PhobiaSocialis.pl
Wygrałem po wielu latach! - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Pomoc (https://www.phobiasocialis.pl/forum-3.html)
+--- Dział: Pozytywne historie (https://www.phobiasocialis.pl/forum-23.html)
+--- Wątek: Wygrałem po wielu latach! (/thread-33247.html)

Strony: 1 2


Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 11 Wrz 2020

Udało mi się.

W wieku 34 lat po wielu cierpieniach z fobią społeczną i depresją dokonałem skutecznej zmiany swojego życia!

Nie zliczę dni, kiedy kładłem się do łóżka modląc się, żeby nie obudzić się już żywym. Kilkanaście razy chciałem popełnić samobójstwo, nieraz szukałem drzewa, na którym powiesiłbym się czy sznura o odpowiedniej grubości w markecie budowlanym. Poza tym rozważałem najróżniejsze sposoby samobójstwa, od otrucia się lekami po escape bag. Leki od psychiatry powodowały tylko otępienie, czułem się jakby obok mnie przed chwilą wybuchł granat. Rady od psychologów szkolnych niewiele dawały. Pójście w PUA i zagadywanie do samotnych dziewczyn skończyło się sromotną porażką. Nie rozumiałem, dlaczego tak jest. To znaczy nie rozumiałem, dlaczego innym się udawało, a mi nie. Życie uważałem za przerażająco niesprawiedliwe i to powodowało chęć skończenia z sobą. Byłem całkowicie przekonany, że umrę w samotności i cierpieniu po wielu latach ciężkiego, nieszczęśliwego życia.

Moje dzieciństwo było piekłem. Całe lata życia w napięciu katastrofalnie odbiły się na mojej samoocenie i samopoczuciu. Wychowałem się na wsi w wielodzietnej rodzinie. Emocjonalnie chłodni rodzice, wiecznie pijący ojciec, szantażująca emocjonalnie, neurotyczna matka, starsi bracia traktujący mnie jak worek bokserski i siostry, które wykorzystywały każdą możliwą okazję do rozwścieczenia mnie dla zabawy, poniżenia i wypominania mi moich słabości nigdy nie pozwolili mi na chwilę wytchnienia w domu. Nie szczędzono mi najgorszych wyzwisk. We wszystkim, w czym się dało, wysługiwano się mną. Zdania "jesteś nikim", "i tak sobie nie poradzisz w życiu", "wstyd mi, że taka p***a jak Ty jest moim bratem", "jesteś obleśny", "wszystkie moje koleżanki się z Ciebie śmieją" słyszałem setki, może tysiące razy. Wyśmiewanie mnie dla zabawy i napawanie się moją smutną reakcją było normą, wręcz codziennością.

W szkole było jeszcze gorzej. Wielokrotnie zostałem pobity, nie zliczę ile razy pluto mi w twarz, zabierano moje rzeczy, żeby zrobić mi na złość, wymyślano mi ośmieszające przezwiska, szarpania mnie i podcinania nóg też nie zliczę. Wszystko to niestety przy biernej reakcji nauczycieli. Nigdy w żadnej klasie nie miałem jakichkolwiek kolegów, byłem typowym kozłem ofiarnym. Gdy raz poskarżyłem się dyrektorowi, tego samego dnia kilku gości dopadło mnie po szkole. Skopali mnie, jeden z nich udusił do nieprzytomności, a gdy się ocknąłem, grożono mi, że jeśli jeszcze raz się poskarżę, to "nikt się nie dowie, gdzie w lesie jesteś zakopany". Przerażony i zapłakany pobiegłem do domu. Bracia zareagowali gorzej niż obojętnie. Od jednego usłyszałem, że "to normalne, że takie c***y się bije", od drugiego, że "jeszcze podziękuję kolegom, bo zrobią ze mnie mężczyznę". Jeden z nich dla zabawy tego samego wieczoru uderzył mnie pięścią w brzuch. W to samo miejsce, w które jeden z "kolegów" z klasy dosyć mocno kopnął. Osunąłem się na ziemię i rozpłakałem z bólu i bezsilności. Po kilku minutach wyszedł do mnie ojciec i zaczął wrzeszczeć, żebym "zamknął mordę i przestał się mazać" i że mam "w*********ć do pokoju i siedzieć cicho", bo on ogląda telewizję.

Takie sytuacje były dla mnie codziennością przez kilkanaście lat. Były ich setki, gdybym wszystkie opisał, nikomu nie chciałoby się tego czytać. Myślę, że nikt, kto czegoś podobnego nie przeżył nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo wyniszcza to człowieka. Jak złymi kategoriami ktoś taki o sobie myśli. Sądziłem, że po wyprowadzce z domu (a właściwie po byciu wyrzuconym, bo rodzice nie chcieli "utrzymywać darmozjada") będzie lepiej, bo nikt mi nie będzie dokuczał. Ale ja byłem naiwny...

Kilka miesięcy spędziłem jako bezdomny, bo rodzice nic mi nie dali po ukończeniu szkoły, nie miałem nawet za co wynająć pokoju. Gdy było ciepło spałem w lesie, na dworcach i w opuszczonych budynkach, gdy zrobiło się zimniej w przytułku dla bezdomnych. Choć nie radziłem sobie z emocjami i bardzo kusiło, nie piłem. Znalazłem pracę na budowie, gdzie traktowano mnie niewiele lepiej niż w szkole. Do tego rozdawałem ulotki. Za pierwsze zarobione pieniądze wynająłem pokój w mieście wojewódzkim. Zacząłem pracę na produkcji za minimalną krajową. Przez kolejne lata wielokrotnie zmieniałem miejsce zatrudnienia i zamieszkania. Tak rozchwiana emocjonalnie osoba jaką byłem to ciężki współlokator i współpracownik. Albo z kimś się pokłóciłem, albo ktoś wyczuł moją słabość i się na mnie uwziął. Znajomych miałem bardzo niewielu, przez następne kilkanaście lat mógłbym śmiało zliczyć te osoby na palcach obu rąk. Wszystkie bez wyjątku znajomości po jakimś czasie się rozpadały...

Relacje z kobietami właściwie nie istniały. Byłem traktowany jak typowy creep, w okresie do 30 roku życia byłem tylko raz na randce z badoo. Pierwszej i ostatniej z tą dziewczyną. Zostałem wyśmiany, odrzucony i potraktowany jak śmieć przez kilkadziesiąt dziewczyn. Z każdym rokiem czułem się coraz bardziej beznadziejnie. Próbowałem zamaskować smutki w uzależnieniu od masturbacji i pornografii. Bezskutecznie... Moje rodzeństwo bez wyjątku miało rodziny, dzieci, samochody i mieszkania, a ja byłem wrakiem człowieka. Nie widziałem jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji. Do 30 roku życia moje samopoczucie systematycznie spadało. Osiągnąłem dno równo w dzień moich 30 urodzin. Nie chciałem już żyć, było mi zupełnie obojętne, co będzie ze mną po śmierci.

Ten dzień zapamiętam na zawsze. 10.09.2016. Moje trzydzieste urodziny. I niedoszły koniec mojego życia.

Od rana byłem pogodzony ze swoim losem. Poza zwykle towarzyszącymi mi uczuciami czułem coś w rodzaju... ulgi? Tak bym to opisał. Tego dnia całe moje cierpienie miało się skończyć. Kupiłem kilka metrów solidnego sznura, zawiązałem pętlę i przygotowałem wszystko zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie. Nie zamykałem moich spraw, nie pisałem listu pożegnalnego, nie zwolniłem się z pracy ani nie wyprowadziłem się z pokoju. Wszystko było mi już obojętne. Po prostu chciałem przestać cierpieć. W tamtym momencie myślałem tylko i wyłącznie o tym. Poszedłem do lasu i po kilku kilometrach, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność, znalazłem na pozór idealne miejsce. Złamane drzewo było na wystarczającej wysokości, abym swobodnie zawisł. Gdy wchodziłem po nim coraz wyżej, drżące ręce i bijące serce nieco przeszkadzały mi w zawiązaniu pętli wokół drzewa. Gdy wszystko przygotowałem, zaplątałem pętlę wokół szyi i spojrzałem na zachodzące słońce. Jak sądziłem - po raz ostatni w życiu.

Objąłem rękoma drzewo i zawisłem na nim nogą, żeby opuścić się w dół. Wtedy poczułem gwałtowne szarpnięcie w dół i bezwładnie obróciłem się na plecy, na które po chwili z impetem upadłem. Zszokowany spojrzałem w stronę korony drzewa, na którym miałem się powiesić i podniosłem wzrok. Nie pomyślałem o tym, że drzewo jest oparte o cienką gałąź sąsiedniego drzewa, która pod wpływem mojego ciężaru po prostu się złamała.

Pękłem. Po prostu się rozkleiłem. Usiadłem na złamanym drzewie i w trakcie gdy płakałem, a właściwie wyłem z bólu i rozpaczy myślałem "k***a, ale ze mnie nieudacznik, nie dosyć, że nic nie osiągnąłem, to jeszcze nawet zabić się nie umiem". Nie wiem, ile to trwało. W takich momentach tracisz poczucie czasu. Gdy skończyłem płakać, zauważyłem, że przygląda mi się jeleń. To zadziwiające, jak w takich momentach człowiek rejestruje nawet tak nieistotne szczegóły. Odszedł, gdy wstałem. Wsadziłem sznur do plecaka i próbowałem wyjść z lasu, ale z tego wszystkiego zabłądziłem. Widoczność była już bardzo słaba, bo robiło się ciemno. Jakimś cudem znalazłem ambonę. Wszedłem na nią, położyłem plecak pod głowę, a przez nią leciały wszystkie te gromadzone latami wspomnienia i tysiące myśli. Nawet nie wiem, kiedy usnąłem. Rano obudził mnie chłód. Zszedłem z ambony, po jakimś czasie udało mi się odnaleźć główną drogę i dotrzeć do miasta. To była niedziela, więc tylko zjadłem coś w KFC i poszedłem do domu. Zastanawiałem się, co dalej robić. Postanowiłem, że wezmę tydzień urlopu, pojadę w góry, gdzie nigdy nie byłem, choć nie mam bardzo daleko i przemyślę, co robić dalej. Nie zabrałem z sobą telefonu, aby od wszystkiego się odciąć, nie zabrałem też sznura, mimo że z początku miałem taki zamiar. Tylko ja i natura.

Tydzień urlopu minął dość szybko. Mimo słabej pogody nie czułem się tak źle, bo podjąłem ważną decyzję, co mnie trochę uspokoiło. Dam sobie jeszcze rok. Po prostu poczekam do następnych urodzin i zobaczę co będzie. Jednocześnie zacząłem szukać w internecie sposobów radzenia sobie z moimi problemami. Na psychoterapię nie było mnie stać. Nadal nie wierzyłem, że jestem w stanie sobie z tym wszystkim poradzić, ale z drugiej strony nie chciałem tak cierpieć.

Postanowiłem jednak zawalczyć o siebie. W końcu co miałem do stracenia? Jeśli i tak pewnie skończyłbym ze sobą, to przynajmniej mogłem odejść z poczuciem, że przynajmniej próbowałem walczyć o siebie.

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile ta decyzja zmieni w moim życiu.

Początki jak zwykle były ciężkie. Próbowałem różnych rzeczy, ale najskuteczniejsze okazało się połączenie trzech metod: Terapia Richardsa, trening autogenny i nofapchallenge

Terapia Richardsa jest łatwa do odszukania w internecie. Na nieistniejącym już forum o fobii społecznej znalazłem post chłopaka, który tę terapię skończył. Efekty opisane przez niego wyglądały obiecująco. Odnalazłem odpowiednie pliki i zacząłem ją przerabiać. Po początkowych trudnościach po upływie kilku tygodni zacząłem czuć się zdecydowanie lepiej. Po około czterech miesiącach mój stan psychiczny wyraźnie się zmienił, co zaczęły zauważać osoby z mojego otoczenia. Nie stałem się jeszcze w pełni zdrową psychicznie osobą, ale różnica była warta włożonej w to pracy. Po raz pierwszy w życiu przestało mi się kręcić w głowie, gdy mijałem na ulicy obcych ludzi. Nie czułem się już tak spięty przebywając wśród ludzi. Kontynuowałem terapię nawet po jej ukończeniu. Przestały mnie prześladować negatywne wspomnienia z przeszłości, stopniowo zaczęły ustępować właściwie wszystkie objawy somatyczne, zacząłem się więcej uśmiechać, moje postrzeganie rzeczywistości powoli stawało się coraz bardziej pozytywne. Po raz pierwszy poczułem luz będąc wśród ludzi. Mimo, że nie jestem już młody, zacząłem również oczekiwać coraz lepszej przyszłości dla siebie. Zniknęło poczucie, że wegetuję, podczas gdy wszyscy obok według mnie świetnie się bawili. Co najdziwniejsze, ze spokojem myślę o wydarzeniach z przeszłości. Trzeci tydzień terapii zakłada rozpoczęcie medytacji. Próbowałem kilku różnych, ale dla mnie najlepszą okazał się trening autogenny.

Stanowi on doskonałe uzupełnienie terapii. Bardzo dobrze się po nim zasypia (ale to też kwestia kilku tygodni stosowania), znakomicie uspokaja, rozluźnia i wycisza. Jak już się dobrze w niego wdrożyłem, potrafiłem usnąć przed końcem sesji i wstać wypoczęty jak nigdy. Współlokatorka ze zdziwieniem zauważyła, że "stałem się jakiś bardziej otwarty na ludzi". Układ nerwowy wyraźnie się uspokoił - jakiś czas po rozpoczęciu stosowania niedaleko mnie na ulicy wybuchła petarda. Trzy osoby idące z naprzeciwka aż podskoczyły, na mnie nie zrobiło to wrażenia. Zresztą tego samego dnia przypadkowo spotkałem kolegę z dawnej pracy, którego od kilku lat nie widziałem. Po chwili rozmowy zapytał "co Ci się stało, jesteś jakiś wyluzowany jak nigdy, nie pamiętam Cię takiego". Gdy się żegnaliśmy powiedział "pamiętam Cię jako zupełnie inną osobę".

Nofapchalenge początkowo wydawał mi się dziwny. Jak to, powstrzymanie się od pornografii i masturbacji miałoby zmienić moje życie? Ponieważ jednak robiłem to codziennie, było to męczące i czasochłonne, a po przeczytaniu książki "Skazany na trening. Zaprawa więzienna" zachwyciłem się kalisteniką, postanowiłem spróbować i tego. Początkowo szło opornie i zauważyłem, jak bardzo gapienie się w ekran odrywa mnie od codziennych czynności, więc zrootowałem telefon i zablokowałem sobie laptopa, zostawiając tylko niezbędne strony. Teraz poszło z górki. Pojawienie się pierwszych efektów zajęły mi prawie 3 miesiące, a tzw. flatline nieco utrudniał terapię. Ze zdziwieniem zauważyłem jednak, jak po pewnym czasie cementują się jej efekty. Nagle zacząłem mieć "czystą głowę", mogłem doskonale skupić się na tym, co robię, poprawił mi się wygląd, efekty na treningach są coraz lepsze. Zaczął zmieniać się mój charakter, rosła moja pewność siebie, zdecydowanie i asertywność. Zmieniło się też podejście innych ludzi do mnie. Coraz bardziej liczono się z moim zdaniem, w pracy powierzano mi coraz bardziej odpowiedzialne zadania, kobiety zaczęły lepiej na mnie reagować. Tak jak ja na nie - znowu były dla mnie tak samo atrakcyjne i kobiece jak wtedy, gdy miałem 13 lat. Coraz częściej zauważyłem, że jakaś przygląda mi się na mieście.

To wszystko nie było łatwe, ale wraz z kolejnymi efektami niesamowicie rosła mi motywacja. Postęp napędzał postęp, po pewnym czasie już nie musiałem walczyć z sobą i zmuszać się, ale zacząłem być głodny następnego progresu. Byłem coraz bardziej ciekawy, co przyniosą następne tygodnie. Nie mogłem się doczekać tego, co będzie dalej. Udało mi się wytrwać w moich postanowieniach.

Około roku później do naszej pracy przyszła kilka lat młodsza Ukrainka. Zaczęliśmy się spotykać, doskonale mówiła po polsku, jakiś czas później opowiedziałem jej swoją historię. Płakała. Pół wieczoru przepłakała, będąc we mnie wtulona. Było jej przykro, że coś takiego spotkało mnie w życiu. Jednak nie odeszła, moje dalsze dzieje zrobiły na niej ogromne wrażenie. Tego samego dnia, kiedy zostaliśmy parą, powiedziała mi, że "nie ma nic bardziej męskiego niż walka ze swoimi słabościami będąc w katastrofalnej sytuacji w życiu". Z nią straciłem moje dziewictwo. Potem systematycznie zacząłem robić inne postępy - odkrywałem nowe pasje i realizowałem się zawodowo, porobiłem kursy. Zrobiłem kurs skoczka spadochronowego, prawo jazdy, ukończyłem wiele biegów z przeszkodami,  dwa tygodnie temu odhaczyłem z listy elitarny Bieg Morskiego Komandosa w Gdyni (mundur, plecak z obciążeniem, atrapa karabinu i trasa 22 kilometry, tor szykują komandosi Formozy), przeskoczyłem z 2500 PLN zarobków do ponad 6000. Kupiłem mieszkanie i samochód.

Z dziewczyną niedługo stukną mi 3 lata. Planujemy się pobrać w przyszłym roku. Na wczorajsze urodziny spotkał mnie z jej strony najlepszy możliwy prezent urodzinowy. Dwie kreski na teście ciążowym. Czuję się taki szczęśliwy z myślą, że zostanę ojcem. W ogóle czuję się szczęśliwy w moim życiu. Wszystko jest takie inne, niż było kiedyś.

Fobiki, walczcie o siebie! Uwierzcie mi, że warto, nawet nie wiecie, jak ogromna nagroda czeka na was na końcu drogi!


RE: Wygrałem po wielu latach! - Szary - 11 Wrz 2020

Jestem pod wrażeniem. Nawet nie wiem, co napisać. Chyba sobie wydrukuję tę historię i powieszę nad łóżkiem, żeby mi przypominała o tym, że jest nadzieja. A wiesz, że 10 września to światowy dzień zapobiegania samobójstwom? Dość ciekawa zbieżność dat, nieprawdaż?!


RE: Wygrałem po wielu latach! - Użytkownik 100618 - 11 Wrz 2020

Aż się ciepło robi na serduchu czytając takie historie :3 Wszystkiego dobrego i gratulacje!


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 11 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 19:46)Szary napisał(a): Jestem pod wrażeniem. Nawet nie wiem, co napisać. Chyba sobie wydrukuję tę historię i powieszę nad łóżkiem, żeby mi przypominała o tym, że jest nadzieja. A wiesz, że 10 września to światowy dzień zapobiegania samobójstwom? Dość ciekawa zbieżność dat, nieprawdaż?!

Aż sprawdziłem. Niesamowite, rzeczywiście...

(11 Wrz 2020, Pią 21:02)Czereśnia napisał(a): Aż się ciepło robi na serduchu czytając takie historie :3 Wszystkiego dobrego i gratulacje!

Dzięki :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Pamiętajcie chłopaki i dziewczyny - ja mogłem, możecie i Wy. Na początku jest brak wiary i pełno wymówek, ale teraz widzę jak to działa. Po prostu tak pełna lęków i kompleksów osoba nie wyobraża sobie tego, jak ja teraz jestem szczęśliwy w moim życiu. Nie wie, jak to jest być w takim stanie, tak samo jak osoba, która zawsze była pewna siebie nie rozumie jak to jest być fobikiem. To jest taki sam brak zrozumienia, teraz widzę, że to działa w obie strony.


RE: Wygrałem po wielu latach! - U5iebie - 11 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): To wszystko nie było łatwe, ale wraz z kolejnymi efektami niesamowicie rosła mi motywacja. Postęp napędzał postęp, po pewnym czasie już nie musiałem walczyć z sobą i zmuszać się, ale zacząłem być głodny następnego progresu. Byłem coraz bardziej ciekawy, co przyniosą następne tygodnie. Nie mogłem się doczekać tego, co będzie dalej.
Ja tylko cały czas mam ból d*py, że u mnie to tak nie chce działać.

Fajnie, że Ci się udało, ale i tak mam ból d*py i dosłownie nie dobrze mi od czytania tego.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Radek - 11 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 22:21)U5iebie napisał(a):
(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): To wszystko nie było łatwe, ale wraz z kolejnymi efektami niesamowicie rosła mi motywacja. Postęp napędzał postęp, po pewnym czasie już nie musiałem walczyć z sobą i zmuszać się, ale zacząłem być głodny następnego progresu. Byłem coraz bardziej ciekawy, co przyniosą następne tygodnie. Nie mogłem się doczekać tego, co będzie dalej.
Ja tylko cały czas mam ból d*py, że u mnie to tak nie chce działać.

Fajnie, że Ci się udało, ale i tak mam ból d*py i dosłownie nie dobrze mi od czytania tego.

Pewnie zaraz usłyszysz że można, tylko trzeba chcieć :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:


RE: Wygrałem po wielu latach! - Nowy555 - 11 Wrz 2020

Jakbym czytał jakąs opowieść. Fajnie że Ci się udało :Stan - Uśmiecha się:


RE: Wygrałem po wielu latach! - Zasió - 11 Wrz 2020

O mateńko... dobrze, ze rzucałam wzrokiem tylko na pierwsze zdania akapitów. Jakbym przeczytał tę ścianę tekstu tylko po to, żeby się dowiedzieć o Richardsie... Jak już piszecie opowiadanie, to niech ma chociaż jakiś zaskakujący zwrot akcji, jakąś nieprzewidywalną pointę, niewyjawioną w tytule, cokolwiek!
Szary, wytłumacz koledze, tyś literat. Rozumiem, że osobiste wyznania itp. no ale dobrze ubrany drmat lepiej się sprzedaje. To jak z serialami obyczajowymi, jest "Dom" i jest "Klan", tematyka niby zbliżona...

:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:


RE: Wygrałem po wielu latach! - czerczesow - 12 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): Ten dzień zapamiętam na zawsze. 10.09.2016. Moje trzydzieste urodziny. I niedoszły koniec mojego życia.

Od rana byłem pogodzony ze swoim losem. Poza zwykle towarzyszącymi mi uczuciami czułem coś w rodzaju... ulgi? Tak bym to opisał. Tego dnia całe moje cierpienie miało się skończyć. Kupiłem kilka metrów solidnego sznura, zawiązałem pętlę i przygotowałem wszystko zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie. Nie zamykałem moich spraw, nie pisałem listu pożegnalnego, nie zwolniłem się z pracy ani nie wyprowadziłem się z pokoju. Wszystko było mi już obojętne. Po prostu chciałem przestać cierpieć. W tamtym momencie myślałem tylko i wyłącznie o tym.
Aż nie mogę uwierzyć w to co przeczytałem. Mój zamysł jest/był identyczny. Miejsce, metoda, urodziny, nawet sznur kupiłem. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Poczułem się po tym zakupie spokojniej, ale nie wiem czy mam chęć z niego korzystać.
Niesamowite jest to kiedy wie się, że nie jesteś się samemu z problemami, a nawet myśli innych i plany też bywają identyczne. To o czym napisałeś "chcieć przestać cierpieć". Bardzo często towarzyszy mi wyłącznie to uczucie.
Z drugiej strony może całkiem nie wszystko jest zaprzepaszczone... Co jakiś czas myślę inaczej. Do urodzin jeszcze kilka ładnych tygodni, nie chcę wywierać na siebie presji, to głupota,

Gratuluję Ci serdecznie tego, co osiągnąłeś. To naprawdę wyjątkowa, pokrzepiająca historia. Niewielu osobom udaje się tak fajnie ułożyć sobie tak trudne życie, ale jesteś jednak przykładem. Bardzo dużo dałeś mi do myślenia tym postem. Na pewno nie raz jeszcze do niego wrócę. Zwłaszcza w trudnych momentach.


RE: Wygrałem po wielu latach! - trash - 12 Wrz 2020

Jasiu aż niewiarygodne to się wydaje (szczerze mówiąc wydaje mi się co to najmniej koloryzowane :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). Dzięki za wpis, chyba w końcu podejdę znowu do Richardsa.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 12 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 22:21)U5iebie napisał(a):
(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): To wszystko nie było łatwe, ale wraz z kolejnymi efektami niesamowicie rosła mi motywacja. Postęp napędzał postęp, po pewnym czasie już nie musiałem walczyć z sobą i zmuszać się, ale zacząłem być głodny następnego progresu. Byłem coraz bardziej ciekawy, co przyniosą następne tygodnie. Nie mogłem się doczekać tego, co będzie dalej.
Ja tylko cały czas mam ból d*py, że u mnie to tak nie chce działać. Fajnie, że Ci się udało, ale i tak mam ból d*py i dosłownie nie dobrze mi od czytania tego.

Ja nie opisałem mojej historii po to, żeby ktoś mi zazdrościł, tylko po to, żeby inni wiedzieli, że można, że się da.

(11 Wrz 2020, Pią 22:37)Radek napisał(a):
(11 Wrz 2020, Pią 22:21)U5iebie napisał(a):
(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): To wszystko nie było łatwe, ale wraz z kolejnymi efektami niesamowicie rosła mi motywacja. Postęp napędzał postęp, po pewnym czasie już nie musiałem walczyć z sobą i zmuszać się, ale zacząłem być głodny następnego progresu. Byłem coraz bardziej ciekawy, co przyniosą następne tygodnie. Nie mogłem się doczekać tego, co będzie dalej.
Ja tylko cały czas mam ból d*py, że u mnie to tak nie chce działać. Fajnie, że Ci się udało, ale i tak mam ból d*py i dosłownie nie dobrze mi od czytania tego.
Pewnie zaraz usłyszysz że można, tylko trzeba chcieć :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Mylisz się. Od samego chcenia nic nie przyjdzie. Po prostu zamiast w nieskończoność szukać motywacji odciąłem się od zabieraczy czasu w postaci przeglądania internetu, żeby mieć czas i go sobie samemu zorganizować. Jakoś udało mi się działać krok po kroku, zamiast patrzeć daleko w przyszłość, "kiedyś będę" i takie tam. Skupiłem się na bieżących postępach - jutro, pojutrze, za tydzień.

(11 Wrz 2020, Pią 23:48)Zasió napisał(a): O mateńko... dobrze, ze rzucałam wzrokiem tylko na pierwsze zdania akapitów. Jakbym przeczytał tę ścianę tekstu tylko po to, żeby się dowiedzieć o Richardsie... Jak już piszecie opowiadanie, to niech ma chociaż jakiś zaskakujący zwrot akcji, jakąś nieprzewidywalną pointę, niewyjawioną w tytule, cokolwiek! Szary, wytłumacz koledze, tyś literat. Rozumiem, że osobiste wyznania itp. no ale dobrze ubrany drmat lepiej się sprzedaje. To jak z serialami obyczajowymi, jest "Dom" i jest "Klan", tematyka niby zbliżona... :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Nie wiem skąd pomysł, że to opowiadanie, a nie moja historia, ale przekonywać nikogo nie będę. Wiem jak było.

Życie potrafi pisać lepsze scenariusze niż niejeden scenarzysta.

(12 Wrz 2020, Sob 5:55)czerczesow napisał(a):
(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): Ten dzień zapamiętam na zawsze. 10.09.2016. Moje trzydzieste urodziny. I niedoszły koniec mojego życia. Od rana byłem pogodzony ze swoim losem. Poza zwykle towarzyszącymi mi uczuciami czułem coś w rodzaju... ulgi? Tak bym to opisał. Tego dnia całe moje cierpienie miało się skończyć. Kupiłem kilka metrów solidnego sznura, zawiązałem pętlę i przygotowałem wszystko zgodnie ze wskazówkami znalezionymi w internecie. Nie zamykałem moich spraw, nie pisałem listu pożegnalnego, nie zwolniłem się z pracy ani nie wyprowadziłem się z pokoju. Wszystko było mi już obojętne. Po prostu chciałem przestać cierpieć. W tamtym momencie myślałem tylko i wyłącznie o tym.
Aż nie mogę uwierzyć w to co przeczytałem. Mój zamysł jest/był identyczny. Miejsce, metoda, urodziny, nawet sznur kupiłem. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Poczułem się po tym zakupie spokojniej, ale nie wiem czy mam chęć z niego korzystać. Niesamowite jest to kiedy wie się, że nie jesteś się samemu z problemami, a nawet myśli innych i plany też bywają identyczne. To o czym napisałeś "chcieć przestać cierpieć". Bardzo często towarzyszy mi wyłącznie to uczucie. Z drugiej strony może całkiem nie wszystko jest zaprzepaszczone... Co jakiś czas myślę inaczej. Do urodzin jeszcze kilka ładnych tygodni, nie chcę wywierać na siebie presji, to głupota, Gratuluję Ci serdecznie tego, co osiągnąłeś. To naprawdę wyjątkowa, pokrzepiająca historia. Niewielu osobom udaje się tak fajnie ułożyć sobie tak trudne życie, ale jesteś jednak przykładem. Bardzo dużo dałeś mi do myślenia tym postem. Na pewno nie raz jeszcze do niego wrócę. Zwłaszcza w trudnych momentach.

Nie warto. Uwierz mi, patrzę z perspektywy wyleczonego człowieka i nic mnie tak nie cieszy jak to, że samobójstwo mi się nie udało.

(12 Wrz 2020, Sob 9:38)trash napisał(a): Jasiu aż niewiarygodne to się wydaje (szczerze mówiąc wydaje mi się co to najmniej koloryzowane :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). Dzięki za wpis, chyba w końcu podejdę znowu do Richardsa.

Być może. Niestety tak to wyglądało. Prawdę mówiąc to i mi nieraz ciężko uwierzyć, nieraz sam siebie pytałem "jakim k***a cudem mi się to udało?"


RE: Wygrałem po wielu latach! - trash - 12 Wrz 2020

Jestem strasznie leniwy i trudno mi się zmotywować do czegokolwiek. Pisałeś że Richards zadziałał po kilku tygodniach, od strony technicznej : słuchałeś/czytałeś systematycznie czy kiedy miałeś chwilę? Byłbyś w stanie określić dokładniej po jakim czasie zauważyłeś pozytywne efekty? robiłeś jakieś ćwiczenia ?  Opisz dokładniej jak wyglądała ta autoterapia.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 12 Wrz 2020

Czytanie terapii i afirmacje 2x dziennie, trening autogenny zawsze przed zaśnięciem, jak miałem czas to również rano (choć wtedy ciężej szedł).

Pierwsze efekty po około dwóch miesiącach. Nie były duże, ale dało się je zauważyć. Po prostu złapałem się na tym, że na zakupach w sklepie, gdzie zwykle byłem podenerwowany czułem się dość swobodnie. Po następnych dwóch miesiącach były już wyraźne i to wtedy jak to ująłem "postęp gonił postęp".

Słuchałem nagrań z medytacją, ale ciężko było mi się skupić. Trening autogenny jakoś szedł lepiej.

Mowa o ćwiczeniach fizycznych czy względem przełamywania fobii? Jeśli chodzi o fizyczne to kalistenika, potem doszło bieganie. Co do "fobicznych" to po ukończeniu terapii (ponad 5 miesięcy z tego co pamiętam) zacząłem pytać ludzi o drogę, jak ktoś nieznajomy chciał ot tak pogadać to ciągnąłem rozmowę, więcej gadałem z ludźmi z pracy itp.

Co do samej istoty terapii to zatrzymywanie a potem zmiana negatywnych myśli to absolutna podstawa tej terapii i jest ona tam cały czas kontynuowana, jak zauważyłem nie bez powodu. Wszystko zaczyna się w głowie.


RE: Wygrałem po wielu latach! - U5iebie - 12 Wrz 2020

@Jasiu1234
Miałeś jakąś wizję życia które byś chciał mieć? Były rzeczy które chciałeś robić, ale przez problemy nie mogłeś? Miałeś pomysł na siebie? Czułeś, że zmuszając się idziesz w dobrym kierunku i zbliżasz się do swoich celów?

Nie wiem :Ikony bluzgi kurka:, szukam sobie powodu dla którego innym się udaje, a mi cały czas nie. Bo serio, ja czytając takie historie czuję tylko i wyłącznie frustrację. Ja wiem że trzeba się zmuszać i skupiać na najbliższych celach, to to co cały czas robię i co radzili mi terapeuci, tylko jak już kiedyś tu pisałem, ja nie czuję się żebym cokolwiek z tego miał, to jest tylko i wyłącznie zmuszanie się do co raz większej ilości rzeczy. Ile :Ikony bluzgi kurka: można? Ile trzeba? Obecny terapeuta lubi mi :Ikony bluzgi pierd:ć, że czeka mnie długa kilkuletnia terapia. Niedobrze mi od tego.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 12 Wrz 2020

Nic. Kompletnie nic. Po prostu nie chciałem dłużej cierpieć, byłem tym niesamowicie zmęczony. To był mój jedyny cel. Nie miałem zainteresowań, nie miałem pomysłu na siebie, nie miałem celu w życiu. Byłem zagubiony i nie wiedziałem, co robić. I wiesz co? Po jakichś siedmiu czy ośmiu miesiącach zauważyłem, że pewne rzeczy jakby same przychodzą. Tu koleżanka zaprasza na urodziny, tu kolega robi wypad do Hiszpanii i pyta, czy nie chcę jechać. Z następnymi postępami takich sytuacji było coraz więcej. Do dzisiaj nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć.

Widzisz i to jest problem. Ludzie chcą mieć wszystko na już, na teraz. Ciężka, systematyczna praca nie jest już w modzie, najlepiej oczekiwać, że wszystko samo zaraz przyjdzie. Mam wrażenie, że media celowo kreują takie oczekiwania wśród ludzi, aby utrzymać konsumpcjonizm i żeby ludzie się zapożyczali, żeby kupować samochody czy inne rzeczy. Ale to tylko takie przemyślenia.

Przepraszam - ile masz lat?


RE: Wygrałem po wielu latach! - U5iebie - 12 Wrz 2020

(12 Wrz 2020, Sob 11:20)Jasiu1234 napisał(a): Po jakichś siedmiu czy ośmiu miesiącach zauważyłem, że pewne rzeczy jakby same przychodzą. Tu koleżanka zaprasza na urodziny, tu kolega robi wypad do Hiszpanii i pyta, czy nie chcę jechać.
Skąd miałeś tych znajomych, z pracy? Ile pracowałeś przed próbą samobójczą? To byli ludzie poznani po próbie? Jak długo ich znałeś zanim zaczęli wykazywać jakąś inicjatywę w stosunku do Ciebie?

Mi po roku nic samo nie chce przychodzić i to pomimo braku lęku społecznego, na chwilę obecną znowu walczę z tym żeby regularnie się myć, przez ponad pół roku się udawało, i coś się z+:Ikony bluzgi kochać 2:.

Ja nie oczekuję, że będę miał cokolwiek na już, ale po pół roku spędzonym w szpitalu, podjęciu się wolontariatu, znalezieniu jakiejkolwiek pracy, spotkaniach z ludźmi z forumka, szukaniu jakiś znajomych, próbach wychodzenia gdzieś, na koncert czy inne :Ikony bluzgi grzybek:, kontynuowania terapii, myślałem, że będzie chociaż trochę lepiej. Od roku się zmuszam i nie czuję żeby było lepiej. Zwyczajnie mnie to frustruje i niestety powoli wracam do tego co było przed szpitalem, od jakiś dwóch miesięcy zamiast do góry, to znowu lecę powoli w dół.

31 lat


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 12 Wrz 2020

Tak, wszyscy byli ludźmi z pracy, po półtora roku od tej próby samobójczej doszli znajomi tych znajomych, czyli w sumie osoby spoza pracy.

Pracowałem tam wcześniej przed próbą, jakieś chyba 7 miesięcy. Oni już tam byli.

Przed próbą samobójczą prawie cały czas gdzieś pracowałem, ale moje zatrudnienie często zmieniałem.

31 lat. No dobra, jeśli terapia potrwa 3 lata, to będziesz w moim wieku już wyleczony. Zapewniam Cię, że warto :Stan - Uśmiecha się:


RE: Wygrałem po wielu latach! - Bobek90 - 12 Wrz 2020

@Jasiu1234 

Uważasz że "hardcore nofap" jest obowiązkowy żeby wyjść z takiej sytuacji?

Również miałem bardzo nieciekawe dzieciństwo, i w wieku 13-14 lat byłem już kompletnie złamanym człowiekiem z wieloma problemami. W wieku 17 lat uzależniłem się od pornografii (obecnie mam 30 lat). W najgorszych momentach potrafiłem oglądać kilkadziesiąt godzin porno na tydzień, między 2017 a 2020 przewaliłem na pornografii 20.000 tysięcy euro. Przez cały ten okres próbowałem zerwać z pornografią tysiące razy i tylko góry 3 razy udało mi się wytrzymać więcej niż 3 tygodnie (maksimum bodaj 42 dni). W przeciągu lat mojego uzależnienia negatywne objawy bardzo wzrosły. Wcześniej cierpiałem już na fobie, ale nie trzęsłem się w stresowych społecznie sytuacjach, będąc uzależniony potrafie się trząść jak galareta. Wcześniej miałem czasami krótkie epizody ZOK, ale one zaczęły rosnąc, a po 2015, jestem kompletnie bezradny wobec natrętnych myśli które mnie niszczą.

Czasami się zastanawiam w jakim stopniu za ten upadek odpowiada pornografia. Czy nofap pomaga takim ludziom jak ja bo to rzeczywiście prawda, czy tylko dlatego że działa jak placebo? Przecież nie każdy uzależniony człowiek jest fobikiem albo cierpi na ZOK. Co ty o tym myślisz.

Piszesz o flatline, ile taki ktoś jak ja potrzebowałby czasu żeby z czysto fizycznego punktu widzenia być gotowym do stosunku z kobietą?


RE: Wygrałem po wielu latach! - Zasió - 12 Wrz 2020

Wtedy, kiedy będziesz umiał długo fapować i wstrzymywać wytrysk. Dlatego żadne tam no-fap - trzeba ćwiczyć!


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 12 Wrz 2020

(12 Wrz 2020, Sob 13:33)Bobek90 napisał(a): @Jasiu1234 Uważasz że "hardcore nofap" jest obowiązkowy żeby wyjść z takiej sytuacji? Również miałem bardzo nieciekawe dzieciństwo, i w wieku 13-14 lat byłem już kompletnie złamanym człowiekiem z wieloma problemami. W wieku 17 lat uzależniłem się od pornografii (obecnie mam 30 lat). W najgorszych momentach potrafiłem oglądać kilkadziesiąt godzin porno na tydzień, między 2017 a 2020 przewaliłem na pornografii 20.000 tysięcy euro. Przez cały ten okres próbowałem zerwać z pornografią tysiące razy i tylko góry 3 razy udało mi się wytrzymać więcej niż 3 tygodnie (maksimum bodaj 42 dni). W przeciągu lat mojego uzależnienia negatywne objawy bardzo wzrosły. Wcześniej cierpiałem już na fobie, ale nie trzęsłem się w stresowych społecznie sytuacjach, będąc uzależniony potrafie się trząść jak galareta. Wcześniej miałem czasami krótkie epizody ZOK, ale one zaczęły rosnąc, a po 2015, jestem kompletnie bezradny wobec natrętnych myśli które mnie niszczą. Czasami się zastanawiam w jakim stopniu za ten upadek odpowiada pornografia. Czy nofap pomaga takim ludziom jak ja bo to rzeczywiście prawda, czy tylko dlatego że działa jak placebo? Przecież nie każdy uzależniony człowiek jest fobikiem albo cierpi na ZOK. Co ty o tym myślisz. Piszesz o flatline, ile taki ktoś jak ja potrzebowałby czasu żeby z czysto fizycznego punktu widzenia być gotowym do stosunku z kobietą?

Jak ktoś wie, że jest uzależniony, to moim zdaniem "monk mode" jest najlepszym rozwiązaniem. Czy absolutnie koniecznym? Nie wiem, nie jestem specjalistą. Ale ja wiedziałem, że ja uzależniony jestem i go zastosowałem. Z tego co opisujesz to w mojej opinii jedyna słuszna opcja dla Ciebie.

Jakim cudem wywaliłeś na to tyle kasy? Płatne porno, kamerki?

Sam dostrzegasz problem, sam wyciągasz słuszne wnioski. To dobrze. Ja czytałem mnóstwo postów na reedicie i na yourbrainonporn, to mi pozwoliło wytrwać. Jak tam Twój angielski? Wpisz w google frazę "nofap social anxiety" i zobacz sam, ile Ci wyskoczy postów. Jeśli nie znasz języka, po prostu użyj translatora. Ogromna większość "fapstronautów" zauważa duży wzrost pewności siebie, wyciszenie, redukcję lęków. Niektóre historie były aż niewiarygodne, ale po kilku miesiącach patrząc na swoje efekty stwierdzam, że to raczej nie bajkopisarze.

Flatline to kwestia indywidualna, ale po przeczytaniu kilkuset angielskojęzycznych raportów stwierdzam, że standardem są dwa około 2-3 tygodniowe, z czego pierwszy pojawia się w okolicach 3 tygodnia, drugi w okolicach 7-9 i trwają po kilkanaście dni. Zdarzają się skrajne różnice, więc nie musi tak być u Ciebie. Sam tak miałem, bo pierwszy się pojawił po około miesiącu i trwał dobre dwa tygodnie, następny coś w okolicach 75 dnia i trwał jakieś 3 tygodnie. A odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie: myślę, że 90-120 dni. Jeśli podejdziesz do tego poważnie, nie będziesz robić "edgingu" ani fantazjować, wracać do porno myślami to powinno wystarczyć. Naprawdę, nie warto oszukiwać samego siebie, bo to się zemści.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Bobek90 - 13 Wrz 2020

Znajomy jest mi ruch nofap od 2014 kiedy ktoś mi podrzucił link z rozmową Garego Wilsona. 

Mój problem z tym jest taki że wielu ludzi straciło prawdziwy cel z oczu i postrzegają nofap w kategoriach niemal mistycznych przez co ciężko odróżnić rzetelną informacje od duchowych uniesień. Nie lubię czytać ludzi którzy piszą że pornografia to samo zło, i że czują się jak Superman bo od dwóch miesięcy trzymają ptaszka w klatce. Sami siebie oszukują. Tak jak ja siebie. Przez lata byłem przekonany że jak rzucę to dopiero będę mógł rozwinąć skrzydła że ho ho, oczywiście nigdy nie potrafiłem tego zrobić. W praktyce ograniczało się to do tego że jak miałem jakiś dłuższy okres bez oglądania pornografii (w moim przypadku to oznacza 2-3 tygodnie) to nie pracowałem nad sobą absolutnie nic, bo przecież biegłem do przodu, rzucałem nałóg, miałem zacząć pracować później jak będę się lepiej czuł i miał większą koncentracje (prokrastynacja). Potem oczywiście wracałem do oglądania, i z powrotem do punktu wyjścia. Pamiętam kiedyś post na forum Onanizm użytkownika który skarżył się że nie masturbował się chyba od 2 lat i nie rozumie dlaczego dalej nie ma dziewczyny. To i tak nic, innym razem przeczytałem że jakiś gość ma założony pas cnoty (sic!), klucz do pasa ma żona, i używa tylko wtedy kiedy mają mieć stosunek.


Nie potrafię wejść na porno, pooglądać 2 godziny i wrócić do życia. Nie, jak oglądam to mogę przesiedzieć 8 bitych godzin bez przerwy, i na następny dzień mieć jeszcze większe parcie na porno. Ewidentnie nie jest to normalne, i siłą rzeczy pompowanie dopaminy w takich ilościach przez kilkanaście lat musi mieć określony wpływ na mózg. Ja naprawdę jestem przekonany że w moim przypadku nofap to warunek konieczny jeśli praca nad sobą (czyli terapia, ekspozycja) ma mieć jakiekolwiek szanse powodzenia. Ale w głębi serca wiem że moim prawdziwym problemem nie jest pornografia, tylko to jakim jestem przez moje dzieciństwo. Od kilku lat cierpię potwornie na ZOK. Gdzieś przeczytałem że lekarstwa które się na to daje to przede wszystkim wychwyt zwrotny serotoniny. Gdzieś indziej że uzależnienie to mniej serotoniny. Z drugiej strony wiem że przed uzależnieniem miałem krótkie epizody ZOK.

I tu jest szczegół pogrzebany. Nie chce wierzyć i nie wierze że wystarczy rzucić, to bardzo dobrze, bo to zwykłe magiczne myślenie. Dopóki nie rzucę przynajmniej na te kilka miesięcy o których piszesz nie dowiem się jak bardzo niekorzystnie na mnie konkretnie wpływała i czy w ogóle. Z drugiej strony czasami myślę że wpływała dużo mniej niż mi się zdaje, i to nie nastraja pozytywnie.


---
Na przestrzeni lat miałem wiele pornografowych fetyszy. Od kilku lat jestem wręcz zakochany w cumshot compilation, ale nie byle jakich. I tak na przykład miałem jakąś ulubioną parę na pornhub  która miała powiedzmy 100 filmików, kupowałem wszystkie, i robiłem kompilacje. To nie jest porno gejowskie, ale jest z pogranicza. Najzabawniejsze w tym wszystkim że poza porno nie mam absolutnie żadnych ciągotek do tej samej płci.


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 13 Wrz 2020

Nofap służy do "oczyszczenia głowy". Ponieważ mózg da się zmienić, chodzi tu o to, żeby zresetować poziom dopaminy. Jeśli przywrócisz go do normalnych poziomów, normalne czynności znowu dają przyjemność i przestajesz być otępiały (znika "brain fog"). Jasne, momentami będziesz mieć mnóstwo energii, ale to nie jest tak, że sam nofap zmienia życie. Gdybym zastosował tylko to, nie miałbym żadnych szans zajść w to miejsce, w którym jestem teraz. Z całej tej trójki metod moim zdaniem najważniejszy jest Richards - sumiennie doprowadzony do końca, a nie na odp*****ol się i rzucony na bok, jak wiele osób robi.

Poniżej wyjaśnienie co i jak:

https://www.youtube.com/watch?v=wSF82AwSDiU

https://www.youtube.com/watch?v=-oM6wDxaXI0

Wiesz, na czym polega problem? Na tym, że wielu ludzi nie wierzy w nofap i nie widzi jego sensu, bo sądzi, że samo zaprzestanie porno+masturbacji nic nie da. A to nie chodzi o przestanie samo w sobie, tylko przekierowanie energii (którą wytrysk odbiera, sam przecież wiesz, jak człowiek jest ospały i niemrawy po kilku strzałach) na bardziej produktywne czynności, jak na przykład ćwiczenia fizyczne, zmianę trybu życia, wszelkiej maści rozwój, socjalizację czy poszukiwania partnera.

Ty sam przecież jesteś świadomy, w jakim błędnym kole siedziałeś. Masz wystarczająco dużo inteligencji, żeby wyciągać właściwe wnioski z błędów, co Ci bardzo pomoże. Gość, co przez dwa lata nie mógł znaleźć dziewczyny też się przeliczył. Jego posta nie czytałem, ale domyślam się, że oczekiwał czegoś takiego:

Nie mam dziewczyny ---> 90 dni nofap --> BAM! --> jest dziewczyna

To tak nie działa. To proces dłuższy i trudniejszy, co nie zmienia faktu, że cholernie opłacalny. Prawidłowo przeprowadzony nofap wygląda tak:

Nie mam dziewczyny --> CO NAJMNIEJ 90 dni nofap --> w jego trakcie zmiana złych nawyków (dieta/ćwiczenia/ubiór/ogólna stylówa) --> rozpoczęcie socjalizacji/zdobywanie znajomych i przyjaciół --> jeśli poprzedni punkt nie działa, położenie szczególnego nacisku na samorozwój (kariera zawodowa, jak masz problemy terapia, ciekawe pasje) --> jesteś ciekawszą osobą, rozejrzyj się za partnerką

Jeśli ktoś tak jak Ty nie jest w stanie wejść sobie na porno i ot tak sobie skończyć po dwóch godzinach i/lub zaburza mu to rytm dnia, odkłada konieczne czynności lub w jakiś sposób z nimi koliduje to moim zdaniem taka osoba jest na 100% uzależniona i jeśli z tym nic nie zrobi, nałóg prędzej czy później pozamiata jej życie. Tutaj wbrew pozorom nie ma żartów.

Natomiast jeśli ktoś ma problem, żeby w ogóle zacząć nofap, bo ciągle wraca, to dla własnego dobra radzę zablokować takie strony jakimś filtrem rodzinnym (Windows 10 i Iphone mają wbudowany) i najlepiej wy***ać hasło albo ukryć bardzo daleko, żeby w razie pokusy nie było łatwo po to sięgnąć. Inaczej ktoś taki ciągle będzie sobie szukał wymówek, ciągle odkładał początek i tak nałóg będzie kontynuowany latami...

Ale Ty się niepotrzebnie skupiasz na tym, czy nofap Ci coś da czy nie. Podchodzenie do tego na zasadzie "dobra, zrobię nofap przez 90 dni i zobaczę, co się stanie" też jest bez sensu. Po prostu trzeba to wywalić ze swojego życia, zaoszczędzone czas i energię przeznaczyć na zmianę swojego życia (i jeśli trzeba, otoczenia też) i zdobywać kolejne cele. Jak ktoś się będzie napinać na 90, 120, 180 czy ileś tam dni to na pewno nie wytrzyma. Presja na samego siebie nie zadziała.


RE: Wygrałem po wielu latach! - pajonk - 13 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): przeskoczyłem z 2500 PLN zarobków do ponad 6000. Kupiłem mieszkanie i samochód.

z produkcji 2500 wskoczyłeś na 6000 ? :Stan - Różne - Zaskoczony:


RE: Wygrałem po wielu latach! - Jasiu1234 - 14 Wrz 2020

Nie, na kursie spadochronowym poznałem kolegę, który pomógł mi ogarnąć pracę programisty i polecił dobry kurs.

Kolejny argument za zmianą swojego życia - poznajecie rozwojowych ludzi, którzy zmieniają was na lepsze.


RE: Wygrałem po wielu latach! - KamilWro - 15 Wrz 2020

(11 Wrz 2020, Pią 17:48)Jasiu1234 napisał(a): W szkole było jeszcze gorzej. Wielokrotnie zostałem pobity, nie zliczę ile razy pluto mi w twarz, zabierano moje rzeczy, żeby zrobić mi na złość, wymyślano mi ośmieszające przezwiska, szarpania mnie i podcinania nóg też nie zliczę. Wszystko to niestety przy biernej reakcji nauczycieli. Nigdy w żadnej klasie nie miałem jakichkolwiek kolegów, byłem typowym kozłem ofiarnym. Gdy raz poskarżyłem się dyrektorowi, tego samego dnia kilku gości dopadło mnie po szkole. Skopali mnie, jeden z nich udusił do nieprzytomności, a gdy się ocknąłem, grożono mi, że jeśli jeszcze raz się poskarżę, to "nikt się nie dowie, gdzie w lesie jesteś zakopany". Przerażony i zapłakany pobiegłem do domu. Bracia zareagowali gorzej niż obojętnie. Od jednego usłyszałem, że "to normalne, że takie c***y się bije", od drugiego, że "jeszcze podziękuję kolegom, bo zrobią ze mnie mężczyznę". Jeden z nich dla zabawy tego samego wieczoru uderzył mnie pięścią w brzuch. W to samo miejsce, w które jeden z "kolegów" z klasy dosyć mocno kopnął. Osunąłem się na ziemię i rozpłakałem z bólu i bezsilności. Po kilku minutach wyszedł do mnie ojciec i zaczął wrzeszczeć, żebym "zamknął mordę i przestał się mazać" i że mam "w*********ć do pokoju i siedzieć cicho", bo on ogląda telewizję.

Aż ciężko uwierzyć, że można być aż tak gnębionym. Podejrzewasz, co mogło być tego powodem? Ja w podstawówce zawsze byłem tym nieśmiałym, cichym, zamkniętym w sobie dzieckiem, ale jak ktoś coś do mnie miał, to zawsze znajdywali się jacyś obrońcy niesprawiedliwie atakowanego Kamila. Ludzie zawsze raczej mnie lubili, ale chyba nie robiłem nic, co mogłoby mieć na to wpływ. Dlaczego akurat Ciebie tak bardzo nie lubili?

Sytuacja z uciszającym Cię ojcem przypomina mi pewną scenę z filmu "Nasza klasa". Oglądałeś? Jeśli nie, to polecam, chociaż może przywołać wspomnienia i emocje, o których pewnie wolałbyś zapomnieć.

https://www.filmweb.pl/film/Nasza+klasa-2007-433313


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.