gemsa84 napisał(a):hmmm...ja raczej nie
a z czego najczęściej ten konflikt wynika?
Jak analizuję sytuację to dochodzę do wniosku że przyczyną może być tkwiący w mojej głowie pogląd że wszyscy dookoła życzą mi źle i tylko kombinują żeby mi podstawić nogę. Jak o mnie mówią to myślę że znów o mnie plotkują. Np nie wierzę że ktoś może mi chcieć pomóc , wydaje mi się że to znów jakiś podstęp. Nie mieści mi się w głowie że ktoś może mnie np kochać lub ogólnie mieć o mnie dobre zdanie. Jaka jest tego przyczyna? - sam nie wiem.
hmm...no nie wiem co ci poradzić...spróbuj się jakoś przekonać do ludzi. Wierz mi, nie wszyscy są tacy źli a to, że wszyscy życzą ci źle i tylko czekają na twoje potknięcie to bzdura. Kiedyś też miałam takie myśli, np jak jechałam autobusem i widziałam, że ktoś się śmieje, to wydawało mi się, że to ze mnie strasznie męczące to było...wszystko to przez zaniżoną włąsną ocenę...tyle, że ja potrafiłam zaufać paru osobom i teraz są oni moimi przyjaciółmi.
Spróbuj się przełamać i nie odrzucać czyjejś pomocy jeżeli ci takową oferuje. Nie mówie, żebyś od razu bezgranicznie zaufał takiej osobie, ale pozwól się jej zbliżyć do siebie. W ten sposób lepiej ją poznasz i zobaczysz, czy tak naprawdę ma złe intencje. Może też zyskasz przyjaciela, czego na prawdę ci życze.
W poniedziałek dzwonię do poradni zdrowia psychicznego. Zamierzam kontynuować rozpoczęte wiosną leczenie. Minie niedługo rok od czasu kiedy zauważyłem swoją "dziwaczność". Rok od czasu kiedy zacząłem się przyglądać swoim zachowaniom , od czasu kiedy zacząłem rozumieć przyczyny swoich życiowych porażek i czemu jestem tym kim jestem. Problem polega na braku wiedzy co należy zrobić żeby nareszcie zacząć normalnie funkcjonować , bez ciągłego brnięcia pod prąd.
Efekt długiego życia z fobią społeczną i teraz osobowość unikająca.
Nieumiejętność współpracy z kimkolwiek. Powierzone zadania w pracy realizuję sam. Nawet jak są duże to pracuję od rana do nocy - sam , sam , sam. Nawet do głowy mi nie przyjdzie że można kogoś poprosić o pomoc. Nie istnieje w mojej głowie nawet cień tej myśli , choć to tak bardzo oczywiste i proste. Mam problemy z dogadaniem się w wielu bardzo prostych kwestiach z otoczeniem , jest to tak parszywie trudne że nawet czasem nie próbuję poruszać tematów bo mam wrażenie że i tak nikt mnie nie zrozumie i g...no z tego wyjdzie. Totalne wyalienowanie, brak poczucia przynależności do jakiejś grupy. Coś jak przybysz zza światów , brak wspólnych tematów , nierozumienie dowcipów i aluzji , tylko wyglądam jak ci na Ziemi. Ciągle myślę o robocie 24h na dobę , nie potrafię jakby wyluzować i przejść do "normalnego trybu" , chyba nie wiem co to jest relax. Mam wspaniałą żonę , tylko dzięki niej mam normalny dom i normalne dzieci. W domu jestem nieobecny myślami , łapię się na tym że dzieci i dom traktuję w kategoriach jakiegoś problemu. Zauważam że oddalam się od normalności , jeśli w ogóle kiedykolwiek byłem normalny.
"Jak analizuję sytuację to dochodzę do wniosku że przyczyną może być tkwiący w mojej głowie pogląd że wszyscy dookoła życzą mi źle i tylko kombinują żeby mi podstawić nogę."
Ja też tak mam tylko u mnie to nie tkwi w mojej głowie, tylko to prawda.
tomjak napisał(a):Moje życie to ciągły niustajacy konflikt z ludźmi w pracy , z rodzicami , z rodzeństwem , sasiadami. Czy też tak macie?
No cóż - też tak mam ops:
Staram się jakoś z tym radzić ale różnie mi to wychodzi. Wiem, że nigdy nie będę jak "normalni" ludzie: otwarta, wylewna, pewna siebie .
Jestem jaka jestem i nie umiem tego zmienić
Embody napisał(a):Nie mam tak. Problem leży w moim wnętrzu. A konfilkt to mam sam z sobą. Z innymi staram się żyć w zgodzie.
Ja już nie wiem czy to prawda , czy to wytwór mojego umysłu.
Najlepiej czuję się kiedy jestem sam. Sama obecność innych osób , nawet dzieci i żony powoduje że jestem jakiś niewyluzowany.
Tak Embody, najprawdopodobniej konflikt jest w nas.
* * *
A ja opowiem dzisiejszą moją sytuację. Ja jestem takim trochę czepialskim się szczegółów. Różne sprawy potrafią mnie zaciekawić. Dziś byłem w grupie ludzi, gdzie na głos zapytałem, czy w jakimś zdaniu nie zostało użytych za wiele przecinków, bo tak byłem mocno przekonany; czy ktoś się nie zna na j. polskim i nie potrafiłby zaopiniować. Jedną osobę to wkurzyło i na prawdę agresywnie do mnie powiedziała (przede wszystkim ton), że co mnie to interesuje, że trzeba to tylko przepisać i olać. Niemniej, dzięki temu że byłem wnikliwy w końcu ustaliłem, że jednak źle mi się wydawało i że piszę się jednak z tyloma przecinkami. Z tego wynika, że nauczyłem się czegoś dot. poprawnej polszczyzny. A - za przeproszeniem - wali mnie, że odpowiednik tej osoby za 100 lat będzie się porozumiewał z innymi sobie podobnymi istotami człekokształtnymi przy pomocy pomruków i warknięć... Chciałem napisać tomjak, że wcale nie muszą Cię inni rozumieć, podzielać Twojego stanowiska (etc.), żeby to jak i co robisz miało sens. A takie moje czepianie się, poszukiwanie, rozdrabnianie szczegółów, kto wie czy nie przyczyniło się walnie do rozwoju cywilizacji.
27 Lis 2009, Pią 18:46, PID: 187421 (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27 Lis 2009, Pią 19:04 przez tomjak.)
Wszystko jest w porządku jeśli sytuacje podobne do opisanych przez Michała bywają sporadycznie. Problem pojawia się gdy konflikt staje się stanem permanentnym.
Kurde, masz rację. Sam tak miałem i myślenie o sobie się wtedy zmienia. (tylko, że o tym zapomniałem; no nic, ale o tym sensie/celu i tak warto pamiętać)
tomjak napisał(a):Moje życie to ciągły niustajacy konflikt z ludźmi w pracy , z rodzicami , z rodzeństwem , sasiadami. Czy też tak macie?
Też tak mam. Część takich konfliktów w pewnym sensie jest urojona bo rzeczywiście jestem w mojej głowie kontra wszystkim bo mi się wydaje, że działają przeciw mnie. Są jednak i takie sytuacje, że przypadkowo (dosłownie! ) ktos mnie źle odbiera i zaczyna być mi wrogi np bo mam taką a nie inną minę i już go wkurzam. Z rodzicami ciągłe spory. Masakra. Czasem myślę, że nie jestem jednak samokrytyczny.