Oj Ale pewnie w magicznym świecie radzisz sobie z tym lękiem lepiej, niż w rzeczywistym. Może warto się zastanowic, co daje Ci siłę w magicznym świecie? Może uda się Tobie tę siłę zabrać w rzeczywistość?
Ja też byłam przez lata "uwięziona" w magicznym świecie, bo rzeczywistość mnie przerastała. Miałam bardzo traumatyczne dzieciństwo. ale mnie pomogła terapia. Chodzisz też na terapię?
Fearless napisał(a):Nie rozumiem wielu zasad, którymi kierują się ludzie i dlaczego się nimi kierują. Nie rozumiem nawet po co poruszają pewne tematy. Czasem odnoszę wrażenie, że jestem jedyną osobą która zastanawia się nad tym co robi, a reszta po prostu działa mechanicznie. To co dla innych jest naturalne, dla mnie jest abstrakcją i vice versa. Przy czym nigdy nie zakładam żadnych masek. Zawsze jestem sobą. Ale widzę je na twarzach ludzi. Odnoszę wrażenie, że wszyscy wokół mnie to aktorzy. A ja jestem jedynym widzem. Widzem i obserwatorem. Nie uczestniczę w życiu ludzi. Jestem obserwatorem ich życia.
Pierwszy raz myślałem tak o sobie w gimnazjum, miałem się wtedy za boga jakiegoś wybrańca, nawet nie potrafie tego wytłumaczyć i do dziś mi trochę z tego zostało. Jestem ja i cala reszta zyjaca jak jakieś zaprogramowane roboty...
Tego typu odczucia towarzyszyły mi od zawsze, przy czym podzieliłbym to na kilka "etapów":
1. Będąc dzieckiem, totalne niezrozumienie świata, zasad nim rządzących, tutaj bez rozdzielenia na rzeczywistość wykreowaną przez ludzi i naturę, wszystko było chaosem, w sumie było ciekawie. Ten etap przechodził każdy.
2. Przed poznaniem zjawiska introwertyzmu i innych psychologicznych pojęć, przekonanie o byciu jakimś absolutnym dziwadłem z innymi odczuciami niż inni, w sumie nawet po poznaniu tego pojęcia nadal się tak czułem, dopiero bliskie relacje z innymi introwertykami dały komunikat "pasujesz". Myślę, że ten etap też niczym oryginalnym nie jest.
3. Po rozpoczęciu studiów, przeprowadzce to większego miasta zacząłem zastanawiać się nad tzw. "systemem" - państwa, pieniądz, klasy społeczne, obyczaje i kultura, religie, edukacja, praca. Nie mogłem pojąć z tego nic więc zwróciłem się do natury, przeczytałem "Walden" i zrozumiałem pewne rzeczy, niestety w cywilizacji czułem i nadal czuję się jak dzikus z "Nowego wspaniałego świata". Chciałbym powiedzieć, że to ich problem, ale niestety to mój problem. Trochę masochizm.
4. Po epizodzie depresyjnym (a w zasadzie w jego trakcie) natrafienie na myśl pesymistyczną i przeczytanie "Spisku przeciwko ludzkiej rasie". Totalny mindfuck, absolutne zrozumienie, oświecenie wręcz - poczucie nierealności wszystkiego stało się faktem, wiedzą wręcz naukową. Tutaj można zadać pytanie, czy mając pojęcie o nierealności świata i siebie samego (!), można nadal czuć się dziwnie - można, a to przez obcowanie z istotami, które są święcie przekonane o realności swoich fikcji.
5. Dalsza wędrówka... Punkt poprzedni poprzez nadążanie za sprawami dnia codziennego bladnie a uwydatnia się punkt nr 3. Widok ulicy, bloków i zabieganych ludzi to naprawdę przerażające doświadczenie, codzienne, nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę i że nie wyskoczy ktoś zaraz z okrzykiem "mamy cię!".