19 Lip 2009, Nie 18:52, PID: 164647
Cześć proszę was o słowo pocieszenia, bo w mojej głowie tylko głupie myśli po tym jak się zachowałem. Oceńcie czy dobrze, że się katuję.
Jakiś czas temu pisałem o tym, że szukam pracy. No i od trzech dni pracuje i jestem nowy w zespole. Pracuje w pokoju gdzie siedzi ok 10os. Drugiego dnia wchodzę do pomieszczenia, witam się głośno bo na tyle mnie stać. Jestem baaardzo spięty tym że nikogo nie znam, że wchodzę do pokoju z siedzącymi już w nim osobami. Podchodzę do mojego komputera i widzę, że jest włączony. Pytam cicho: "Ktoś korzystał z mojego komputera?"... cisza. Więc krzyknąłem "Ktoś używał mojego komputera?!?!!?" Wrzasnąłem bo przestraszyłem się, że nikt mnie nie usłyszał, a bardzo się boję że mnie nikt nie usłyszy i nie zrozumie co mówię (często tak mam jak bełkocze niewyraźnie). Zabrzmiałem jakbym miał wątpy, a ja po prostu się boję ludzi i nie umiem się racjonalnie zachować Ktoś odburknął: "Zapytaj temtego chłopaka". No i stało się... skumałem się, że zabrzmiałem nie miło. Nie zapytałem już nikogo o co chodziło z tym kompem tylko siadłem do biurka i do nikogo się już nie odezwałem cały dzień. Trzęsły mi się ręce i nie mogłem się skupić. Gdzieś tam słyszałem jak ktoś mówił "... mało mnie nie zabił, tak się oburzył" to mnie jeszcze bardziej podkręciło i się zestresowałem na dobre. Wyszedłem na buca, którym nie jestem.. i chyba nie bedę umiał tego zmienić, bo jak kiedy się nie odzywam.
Teraz ide znowu do biura i sram po gaciach, że nie jestem akceptowany. Wogóle się do nikogo nie odezwę chyba.....
Napiszcie mi czy przejmuję się za mocno i czy z zewnątrz wygląda to tak źle? Chyba cienko się zintegrowałem z ludźmi. Jeżeli macie podobne doświadczenia to napiszcie.
Jakiś czas temu pisałem o tym, że szukam pracy. No i od trzech dni pracuje i jestem nowy w zespole. Pracuje w pokoju gdzie siedzi ok 10os. Drugiego dnia wchodzę do pomieszczenia, witam się głośno bo na tyle mnie stać. Jestem baaardzo spięty tym że nikogo nie znam, że wchodzę do pokoju z siedzącymi już w nim osobami. Podchodzę do mojego komputera i widzę, że jest włączony. Pytam cicho: "Ktoś korzystał z mojego komputera?"... cisza. Więc krzyknąłem "Ktoś używał mojego komputera?!?!!?" Wrzasnąłem bo przestraszyłem się, że nikt mnie nie usłyszał, a bardzo się boję że mnie nikt nie usłyszy i nie zrozumie co mówię (często tak mam jak bełkocze niewyraźnie). Zabrzmiałem jakbym miał wątpy, a ja po prostu się boję ludzi i nie umiem się racjonalnie zachować Ktoś odburknął: "Zapytaj temtego chłopaka". No i stało się... skumałem się, że zabrzmiałem nie miło. Nie zapytałem już nikogo o co chodziło z tym kompem tylko siadłem do biurka i do nikogo się już nie odezwałem cały dzień. Trzęsły mi się ręce i nie mogłem się skupić. Gdzieś tam słyszałem jak ktoś mówił "... mało mnie nie zabił, tak się oburzył" to mnie jeszcze bardziej podkręciło i się zestresowałem na dobre. Wyszedłem na buca, którym nie jestem.. i chyba nie bedę umiał tego zmienić, bo jak kiedy się nie odzywam.
Teraz ide znowu do biura i sram po gaciach, że nie jestem akceptowany. Wogóle się do nikogo nie odezwę chyba.....
Napiszcie mi czy przejmuję się za mocno i czy z zewnątrz wygląda to tak źle? Chyba cienko się zintegrowałem z ludźmi. Jeżeli macie podobne doświadczenia to napiszcie.