16 Paź 2009, Pią 17:02, PID: 181245
Już od jakiegoś czasu planowałem założyć ten temat, ale trochę obawiałem się, że nie uda mi się wyrazić jasno. W sumie to nadal się tego obawiam, więc proszę o wyrozumiałość.
Pamiętam, że gdy rejestrowałem się na tym forum, byłem zdumiony niektórymi teoriami o fobii i ogólniej - podejściem do tego zaburzenia. Najbardziej utkwiło mi w pamięci pytanie, czy fobia nie bierze się z zanieczyszczenia środowiska przez przemysł. Inni traktowali fobię jako przypadłość losową, jeszcze inni pochłonięci byli bałwochwaleniem genetyki, zwolennicy behawioryzmu chcieli uczyć fobików mówienia "dzień dobry", bo ponoć Ci tego nie umieją, a psychoanalitycy chcieli wracać do wspomnień, zrozumieć je i... i no właśnie chyba tylko oni sami wiedzą co dalej. Może jestem trochę złośliwy, ale wówczas te różne tłumaczenia przyczyn fobii bardzo drastycznie zderzyły się z moimi poglądami na temat ogólnego neurotyzmu i wynikających z niego konkretnych zaburzeń zachowania.
No właśnie. Przyszedłem na to forum i rzuciłem hasło "eureka", jesteście neurotykami, których lęk podstawowy z jakichś tam przyczyn zrodził dzieci w postaci lęków społecznych. Czyli mówiąc w skrócie - Byliście znerwicowani i nieprzystosowani od dzieciaka, poszliście do przedszkola, szkoły, odczuwając lęk zachowywaliście się inaczej niż inni, zostaliście odrzuceni i fobia gotowa. Oczywiście, jest to bardzo duże uogólnienie i tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy, ale zasada jest ta sama - przyczyną przyczyn była ogólna nerwicowość, z którą w szeroko rozumiane społeczeństwo już wtedy wkraczaliście. Chyba najlepsze psychologiczne motto w tym momencie powinno brzmieć "Jeżeli moi rodzice traktują mnie jak odludka, to jak mogą traktować mnie obcy?".
Cały czas uważam, że nie ma ani jednego nerwicowego zaburzenia zachowania, które nie wpisywałoby się w ogólną teorię osobowości neurotycznej. W tym momencie muszę więc zadać sobie pytanie, czy nazywając wszystkich fobików "neurotykami" miałem rację? Zastanawiałem się nad tym dość długo i jednak skłaniam się na dzień dzisiejszy ku odpowiedzi negatywnej. Bo cała natura fobii społecznej jest rzeczywiście bardzo neurotyczna, ale nie wypełnia wszystkich neurotycznych znamion. Nerwicowość jest pojęciem stopniowalnym i jeżeli ktoś na prawdę jest głęboko przekonany, że fobia społeczna jest jego jedynym problemem, to być może tak rzeczywiście jest.
Problem pojawia się w sytuacji, gdy ktoś jest prawdziwym neurotykiem, czyli człowiekiem, który w swoim życiu kieruje się lękiem. Człowiekiem, którego życie przez ten lęk zostało zdominowane. Walka z fobią staje się wówczas śmieszna, bo jest to tylko jeden z wielu frontów i nawet względne zwycięstwo na nim jednym nie gwarantuje względnie przyjemnego życia, ba - nie gwarantuje nawet, że sama fobia nie powróci jak bumerang.
O ogólnym neurotyzmie pisałem już kilkakrotnie i nie taki jest mój cel dzisiaj, by się powtarzać. Po pierwsze chciałbym zwrócić uwagę na neurotyzm, ale na innej płaszczyźnie - genetycznej. Otóż Clarissa kiedyś chyba pisała, że neurozy mają swój początek w nie tak odległej przeszłości - na przełomie XIX i XX wieku, i najprawdopodobniej to rzeczywiście prawda. Ich powstanie z całą pewnością miało tło społeczne, związane z powstaniem ról i wymogów społecznych konfrontujących się z naturalnymi potrzebami człowieka a przez to - zniekształcającymi ludzkie pragnienia. Ale znowuż jest to dygresja mająca tylko zwrócić uwagę na to, że neurotyzm doskwiera najmocniej od kilku pokoleń.
Ludzie mają to do siebie, że dobierają się w pary szukając ludzi podobnych i myślę, że warto zwrócić uwagę na to, że u ludzi szybko zachodzą genetyczne przystosowywania się. Tak więc śmiem twierdzić, że nerwicowość dziedziczymy zarówno przez socjalizujących nas nerwicowców jaki przez utrwaloną w ciągu tych kilku pokoleń genetyczną podatność, ale ta podatność jest uwarunkowana kulturowo, przez powtarzające się w ciągu pokoleń nerwicowe życiorysy. Myślę, że Ci, którzy mają największe nerwicowe problemy, to właśnie ofiary takich podwójnych uwarunkowań.
Wiem, że jest tu co najmniej kilka osób, które czują się jakby były niepełnosprawne - każda sfera ich życia boli, męczy, przytłacza. I nie chodzi już tylko o lęk. Mają wiele różnych dziwnych zaburzeń, schorzeń, alergii, problemy z tarczycą, żołądkiem, przewlekłym zmęczeniem. I tu w zasadzie dochodzę do meritum, czyli do tego co miałem napisać od początku, ale wymagało to tak długiego wstępu. Takie osoby mogą - i pewnie myślą - że są zakładnikami genetyki, która postanowiła męczyć ich wszelkiego rodzaju chorobami. Trochę to pewnie zabrzmi jak u homeopaty, ale chyba warto wówczas zwrócić uwagę na całokształt naszego zdrowia. Minęły czasy, kiedy dzieliło się sferę zdrowia na psychiczną i somatyczną. Sprawa wygląda tak, że osoby naprawdę z niskim poczuciem wartości niejako przyciągają inne zaburzenia poprzez swój tryb życia. Siedzenie w domu, np. znacznie osłabia odporność organizmu, powoduje meteoropatie, infekcje wirusowe, które na zwykłych ludzi w ogóle nie mają wpływu. Życie w ciągłym lęku, odosobnieniu, melancholii ma samo przez się tragiczny wpływ na nasze zdrowie "somatyczne". A do tego dochodzi realne nie dbanie o siebie, używki, zła dieta i wiele innych. Neurotyczna implikacja goni kolejną implikacje. Jakie jest rozwiązanie? Wydaje mi się, że banalne - trzeba dbać o całość zdrowia gdyż sfery somatyczna i psychiczna są w zasadzie spójną całością. Później odniosę się do szczegółów, to znaczy czego moim zdaniem brakuje wielu takim kalekom i co powinni zacząć robić żeby ten stan zmienić, teraz jestem zmęczony pisaniem...
Pamiętam, że gdy rejestrowałem się na tym forum, byłem zdumiony niektórymi teoriami o fobii i ogólniej - podejściem do tego zaburzenia. Najbardziej utkwiło mi w pamięci pytanie, czy fobia nie bierze się z zanieczyszczenia środowiska przez przemysł. Inni traktowali fobię jako przypadłość losową, jeszcze inni pochłonięci byli bałwochwaleniem genetyki, zwolennicy behawioryzmu chcieli uczyć fobików mówienia "dzień dobry", bo ponoć Ci tego nie umieją, a psychoanalitycy chcieli wracać do wspomnień, zrozumieć je i... i no właśnie chyba tylko oni sami wiedzą co dalej. Może jestem trochę złośliwy, ale wówczas te różne tłumaczenia przyczyn fobii bardzo drastycznie zderzyły się z moimi poglądami na temat ogólnego neurotyzmu i wynikających z niego konkretnych zaburzeń zachowania.
No właśnie. Przyszedłem na to forum i rzuciłem hasło "eureka", jesteście neurotykami, których lęk podstawowy z jakichś tam przyczyn zrodził dzieci w postaci lęków społecznych. Czyli mówiąc w skrócie - Byliście znerwicowani i nieprzystosowani od dzieciaka, poszliście do przedszkola, szkoły, odczuwając lęk zachowywaliście się inaczej niż inni, zostaliście odrzuceni i fobia gotowa. Oczywiście, jest to bardzo duże uogólnienie i tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy, ale zasada jest ta sama - przyczyną przyczyn była ogólna nerwicowość, z którą w szeroko rozumiane społeczeństwo już wtedy wkraczaliście. Chyba najlepsze psychologiczne motto w tym momencie powinno brzmieć "Jeżeli moi rodzice traktują mnie jak odludka, to jak mogą traktować mnie obcy?".
Cały czas uważam, że nie ma ani jednego nerwicowego zaburzenia zachowania, które nie wpisywałoby się w ogólną teorię osobowości neurotycznej. W tym momencie muszę więc zadać sobie pytanie, czy nazywając wszystkich fobików "neurotykami" miałem rację? Zastanawiałem się nad tym dość długo i jednak skłaniam się na dzień dzisiejszy ku odpowiedzi negatywnej. Bo cała natura fobii społecznej jest rzeczywiście bardzo neurotyczna, ale nie wypełnia wszystkich neurotycznych znamion. Nerwicowość jest pojęciem stopniowalnym i jeżeli ktoś na prawdę jest głęboko przekonany, że fobia społeczna jest jego jedynym problemem, to być może tak rzeczywiście jest.
Problem pojawia się w sytuacji, gdy ktoś jest prawdziwym neurotykiem, czyli człowiekiem, który w swoim życiu kieruje się lękiem. Człowiekiem, którego życie przez ten lęk zostało zdominowane. Walka z fobią staje się wówczas śmieszna, bo jest to tylko jeden z wielu frontów i nawet względne zwycięstwo na nim jednym nie gwarantuje względnie przyjemnego życia, ba - nie gwarantuje nawet, że sama fobia nie powróci jak bumerang.
O ogólnym neurotyzmie pisałem już kilkakrotnie i nie taki jest mój cel dzisiaj, by się powtarzać. Po pierwsze chciałbym zwrócić uwagę na neurotyzm, ale na innej płaszczyźnie - genetycznej. Otóż Clarissa kiedyś chyba pisała, że neurozy mają swój początek w nie tak odległej przeszłości - na przełomie XIX i XX wieku, i najprawdopodobniej to rzeczywiście prawda. Ich powstanie z całą pewnością miało tło społeczne, związane z powstaniem ról i wymogów społecznych konfrontujących się z naturalnymi potrzebami człowieka a przez to - zniekształcającymi ludzkie pragnienia. Ale znowuż jest to dygresja mająca tylko zwrócić uwagę na to, że neurotyzm doskwiera najmocniej od kilku pokoleń.
Ludzie mają to do siebie, że dobierają się w pary szukając ludzi podobnych i myślę, że warto zwrócić uwagę na to, że u ludzi szybko zachodzą genetyczne przystosowywania się. Tak więc śmiem twierdzić, że nerwicowość dziedziczymy zarówno przez socjalizujących nas nerwicowców jaki przez utrwaloną w ciągu tych kilku pokoleń genetyczną podatność, ale ta podatność jest uwarunkowana kulturowo, przez powtarzające się w ciągu pokoleń nerwicowe życiorysy. Myślę, że Ci, którzy mają największe nerwicowe problemy, to właśnie ofiary takich podwójnych uwarunkowań.
Wiem, że jest tu co najmniej kilka osób, które czują się jakby były niepełnosprawne - każda sfera ich życia boli, męczy, przytłacza. I nie chodzi już tylko o lęk. Mają wiele różnych dziwnych zaburzeń, schorzeń, alergii, problemy z tarczycą, żołądkiem, przewlekłym zmęczeniem. I tu w zasadzie dochodzę do meritum, czyli do tego co miałem napisać od początku, ale wymagało to tak długiego wstępu. Takie osoby mogą - i pewnie myślą - że są zakładnikami genetyki, która postanowiła męczyć ich wszelkiego rodzaju chorobami. Trochę to pewnie zabrzmi jak u homeopaty, ale chyba warto wówczas zwrócić uwagę na całokształt naszego zdrowia. Minęły czasy, kiedy dzieliło się sferę zdrowia na psychiczną i somatyczną. Sprawa wygląda tak, że osoby naprawdę z niskim poczuciem wartości niejako przyciągają inne zaburzenia poprzez swój tryb życia. Siedzenie w domu, np. znacznie osłabia odporność organizmu, powoduje meteoropatie, infekcje wirusowe, które na zwykłych ludzi w ogóle nie mają wpływu. Życie w ciągłym lęku, odosobnieniu, melancholii ma samo przez się tragiczny wpływ na nasze zdrowie "somatyczne". A do tego dochodzi realne nie dbanie o siebie, używki, zła dieta i wiele innych. Neurotyczna implikacja goni kolejną implikacje. Jakie jest rozwiązanie? Wydaje mi się, że banalne - trzeba dbać o całość zdrowia gdyż sfery somatyczna i psychiczna są w zasadzie spójną całością. Później odniosę się do szczegółów, to znaczy czego moim zdaniem brakuje wielu takim kalekom i co powinni zacząć robić żeby ten stan zmienić, teraz jestem zmęczony pisaniem...