14 Paź 2013, Pon 11:37, PID: 367183
Floyd napisał(a):Jakiś czas temu na innym forum napisałem posta o podobnej tematyce. Skrócę może jego sens - fobikowi nastoletniemu jest lżej, bo większość jego problemów jest usprawiedliwiona wiekiem. Mając naście lat mamy większe przyzwolenie na siedzenie w domu i fobikowanie, zarówno przed sobą, jak i ze strony otoczenia. Ot, młody, wystraszony, nic nie musi, niech się lęka. Wyrośnie.
Problem się pojawia po dwudziestce. Zahukany fobik dalej siedzi w domu, jego rówieśnicy nabierają doświadczeń, coraz odważniej wkraczają w dorosłe życie. Co gorsze - pojawiają się ludzie od nas młodsi, którzy korzystają z życia o wiele bardziej niż fobik. Nagle mamy 25 lat, nie przeżyliśmy nic, ludzie już znacznie od nas młodsi zaczynają mieć większe życiowe doświadczenie niż my, a nasz często jedyny atut - młodość - przestaje mieć znaczenie. I wtedy zaczyna się problem.
Ja mimo wszystko jestem optymistą, bo ciągle wierzę, że nowe życie można zacząć w każdej chwili i naprawdę bardzo dużo zależy od nas. Jeżeli staniemy się nienawidzącymi wszystkich trzydziestolatkami, to faktycznie marne szanse że się coś zmieni. Co są bowiem ludzie dookoła winni, że jesteśmy zacofani? Co gorsza - jak ktoś ma tendencję do myślenia "cała młodość zmarnowana, nie pływałem nago w jeziorze, dup na prywatkach nie dymałem, marihunany nie paliłem, boshe jestem beznadziejni" to znak, że faktycznie jest beznadziejny, ale nie dlatego, że tych rzeczy nie robił, tylko dlatego, że przez takie pierdoły sam się ocenia
Generalnie temat długi i szeroki, można książki pisać.
Zgadza się. W młodości człowiekowi się jeszcze wydaje, że samo przejdzie albo że trafią się ludzie, którzy Ciebie z tego wyciągną. Do tego na barkach człowieka nie ma jeszcze takiej odpowiedzialności i jak to napisałeś, moze zaszyć się w domu i nie będzie to dziwne. Do tego szkoła, studia człowiek przebywa wsrod ludzi i jakoś czuje się mniej samotny mimo, ze na przerwie siedzi sam, może czasem tam nawet z kimś zamieni słowo.
Potem niestety przychodzi rzeczywistośc dorosłego życia, brak znajomych, dziewczyny jeszcze bardziej daje się we znaki. Różnica życia między resztą, a nami się pogłębia. Ja to mam wrażenie, że jestem takim nastolatkiem zamkniętym w ciele dorosłego faceta. Moje życie poza zastąpieniem szkoły/studiów pracą praktycznie się nie zmieniło. Czasem łapię sie na tym, ze ogladam zdjęcia np. ze ślubu osób z dawnych lat i jestem w szoku, że jak to tak młodo się żenią, a po czasie dociera do mnie ile mam lat.
A co do "cała młodość zmarnowana, nie pływałem nago w jeziorze, dup na prywatkach nie dymałem, marihunany nie paliłem, boshe jestem beznadziejni" to jednak nie do końca się zgodzę. To nie są pierdoły, na wszystko w życiu jest odpowiedni czas i również te rzeczy mają swoje miejsce i znaczenie.
Ja również dalej wierze, inaczej nie byłoby sensu żyć. Choć często miewam kryzysy