01 Mar 2016, Wto 19:46, PID: 519056
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01 Mar 2016, Wto 20:20 przez LukiO.)
Witam wszystkich, jest to mój pierwszy post choć na forum zaglądam od lat. Z góry przepraszam za specyficzny sposób wypowiedzi czy ewentualne błędy stylistyczne, ale mam wrażenie, że ostatnio oduczyłem się z sensem wyrażać myśli. Na fobię społeczną cierpię od gimnazjum. Miałem tam kilku kolegów, ale głównie trzymałem się z jednym, który miał jeszcze większy problem z dopasowaniem się i zdaję się, że trochę mi szkodziła ta znajomość tzn. on odciągał mnie od innych, robił tak, żebym miał tylko jego tak jak on tylko mnie. Z ludźmi, których uważałem za śmiałych powiedzmy normalnych nie umiałem w ogóle rozmawiać i często zostawałem sam na przerwach. Czułem się źle, ale nie było znowu tak najgorzej. Później przyszło liceum i tam zaczął się problem z jednym gościem, który jak to bywa wyczuł moją słabość i zaczął traktować mnie jak ofiarę. Nabijał się ze mnie, gdy tylko miał okazję a ja nie byłem w stanie nic zrobić. W pewnym momencie stało się to tak nie do zniesienia, że postanowiłem to zmienić. Wszedłem w youtube i wpisałem coś o fobii społecznej i znalazłem filmik faceta, który mówił, że należy sobie znaleźć jakąś pasję (robić coś własnego co by dawało człowiekowi siłę) i wtedy się zaczęło . Po obejrzeniu filmiku rozpocząłem proces samorozwoju, zacząłem ćwiczyć, uczyć się angielskiego i generalnie robić coś ze swoim życiem. Zmieniłem się nie do poznania. W przeciągu tygodnia stałem się śmiały, a ten co mi dokuczał ,przestał mieć na mnie jakikolwiek wpływ. Byłem szczęśliwy jak dziecko, a każdy dzień zdawał się przepełniony radością. Do czasu aż 6 miesięcy później, u szczytu swej "osobistej potęgi" postanowiłem poderwać dziewczynę (której jak słyszałem się podobałem). Wydawało mi się, że mogę wszystko, że mój problem z fobią już dawno minął. Okazało się jednak, że gdy do niej podszedłem zalała mnie taka fala lęku jakiej nie czułem nigdy. Wydusiłem z siebie jakieś głupoty i w momencie wszystko się posypało. Wpadłem w depresję i znów tamten gość mógł się ze mnie nabijać. Byłem na samym dnie, bo myślałem, że już zawsze będę szczęśliwy, a tu nawrót z taką siłą. Potem odkryłem duchowość (medytacja, rozkminy) miałem sporo doświadczeń w tym względzie, ale o tym nie teraz. Cała sekwencja niestety się powtórzyła na studiach, tym razem "wolność" trwała dłużej, wydawało mi się, że jest solidnie oparta, a wszystko sypnęło się, tym razem bez powodu, jakby się zwyczajnie wypaliło. Okropnie się czuję szczególnie gdy spotykam ludzi, którzy w tym okresie "szczęścia" wręcz mnie podziwiali, a teraz boję się im w oczy spojrzeć. Pytanie czy też tak mieliście, takie zmiany o 180 stopni, jakbym miał dwie osobowości.