31 Gru 2015, Czw 20:06, PID: 501278
Witam wszystkich. Mam 20 lat i cierpię na zupełną samotność. To może od początku. Samotny byłem prawie od zawsze. Praktycznie to wszystko się zaczeło od kiedy poszedłem do gimnazjum. Zanim tam poszedłem byłem zupełnie innym człowiekiem ale o tym potem. Przedtem chodziłem do zwykłej szkoły na wsi więc nie znalem wtedy zbyt wielu ludzi. Utrzymywałem z niektórymi kontakt ale gdy poszedłem do tej placówki demoralizującą dzieci wszystko zaczęło się sypać. Stałem się dla innych kozłem ofiarnym, byłem wyszydzany, wyśmiewany, odrzucany przez innych. Stałem się dla nich parszywym odmieńcem, również dla tych z którymi utrzymywałem kontakt. Wtedy to po raz pierwszy i nie ostatni sparzyłem się na ludziach. Z czasem zacząłem się zmieniać. Stałem się mniej rozmowny, bardziej nieśmiały i nie ufny ludziom, zatraciłem umiejętności w nawiązywaniu kontaktów.Każde próby naprawienia tego kończyło się zawsze tym samym. Byłem zmuszony patrzeć jak inni z innymi spędzają czas, jak gdzieś wyjeżdżają, jak rodzą się ich związki, a ja stałem na uboczu całkiem sam i cierpiąc z bólu widząc to wszystko. To właśnie w tej placówce pseudoedukacyjnej zachorowałem na coś czego nikomu nie życzę, czyli depresja. Gdy miałem iść już do szkoły średniej miałem jeszcze nadzieje że wszystko się zmieni. Co prawda trochę się zmieniło, ludzie nie byli jak w gimnazjum, mogłem z nimi pogadać, ale nie znalazłem nikogo z kim zawarłbym jakąś więź. Nadal po prostu byłem "inny". Chciałem już nie tylko mieć osobę z którą bym się kumplował ale i zacząć już swój związek z dziewczyną, a nawet moja druga pragnienie|\potrzeba stała się dla mnie priorytetem. Niestety nigdy mi się nie udało. To jakim się stałem przez te lata, moja psychiczna pijawka która chciała coraz więcej utrudniało mi to. Od dłuższego czasu leczyłem się na depresje, lecz bez skutku gdyż nie mogłem zlikwidować źródła tego wszystkiego czyli samotność. Wciąż mnie bolało to że musiałem patrzeć na szczęście innych, na ich związki i inne rzeczy, a samemu nie mogąc tego zaznać. Bolało i wciąż boli to że nawet najbliżsi nie traktują tego poważnie i nie mam od nich wsparcia. Kończąc szkołę praktycznie wyszedłem z niej na tarczy bo nic nie osiągnąłem co planowałem, stałem się przegrywem. A jak jest dzisiaj? Cały mój wolny czas jaki mam spędzam sam, w wiosce i okolicach które od dzieciństwa nienawidziłem i chciałbym mieć z nimi niewiele wspólnego. Siedzę tak bezradnie z jeszcze tlącą się nadzieją na zmianę. Nie chcę już tak dalej żyć. Chciałbym to zakończyć. Niestety wciąż nie mam nikogo. Wciąż chcę znaleźć tę jedyną z którą mógłbym spędzić każdą wolną chwilę. Niestety nie wiem już co robić. Jak mogę sobie z tym poradzić. Co i gdzie zrobić żeby coś zmienić. I kogo prosić o pomoc. Napawdę nie chcę już tak dalej żyć w zupełnej samotności.