30 Kwi 2009, Czw 22:27, PID: 144897
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30 Kwi 2009, Czw 22:30 przez joker.)
...zostałem sam jak stoję"
nadeszła dla mnie wiekopomna chwila - chwila zwierzeń .
wszystko zaczęło się gdzieś tak w listopadzie/grudniu. uczęszczałem wtedy na kurs grafiki komputerowej. wracając z owego kursu w autobusie widywałem pewną dziewczynę, którą kilka razy spotkałem wcześniej na przestrzeni 2-3 lat, a która bardzo mi się podobała. w końcu się przemogłem i wysłałem jej wiadomość na naszej-klasie . musze tu wspomnieć, że w tym okresie paliłem bardzo dużo zioła, praktycznie codziennie przez ok. 2 miesiące. otóż po wysłaniu jej wiadomości i spaleniu blanta miałem straszne wahania nastroju, bo z jednej strony chciałem z nią się spotkać a z drugiej mysli w stylu: "po co to zrobiłeś?", "nic z tego nie będzie" itd. nie dawały mi spokoju. ku mojej radości ewelina, bo tak ma na imię ta piękność, odpisała. zaczęliśmy wysyłać sobie smsy, czasmi gadałem z nią w autobusie, aż w końcu zaproponowałem spotkanie. zgodziła się wpaść do mnie . ja, jako dobry gospodarz po krótkiej rozmowie postanowiłem poczęstować ja marijuaną (passion#1, cannabis indica - kto palił, wie jak to potrafi przymulić ). ależ to był błąd! po skopceniu mj wpadłem w taki natłok myśli, który połączony z fobią nie pozwalał mi normalnie rozmawiać...zestresowałem się jak nie wiem co. po takim obrocie spraw, myślałem że wszystko s+, więc zaproponowałem ewelinie, że ją odprowadze do domu. całą drogę starałem się skupić, by nie zamulić i prowadzić jakiś dialog. kiedy już się żegnaliśmy, byłem przkonany, że już na zawsze, jednak ona dalej chciała się spotykać . wpadała do mnie od czasu do czasu, piliśmy wino, graliśmy razem na konsoli, nawet kilka razy na noc została . to był chyba najszczęśliwszy okres w moim dotychczasowym życiu, miałem się do kogo przytulić, z kim porozmawiać, itd. jednak przed walentynkami wszystko się z+ . zrobiłem jej kartkę w photosopie, kupiłem kwiaty i poszedłem do niej dokładnie w piątek 13 lutego. już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak...mimo wszystko obiecała wpaść do mnie w sobote, tj. w walentynki. czekałem na to jak na zbawienie, jednak nie przyszła . nie odbierała telefonów, nic - zero kontaktu. to co wtedy przeżywałem (a częściowo jeszcze nawet dzisiaj) to była istna mordęga i katusze dla mojej i tak już zrytej psychiki. po pewnym czasie okazało się, że wyjechała sobie gdzieś na całe ferie, nic mi nie mówiąc...nie chce nawet myśleć co tam robiła, bo centralnie odechce mi się pisać. gdy wróciła, to jednka postanowiła mnie odwiedzić - zaproponowałem jej wyjście do kina na "maraton filmowy" - zgodziła się. w kinie wrócił mi dobry humor, trzymaliśmy się znowu za ręce, mogłem się przytulić...po seansie poszliśmy do mnie. nie wiem co mi wtedy się stało, ale zacząłęm na nią delikatnie najeżdżać, że zachowała się nie fair w stosunku do mnie, że tak się nie robi (mówię o jej tajemniczym zniknięciu w ferie). w końcu wzbiłem się na wyżyny mojej odwagi i powiedziałem co do niej czuje. jak już się pewnie domyślacie, moje starania nie zostały docenione. ewelina wkurzyła się i poszła do domu...od teggo czasu prawie jej nie widziałem, może ze 2 razy gadaliśmy przez telefon. chyba zbyt emocjonalnie podszedłem do całej tej sprawy, a pewnie nie o to jej chodziło. ale skąd ona może wiedzieć, jak człowiek z fobią społeczną może się bardzo zaangażować, kiedy już spotyka się z obiektem (sorry dziewczyny za to określenie ) swoich marzeń. najgorsze jest to, że przez długi czas nie mogłem spać, nie mogłem nic zrobić, ciągla o niej myślałem (nadal myślę)...teraz muszę się uczyć, bo na uczelni mam mały kocioł, a mam absolutny brak motywacji do czegokolwiek, a co dopiero do nauki. niedawno kupiłem sobie tablet graficzny, co zawsze było moim marzeniem, jednak teraz leży on w kartonie praktycznie nie używany...powoli staram się o niej zapomnieć, ale bardzo ciężko mi to idzie . ehh, a było tak fajnie... sam nie wiem, po co to piszę - chyba muszę się wyżalić...w poniedziałek idę do psychologa, bo nie mogę dalej tak żyć, a raczej egzystować...
nadeszła dla mnie wiekopomna chwila - chwila zwierzeń .
wszystko zaczęło się gdzieś tak w listopadzie/grudniu. uczęszczałem wtedy na kurs grafiki komputerowej. wracając z owego kursu w autobusie widywałem pewną dziewczynę, którą kilka razy spotkałem wcześniej na przestrzeni 2-3 lat, a która bardzo mi się podobała. w końcu się przemogłem i wysłałem jej wiadomość na naszej-klasie . musze tu wspomnieć, że w tym okresie paliłem bardzo dużo zioła, praktycznie codziennie przez ok. 2 miesiące. otóż po wysłaniu jej wiadomości i spaleniu blanta miałem straszne wahania nastroju, bo z jednej strony chciałem z nią się spotkać a z drugiej mysli w stylu: "po co to zrobiłeś?", "nic z tego nie będzie" itd. nie dawały mi spokoju. ku mojej radości ewelina, bo tak ma na imię ta piękność, odpisała. zaczęliśmy wysyłać sobie smsy, czasmi gadałem z nią w autobusie, aż w końcu zaproponowałem spotkanie. zgodziła się wpaść do mnie . ja, jako dobry gospodarz po krótkiej rozmowie postanowiłem poczęstować ja marijuaną (passion#1, cannabis indica - kto palił, wie jak to potrafi przymulić ). ależ to był błąd! po skopceniu mj wpadłem w taki natłok myśli, który połączony z fobią nie pozwalał mi normalnie rozmawiać...zestresowałem się jak nie wiem co. po takim obrocie spraw, myślałem że wszystko s+, więc zaproponowałem ewelinie, że ją odprowadze do domu. całą drogę starałem się skupić, by nie zamulić i prowadzić jakiś dialog. kiedy już się żegnaliśmy, byłem przkonany, że już na zawsze, jednak ona dalej chciała się spotykać . wpadała do mnie od czasu do czasu, piliśmy wino, graliśmy razem na konsoli, nawet kilka razy na noc została . to był chyba najszczęśliwszy okres w moim dotychczasowym życiu, miałem się do kogo przytulić, z kim porozmawiać, itd. jednak przed walentynkami wszystko się z+ . zrobiłem jej kartkę w photosopie, kupiłem kwiaty i poszedłem do niej dokładnie w piątek 13 lutego. już wtedy wiedziałem, że coś jest nie tak...mimo wszystko obiecała wpaść do mnie w sobote, tj. w walentynki. czekałem na to jak na zbawienie, jednak nie przyszła . nie odbierała telefonów, nic - zero kontaktu. to co wtedy przeżywałem (a częściowo jeszcze nawet dzisiaj) to była istna mordęga i katusze dla mojej i tak już zrytej psychiki. po pewnym czasie okazało się, że wyjechała sobie gdzieś na całe ferie, nic mi nie mówiąc...nie chce nawet myśleć co tam robiła, bo centralnie odechce mi się pisać. gdy wróciła, to jednka postanowiła mnie odwiedzić - zaproponowałem jej wyjście do kina na "maraton filmowy" - zgodziła się. w kinie wrócił mi dobry humor, trzymaliśmy się znowu za ręce, mogłem się przytulić...po seansie poszliśmy do mnie. nie wiem co mi wtedy się stało, ale zacząłęm na nią delikatnie najeżdżać, że zachowała się nie fair w stosunku do mnie, że tak się nie robi (mówię o jej tajemniczym zniknięciu w ferie). w końcu wzbiłem się na wyżyny mojej odwagi i powiedziałem co do niej czuje. jak już się pewnie domyślacie, moje starania nie zostały docenione. ewelina wkurzyła się i poszła do domu...od teggo czasu prawie jej nie widziałem, może ze 2 razy gadaliśmy przez telefon. chyba zbyt emocjonalnie podszedłem do całej tej sprawy, a pewnie nie o to jej chodziło. ale skąd ona może wiedzieć, jak człowiek z fobią społeczną może się bardzo zaangażować, kiedy już spotyka się z obiektem (sorry dziewczyny za to określenie ) swoich marzeń. najgorsze jest to, że przez długi czas nie mogłem spać, nie mogłem nic zrobić, ciągla o niej myślałem (nadal myślę)...teraz muszę się uczyć, bo na uczelni mam mały kocioł, a mam absolutny brak motywacji do czegokolwiek, a co dopiero do nauki. niedawno kupiłem sobie tablet graficzny, co zawsze było moim marzeniem, jednak teraz leży on w kartonie praktycznie nie używany...powoli staram się o niej zapomnieć, ale bardzo ciężko mi to idzie . ehh, a było tak fajnie... sam nie wiem, po co to piszę - chyba muszę się wyżalić...w poniedziałek idę do psychologa, bo nie mogę dalej tak żyć, a raczej egzystować...