25 Sie 2015, Wto 21:04, PID: 464420
Na wstępie chciałbym podziękować wszystkim użytkownikom,którzy doradzali mi jak próbować walczyć ze swoimi lękami.
Od zamieszczenia ostatnich postów nadal tkwię w swoim marazmie i "schematowym" planie dnia,który dziennie powtarza się jak deja vu .
Nie radzę sobie z moim lękiem i nie radzę w życiu.
Po napisaniu kilku postów na tym i innym forum okłamałem sam siebie,że wszystko będzie ok,że zmieniam swoje myślenie itd.
Przez kilka tygodni starałem się jakoś trzymać jednak to wszystko wróciło.
Jak przestać się nad sobą użalać,bo przecież inny mają zdecydowanie gorzej ode mnie,a ja pomimo tego,że jestem "zdrowy" nie potrafię wziąć się za siebie i zacząć działać.
Nie potrafię się cieszyć z drobnych sukcesów.
Nie wiem jak ruszyć z miejsca,od czego zacząć,gdzie wysyłać CV do tego dochodzi strach przed nowymi miejscami...
Na innym forach utworzyłem już kilka tematów w których dużo osób z różnymi fobami opisywało swoją sytuację,lęki gdzie i jak szuka pracy.
Jednak pomimo odpowiedzi i poniekąd wsparcia(za co dziękuję) dalej nic nie zrobiłem z faktem,że w wieku 24 lat tak naprawdę mogę określić się mianem nieudacznika i "życiowego zera".
Kiedyś nie myślałem,że będę szukać pomocy na forach psychologicznych bo parę lat temu byłem zupełnie inną osobą jednak pewne sytuacje jak problem z ukończeniem studiów|robię licencjat już 4 rok i chyba za parę miesięcy będę mógł wpisać kolejną życiową porażkę do swojego życiorysu| i rozstanie z dziewczyną,która kochałem całym sercem i gdzie związek skończył się z dnia na dzień|po tym wszystkim została mi jakaś "zadra"(może dlatego,że nie dowiedziałem się dlaczego odchodzi) bo od rozstania minęło już ponad półtorej roku,a czasami mam dni gdzie wspominam chwile spędzone z ex i zastanawiam się dlaczego mnie tak potraktowała i czym sobie na to zasłużyłem|.
Pewnie boję się też tego,że tak naprawdę kiedyś zostanę sam jak palec.
I wiem,że te sytuacje wpędziły mnie w to bagno,w którym teraz jestem ale nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Wiem,że są osoby,które są w znacznej gorszej sytuacji ode mnie i pomimo problemów radzą sobie i starają się normalnie żyć.
Nie wiem czy mam kolejny gorszy dzień i potrzebę wyrzucenia z siebie tych wszystkich negatywnych emocji,które są we mnie czy po prostu już nie dostrzegam światełka w tunelu na jakakolwiek zmianę w życiu|zresztą co zrobiłem żeby tą sytuację poprawić?|.
Czuję się jak odludek,który nie potrafi odnaleźć celu i pasji w życiu,którą będzie podążać.
Obce osoby mogą pomyśleć,że jestem leniem ale tak nie jest,bo z jednej strony chcę zacząć pracować gdziekolwiek żeby zmienić coś w swoim życiu ale z drugiej strony blokują mnie moje lęki,a w szczególności przed oceną obcych mi osób w miejscu pracy i samym nowym miejscem,który byłby poza moją "Strefą komfortu"|np praca w innym mieście|. Do tego dochodzi strach przed tym,że sobie nie poradzę,nie wywiąże się ze swoich obowiązków,które da mi pracodawca albo,że się nie odnajdę poza "moją strefą komfortu".
Już nie potrafię myśleć pozytywnie :-| .
Co do psychoterapii,psychologów nie jestem do nich przekonany,a dlaczego? Z prostego powodu,bo doskonale wiem,że jeżeli sam nie poukładam sobie czegoś w głowie i nie wyrzucę sam swoich lęków to obca osoba mi nie pomoże(no może po wizycie mój humor i ocena samego siebie poprawiłaby się na parę dni po czym wróciłbym do stanu wyjściowego,zresztą nie stać mnie na wydawanie ok.130 zł za sesję trwającą 50 min,a na NFZ pomimo długiego czekania dobrze wszyscy wiemy na jakim poziomie jest większość psychoterapeutów).
Ostatnio robiłem test Liebowitza i wyszło,że nie mam fobii społecznej. Z innych sprawdzonych i poleconych mi testów wyszło,że na wysokim poziomie jestem osobowością unikającą i zależną.
Wydaje mi się,że ten marazm w którym tkwię wywołany jest przez poczucie własnej wartości poniżej zera(spowodowane problemem na studiach i rozstaniem bez wyjaśnienia) i przeświadczeniu,że czego się nie dotknę to po prostu to s+ę zaufanie pracodawcy i wystawię się na pośmiewisko innych współpracowników.
Najgorsze jest to,że jest mi cholernie wstyd przed samym sobą i rodziną,że nie potrafię się pozbierać do przysłowiowej "kupy".
Co do środków farmakologicznych zażywałem Hydroxyzinum(parę tabletek,bo po zażyciu max. 1h byłem zmęczony i chciało mi się spać,a poza tym miałem wrażenie "otępienia".
Od zamieszczenia ostatnich postów nadal tkwię w swoim marazmie i "schematowym" planie dnia,który dziennie powtarza się jak deja vu .
Nie radzę sobie z moim lękiem i nie radzę w życiu.
Po napisaniu kilku postów na tym i innym forum okłamałem sam siebie,że wszystko będzie ok,że zmieniam swoje myślenie itd.
Przez kilka tygodni starałem się jakoś trzymać jednak to wszystko wróciło.
Jak przestać się nad sobą użalać,bo przecież inny mają zdecydowanie gorzej ode mnie,a ja pomimo tego,że jestem "zdrowy" nie potrafię wziąć się za siebie i zacząć działać.
Nie potrafię się cieszyć z drobnych sukcesów.
Nie wiem jak ruszyć z miejsca,od czego zacząć,gdzie wysyłać CV do tego dochodzi strach przed nowymi miejscami...
Na innym forach utworzyłem już kilka tematów w których dużo osób z różnymi fobami opisywało swoją sytuację,lęki gdzie i jak szuka pracy.
Jednak pomimo odpowiedzi i poniekąd wsparcia(za co dziękuję) dalej nic nie zrobiłem z faktem,że w wieku 24 lat tak naprawdę mogę określić się mianem nieudacznika i "życiowego zera".
Kiedyś nie myślałem,że będę szukać pomocy na forach psychologicznych bo parę lat temu byłem zupełnie inną osobą jednak pewne sytuacje jak problem z ukończeniem studiów|robię licencjat już 4 rok i chyba za parę miesięcy będę mógł wpisać kolejną życiową porażkę do swojego życiorysu| i rozstanie z dziewczyną,która kochałem całym sercem i gdzie związek skończył się z dnia na dzień|po tym wszystkim została mi jakaś "zadra"(może dlatego,że nie dowiedziałem się dlaczego odchodzi) bo od rozstania minęło już ponad półtorej roku,a czasami mam dni gdzie wspominam chwile spędzone z ex i zastanawiam się dlaczego mnie tak potraktowała i czym sobie na to zasłużyłem|.
Pewnie boję się też tego,że tak naprawdę kiedyś zostanę sam jak palec.
I wiem,że te sytuacje wpędziły mnie w to bagno,w którym teraz jestem ale nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Wiem,że są osoby,które są w znacznej gorszej sytuacji ode mnie i pomimo problemów radzą sobie i starają się normalnie żyć.
Nie wiem czy mam kolejny gorszy dzień i potrzebę wyrzucenia z siebie tych wszystkich negatywnych emocji,które są we mnie czy po prostu już nie dostrzegam światełka w tunelu na jakakolwiek zmianę w życiu|zresztą co zrobiłem żeby tą sytuację poprawić?|.
Czuję się jak odludek,który nie potrafi odnaleźć celu i pasji w życiu,którą będzie podążać.
Obce osoby mogą pomyśleć,że jestem leniem ale tak nie jest,bo z jednej strony chcę zacząć pracować gdziekolwiek żeby zmienić coś w swoim życiu ale z drugiej strony blokują mnie moje lęki,a w szczególności przed oceną obcych mi osób w miejscu pracy i samym nowym miejscem,który byłby poza moją "Strefą komfortu"|np praca w innym mieście|. Do tego dochodzi strach przed tym,że sobie nie poradzę,nie wywiąże się ze swoich obowiązków,które da mi pracodawca albo,że się nie odnajdę poza "moją strefą komfortu".
Już nie potrafię myśleć pozytywnie :-| .
Co do psychoterapii,psychologów nie jestem do nich przekonany,a dlaczego? Z prostego powodu,bo doskonale wiem,że jeżeli sam nie poukładam sobie czegoś w głowie i nie wyrzucę sam swoich lęków to obca osoba mi nie pomoże(no może po wizycie mój humor i ocena samego siebie poprawiłaby się na parę dni po czym wróciłbym do stanu wyjściowego,zresztą nie stać mnie na wydawanie ok.130 zł za sesję trwającą 50 min,a na NFZ pomimo długiego czekania dobrze wszyscy wiemy na jakim poziomie jest większość psychoterapeutów).
Ostatnio robiłem test Liebowitza i wyszło,że nie mam fobii społecznej. Z innych sprawdzonych i poleconych mi testów wyszło,że na wysokim poziomie jestem osobowością unikającą i zależną.
Wydaje mi się,że ten marazm w którym tkwię wywołany jest przez poczucie własnej wartości poniżej zera(spowodowane problemem na studiach i rozstaniem bez wyjaśnienia) i przeświadczeniu,że czego się nie dotknę to po prostu to s+ę zaufanie pracodawcy i wystawię się na pośmiewisko innych współpracowników.
Najgorsze jest to,że jest mi cholernie wstyd przed samym sobą i rodziną,że nie potrafię się pozbierać do przysłowiowej "kupy".
Co do środków farmakologicznych zażywałem Hydroxyzinum(parę tabletek,bo po zażyciu max. 1h byłem zmęczony i chciało mi się spać,a poza tym miałem wrażenie "otępienia".