PhobiaSocialis.pl
poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Problemy i porady (https://www.phobiasocialis.pl/forum-14.html)
+--- Dział: Inne życiowe problemy i sytuacje (https://www.phobiasocialis.pl/forum-22.html)
+--- Wątek: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... (/thread-32371.html)



poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Nerwuska - 19 Maj 2019

Ostatni rok był dla mnie trudny , dużo się zmieniło w moim życiu : nowa praca , zaczęłam się z Kimś spotykać . Kosztowało mnie to dużo lęków , stresu , nerwów , nowi ludzie , nowe sytuacje  , nowe wyzwania i strasznie dużo pracy nad sobą... W sumie to wiele osób mi mówi, że mogę być z siebie dumna , ale nie potrafię... Jakoś zaczęłam odczuwać straszny lęk , ze za chwilę stanie się coś , co przekreśli to wszystko. Te zmiany i tą całą pracę nad sobą.  Mam wrażenie , że to lęk przed zmianą  , przed tym, że mogę żyć i myśleć inaczej ? Ciężko mi to opisać. Dzięki pracy zaczęłam nabierać wiary w swoje możliwości,  bo radzę sobie nawet mnie chwalą , ale mnie to jakoś denerwuje,  nie umiem w to wierzyć , że tak jest. Po ponad roku  lęku i stresu w pracy oswoiłam się z ludźmi , z którymi pracuje , nie myślę ciągle , że mnie oceniają ,  nawet zaczęłam czasem z nimi gdzieś wychodzić i podobno mnie lubią , okazują to nawet ,ale wiadomo mój skrzywiony obiektywizm.Dałam sobie szansę na bycie z Kimś i On naprawdę akceptuje mnie jaką jestem z moją wrażliwością , która bywa męcząca i moimi różnymi trudnościami.  A mimo to nie umiem się oswoić z tym , że zaczynam inaczej,  lepiej o sobie myśleć , że jakbym zaczynała dbać o siebie i być dla siebie dobra.  Jasne cieszę się z tego bardzo , bo wiem ile łez mnie to kosztowało i samozaparcia , ale z 2 strony w ostatnich tygodniach ten lęk mi się nasila,  jakby Ktoś z tyłu głowy mi mówił , że to niemożliwe , żebym mogła czuć się spokojnie i sobie radzić... Miał Ktoś coś takiego ?
 Nie bardzo wiem , jak sobie z tym poradzić...
 A może to kwestia tego , że ciągle nie mogę pogodzić się z latami , które straciłam . Że czuje się za stara już na wszystko , ze tak bolą mnie te stracone na depresje  , lęki , izolacje,  lata , kiedy miałam siebie za totalne zero i wyżywałam na sobie za wszystko. 12 lat to strasznie dużo,w sumie prawie połowa mojego życia. A w sumie od 18 roku życia  zaczęły się moje problemy.. Więc możecie sobie policzyć mój wiek...Mam świadomość , że liczy się to  , że w końcu coś zmieniłam , że już nie stoję w miejscu  , i tu nie chodzi o jakiś kryzys ze już te wiek , tylko o to poczucie , że tyle lat straciłam , że na wszystko już za późno. Co z tego , że większość ludzi , czy znajomych myśli ze mam dużo mniej , bo nie wyglądam na swoje lata ? Czasem to pomaga , bo obcym ludziom nie muszę mówić,ile mam lat, zostawiam ich w ich złudzeniu .Wiem to chore wstydzić się swojego wieku. Bo przecież ludzie czasem  w dużo późniejszym wieku wychodzą z róźnych kryzysów. I wiem  ze jakaś babcia by mi powiedziała , żebym się ogarnęła , bo jestem młoda. I miałaby rację. 
Ja po prostu czuje się jakbym była na ściance spinaczkowej w połowie drogi. Niby idę w dobrym kierunku , wykonałam sporo pracy nad sobą ,ale ciągle odwracam się do tyłu. Bo czemu kurde potrzebowałam,  aż tylu lat by zrozumieć pewne sprawy  , by dać sobie szansę , by zacząć siebie lubić?  Jak mam poczucie , że już jestem za stara na własną, rodzinę , na dzieci,  na nadrabianie straconych lat. Wiem jak to głupio brzmi , mi samej wstyd to pisać , ale tak jest , gnębi mnie to musiałam się gdzieś wygadać... Może Ktoś z Was tak miał  , ma ? Czuje jakbym się zaczęła gubić i wywołuje to we mnie tyle sprzecznych emocji...

Nie chce , żeby to było odebrane jako narzekanie , bo ja dziękuje Bogu , że otworzyły mi się oczy dużo zrozumiałam  , że miałam tyle siły na to wszystko bo zaczęcie pracy z moimi lękami było ciężkie , a w tym samym momencie musiałam przeżyć śmierć ojca , który zmarł nagle na zawał  , w ogóle z tą pracą to 1 raz w życiu się nie poddałam i nie zrezygnowałam.. , czuje przez to w jakiś sposób szczęśliwa ,ale jak pisałam poczułam  teraz, jakby się pojawiła przede mną ściana i nie umiem sama tego rozgryźć...


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Tomek_z_SUR - 19 Maj 2019

Właśnie całą niedzielę wbijam sobie do głowy, że jutro bezapelacyjnie odwiedzę rejestrację do psychiatry. Wiesz co mi przyszło do głowy: chciałbym tam powiedzieć to samo, co Ty teraz tu napisałaś. Ty masz wszystko ogarnięte na czas i trzeba jeszcze tylko dopicować to i owo. Myślę, że złapałaś się szczęścia i będziesz się go trzymać. 

A ogólnie to Twoja historia brzmi znajomo. Tylko radzić Ci nic nie mogę, bo sam sobie jeszcze nie radzę.


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - The_Silence - 19 Maj 2019

Gratuluję Ci, że udało Ci się dokonać takich zmian w swoim życiu. Nawet Ci zazdroszczę. Musisz być dzielna i odważna. To naprawdę trudne, żeby taką pracę nad sobą wykonać i się nie poddać mimo porażek. Jak pokonałaś lęki? Chodziłaś na terapię?
Nie przejmuj się wiekiem, jesteś młoda. Dopiero teraz możesz powiedzieć, że dojrzałaś, przepracowałaś wiele rzeczy, nauczyłaś się czegoś, poznajesz siebie, swoje emocje. To ważne, żeby zbudować dobry i dojrzały związek. Naucz się nie rozpamiętywać przeszłości, bo to Cię blokuje żeby cieszyć się tym co jest tu i teraz, a wydaje mi się że masz za co dziękować. Nie myśl o tym, że może się stać coś złego. Masz przy sobie ukochaną osobę, pokochał Cię taką jaka jesteś. Zawsze będziesz miała w nim oparcie, nie będziesz sama. Problemy i tak się pewnie kiedyś pojawią.
Może teraz masz lęki, bo właśnie tak dużo się zmieniło i sama nie potrafisz uwierzyć że Ci się to przydarzyło. Odrzucaj te myśli i zastępuj je jakimiś pozytywnymi. Albo może idź do terapeuty żeby to obgadać i popracować jeszcze nad tym?
Pozdrawiam! :Stan - Uśmiecha się:


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Żółwik - 19 Maj 2019

(19 Maj 2019, Nie 15:49)Nerwuska napisał(a): 12 lat to strasznie dużo,w sumie prawie połowa mojego życia. A w sumie od 18 roku życia zaczęły się moje problemy..
Jestem prawie jak Ty, 15 lat młodości + 13 lat z psychiatrią, przy czym zaburzony rozwój miałem od samego urodzenia.

(19 Maj 2019, Nie 15:49)Nerwuska napisał(a): Ja po prostu czuje się jakbym była na ściance spinaczkowej w połowie drogi. Niby idę w dobrym kierunku , wykonałam sporo pracy nad sobą ,ale ciągle odwracam się do tyłu.
Rozumiem, musi Ci być ciężko w ciągłym wspinaniu się. Bycie wysoko nie gwarantuje, że unikniemy kroków w tył - byle nie na długo (a może tylko wystarczy zatrzymać się na chwilę). Życzę, żeby bliscy i kochani ludzie nie pozwolili Ci odpaść.

Nie musisz niczego "nadrabiać", swoim tempem i swoją drogą możesz zbliżać się do szczęścia.


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Ciasteczko - 19 Maj 2019

Witaj

Ja mam bardzo podobnie do Ciebie. Pierwszego chlopaka i prace mialam jakos w wieku 23 lat, to niby nie jest az tak pozno ale wiele osob w tym wieku rodziny zaklada, znam tez takich co na dzialalnosci siedza. Ja czuje, zr wiele mnie ominelo w zyciu, teraz staram sie nadrabiac ale mam wrazenie, ze to oszukiwanie siebie. Nie przezylam takiej nastoletniej milosci, ze wychodze z chlopakoem i cale dnie mamy dla siebie i w sumie beztroska, jakies imprezy, wypady, teraz z chlopakiem widuhe sie rzadko mimo, ze mieszkamy razem bo on cale dnie pracuje, ja w sumie tez. Zycie, juz raczej nie czeka mnie ten etap spedzania ze soba 100% czasu. To samo ze znajomymi. Dawniej ludzie wychodzili codziennie w paczkach po szkole gdzies na miasto, dzosoaj jak spotkam sie z przyjaciolka raz w miesiacu to jest dobrze. Z jedenej strony czuje sie bardzo niedojrzala, a z drugiej pojawia mi sie to myslenie, ze czegos w tym wieku mi juz nie wypada i bardzo mnie to gnebi. Tez problemy takie pojawily mi sie w momenci3, kiedy zaczely dziac sie zmiany w moim zyciu czyli jakies 3 lata temu i trwa to do dzis. Zmienil mi sie rowniez stan umyslu, priorytety czy jakos tak, myslenie mam inne i niekoniecznie mi sie ono podoba. W wielu aspektach tesknie za tym co bylo, chodzi glpwnoe o podejscie do roznych rzeczy, czyli o sposob myslenia ale nie potrafie tego zmienic, nie wiem jak. Z jednej strony jestem szczesliwa jak nigdy, a z drugiej tak nieszczesliwa jak teraz jeszcze nigdy nie bylam.


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Dowolna - 19 Maj 2019

Mam podobnie do Ciebie pod względem lęku przed utratą tego, co udało się osiągnąć. Niestety też ciężko mi cokolwiek poradzić, bo wciąż trochę się z tym męczę - w kwestii związku, bo prace to jak na razie miałam tylko dorywcze i niespecjalnie mi na nich zależało.
Mimo że jestem w związku z już dość długim stażem i masą wspólnie przepracowanych problemów, to wciąż nie potrafię czuć się w pełni bezpiecznie, boję się tego, że nawet jakaś pierdoła może przeważyć szalę goryczy po wszystkim złym co już się wydarzyło i nagle cały świat runie. Świadomie wiem, że tak nie jest, ale lęki rządzą się swoimi prawami.
Szkopuł chyba tkwi właśnie w zaakceptowaniu siebie i dopuszczeniu myśli, że mimo wszystkiego co kiedyś nam nie wyszło, popełnionych błędów, wyrządzonych krzywd itd., zasługujemy na szczęście, akceptację i możliwość wspinania się wyżej. Nie musimy przecież przez całe życie pokutować za wcześniejsze porażki. : )


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - L1sek - 19 Maj 2019

Jeśli ktoś coś osiągnął konsekwentną pracą i poświęcił na to dużo czasu to nie tak łatwo jest to stracić, a nawet jak już jakąś część z tego się straci to o wiele łatwiej jest to odrobić niż gdyby się to osiągnęło z dużą dozą szczęścia, przypadku czy niżby "przyszło samo". Tak więc nie musisz się tak obawiać straty tego na co sobie zapracowałaś.


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - yoga.cat - 21 Maj 2019

(19 Maj 2019, Nie 15:49)Nerwuska napisał(a): zaczęłam odczuwać straszny lęk , ze za chwilę stanie się coś , co przekreśli to wszystko.
Można powiedzieć, że jestem w podobnej sytuacji, a te odczucia są mi doskonale znane. Często odnoszę wrażenie, jakby pustka zawsze była gdzieś za rogiem, gotowa by z powrotem wypełnić miejsce po starannie budowanych teraz sprawach. Pamiętam ją dobrze, zbyt dobrze - wystarczy jedna myśl skierowana do czasu pustki i wraca cały wachlarz odczuć, których nie chciałabym znowu przeżywać, bo każdy ma jakąś wytrzymałość i limity, a jednak w życiu na nic nie ma gwarancji. I jeszcze chyba czasy takie, że wszystko co chwilę może się zmieniać. Dlatego nie raz jest mi niewesoło, choć ktoś, kto by popatrzył na moje życie z boku, mógłby uznać, że jest niemal nieźle, jakby całkiem dobrze. Ale to wszystko jednak siedzi w umyśle, wrośnięte, oblepia gdzieś tam duszę.
Jak się nagle człowiek zaczął wewnętrznie sypać i to sypnięcie trwało pół życia, albo 1/3, to ono wrasta mocno w postrzeganie siebie, rzeczywistości, w świat wewnętrznych przeżyć. Nawet nie wiem czy gdzieś tam nie zostaje. Nie wiem, bo jeszcze nie jestem w tym miejcu drogi, by spojrzeć na to wszystko z triumfującym uśmiechem. Mam nawet przypuszczenie, że może tak się nigdy nie stanie do końca, że pamięć o pewnych sprawach staje się po prostu częścią tożsamości. Ale pewnie można poprawiać po prostu wszystko jakoś powoli, tak jak się prostuje zęby, też nie w jeden dzień. W końcu tak samo jak narastały złe doświadczenia, tak narosnąć muszą te lepsze,by się jakoś zapisać, wpłynąć na nas.
Nie da się nagle stać innym człowiekiem, ufnym, z rozwiniętymi skrzydłami, po tak długim czasie półtrwania. Dobre zdarzenia, układające się sprawy też trzeba się nauczyć przyjmować i przeżywać w zdrowy sposób, to na pewno nie przychodzi samo, stoi za tym niejednokrotnie ciężka praca. Pobudka rano, wszystko niby powinno grać, a jednak ciężko wstać i przetoczyć się przez dzień, bo w głowie dzieją się różne niewidzialne rzeczy, które innym mogłyby wysoko unieść brwi ze zdziwienia. No i co zrobisz, trzeba wstać znowu kolejnego dnia i próbować... Powodzenia. : )


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Nerwuska - 30 Maj 2019

(19 Maj 2019, Nie 16:25)Tomek_z_SUR napisał(a): Właśnie całą niedzielę wbijam sobie do głowy, że jutro bezapelacyjnie odwiedzę rejestrację do psychiatry. Wiesz co mi przyszło do głowy: chciałbym tam powiedzieć to samo, co Ty teraz tu napisałaś. Ty masz wszystko ogarnięte na czas i trzeba jeszcze tylko dopicować to i owo. Myślę, że złapałaś się szczęścia i będziesz się go trzymać.

A ogólnie to Twoja historia brzmi znajomo. Tylko radzić Ci nic nie mogę, bo sam sobie jeszcze nie radzę.


To mam nadzieję Tomku , że udało się jednak udać do tego lekarza ?


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Tomek_z_SUR - 30 Maj 2019

(30 Maj 2019, Czw 5:12)Nerwuska napisał(a): To mam nadzieję Tomku , że udało się jednak udać do tego lekarza ?
Udało się. Ale ciągle mam wrażenie, że to tylko nowa rozrywka.


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - Nerwuska - 30 Maj 2019

Dziękuję The_Silence za tyle mądrych i tak miłych słów :Stan - Uśmiecha się: masz dużo racji... Co do Twoich pytań ,to samej mi ciężko sobie na to odpowiedzieć. Bo u mnie terapię były na chwilę, na moment, nie byłam w tym wytrwała, nie umiałam ufać... Myślę, że najbardziej mi pomogły moje własne przeżycia m. in to, jak mój wujek był ciężko chory, rok umierał nie było ratunku, a On tak chciał żyć, miał dla kogo. Był okres, że prawie codziennie bywałam w hospicjum... Śmierć mojego ojca, z których nie zdążyłam się spotkać... Też ludzie, których poznawałam, którzy patrzyli na świat inaczej niż ja, którzy byli przykładem, że można inaczej.. Jakaś taka autorefleksja się we mnie narodziła... Któregoś dnia pomyślałam, że albo w jedną, albo w drugą stronę, albo chce żyć, albo nie , że przestanę żyć ta nienawiścią do siebie, że przestanę udawać, że będę sobą ze swoimi wadami i zaletami, że będę żyć prawdą o sobie, jaka by ona nie była trudna i takto się zaczęło... Czytam dużo książek o akceptacji siebie, swojego życia o tym jak radzić sobie z emocjami, no z tym miałam największy problem..A Potrafię już kilkanaście minut patrzeć w lustro, patrzec na swoje zdjęcia, nadal nie umiem się sobie podobać, ale przynajmniej zaczynam akceptować to, że wyglądam jak wyglądam. I myśl, że nie jest źle .. Bo dziwne było życie, jak w lustro patrzylam, by się uczesac, przemyc twarz, użyć kremu pomadki i tyle że nie umiałam dobrze czuć się że sobą.. I dużo mi dała też jakaś taka akceptacja, że mogę czuć się gorzej, że mogę mieć depresyjne myśli (też mam trochę depresyjne osobowość), ale ze nie mogę robić z tego tragedii jak kiedyś.. Jak czuje sie gorzej szukam sposobów by to jakoś przetrwać, ale pozwalam sobie na to na gorsza chwilę, gorszy dzień, gorszy tydzień, no i mam poczucie że nic nie jest dane na zawsze, ani ludzie, ani chwilę, więc staram cieszyć się każda chwilą. Z tą terapią może też na tym etapie nie byłoby to źle rozwiązanie, może nawet dojrzałam do tego, ciągle to rozważam...

(21 Maj 2019, Wto 20:29)yoga.cat napisał(a):
(19 Maj 2019, Nie 15:49)Nerwuska napisał(a): zaczęłam odczuwać straszny lęk , ze za chwilę stanie się coś , co przekreśli to wszystko.
Można powiedzieć, że jestem w podobnej sytuacji, a te odczucia są mi doskonale znane. Często odnoszę wrażenie, jakby pustka zawsze była gdzieś za rogiem, gotowa by z powrotem wypełnić miejsce po starannie budowanych teraz sprawach. Pamiętam ją dobrze, zbyt dobrze - wystarczy jedna myśl skierowana do czasu pustki i wraca cały wachlarz odczuć, których nie chciałabym znowu przeżywać, bo każdy ma jakąś wytrzymałość i limity, a jednak w życiu na nic nie ma gwarancji. I jeszcze chyba czasy takie, że wszystko co chwilę może się zmieniać. Dlatego nie raz jest mi niewesoło, choć ktoś, kto by popatrzył na moje życie z boku, mógłby uznać, że jest niemal nieźle, jakby całkiem dobrze. Ale to wszystko jednak siedzi w umyśle, wrośnięte, oblepia gdzieś tam duszę.
Jak się nagle człowiek zaczął wewnętrznie sypać i to sypnięcie trwało pół życia, albo 1/3, to ono wrasta mocno w postrzeganie siebie, rzeczywistości, w świat wewnętrznych przeżyć. Nawet nie wiem czy gdzieś tam nie zostaje. Nie wiem, bo jeszcze nie jestem w tym miejcu drogi, by spojrzeć na to wszystko z triumfującym uśmiechem. Mam nawet przypuszczenie, że może tak się nigdy nie stanie do końca, że pamięć o pewnych sprawach staje się po prostu częścią tożsamości. Ale pewnie można poprawiać po prostu wszystko jakoś powoli, tak jak się prostuje zęby, też nie w jeden dzień. W końcu tak samo jak narastały złe doświadczenia, tak narosnąć muszą te lepsze,by się jakoś zapisać, wpłynąć na nas.
Nie da się nagle stać innym człowiekiem, ufnym, z rozwiniętymi skrzydłami, po tak długim czasie półtrwania. Dobre zdarzenia, układające się sprawy też trzeba się nauczyć przyjmować i przeżywać w zdrowy sposób, to na pewno nie przychodzi samo, stoi za tym niejednokrotnie ciężka praca. Pobudka rano, wszystko niby powinno grać, a jednak ciężko wstać i przetoczyć się przez dzień, bo w głowie dzieją się różne niewidzialne rzeczy, które innym mogłyby wysoko unieść brwi ze zdziwienia. No i co zrobisz, trzeba wstać znowu kolejnego dnia i próbować... Powodzenia. : )

Kurde rozumiesz.. Dokładnie takto czuje, jak napisałaś, tylko nie umiałam tego ubrać w słowa.. Dziękuję Ci i mam nadzieję, że kiedyś obie  będziemy umialy nie oglądać się za siebie i cieszyć się z własnych osiągnięć :Stan - Uśmiecha się:pozdrawiam

(30 Maj 2019, Czw 5:21)Tomek_z_SUR napisał(a):
(30 Maj 2019, Czw 5:12)Nerwuska napisał(a): To mam nadzieję Tomku , że udało się jednak udać do tego lekarza ?
Udało się. Ale ciągle mam wrażenie, że to tylko nowa rozrywka.

Rozumiem Tomek, ale próbuj i się nie poddawaj.. Nigdy niewiadomo, co Cie doprowadził do zmiany na lepsze..


RE: poczucie straconego czasu i lęk przed zmianą.... - yoga.cat - 30 Maj 2019

(30 Maj 2019, Czw 6:54)Nerwuska napisał(a): Dziękuję Ci i mam nadzieję, że kiedyś obie będziemy umialy nie oglądać się za siebie i cieszyć się z własnych osiągnięć
Trzymam za to kciuki! =)


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.