25 Maj 2014, Nie 14:13, PID: 393764
Ostatnio doszedłem do paradoksalnego wniosku, że krótkie stany depresyjne, sprawiają mi przyjemność. Gdy czuję głęboki smutek i brak energii dosłownie do czegokolwiek mam jakby wymówkę: ,,jestem nieszczęśliwy i mam wszystko gdzieś". Wtedy mogę położyć się na podłodze albo skulić na kanapie i niczym się nie przejmować. Znikają wszystkie obowiązki, obawy o przyszłość, ambicje. Czuję jednocześnie ulgę i rozpacz.
Lubię oglądać dokumenty o ludziach niepełnosprawnych, ogarniętych manią zbieractwa albo outsaiderach z dziwacznymi hobby. Poza tym czuję jakąś psychiczną satysfakcję z bycia kimś ,,słabym, skrzywionym, bezradnym". Może to być jakieś wołanie o pomoc, opiekę kogoś z zewnątrz? Niedostatek uczuć? Co prawda moje relacje z rodzicami wyglądają dziś bardzo mizernie, strasznie mało ze sobą rozmawiamy, mieszkam tylko z matką i żyjemy jakby osobno, ale rodzice całkiem dobrze się mną opiekowali (do czasów liceum - wtedy nasze kontakty się urwały). Nie powiem, że dzisiaj kocham swoich rodziców ale ciągle bardzo mi na nich zależy i chyba tak samo jest z ich strony. Nie utrzymuję też większych kontaktów ze znajomymi ze szkoły, co czasem mnie przygnębia, choć szczególnie boli mnie samotność w sferze miłosnej.
Jestem bardzo ambitny ale łatwo się poddaję i uciekam. Zawsze też lubiłem się zamartwiać, dołować. Do dzisiaj, gdy jestem bardzo przygnębiony, wieczorami lubię położyć się wcześniej do łóżka i katować się swoją beznadziejnością albo fantazjować, jak spędzałbym czas gdybym miał dziewczynę. W żadnym wypadku nie chodzi tu o seksualność czy podniecenie, tzn. wyobrażam sobie jakiś lekki kontakt fizyczny, ale szczególnie chodzi mi o wzbudzenie samych emocji, wrażeń psychicznych. Doprowadzam się tak do stanu szczególnej fizycznej przyjemności, gdy czuję napady ciepła w całym ciele i ściśnięty żołądek (to są te motyle w brzuchu?). To samo czuję gdy zbiera mi się na płacz. I znowu - odczuwam psychiczne cierpienie ale jednocześnie fizyczną euforię.
Czy te przejawy masochizmu(??) mogą wynikać z mojego usposobienia i naturalnej skłonności do depresji, wrażliwości, czy jest to związane z samotnością i potrzebą czyjejś bliskości?
Lubię oglądać dokumenty o ludziach niepełnosprawnych, ogarniętych manią zbieractwa albo outsaiderach z dziwacznymi hobby. Poza tym czuję jakąś psychiczną satysfakcję z bycia kimś ,,słabym, skrzywionym, bezradnym". Może to być jakieś wołanie o pomoc, opiekę kogoś z zewnątrz? Niedostatek uczuć? Co prawda moje relacje z rodzicami wyglądają dziś bardzo mizernie, strasznie mało ze sobą rozmawiamy, mieszkam tylko z matką i żyjemy jakby osobno, ale rodzice całkiem dobrze się mną opiekowali (do czasów liceum - wtedy nasze kontakty się urwały). Nie powiem, że dzisiaj kocham swoich rodziców ale ciągle bardzo mi na nich zależy i chyba tak samo jest z ich strony. Nie utrzymuję też większych kontaktów ze znajomymi ze szkoły, co czasem mnie przygnębia, choć szczególnie boli mnie samotność w sferze miłosnej.
Jestem bardzo ambitny ale łatwo się poddaję i uciekam. Zawsze też lubiłem się zamartwiać, dołować. Do dzisiaj, gdy jestem bardzo przygnębiony, wieczorami lubię położyć się wcześniej do łóżka i katować się swoją beznadziejnością albo fantazjować, jak spędzałbym czas gdybym miał dziewczynę. W żadnym wypadku nie chodzi tu o seksualność czy podniecenie, tzn. wyobrażam sobie jakiś lekki kontakt fizyczny, ale szczególnie chodzi mi o wzbudzenie samych emocji, wrażeń psychicznych. Doprowadzam się tak do stanu szczególnej fizycznej przyjemności, gdy czuję napady ciepła w całym ciele i ściśnięty żołądek (to są te motyle w brzuchu?). To samo czuję gdy zbiera mi się na płacz. I znowu - odczuwam psychiczne cierpienie ale jednocześnie fizyczną euforię.
Czy te przejawy masochizmu(??) mogą wynikać z mojego usposobienia i naturalnej skłonności do depresji, wrażliwości, czy jest to związane z samotnością i potrzebą czyjejś bliskości?