PhobiaSocialis.pl
Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Szkoła, studia, praca (https://www.phobiasocialis.pl/forum-20.html)
+--- Wątek: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich (/thread-33742.html)

Strony: 1 2 3 4


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 11 Sie 2021

(11 Sie 2021, Śro 14:52)Danna napisał(a): To mi trochę przypomina jedną moją terapeutkę (psychodynamiczną, więc tę od oporu w terapii ), która jarała się motoryzacją i próbowała mnie (skrajnego lękowca) przekonać, żebym zrobiła prawo jazdy, bo przecież będę wtedy niezależna, będę miała nowe możliwości... xd

Dla mnie takie motywowanie też jest nieskuteczne, bo narzuca presje. Ja w presji zawsze rzucam cokolwiek robię i to dosłownie. A ludzie często to stosują w stosunku do innych niestety, myśląc, że to komuś pomoże, a nie pomaga każdemu. U mnie najlepiej działa jak ktoś mi zostawia wolną rękę, jednocześnie nie okazując aluzji i sugestii, że jak nie zrobię czegoś/ zrobię cos to wydarzy się katastrofa, albo, że ze mną cos jest nie tak.
Zauważyłam, że najlepiej mi szło na tych żywciowych polach, gdzie nikt mnie nie pospieszał, ani nie straszył. Pewnie gdybym słyszała coś w stylu, że mam jechać już teraz, zaraz za granicę, bo potem będzie za późno/będę żalować, to bym nie pojechała wcale.
To samo tutaj z tematem pracy. Ja byla motywowana do nauki i studiów w dzieciństwie, ale w taki sposob właśnie powiązany z silną presją w stylu "ucz się bo wylądujesz na kasie". U mnie w domu nie szanowano pracowników fizycznych, mimo że wszyscy tak pracowali, a we mnie z całej rodziny pokładano największe nadzieję, że coś osiągnę, bo czytalam dużo książek, miałam ambitne hobby xd Otrzymywałam więc sygnały, że jeśli nie będę miała dobrej pracy to znaczy, że jestem debilem. Presja by nie być debilem i nieduacznikiem jst tak silna, że paraliżuje mnie przed podjęciem bardziej odpowidzialnych zajęć, po prostu boję się, że może faktycznie się okazac, że nit mnie nie przyjmie nigdzie i że to będzie znaczyć, że faktycznie jestem tym debilem. Teraz też na to wychodzi, ale jest to 100% z mojej winy, mam więc poczucie kontroli i uczucie "niewiadomej", bo być możeeee by mnie jednak gdzieś przyjęli, mogę sobie tak fantazjować i nie czuć ię w 100% debilem, bo w końcu nie mialam okazji się sprawdzić xd U mnie tak presja działa z wszystkim, od poznawania ludzi, po pracę i prawo jazdy. Zawsze robiłam zupełnie odwrotne rzeczy od tego czego ode nie wymagano, bo miałam poczucie kontroli i tego, że ja zawaliłam, a nie, że jestem tak beznadziejna, że inni ludzie po raz 100000 mnie gdzieś nie chcą/odrzucają/uświadamiają, że jestem nikim.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Danna - 11 Sie 2021

(11 Sie 2021, Śro 17:14)Alexander Guard napisał(a): A przecież @kartofel tylko podzieliła się swoją historią w pierwszym poście w wątku, nikogo nie pouczając. I od tego się zaczęło. Bo ktoś dostrzegł szansę na horyzoncie ziem jałowych, do tego jeszcze się mu udało! Czy jakby napisała to w dziele Pozytywne historie w temacie Nasze sukcesy z fobią też zostałaby tak pojechana? A tymczasem w innym wątku te same osoby, które tutaj czują się dotknięte, same otwarcie przyznają, że sabotują swe szanse, że gdyby ktoś zaproponował dwie opcje pracy, to wybraliby dla siebie tę gorszą, nie czując się godnymi czegoś lepszego. To niech przynajmniej innym pozwolą się cieszyć udanym życiem.

Przecież aktualna dyskusja rozbija się o post kartofla będący reakcją na post Kasyijanka, która napisała, że pasuje jej bycie na utrzymaniu partnera... Więc tak, niech każdy cieszy się swoim życiem.

@Ciasteczko, ja też nie znoszę presji i takiego pieprzenia bez sensu jak ten przykład mojej terapeutki. W ogóle w terapii psychodynamicznej jak terapeuta sobie nie radzi, to najczęściej jest mowa o oporze xD. Najwięcej postępów zrobiłam z moją ostatnią terapeutką cbt (niestety poszła na urlop macierzyński). Ona nigdy mi nie wciskała żadnych złotych porad i kitów i nie straszyła mnie konsekwencjami jakichś działań. Nie wiem jak wywoływanie dyskomfortu w chorej psychicznie osobie ma działać na nią motywująco.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 11 Sie 2021

(11 Sie 2021, Śro 18:29)Danna napisał(a):
(11 Sie 2021, Śro 17:14)Alexander Guard napisał(a): A przecież @kartofel tylko podzieliła się swoją historią w pierwszym poście w wątku, nikogo nie pouczając. I od tego się zaczęło. Bo ktoś dostrzegł szansę na horyzoncie ziem jałowych, do tego jeszcze się mu udało! Czy jakby napisała to w dziele Pozytywne historie w temacie Nasze sukcesy z fobią też zostałaby tak pojechana? A tymczasem w innym wątku te same osoby, które tutaj czują się dotknięte, same otwarcie przyznają, że sabotują swe szanse, że gdyby ktoś zaproponował dwie opcje pracy, to wybraliby dla siebie tę gorszą, nie czując się godnymi czegoś lepszego. To niech przynajmniej innym pozwolą się cieszyć udanym życiem.

Przecież aktualna dyskusja rozbija się o post kartofla będący reakcją na post Kasyijanka, która napisała, że pasuje jej bycie na utrzymaniu partnera... Więc tak, niech każdy cieszy się swoim życiem.

@Ciasteczko, ja też nie znoszę presji i takiego pieprzenia bez sensu jak ten przykład mojej terapeutki. W ogóle w terapii psychodynamicznej jak terapeuta sobie nie radzi, to najczęściej jest mowa o oporze xD. Najwięcej postępów zrobiłam z moją ostatnią terapeutką cbt (niestety poszła na urlop macierzyński). Ona nigdy mi nie wciskała żadnych złotych porad i kitów i nie straszyła mnie konsekwencjami jakichś działań. Nie wiem jak wywoływanie dyskomfortu w chorej psychicznie osobie ma działać na nią motywująco.

Mnie to wkurza bo nie jest to w żaden sposób odkrywcze, tekst o prawie jazdy, ktory przytoczyłaś to słyszy chyba każdy kt prawka nie ma. Nie rozumiem jak miałabyś nagle zmienić zdanie magicznie, bo co? Bo terapeutka tak mówi? XD 
Jak u Ciebie wyglądał ten rzekomy opór? Zastanawia mnie to, bo słyszy się o "trudnych klientach" bądź tym oporze, ja jak cos było ne tak w terapii to albo ją kończyłam w sensie, nie przychodziłam po prostu nigdy więcej, albo udawałam, że zgadzam się z terapeutą po czym oczywiście nie przychodziłąm już więcej xd Ja mam problem z mowieniem terapeucie,że mnie czyms zdenetwował, ale na obecnej terapii che nad tym popracowac, myślę też, że moja terapuetka jest tego śiadoma, bo takie zachowanie jest bardz charakterstyczne dla zaburzeń na  które cierpię, więc babka pwnie bierze pod uwagę, ze cpś tam mog ukrywać xd Co do takich rad to mnie właśnie moja ostatnio zirytowała bo coś tam komentowała jak piłam energola, że niby niezdrowe czy coś na terapii i mnie to na początku wkurzyło, ale potem przestało, bo w sumie ona zauważyła ciekawą rzecz, że kiedyś byłam sama z siebie pobudzona, a teraz dysocjuję i poję to pewnie, żeby znpwu się pobudzić, nie myślałam nigdy o tym w ten sposób. Ae wkurzyło mnie, bo od wszystkich słyszę komentarzę odnsnie picia energoli i już szału dostaje. 

Ty uczęszczasz teraz na jakąś terapie? 
Co do wywoływania dyskomfortu to ja nienawidzę terapeutów, którzy prowokują, raz na takiego trafłam. Idę do niego z problmem agresji, a ten mnie podk*rwia (w sensie, że na którymś spotkaniu tak gadał jakby chciał mnie sprowokować), oczywiście więcej do niego nie poszłam. Pewnie miało to jakiś sens terapeutyczny, ale tak bez powiadomienia mmie o takich technikach to mi się urojenia włączają, ze ten gościu się ze mie nabija.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Billy the Mountain - 11 Sie 2021

Nie polemizując już z nikim, wrzucę jeszcze coś, co przypadkiem mi się przed momentem przewinęło przed oczami:
https://twitter.com/ibackalov/status/1425488624825610243


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Matlaltsauatl - 11 Sie 2021

Cytat:Temat dla osób bezrobotnych, utrzymywanych przez rodziców/partnera/męża/żonę/kogokolwiek. Albo dla osób, ktore zarabiają mniej od partnera, który w związku z tym musi więcej dokładać do wspólnych rachunków.

Czy też odczuwacie w związku z tym poczucie winy?
Tak. Jest mi okropnie źle z tym, że żyję na utrzymaniu rodzica, z którym mam względnie dobre stosunki. Na drugiego jestem wściekła, bo moje problemy psychiczne to w dużej mierze jego wina, więc mi go nie szkoda — mój wstyd i poczucie winy wychodzi bardziej z tego, że JA siedzę komus na głowie i JA zawaliłam swoje życie. Zresztą, trudno się nie czuć źle, kiedy ktoś regularnie się wydziera, że mnie wyrzuci z domu.

Natomiast nie widzę nic złego w związkach typu osoba pracująca + osoba z pracą na pół etatu albo osoba niepracująca. Jeśli obu osobom to pasuje, to czemu nie? Czasem ktoś wykonuje prace domowe i zajmuje się dziećmi, ktoś inny może mieć rok przerwy na depresję albo zmianę pracy... Sama nie miałabym nic przeciwko płaceniu więcej przy wspólnych wydatkach, jeśli zarabiałabym znaczniej więcej od partnera, to chyba normalne. Na odwrót już bardziej (zawsze byłam ambitna i ze wszystkiego podświadomie robię rywalizację), ale wiem, że to trochę mniej racjonalne — wiadomo, że w niektórych zawodach płacą mniej nawet przy lepszym wykształceniu i wysiłku. Mój stosunek do finansów w takim przypadku zależałby chyba od tego, jak widzę partnera i wspólne cele finansowe, itp.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Danna - 12 Sie 2021

@Ciasteczko, zawsze jak się nie zgadzałam z moją terapeutką (psychodynamiczną), to jej to mówiłam. Mówiłam na przykład, że nie widzę sensu w niektórych jej propozycjach np pójściu do pracy, bo mam bardzo obniżony nastrój i silne lęki i wiem, że szybko z tej pracy ucieknę. Ona generalnie w ogóle nie pracowała nad moimi problemami. Chyba zakładała, że lecząca jest sama rozmowa albo relacja terapeutyczna, a mi to gu.wno pomagało. Z perspektywy czasu sesje z nią były stratą czasu i tylko wpędzały mnie we frustrację. Na dodatek terapeutka mówiąc o oporze wzbudzała we mnie poczucie winy. Dawała mi tym do zrozumienia, że terapia jest ok, ale to ja się niewystarczająco staram. Któregoś razu już się u niej więcej nie pojawiłam. Nie wiem, czy to ona była kiepskim terapeutą, czy to ja nie pasuję do tego nurtu psychodynamicznego. Zakładam, że jedno i drugie, chociaż ona uważała się za specjalistę. Przez długi czas nie uczęszczałam na żadną terapię, bo miałam uraz po tej babce. Na szczęście tknęło mnie coś, żeby poczytać o różnych nurtach i zdecydowałam się na cbt, który mi bardzo podpasował.

Aktualnie czekam aż zwolni się miejsce na nfz do innej terapeutki cbt, więc jestem bez terapii.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 12 Sie 2021

(12 Sie 2021, Czw 11:58)Danna napisał(a): @Ciasteczko, zawsze jak się nie zgadzałam z moją terapeutką (psychodynamiczną), to jej to mówiłam. Mówiłam na przykład, że nie widzę sensu w niektórych jej propozycjach np pójściu do pracy, bo mam bardzo obniżony nastrój i silne lęki i wiem, że szybko z tej pracy ucieknę. Ona generalnie w ogóle nie pracowała nad moimi problemami. Chyba zakładała, że lecząca jest sama rozmowa albo relacja terapeutyczna, a mi to gu.wno pomagało. Z perspektywy czasu sesje z nią były stratą czasu i tylko wpędzały mnie we frustrację. Na dodatek terapeutka mówiąc o oporze wzbudzała we mnie poczucie winy. Dawała mi tym do zrozumienia, że terapia jest ok, ale to ja się niewystarczająco staram. Któregoś razu już się u niej więcej nie pojawiłam. Nie wiem, czy to ona była kiepskim terapeutą, czy to ja nie pasuję do tego nurtu psychodynamicznego. Zakładam, że jedno i drugie, chociaż ona uważała się za specjalistę. Przez długi czas nie uczęszczałam na żadną terapię, bo miałam uraz po tej babce. Na szczęście tknęło mnie coś, żeby poczytać o różnych nurtach i zdecydowałam się na cbt, który mi bardzo podpasował.

Aktualnie czekam aż zwolni się miejsce na nfz do innej terapeutki cbt, więc jestem bez terapii.

To szacun, ja sie wstydze krytykowac terapeute. Tak samo nie moglabym isc np..do psychiatry z gotowa diagnoza, zebt ja potwierdzil lub sprawdzil czy msm zaburzenia, ktkre wyczytalam w internecie, a wiem ze niektorzy tak robia. 
Ale psychodynamiczne chyba polegaja.glownie na gadaniu tao mi sie wydaje. Js poznawczo behawioralnej nie miaam nigdy, czytalam na tym forumku, ze niby pomaga, moj chlopak ma cos takiego bo po terapii dostaje rozne zadania domowe ale te zadania sa takie, ze dziwie sjr ze to w jakikolwiek sposob dziala, a jemu ponoc lepiej juz po tych kilku wizytach xdd 
Ja zastanawiam sie jaka bede miala terapie prowadzona bk mam zaburzenie aktualnie niewystepujacr nawet w podrecznikach diagnostycznych i fragmentacje osobowosci co sie chyba latami leczy. Boje sir o finanse vk jak terapia ma trwac w ch*j czasu to licze na to, ze bedzie mnie jednak stac. 

Dlugo juz czekasz? Na poprzedniej terapii mialas regularne sesje czy takie kilkumiesieczne przerwy miedzy sesjami?


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Indygo - 13 Sie 2021

Mam wrażenie, że pewne osoby zapominają, że szczęście jest bardzo ważnym jak nie jednym z kluczowych czynników warunkujących powodzenie w życiu (czy to w pracy, w związku itp. itd.), ale to nie znaczy, że trzeba się poddać i wszystko olać, bo jednak szczęściu trzeba pomagać. Jednocześnie uważam, że twierdzenie, że na pewno wszystkim się uda, jak tylko się postarają, jest równie naiwne i głupie jak postawa opisana przeze mnie w pierwszym zdaniu. Niestety, ludzie mają różne predyspozycje pozwalające im na osiągnięcie sukcesu i nie każdemu jest to pisane, nawet jakby ktoś ciągle uparcie stawał na rzęsach.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Danna - 13 Sie 2021

(12 Sie 2021, Czw 18:23)Ciasteczko napisał(a):
(12 Sie 2021, Czw 11:58)Danna napisał(a): @Ciasteczko, zawsze jak się nie zgadzałam z moją terapeutką (psychodynamiczną), to jej to mówiłam. Mówiłam na przykład, że nie widzę sensu w niektórych jej propozycjach np pójściu do pracy, bo mam bardzo obniżony nastrój i silne lęki i wiem, że szybko z tej pracy ucieknę. Ona generalnie w ogóle nie pracowała nad moimi problemami. Chyba zakładała, że lecząca jest sama rozmowa albo relacja terapeutyczna, a mi to gu.wno pomagało. Z perspektywy czasu sesje z nią były stratą czasu i tylko wpędzały mnie we frustrację. Na dodatek terapeutka mówiąc o oporze wzbudzała we mnie poczucie winy. Dawała mi tym do zrozumienia, że terapia jest ok, ale to ja się niewystarczająco staram. Któregoś razu już się u niej więcej nie pojawiłam. Nie wiem, czy to ona była kiepskim terapeutą, czy to ja nie pasuję do tego nurtu psychodynamicznego. Zakładam, że jedno i drugie, chociaż ona uważała się za specjalistę. Przez długi czas nie uczęszczałam na żadną terapię, bo miałam uraz po tej babce. Na szczęście tknęło mnie coś, żeby poczytać o różnych nurtach i zdecydowałam się na cbt, który mi bardzo podpasował.

Aktualnie czekam aż zwolni się miejsce na nfz do innej terapeutki cbt, więc jestem bez terapii.

To szacun, ja sie wstydze krytykowac terapeute. Tak samo nie moglabym isc np..do psychiatry z gotowa diagnoza, zebt ja potwierdzil lub sprawdzil czy msm zaburzenia, ktkre wyczytalam w internecie, a wiem ze niektorzy tak robia. 
Ale psychodynamiczne chyba polegaja.glownie na gadaniu tao mi sie wydaje. Js poznawczo behawioralnej nie miaam nigdy, czytalam na tym forumku, ze niby pomaga, moj chlopak ma cos takiego bo po terapii dostaje rozne zadania domowe ale te zadania sa takie, ze dziwie sjr ze to w jakikolwiek sposob dziala, a jemu ponoc lepiej juz po tych kilku wizytach xdd 
Ja zastanawiam sie jaka bede miala terapie prowadzona bk mam zaburzenie aktualnie niewystepujacr nawet w podrecznikach diagnostycznych i fragmentacje osobowosci co sie chyba latami leczy. Boje sir o finanse vk jak terapia ma trwac w ch*j czasu to licze na to, ze bedzie mnie jednak stac. 

Dlugo juz czekasz? Na poprzedniej terapii mialas regularne sesje czy takie kilkumiesieczne przerwy miedzy sesjami?

U mnie cbt trochę zaskoczyła po kilku miesiącach, ale to i tak nie nazwałabym jakąś super poprawą, bo nadal musiałam okropnie ze sobą walczyć, żeby zrobić jakiś progres. No ale z terapią szarpanie się ze sobą było łatwiejsze :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Czekam drugi miesiąc. Na tej ostatniej terapii cbt sesje miałam regularnie przez ponad rok, raz w tygodniu. Na wszystkich terapiach, na których byłam, sesje były regularnie, raz w tygodniu.

Ale Ty już zaczęłaś sesje, tak?

Niestety trzeba założyć, że terapia będzie trwać latami. Ja dlatego też nie biorę pod uwagę leczenia prywatnego. Dla mnie w ogóle pieniądze to drażliwy temat. Bezrobocie bardzo źle wpływa na moje poczucie bezpieczeństwa. Także ja nie pogodzę się nigdy z byciem na utrzymaniu męża. Niestety bez pracy czuję się bardzo źle, ale pracując czuję się jeszcze gorzej. Nie przekonuje też mnie to, żebym próbowała w różnych miejscach, bo może akurat mi coś podpasuje. Ja prawie z każdego miejsca pracy wychodzę z załamaniem nerwowym i epizodem depresji. Już wiem, że nie powinnam się tykać obsługi klienta, sprzątania obleśnych miejsc i pracy na produkcji. Czasem żałuję, że nie skończyłam chociaż licencjatu z jakiegoś prostego kierunku, mogłabym się wtedy zatrudnić np w bibliotece, gdzie wołają o wyższe wykształcenie.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 13 Sie 2021

(13 Sie 2021, Pią 10:36)Danna napisał(a): U mnie cbt trochę zaskoczyła po kilku miesiącach, ale to i tak nie nazwałabym jakąś super poprawą, bo nadal musiałam okropnie ze sobą walczyć, żeby zrobić jakiś progres. No ale z terapią szarpanie się ze sobą było łatwiejsze Czekam drugi miesiąc. Na tej ostatniej terapii cbt sesje miałam regularnie przez ponad rok, raz w tygodniu. Na wszystkich terapiach, na których byłam, sesje były regularnie, raz w tygodniu.

Ale Ty już zaczęłaś sesje, tak?

Niestety trzeba założyć, że terapia będzie trwać latami. Ja dlatego też nie biorę pod uwagę leczenia prywatnego. Dla mnie w ogóle pieniądze to drażliwy temat. Bezrobocie bardzo źle wpływa na moje poczucie bezpieczeństwa. Także ja nie pogodzę się nigdy z byciem na utrzymaniu męża. Niestety bez pracy czuję się bardzo źle, ale pracując czuję się jeszcze gorzej. Nie przekonuje też mnie to, żebym próbowała w różnych miejscach, bo może akurat mi coś podpasuje. Ja prawie z każdego miejsca pracy wychodzę z załamaniem nerwowym i epizodem depresji. Już wiem, że nie powinnam się tykać obsługi klienta, sprzątania obleśnych miejsc i pracy na produkcji. Czasem żałuję, że nie skończyłam chociaż licencjatu z jakiegoś prostego kierunku, mogłabym się wtedy zatrudnić np w bibliotece, gdzie wołają o wyższe wykształcenie.


Ponad rok? Ja jak bylam na psychodynamicznej to mi babka powiedziała, że normalnie masz na nfz rok terapii, a potem musisz na prywatną przejśc, bo nfz tylko do roku finansuje. Nie wiem czy to prawda i nie wiem jak to wygląda teraz, bo ja coś takiego slyszałam jakieś 5 lat temu.

Ja zaczęłam sesje, ale taką prawdziwą terapię będę miała chyba dopiero teraz, wcześniej to takie bardziej konsultacje były, na ostatniej wizycie babka mi dała zadanie, mam się zastanowić nad rzeczami, które są u mnie wyzwalaczami, będę też musiała z nią ustalić wszystkie pofragmentowane części osobowości, co pewnie ma związek z tym zadaniem, które otrzymałam bo różne wyzwalacze wywołuję we mnie różne, skrajnie odmienne reakcje i zachowania.

Prywatnego leczenia to ja też nie bralam pod uwagę jak w Polsce byłam, a wtedy jak studiowalam to ze stypendiami, pracą i rentą spokojnie byłoby mnie stać. Ale wiadomo jaki koszt terapii jest, to mi żal było patrząc na ogólnie zarobki i ceny wszystkiego xd
Ja też nienawidze gadać o pieniądzach w każdym znaczeniu tego słowa. Można powiedziec, ze mam "fobię" pieniędzy, która jest intensywna do tego stopnia, że jak jeszcze mój chłopak miał długi i słabo sobie radził z finansami, to ja panicznie balam si pytać go ile np. zostało mu po spłacie wszystkiego do końca miesiąca, żeby wiedzieć czy nam starczy czy mamy oszczędzać. Jestem pod tym względem chyba idealną babą dla chłopa, bo nie zaglądam w portfel, oczywiście ze strachu xd Na swoje konto też bardzo rzadko wcgodzę, jak mi kasa znika to odczuwam silny lęk. Zawsze tak mialam i nie wiem z czego to wynika.
A o jakiejś ochronie albo małej recepcji nie myślałaś? W sense ochronie to mi chodziło o coś w stylu co kolega nieobecny zbyszek pisał, że tak pracuje.
Do biblioteki to chyba po polonistyce chca, ale tam też ciężko się dostać. Ogólnie ludzie lgną do takich prac z książkami, ja kiedyś chciałam do księgarni się załapać i lipa, zbyt dużo chętnych i ogłoszenia byly już nieaktualne zanim wgl złożyłam cv (w sensie pytałam się na sklepie osobiście). To samo tutaj w Niemczech jak pojawia się ogłoszenie o pracę w magazynie z książkami to stosunkowo dużo Polaków chce tak pracować.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Danna - 13 Sie 2021

@Ciasteczko, czas trwania terapii chyba zależy od tego, jaką umowę placówka podpisze z NFZ. Ja będę mieć kontynuację w tej samej poradni, także wyjdzie mi tego czasu jeszcze więcej.

Rozumiem, ja też kilka pierwszych sesji miałam konsultacyjnych. Kurcze, ten Twój problem brzmi bardzo skomplikowanie. Myślisz, że Twoja terapeutka ogarnia ten temat? Jakie wzbudza w Tobie wrażenie?

Ehh, ja też mam tę fobię pieniędzy, podobnie jest u mnie, też się boję pytać męża o kasę.

Tak, myślałam o ochronie i recepcji, pewnie jak trochę się ogarnę, to powysyłam CV w takie miejsca.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 13 Sie 2021

(13 Sie 2021, Pią 12:50)Danna napisał(a): @Ciasteczko, czas trwania terapii chyba zależy od tego, jaką umowę placówka podpisze z NFZ. Ja będę mieć kontynuację w tej samej poradni, także wyjdzie mi tego czasu jeszcze więcej.

Rozumiem, ja też kilka pierwszych sesji miałam konsultacyjnych. Kurcze, ten Twój problem brzmi bardzo skomplikowanie. Myślisz, że Twoja terapeutka ogarnia ten temat? Jakie wzbudza w Tobie wrażenie?

Ehh, ja też mam tę fobię pieniędzy, podobnie jest u mnie, też się boję pytać męża o kasę.

Tak, myślałam o ochronie i recepcji, pewnie jak trochę się ogarnę, to powysyłam CV w takie miejsca.


No to masz spoko, że spotkania są regularnie też super, bo ja na jedej terapii to miałam po miesiąc-trzy miesiące przerwy przed kolejną sesją. Teraz też tylko raz lub od biedy 2 razy w miesiącu mam terapie ale ttaj to kwestia pieniędzy, a nie braku możliwości. 
Też jest problem,żeby na dobrego terapeutę trafić na nfz, bo chyba dobrze rozumem, że tam nie można za bardzo wybrzydzac? 

Może to brzmi skomplikowanie, ale z tego co zdążyłam wyczytać (a od momentu terapii czytam dużo na ten temat) to takie fragmentacje psychiki/osobowości to raczej norma u ludzi straumatyzowanych, zwlaszcza w przypadku przewlekłej traumy z dzieciństwa, taka fragmentacja występuje też w przypadku osoboości borderline, stąd problemy z tożsamością u tych osób. U mnie wygląda to tak, że jak pojawi się jaiś wyzwalacz (a wyzwalaczem mogą być u mnie miejsca, sytuacje albo określony typ osób) to mi mózg trochę przełącza si na inny tryb funkcjonowania. 
Taki przykład: mam w sobie taką "częśc" lub 'stan psychiczny", który polega na tym, ze jak się w nim znajduję to czuję się okropnie zmulona, otępiała, mam problemy z jakimkolwiek myśleniem i jestem bardzo zależna od pomocy innych osób przy wykonywaniu różnych czynności, generalnie w tym stanie nie potrafię samodzielnie myśleć, rozwiązywać problemów i obcym osobom mogę wydawać się niesamodzielna, nierozgarnięta życiowo. Potrafię będąc w tym stanie, wykonywać rzeczy automatycznie, zdając się zupełnie na to, co mówi inna osoba, bez świadomej rozkminy. W domu keidyś wchodziłam w to w obecności mojego szwagra jak wracał z zagranicy. Potrafił mnie wielokrotnie wkręcać i np. po zjedzeniu posiłku kazał mi brudny talerz wyrzucić do kosza zamiast do zmywarki dać i ja taie rzeczy robiłam bez jakiegokolwiek myślenia, czy to nie jest głupie przypadkiem.  Oczywiście on to wykorzystywał do nabijania się ze mnie, że jestem tępa, że nie myślę itp.  Sama się czuje mocni przytępiona emocjonalnie, nie czuję wtedy jakoś za specjalnie lęku czy złości, nawet jak ktoś się na mnie złości, że czegoś nie potrafię, co pewnie stanowi mechanizm obronny w tej konkretnej częsci. 
Mam różne wyzwalacze tego stanu, ale najczęstsze to obecność w otoczeniu chociaż jednej osoby tzw, dominującej, dynamicznej, takiego nieformalnego przywódcy, albo agresora o takiej osobowości. Rownież osoby bezczelne, "szczere do bólu', które mówią wprost co myślą (bardzo często wiąże się to właśnei z charakterem dominującym), wywolują we mnie ten stan. 
W takim normalnym, codziennym życiu, to może przejawiac się w taki sposób jak miałam np. w mojej pierwszej pracy w markecie na studiach. Pracowałam tam dwa lata, miałam ogarnięte prawie wszystkie działy, mogłam na nich pracować normalnie sama, bez jakiejś spiny. Potrafiłam obsługiwać te wszystkie sprzęty, krajalnice, piece do wypiekania pieczywa, potrafiłam filetować ryby, rozkładałam też towar na półki. Niby nic specjalnego, ale jednak ogarnięcia kilku działow też trzeba się nauczyć. Miałam generalnie opinię dosyć dobrego pracownika. Ale kiedyś, jak już pracodawca dawał mnie praktycznie przez cał czas na jeden dział, przyszła do nas do pracy taka jedna dziewczyna, studentka i była tam ze mną wrzucona. Ona była bardzo glośna, ekstrawertyczna, taka własnie mocno dominująca, "błyszcząca" w towarzystwie. Pech chciał, że nawiązala dobrą relację z jedną z kierowniczk tego działu, która też miała tendencje do pomiatania ludźmi i zachowań mobbingowych. Mimo, ze ani ta dziewczyna, ani kierowniczka nie były dla mnie jakeś niemiłe, nikt mi nic nie robił, to ja automatycznie weszłam w ten dziwny stan umysłu, skutkowało to tym, że trzeba było mi na nowo wszystko pokazywac, robiłam różne błędy w pracy i wyszlo na to, ze ta koleżanka, która pracowała tam niespełna tydzień była bardziej ogarnięa na tym dziale niż ja pracując tam 2 lata. Ja się jej o wszystko musiałam pytć, bo nagle magicznie "zapominałam" jak coś zrobić, albo nie tyle zapominałam co po prostu tak jakby IQ mi spadło i nie byłam w stanie zwyczajnie myśleć. 

I ja mam ileś tam takich części, które mi się włączają w określonych sytuacjach. Dlatego tak mnie wkurza mówienie, że każdt może sukces osiągnąć tak bez znajomości cudzych problemów, bo gdybym ja była np. w korpo, miła dobre wyniki i perspektywę awansu, to wystarczyłoby, że w moim dziale pojawiłby się jakiś dominujacy ekstrawertyk, co wszystkich rozśmiesza i już mój mózg by się przełączył, ja zaczęłabym usuwać się w cień, a moje wyniki by sę pogorszyły w pracy. 
Najgorsze jest to, że będąc w tym okreslonm stanie nie mam za bardzo zasobów, żeby zejść na ziemię, bo będąc zmulona, w mojej świadomości jest tylko ta konkretna informacja, że jestem zmulona i mam nie myśleć, co powoduje oczywiście to, że ja wtedy 'zapominam" i nie mam dostępu do takich informacji jak: to,że skończyłam studia, to że jestem tutja przecież dobrym pracownikiem, to, że chodzę na terapię i powinnam się uspokoić. Ja wtedy nie myśle o takich rzwczach, one są poza moim świadomym dostępem, chyba, że ktoś mi przypomni np. mój partner, wtedy się uspokajam i schodzę na ziemię. 
Nie mam więc jak samouspokoić się w sytuacji, gdy coś w głowie mi się przełączy. 
Ja przez to unikam ludzi, zwłaszcza spotkań grupowych, bo tam zawsze musi się jakiś śmieszek pojawić, który swoją obecnością sprawia, że mam problem w takim pełnym byciu sobą. 
W niektórych takich stanach, czy tam częściach nie mam dostępu do określonej wiedzy np. językowej. Inaczej ujmując, znam formalnie niemiecki na A2 ale to od sytuacji, ludzi i okoliczności zalezy, czy będę porozumiewać się na poziomie A2 czy nie powiem nic, bo nagle "zapomne". Małam już takie sytuacje tu w Niemczech, nawet w tej samej pracy raz normanie gadałam, innym razem nie rozumiałam nic. 

Co do tej terapeutki. Ta pani ma specjalizacje z psychotraumatologii, jakieś tam certyfikaty, że zajmuje się terapią EMDR, ale ja mam i tak spotkania online, bo na inne z oczywistych powodów nie mogę sboe pozwolić, te spotkania ą też rzadko, więc o ile coś się nie zmieni w moim życiu, to na chwilę obecną będę musiała żyć ze świadomościa, że ta terapia może się koszmarnie wlec, krótka i tak nie będzie bo przemocy doznawanej w dzieciństwie nie leczy się kilkoma spotkaniami. 
A czuję się przy babce spoko, pdooba mi się, że ona dość celnie dopytywala się o rzeczy o które nikt wcześniej nie pytał, a faktycznie stanowiły dla mnie problem. Interesuje ją też jak te konkretne objawy u mnie np. agresja, przebiegają, a nie sam fakt, że byłam/jestem agresywna, jak wyglądało to w przypadku psychiatrów. Np. dla mnie nie bylo nigdy normalne, że jak włączał mi się agresor to potrafiłam w przeszłości, w liceum bić się z kimś i tracić zupełnie kontrolę nad tym co robię, jakbym nie kontrolowała swojego cuała i ruchów. Często te wybuchy agresji byly pozbawone emocji, psychiatrów to nie interesowało, tylko sam fakt, że byłam agresywna i tyle. 

Najlepiej na jakiejs spokojnej miejscówce. Ja zawsze zadrościłam panią z recepcji w akademiku, bo mogły sbie siedziec i czytać książki w międzyczasie. Gdyby w  Polsce były wypłaty takie jak w Niemczech, to za tą minimalną sama bym poszla na taką recepcję i pewnie już totalnie wyj*bane miałabym w komleksy dotyczące kariery/sukcesów, bo mialabym spokojną,czysta pracę we własnym kraju i normalne życie.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Alexander Guard - 13 Sie 2021

(11 Sie 2021, Śro 18:29)Danna napisał(a):
(11 Sie 2021, Śro 17:14)Alexander Guard napisał(a): A przecież @kartofel tylko podzieliła się swoją historią w pierwszym poście w wątku, nikogo nie pouczając. I od tego się zaczęło. Bo ktoś dostrzegł szansę na horyzoncie ziem jałowych, do tego jeszcze się mu udało! Czy jakby napisała to w dziele Pozytywne historie w temacie Nasze sukcesy z fobią też zostałaby tak pojechana? A tymczasem w innym wątku te same osoby, które tutaj czują się dotknięte, same otwarcie przyznają, że sabotują swe szanse, że gdyby ktoś zaproponował dwie opcje pracy, to wybraliby dla siebie tę gorszą, nie czując się godnymi czegoś lepszego. To niech przynajmniej innym pozwolą się cieszyć udanym życiem.

Przecież aktualna dyskusja rozbija się o post kartofla będący reakcją na post Kasyijanka, która napisała, że pasuje jej bycie na utrzymaniu partnera... Więc tak, niech każdy cieszy się swoim życiem.

Dopiero potem doczytałem i rzeczywiście  :Memy - Unsettled Tom:  , powiem więcej - nie tylko rozbiło się o post @Kasyijanka, ale co najbardziej szokuje, to że @kartofel skrytykowała Kasyiankę za to, że zamiast pracy zajmuje się całym wachlarzem prac domowych, co jest mym zdaniem ogromnym wkładem pracy. Wiem, czym jest codzienne gotowanie obiadów, a to dopiero jedna z wielu części tego, czym w tradycyjnym modelu rodziny zajmują się kobiety. Także, zwracam honor @Danna i @Ciasteczko.


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - kartofel - 13 Sie 2021

Bardzo proszę, żeby mnie nikt nie wołał do tego wątku, bo jeszcze się wypowiem na temat ciężaru wykonywania prac domowych, a to prawdopodobnie wywoła podobną reakcję.
SPOILER: pokaż zawartość



RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Krucza - 13 Sie 2021

@Ciasteczko trochę od czapy, ale co tam: czytałaś może "Zaburzenia dysocjacyjne po traumie"?


RE: Bycie na czyimś utrzymaniu, a poczucie winy w relacjach międzyludzkich - Ciasteczko - 14 Sie 2021

(13 Sie 2021, Pią 23:52)Krucza napisał(a): @Ciasteczko trochę od czapy, ale co tam: czytałaś może "Zaburzenia dysocjacyjne po traumie"?

Jestem w trakcie czytania wlasnie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.