasta do naszej miejscowosci. Po gimnazjum kontakt sie urwal mimo moich prob.
Potem przyszlo technikum. Sytuacja finansowa nie byla lepsza. Ksiazki do angielskiego mi kserowano bo nie bylo nas stac kupic. Juz od pierwszego wrazenia osoby z klasy nie dazyly do zakolegowania ze mna. Potem sie troche zmienilo. Bylo nas kilka osob z ktorymi sie kumplowalismy. Oczywiscie po technikum kontakt rowniez sie urwal mimo se chcialem go utrzymywac nadal. W koncu przestalem pisac, odzywac sie, proponowac spotkania. Tutaj rowniez mialem kolege ktory widzial mnie tylko jak cos chcial a potem wszystko padlo.
Do tego wszystkiego nic mnie w zyciu nie interesowalo. Zreszta nie mialem tez pieniedzy na zadne hobby. Kiedy kolega proponowal silownie nie bylo mnie stac na karnet, kiedy chlopcy interesowali sie motocyklami i mieli swoje, mnie nie bylo stac. Tak samo chocby z komputerem.
Jesli chodzi o nauke, nie bylem najgorszy. Zawsze wychodzilo mi pisanie, gorzej bylo z matematyka. Nie bylo tragicznie ale dobrze tez nie. Nie bylo mnie stac na korepetycje.
Poszedlem na studia uznawane za te bez przyszlosci. Osoby z otoczenia dziwily sie, a ja po prostu nie mialem celu. Balem sie ze na lepszych nie dam rady bo znowu nie bylo by mnie stac nawet na dojazdy a nie mowiac o utrzymaniu czy korepetycjach.
Na studiach bylem juz lekko wycofany, bylo pare osob z ktorymi sie zakumplowalismy jednak tym razem to ja stopowalem znajomosci. Po wczesniejszych doswiadczeniach gdzie sie sparzylem nie mialem nawet ochoty znowu probowac. Moi wieloletni znajomi stali sie dla mnie niemili, smiali sie ze po co poszedlem na takie studia, niestety syty glodnego nie zrozumie. Kiedy oni wakacje spedzali nad morze czy za granica ja rok w rok od 16 roku zycia pracowalem w wakacje i dokladalem sie do domu. Byc moze trafilem w takie otoczenie ludzi 'lepszych'. Nie wiem. Jeszcze w czasie technikum na portalu spolecznosciowym poznalem swoja zone. Chodzilismy ze soba ladne pare lat. To jest akurat to dobre co mnie w zyciu spotkalo, mimo ze Ona pochodzi z dobrego domu to stara sie mnie wspierac i zrozumiec. Co prawda ja tez nie bylem zawsze fair wobec niej bo nawet gdy ze soba chodzilismy to mialem kontakt z innymi dziewczynami. Nie bylo nic wiecej, po prostu czasem z ktoras pisalem. Teraz czuje sie z tym podle. Staram sie zrozumiec moje motywy, moja psychike.
Ja chyba po prostu od malego czuje sie nikim, niedowartosciowany. Fakt ze mama rzadko mnie chwalila. Nagradzac nie miala mnie czym. Zawsze zazdroscilem rowiesnikom takiej normalnej rodziny. I nie chodzi tutaj tylko o aspekt finansowy. Mimo ze teraz pod tym wzgledem jest mi dobrze bo oboje z zona pracujemy to nie przywiazuje do tego jakiejs duzej wagi. Uwazam pieniadze za dodatek, nie gonie za nimi. Zaluje tez troche tego ze nikt we mnie nie wyksztalcil takiego zainteresowania czyms, zabiegania o jakas pasje. Praca ktora wykonuje nie sprawia mi wiekszej przyjemnosci. Mnie nic, a teraz juz nikt nie interesuje. Oczywscie poza zona czy bliska rodzina. Gdy jestem w wiekszej grupie zwykle sie nie odzywam, jestem w cieniu, duzych skupisk ludzi nie lubie bardzo, czuje sie wtedy osaczony. Nie chce mi sie nawiazywac kontaktow. Jak juz wspomnialem ludzie mnie nie interesuja bo wiem ze i tak nikt mnie nie zrozumie, nie wesprze. Przestalo mi zalezec na czymkolwiek. Czuje sie nic niewart, mam kompleksy na punkcie wygladu choc dziewczyny twierdza ze jestem przystojny. Czuje sie glupi bo nie skonczylm porzadnych studiow i prace mam sporo ponizej kwalifikacji. Mimo ze czasem ktos mnie pochwali to juz mu nie wierze. Do tego juz od czasow podstawowki miewam okresy zalamania. Wtedy co jakis czas, natomiast teraz to juz wypatruje tych lepszych momentow nastroju wsrod zlych... przewaznie czuje sie zle. Ten stan depresji utrzymuje sie non stop...Czuje sie taki zrezygnowany wobec tego swiata gdzie rzadzi glownie pieniadz, imprezy i takie zycie od weekendu do weekendu.
Kurcze, opisalem po krotce swoja historie, pewnie wiele watkow pominalem ale mimo wszystko jakos lzej...