07 Maj 2009, Czw 10:08, PID: 146600
Witam
Jak co roku w firmie, w której pracuje jest organizowana wycieczka integracyjna. No zgadnijcie czy jade na nia. No własnie. Czytajac zapiski na forum zastanawiam sie czy nie jestem "unikajaca". Na wycieczke jak zwykle nie jade. Nie lubie zorganizowanych wyjazdów, zle sie czuje jak jest wiecej ludzi niz 3-4 osoby. W pracy oczywiscie nadziwic sie nie moga , ze dziwna Fitella znów czubkuje i nie jedzie. Nie przemoge sie, unikam stresujacych sytuacji i takich, w których czuje dyskomfort. Jade za to z mężem nad morze. Mąż tez "dziwny". Ale o nim innym razem. Odkad pamietam nie lubiłam przebywac z ludzmi, przerwałam liceum na rok bo panicznie bałam sie wejsc do szkoły. Ludzie mi tego nie ulatwiali, bo byłam "dziwna" i nielubiana. Z czasem nauczyłam sie z tym zyc. Poniewaz jestem dosc mocno posunieta przez wiek, wiem czego chce i nie przejmuje sie głupimy uwagami ( hehe sama siebie oszukuje, czasem sie przejmuje). Jest nieliczna grupa ludzi, którzy mnie lubia i ciagnie ich do tej mojej dziwnosci. Mówie bardzo cicho, zazwyczaj w towarzystwie ( kiedy jestem przymusowo - obiad u tesciow) prawie sie nie odzywam tylko slucham i wyciagam wnioski. Wybaczcie ten słowotok, miałam potrzebe "wypisania" się tutaj. Wracajac do wycieczki.. ja pojac nie moge, ze koledzy zpracy pojac nie moga , ze nie korzystam z takich okazji kiedy mozna jechac za free, ze wole z mezem czas spedzic ( tez fobik). No tak bo jak to tak? Z mezem? No pewnie jak ktos ma gderajaca zone albo durnego faceta, to potem z łatwoscia zrywa sie ze smyczy i jedzie. To takie normalne jest. Ech.. ja mam swoj swiat, swoja muzyke, ksiazki, zwierzaki te moje i te bezdomne, moje rolki i rower i joge... poszłam do przodu trzeba przyznac. Przemogłam sie i chodze na joge. Musze sie ruszac i dbac o siebie, bo w dalszym ciagu nie podobam sie sobie. Kompleksy mnie zżeraja . Ale o tym tez innym razem. Wiem bez sensu pisze .
Jak co roku w firmie, w której pracuje jest organizowana wycieczka integracyjna. No zgadnijcie czy jade na nia. No własnie. Czytajac zapiski na forum zastanawiam sie czy nie jestem "unikajaca". Na wycieczke jak zwykle nie jade. Nie lubie zorganizowanych wyjazdów, zle sie czuje jak jest wiecej ludzi niz 3-4 osoby. W pracy oczywiscie nadziwic sie nie moga , ze dziwna Fitella znów czubkuje i nie jedzie. Nie przemoge sie, unikam stresujacych sytuacji i takich, w których czuje dyskomfort. Jade za to z mężem nad morze. Mąż tez "dziwny". Ale o nim innym razem. Odkad pamietam nie lubiłam przebywac z ludzmi, przerwałam liceum na rok bo panicznie bałam sie wejsc do szkoły. Ludzie mi tego nie ulatwiali, bo byłam "dziwna" i nielubiana. Z czasem nauczyłam sie z tym zyc. Poniewaz jestem dosc mocno posunieta przez wiek, wiem czego chce i nie przejmuje sie głupimy uwagami ( hehe sama siebie oszukuje, czasem sie przejmuje). Jest nieliczna grupa ludzi, którzy mnie lubia i ciagnie ich do tej mojej dziwnosci. Mówie bardzo cicho, zazwyczaj w towarzystwie ( kiedy jestem przymusowo - obiad u tesciow) prawie sie nie odzywam tylko slucham i wyciagam wnioski. Wybaczcie ten słowotok, miałam potrzebe "wypisania" się tutaj. Wracajac do wycieczki.. ja pojac nie moge, ze koledzy zpracy pojac nie moga , ze nie korzystam z takich okazji kiedy mozna jechac za free, ze wole z mezem czas spedzic ( tez fobik). No tak bo jak to tak? Z mezem? No pewnie jak ktos ma gderajaca zone albo durnego faceta, to potem z łatwoscia zrywa sie ze smyczy i jedzie. To takie normalne jest. Ech.. ja mam swoj swiat, swoja muzyke, ksiazki, zwierzaki te moje i te bezdomne, moje rolki i rower i joge... poszłam do przodu trzeba przyznac. Przemogłam sie i chodze na joge. Musze sie ruszac i dbac o siebie, bo w dalszym ciagu nie podobam sie sobie. Kompleksy mnie zżeraja . Ale o tym tez innym razem. Wiem bez sensu pisze .