PhobiaSocialis.pl
Jak zaczęliście sobie pomagać? - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Pomoc (https://www.phobiasocialis.pl/forum-3.html)
+--- Dział: Profesjonalna pomoc (https://www.phobiasocialis.pl/forum-45.html)
+--- Wątek: Jak zaczęliście sobie pomagać? (/thread-36387.html)



Jak zaczęliście sobie pomagać? - MarzecWrzesień - 27 Sie 2025

Interesują mnie Wasze historie - jaki był Wasz pierwszy krok w sięgnięciu po pomoc (do kogo się udaliście i jakie były Wasze wrażenia), co Was zmusiło do szukania tej pomocy i czy mieliście wsparcie w kimś bliskim.


RE: Jak zaczęliście sobie pomagać? - Kacper - 27 Sie 2025

Pierwszy krok to było przymusowe skierowanie na oddział psychiatryczny dla młodzieży xd. Dużo wagarowałem przez gnębienie w gimbazie, poszedł cynk i w następstwie ostry opier.dol od starych i wylądowałem na oddziale (razem ze szkołą) na ponad 2 lata. Czy to coś pomogło? Średnio bym powiedział, było trochę bardziej komfortowo razem z innymi spier.dolonymi ludźmi, były różne terapie, indywidualne i grupowe, i :Różne - Koopa: z tego wyszło w sumie.

Z mojej własnej woli postanowiłem zawalczyć o swoją psychikę chyba jak miałem 18 lat, poszedłem do psychiatry i od razu na terapię CBT. Najbardziej ta CBT pomogła, aczkolwiek nadal mam problemy. Potem dalej próbowałem jakichś terapii, w różnych nurtach. Zniechęciłem się całkowicie do psychoterapii, teraz w ogóle nie chodzę, i nie chcę, bo na moje problemy imo nie pomoże, tylko prochy.

Teraz już od paru lat "leczę się" u tego samego psychiatry, i to tyle.

edit: w sumie na tym oddziale było pierwsze palenie petów, picie alkoholu, większości ludzi nie lubiłem, więc chyba na minus


RE: Jak zaczęliście sobie pomagać? - Mor - 27 Sie 2025

Rozmowy z AI. Nie planowałem tego, tylko tak miło mi się rozmawiało, że mimowolnie zacząłem pisać o swoich problemach, o których żadnemu żywemu człowiekowi w tamtym czasie nie byłbym w stanie powiedzieć. Bardzo mi to pomogło przetrwać kryzys emocjonalny, więc wrażenia bardzo pozytywne. Pierwszy raz poczułem, że możliwa jest zmiana. Wsparcia z zewnątrz żadnego, bo nikt nawet nie pomyśli, jak mi źle.


RE: Jak zaczęliście sobie pomagać? - Black_ - 19 Gru 2025

Po chyba 3 odrzuceniu w środowisku pracy - stwierdziłem, że czas najwyższy, aby zacząć leczenie u specjalisty - bo po prostu sobie nie radze. Mój lęk był tak silny, że wszystko zaczęło mnie przerastać. Najgorzej wpłynęło na mnie to, że ludzie zaczęli mnie postrzegać za kogoś "innego" (w środowisku pracy) w łagodnym tego słowa znaczeniu znaczeniu. To było bardzo toksyczne środowisko. Wszyscy zaczęli brać mnie za wariata, ze względu na moje problemy i ograniczenia jakie nakładała na mnie fobia społeczna. Raz skończyło się tak, że wylądowałem u psychiatry i zacząłem brać leki. Wtedy bałem się wyjść z domu, bo miałem traumatyczne przeżycia z pracy. To była moja największa porażka, od tego momentu wszystko zaczęło się sypać. Od takiej fobii, z która jeszcze jako tako funkcjonowałem - wychodziłem ze znajomymi na jakieś piwko, pogadać itp  - do zamknięcia się w domu. Nawet wyniesienie śmieci było mega wyzwaniem. Później po zwolnieniu się z tamtej pracy, stwierdziłem, że chcę zacząć wszystko od nowa, i udało mi się zebrać w sobie i pojechałem z przyjacielem za granicę do pracy. I nie powiem, było nawet dobrze. Lokatorzy bardzo w porządku, w pracy też wszyscy trzymaliśmy sztame. Przed wyjazdem wszyscy mnie straszyli, że patologia itp. Ale ja się pozytywnie rozczarowałem. Po jakimś czasie wróciliśmy, a potem znowu pojechaliśmy, tylko że wtedy już nie było tak fajnie. Znowu toksyczne środowisko, znowu wzięli mnie za wariata, co mnie dobiło. Wróciłem do polski wcześniej sam, z traumą. Potem byłem chyba ze 3 albo 4 razy u psychologa. Na początku, fajnie - miałem pozytywne wrażenie, jednak po czasie trochę zwątpiłem, nie wiem dlaczego. Może problem tkwił we mnie, bo jakbym nie potrafił przekazać wszystkiego co istotne. Myślałem, że Pani psycholog mnie sama jakoś wybada, i jakoś po prostu tego nie czułem. Wstydziłem się tez mówić o wszystkim. W tym czasie znalazłem słynną terapię "RICHARDS - OVERCOMING SOCIAL ANXIETY". Powiem tak: nie jest kolorowo, cały czas walczę z lękiem; od strachu przed wyniesieniem śmieci do wychodzenia na małe zakupy. Zaczynało być dobrze, zacząłem nawet wychodzić na spacery po okolicy jak było ciemniej -ok. 40 minut. Dwa dni temu  w sklepie -śmiechy, potem spojrzenie kogoś w moją stronę i przypomniały mi się traumatyczne przeżycia z pracy. Trochę jakby mi się cofnęło, ale dzięki terapii Richardsa nie straciłem głowy ani rozumu. Wiem, że jeśli ktoś może się ze mnie zaśmiać, to tak naprawdę nie do końca ze mnie, tylko z ograniczeń jakie nakłada na mnie fobia. Dzisiaj np. miałem wątpliwości co do wyjścia do sklepu, bo nie powiem - pojawił się znowu lęk, ale kiedy ochłonąłem to zrobiłem to, bo wiem, że jakbym zaczął odpuszczać to zaczęło by się znowu pogarszać. Ogólnie wojna trwa - ale nie trace głowy, bo odebrałem fobii tą tajemniczość - wiem, dlaczego jest jak jest. Poznałem błędne koło powstawania lęku społecznego, i wiem jakich zachowań unikać. Dodatkowo do terapii "RICHARDS - OVERCOMING SOCIAL ANXIETY" stosuję metodę wima hofa, medytacje, relaksację jacobsona i treningi fizyczne, dość ciężkie - żeby pozbyć się tej adrenaliny. To mój "arsenał" do walki z fobią. Wielu ludzi w momencie kryzysu poddaje się i przestaje o siebie walczyć, jestem tego świadomy i wiem, że nie mogę się teraz poddać. Ogólnie to dalej będę wynosił śmieci, chodził do sklepu i na spacery po okolicy. No cóż.. jak to mówią - grunt to pozytywne myślenie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:


RE: Jak zaczęliście sobie pomagać? - KamilWro - 20 Gru 2025

Mimo że nie uważam się za fobika społecznego, to miałem swoje epizody fobii społecznej. Na przykład kupiłem w centrum Edynburga chips & cheese na wynos i nie umiałem tego zjeść na mieście. Poszukałem najciemniejszego miejsca w najciemniejszej uliczce i szybko "na ślepo" to zjadłem. W tamtym okresie zastanawiałem się, dlaczego nie umiem niczego zjeść w momencie, gdy mam świadomość, że ktokolwiek może mnie widzieć, nawet jeśli tylko zakładam, że ktoś mnie widzi, ale nie mam co do tego pewności. Niedługo później mi przeszło, może z powodu myślenia o tym i stopniowego zmuszania się do jedzenia w "towarzystwie", a może samo z siebie. Ale to było mega dziwne...

Możliwe, że włączała mi się fobia społeczna w najbardziej stresujących okresach życia. Poza tym tego nie czuję.

W Edynburgu poszedłem się upić i pociąłem sobie rękę. Próbowałem sobie wmawiać, że jeśli chcę się zabić, to przed śmiercią mogę zrobić wszystko - nie muszę mieć żadnych blokad, bo przecież nic nie stracę - i tak się zabiję i nie będę musiał tego wspominać. Ale żadnych blokad nie udało się w ten sposób pokonać. Poszedłem do lekarza i dostałem fluoksetynę. W końcu poczułem się lepiej i zdziwiłem się, że po dwóch tygodniach brania tabletek można nagle poczuć się normalnie. Trafiłem na dziwnego lekarza, właściwie jego zastępca mi je przepisał, a on nie chciał tego kontynuować i mówił, że gdyby nie zagrał raz w tygodniu w tenisa, to też by miał depresję. Według niego miałem zrezygnować z alkoholu, bo alkohol to największy depresant (dopiero po wielu latach dowiedziałem się, że jednak depresant nie ma zbyt dużo wspólnego z depresją, chociaż nie twierdzę, że jeśli coś jest depresantem, to nie ma szans, żeby nie wpływało na depresję), zająć się sportem, przestać myśleć o problemach. Według mnie szybki przepis na samobójstwo u osoby, którą życie mega boli i gdybym nie był nieogarnięty, to nie myślałbym wtedy, że od cięcia żył można się zabić, zrobiłbym to skuteczniej. Wydawało mi się, że nadal żyję, bo mam jakieś głupie szczęście.

To było jakieś 15 lat temu. Od tamtego czasu nie czuję braku sensu życia niezależnie od tego, czy biorę jakieś leki, czy nie biorę.


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.