15 Sty 2015, Czw 0:02, PID: 429898
Wiedźm tyle w internetach, że na czarodziejów już nie ma zapotrzebowania. Nie mieliby co robić.
15 Sty 2015, Czw 0:02, PID: 429898
Wiedźm tyle w internetach, że na czarodziejów już nie ma zapotrzebowania. Nie mieliby co robić.
15 Sty 2015, Czw 0:07, PID: 429902
Shaye napisał(a):Wiem, że teoretycznie tak powinno być, i to by było najrozsądniejsze z mojej strony, ale "dla siebie" jakoś od lat nie starcza mi na to motywacji, siły ani chęci...Smętny napisał(a):a przede wszystkim, miałbym dla kogo walczyć... Tak, dla mnie samego to zbyt mała motywacja.Pozbywasz się fobii dla SIEBIE, aby znaleźć pracę, przyjaciół, by życie było łatwiejsze. Ksenomorf napisał(a):Zresztą, jak se niektórzy będą leżeć cały czas na dnie (w morzu wylanych łez chyba), to i tak ich nikt nie zauważy i nie wyciągnie za uszy na powierzchnię.Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego napisałem to już wcześniej. Gdybym miał kogoś, miałbym siłę by walczyć z fobią, ale by kogoś mieć trzeba by było najpierw jakoś wyjść z fobii. A żeby wyjść przydałoby się kogoś mieć ;-) Jestem świadomy patowej sytuacji i błędnego koła.
15 Sty 2015, Czw 0:11, PID: 429904
UnikamSiebie napisał(a):Wiedźm tyle w internetach, że na czarodziejów już nie ma zapotrzebowania. Nie mieliby co robić. A to jakaś aluzja do mnie? że ja niby wiedźma?
15 Sty 2015, Czw 0:15, PID: 429906
Nie, to do mnie.
15 Sty 2015, Czw 0:29, PID: 429914
Nieee, ja sobie tylko żartuje. Nic do was nie mam, ani do całokształtu.
15 Sty 2015, Czw 0:38, PID: 429920
W sumie, wiedźmy chyba też potrafią coś tam czarować. Niejeden chłopak wziął sobie za żonę wiedźmę więc coś w tym jest
15 Sty 2015, Czw 0:49, PID: 429922
No przecież mamy od małego straszą, że przyjdzie wiedźma i zabierze.
16 Sty 2015, Pią 1:08, PID: 430116
FobiaSpołecznaOna- historia jak z książki. Naprawdę.:-)
Ale takie sytuacje rzadko się zdarzają . I choć wiem, że są na forum osoby w związkach to ja osobiście uważam, że jest to rzadkość. Nie mogę sobie wyobrazić bycia w związku. No bo powiedzmy, że trafi się ktoś kto jest mną zainteresowany, uśmiecha się, zagaduje. I powiedzmy mnie też się podoba czuję do niego sympatię. I tu pojawia się pierwszy problem bo jako fobiczka boję się go i uciekam mimo wszystko. Nie ukrywajmy ale takie uciekanie zniechęca bardzo, a niestety rzadko zdarza się człowiek tak uparty jak opisała koleżanka. No ale nawet jakby się nie zniechęcił to jak właściwie miałby wyglądać drugi etap? U mnie zawsze się kończyło na tym pierwszym. I nie mam pojęcia jak miałoby być dalej. Czy taki drugi etap to jest jakieś wspólne wyjście na kawę czy do kina? Dla mnie to jest nie do przejścia. Po prostu nie wyobrażam sobie siedzieć sobie z chłopakiem przy stoliku, swobodnie rozmawiać, śmiać się. Już na wstepie oblałabym się kawą albo zrobiłabym coś równie głupiego. Siedziałabym cała spięta nie mogąc się odezwać. Po takim spotkaniu on by się zniechęcił i to dopiero podkopałoby mi samoocenę. :-(
16 Sty 2015, Pią 2:04, PID: 430134
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Sty 2015, Pią 2:05 przez Zasió.)
a ja sobei nawet wyobrażam, tylko nie wiem jak i nie umiem dojść do tego drugiego etapu... chociaż fakt, pewnie nie miałbym o czym rozmawiać, a samo siedzenie i piecie kawy nawet z usmiechem na ustach to za mało.
16 Sty 2015, Pią 14:42, PID: 430170
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Sty 2015, Pią 15:04 przez mocart.)
akurat niewiem co widzisz zlego w siedzeniu sobie bez slow, i popijaniu kawki z usmiechem, predzej czy pozniej to by wlasnie zaintrygowalo dziewczyne, wkoncu by sie zapytala- ta kawusia chyba musi ci wyśmienicie smakować ze tak sie wykwintnie uśmiechasz i odpowiadasz- ale ty mnie bacznie obserwujesz, czuje sie jak skanowany rentgenem (..blebleble)
kochani czemu wy wszystko przewidujecie w takich czornych barwach :-)
16 Sty 2015, Pią 16:36, PID: 430208
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Sty 2015, Pią 17:05 przez Forbiden.)
Dokonałem tego w ten sposób że jestem przystojny. Miałem wiele adoratorek które odpuszczały mierząc się z moją reakcją na próbę bliskości . Ale jedna już totalnie ocipiała na moim punkcie i jesteśmy razem. Bo se mnie wzięła jak rzecz, aja nie protestowałem. Bo zawsze to cycki i nie była brzydka.Cycki duże. Kształtne. 9 na 10.To se pomyślałem -wreszcie się rozdziewiczę . Dziś mam ją owiniętą wokół palca.
Jak więc widać , FS nie była przypadkowa w moim przypadku, zostałem nią obdarowany aby ograniczyć ruchy zła, którego jestem wcieleniem.Bez fobii Bóg jeden wie ilu ludzi bym wykorzystał i zniszczył. Czsami wydaje mi sie że jestem kolejnym-100000000 wcieleniem- istota wyższa( np.Bóg) daje mi szanse przebudowania duszy . Dlatego doświadczam cierpienia aby się rekonstruować. Muszę powiedzieć że zmieniłem podejście po 2 latach związku trochę i jestem wstanie w stopniu umiarkowanym przejmować się losem mej dziewczyny. To duży progres dla demona.
16 Sty 2015, Pią 17:34, PID: 430234
Nie gniewaj się, ale ten post wyżej jest bardzo brzydki.
16 Sty 2015, Pią 17:37, PID: 430236
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16 Sty 2015, Pią 18:05 przez Forbiden.)
pod względem warsztatu?
Mówisz mi że jestem brzydkim człowiekiem? Dokładnie to słyszałem od rodziców-naznaczenia, stemple- to jest złe.Jestem zły. Oceny zachowań. To było skuteczne i doprowadziło do fobii . Powiodło im się wytresować demona ale nie mogli przewidzieć że będę podobał się kobietą mimo wszystko. Jak w filmie Omen,zło zawsze sobie utoruje drogę.
16 Sty 2015, Pią 19:04, PID: 430294
no, to przynajmniej tyle, ze sie podobasz... u mnie niestety i z tym jest problem
ale nie dziwie się w sumie, nawet minimalne małoocze wygląda , a do tego cała reszta mocno przeciętna
17 Sty 2015, Sob 0:22, PID: 430372
Może jeszcze ktoś podzieli się swoją historią?
17 Sty 2015, Sob 2:51, PID: 430378
Zas napisał(a):a ja sobei nawet wyobrażam, tylko nie wiem jak i nie umiem dojść do tego drugiego etapu... Ja nie wiem nawet jak zacząć ten pierwszy.
17 Sty 2015, Sob 3:07, PID: 430380
no właśnie! - bo najpierw jest ten pierwszy. Dokładnie z tym jest problem.
17 Sty 2015, Sob 14:06, PID: 430416
Forbiden wiem jak to jest bo też miałem pełno adoratorek i w tej chwili jest taka istota która wręcz zdurniała na moim punkcie, ładna pod każdym względem, ocieranie się,szukanie pretekstów do zagadania wiem że czeka na mój ruch ale ze mnie jest nie facet
17 Sty 2015, Sob 14:17, PID: 430422
Zazdroszcze, fajnie jest byc licealista
17 Sty 2015, Sob 14:56, PID: 430428
no... chyba nawet pomimo tej nudnej nauki chciałbym przeżyć liceum jeszcze az, tylko bez fobii...
w sumie, mam wrażenie, że jedna tez na mnie wtedy leciała... albo sobie jaja robiła, w sumie raczej na pewno to drugie... chyba było w tym coś z podśmiewania się z takiej życiowej ofiary, która pewnie, jakby przyszło co do czego, to by uciekła zamiast laske do wyra zaciagnąć...
17 Sty 2015, Sob 15:29, PID: 430436
moim zdaniem związek nikogo nie uleczy, poza nielicznymi wyjątkami. A nawet jak uleczy to niech wam tylko zabiorą kogoś komu to zawdzięczacie i znajdziecie się niżej niż byliście.
ja pierw musiałem wziąć się za siebie bo inaczej nic z tego nie wychodziło. A wziąłem się za siebie właśnie poprzez próbowanie. Dopiero gdy troche się ogarnąłem to się udało. Z moich obserwacji wynika że to prawie zawsze kobiety mogą sobie pozwolić na to by nad sobą nie pracować i niewielkim wysiłkiem kogoś zdobyć. a jak to było ze mną: spotykałem się z ósmą z kolei dziewczyną w przeciągu około roku za pośrednictwem portali randkowych. Umiałem już dobrze radzić sobie w kontaktach 1 na 1. Poprzednie dziewczyny albo mnie nie chciały, albo ja ich nie chciałem bo były brzydkie. Z wyjątkiem siódmej, bo z tą to się dogadywałem bardzo dobrze i do tego oboje się ku sobie skłanialiśmy. Ale była nieco psychiczna. Manipulatorka i księżniczka typu zdobywaj mnie a ja sobie pomarudzę. Rozwalała mi resztki stworzonej pewności siebie więc uciekłem z tej relacji na rzecz obecnej dziewczyny. no więc dobra, było to tak że stawiłem się na spotkanie, patrze idzie dziewczyna szczuplutka i ładnej budowy ciała, wysoka, ale z twarzy przeciętna no i nos jakiś taki brzydki. Jak sobie pogadaliśmy dłużej to nagle stwierdziłem że mi się ona podoba. Widziałem że zaczyna na mnie "lecieć" bo jej mowa ciała wręcz o tym wrzeszczała. Potem spotkaliśmy się kolejne razy i tak gdzieś na czwartym czy piątym zbliżaliśmy się do siebie. Po niecałym miesiącu ona zapytała mnie czy to koleżeństwo czy związek. Ja na to że myślę że związek. No i sobie zostaliśmy razem. Mi coś odwaliło potem i po tygodniu razem powiedziałem jej że ją kocham na co ona sztywniała i wydukała "to słodkie". UWAGA dla wszystkich bo omal przez to nie skończyłem w friend zone. NIGDY nie nalezy za wcześnie mówić o uczuciach. Nasz związek potem przypominał spory czas jakąś przyjaźń tak długo że zaczynałem się zastanawiać czy to tak powinno wyglądać ale w końcu było trochę namiętności. Obecnie jest to w większości przyjaźń z małą domieszką namiętności, nad czym ubolewam ale wiem że dziewczyna kocha i jest za mną, bo to widać. A razem jesteśmy prawie półtorej roku.
17 Sty 2015, Sob 16:44, PID: 430446
Wejście w związek wymagało ode mnie wysiłku. Zorganizowałam spotkanie forumowe w Łodzi i akurat ten ktoś na nim był. Byłam ja i trzech chłopaków a chodziliśmy po jakiś krzakach kilka jak nie więcej kilometrów przełaju a ja w butach na koturnie. Potem zostałam z moim przyszłym chłopakiem sam na sam, reszta się gdzieś rozeszła. Rundka po Piotrkowskiej, gdzie czułam wodę w butach (skóra mocno zdarta i bolesne odciski potem).
Potem sama do niego zagadałam przez net i było spotkanie (ja przyjechałam). Potem jakoś się to toczyło raz ja, raz on mnie odwiedzał. A potem... wolałabym już wiecznie łazić w tych butach niż doświadczać takich zjazdów. Oczywiście nie była to wina mojego partnera, tylko ogólnie miałam deprechę, lecz on tego nie ułatwiał. Ogólnie było mi wiele razy przykro słyszałam, że jestem bezużyteczna. Ja jakoś w tym wszystkim nie myślałam o sobie, bo taka po prostu byłam - bezinteresowna. Nie myślałam też o związku, ale raczej o miłym spędzeniu czasu, myślę że poszukiwałam jakiegoś wsparcia, bo miałam już zapowiedź nadchodzących kłopotów. No i chłopak serio mi się spodobał, chciałam go bliżej poznać. Ogólnie to robiłam wszystko byleby był zadowolony. Z perspektywy czasu nie żałuję, chociaż nauczyłam się, że nie warto się podawać komuś na tacy, ponieważ druga osoba tego nie będzie umiała odwzajemnić. Faceci tacy są po prostu pewnych rzeczy w życiu nie pokumają. Nauczyłam się też nie użalać się nad sobą i jakoś powoli złapać odpowiedni kierunek. Jesteśmy razem już cztery lata i nie żałuję, bo mój chłopak jest dobry dla mnie, spuścił z tonu, stara się jak umie. Musi to pogodzić z własnymi problemami osobistymi.
17 Sty 2015, Sob 17:39, PID: 430454
Fajne historie, Sugar i FobiaSpołecznaona
17 Sty 2015, Sob 18:59, PID: 430456
niesmialytyp
Aż sobie zapiszę to co napisałeś, żeby mi nigdy więcej nie przyszło do głowy, żeby wylatywać z uczuciami. Już raz ten błąd popełniłem i od siebie też nikomu tego nie polecam.[/b] |
|