PhobiaSocialis.pl
Nie chce mi się żyć... - Wersja do druku

+- PhobiaSocialis.pl (https://www.phobiasocialis.pl)
+-- Dział: Działy tematyczne (https://www.phobiasocialis.pl/forum-9.html)
+--- Dział: Nieśmiałość, Fobia społeczna (https://www.phobiasocialis.pl/forum-11.html)
+--- Wątek: Nie chce mi się żyć... (/thread-6472.html)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10


Re: Nie chce mi się żyć... - mehow - 21 Lis 2011

Heh, ja kupy kasy nie wydaję, ale też bardzo dbam o wygląd. lubię przeceny :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: i z tego co widzę też mam dysmorfofobie, na szczęście dopada mnie to uczucie ona dość rzadko. dzisiaj np :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: ciekawe czy jest o tym temat na forum. ciężkie życie to my mamy, heh.
terapia to dobra opcja, trzymam kciuki.


Re: Nie chce mi się żyć... - straconezycie - 22 Lis 2011

Aniela M. napisał(a):Straconezycie dlaczego nie wychodzisz z domu?
Przecież mógłbyś iść chyba na spacer.
Ja wiem po sobie, że im dłużej siedzi się w domu tym trudniej się przemóc i wyjść. Ale trzeba się przełamać żeby zupełnie się nie odizolować.


poprostu nie mam zadnyh powodow aby wychodzic pozatym bardzo zle sie czuje jezeli jestem z kims w grupie uwazam ze nikt niechce ze mna rozmawiac itd i wiele innych problemow


Re: Nie chce mi się żyć... - SVR - 22 Lis 2011

Divine napisał(a):Czasem rzeczywiście lepiej być fobikiem, aniżeli nieśmiałym. Pozdrawiam.
Ta teza, nawet po spokojnym przeczytaniu i zrozumieniu całej twojej historii, zabrzmiała tak absurdalnie, że ciężko w jakikolwiek sposób się do tego ustosunkować. Nic, tylko rzucić jakimś aforyzmem: "niewiedza jest błogosławieństwem"... czy coś w tym stylu. Poważnie.

W każdym razie - fakt, masz przerąbane. Jak - mniej lub bardziej - wszyscy na tym forum. Ciężko znaleźć wyjście z twojej... i z "naszych" sytuacji... Cóż - trzeba działać.


Re: Nie chce mi się żyć... - masterblaster - 22 Lis 2011

Aniela M. napisał(a):Nie znam dosłownie nikogo, żadnej osoby, oprócz moich rodziców. Nie rozmawiam z nikim. ... Strasznie boję się innych, paraliżuje mnie, gdy ktos taki się odezwie i zaczynam go unikać.
Mam wrażenie, że czegoś zabrakło w relacji z rodzicami i teraz boimy się zaufać sobie i komukolwiek. Może rodzice nas jakoś emocjonalnie 'izolowali' od siebie. Może to od nich się zaczyna. Kto inny mógłby nam wpoić takie irracjonalne przekonania o sobie.. i o świecie. Może to przykład rodziców każe nam sądzić, że dobre/szczere kontakty z innymi ludźmi są tak trudne, nierealne, nieosiągalne? Może unikamy innych bo rodzice w jakiś sposób unikali nas. Może za ich przykładem teraz unikamy sami siebie? Co jeśli boimy się sami siebie, swoich emocji, uczuć, reakcji, zachowania? Dlaczego nie zaprzyjaźnić się najpierw z 'Ja'? Czemu ci 'inni' są bardziej atrakcyjni (rzeczywiście są?). Czemu nie zaufać raczej samemu sobie? Może innym wystarczy dać dobry przykład i zaprzyjaźnić się z sobą samym. Może samemu zaopiekować się swoim 'wewnętrznym dzieckiem'. Będzie się wtedy miało zawsze co najmniej jednego zaufanego przyjaciela..


Re: Nie chce mi się żyć... - Divine - 22 Lis 2011

Cytat:Ta teza, nawet po spokojnym przeczytaniu i zrozumieniu całej twojej historii, zabrzmiała tak absurdalnie, że ciężko w jakikolwiek sposób się do tego ustosunkować. Nic, tylko rzucić jakimś aforyzmem: "niewiedza jest błogosławieństwem"... czy coś w tym stylu. Poważnie.

A co ja mam niby myśleć jak czytam, że ktoś z niby poważniejszą fobią ma swoją grupę znajomych, czasem nawet dosyć liczną (niemało widziałem takich przypadków)? Normalnie szlag mnie trafia, gdy przeczytam coś w stylu "rozmawiam z ludźmi na uczelni, ale te znajomości kończą się wraz z ostatnim wykładem, jaki to ja biedny i nieszczęśliwy". To ma być powód do narzekań!? Ja bym się cieszył, gdybym był w takiej sytuacji. Tymczasem niemało takich "ponurych zwierzeń" na forach fobicznych. Poza tym ciężko w moim przypadku mówić o niewiedzy. Kiedyś bałem się nawet iść ulicą. Wtedy jednak miałem jakichś znajomych. Niestety wszystko poszło ku gorszemu...

Mam zatem powody, aby trwać przy swojej rzekomo absurdalnej tezie. Mogę jej też bronić. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Oczywiście są tacy, co mają gorzej - straconezycie serdecznie Ci współczuję.

Co do rodziców: osobiście jestem raczej sceptycznie nastawiony do tego typu teorii, które wydają się mieć korzenie we freudowskiej psychoanalizie. Dla mnie takie sprawy to kwestia stricte genetyczna. W każdym bądź razie pochodzę z bardzo dobrej rodziny. Nie zauważyłem różnic w wychowaniu moim oraz mojego młodszego rodzeństwa (choć nie wiem, może płytko patrzę). Mimo to dzisiaj mój brat i siostra to lokalne gwiazdy, a ja jestem <patrz wyżej>. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Dodam jeszcze tylko, że chyba jednak rzucę te studia. Będę dalej egzystował z poczuciem zmarnowanego talentu, ale nie mogę żyć dalej tak jak teraz.

Przepraszam że tak truję, ale to chyba jedyne miejsce, gdzie mogę liczyć na jakieś zrozumienie. Have a nice day.


Re: Nie chce mi się żyć... - haraczu - 22 Lis 2011

Divine napisał(a):A co ja mam niby myśleć jak czytam, że ktoś z niby poważniejszą fobią ma swoją grupę znajomych

Fobia społeczna to nie jest ostrzejsza wersja nieśmiałości. To że większość fobików jest nieśmiała może Cię mylić. Istotny jest lęk. Można być bardzo śmiałym w sytuacjach towarzyskich, a jednocześnie odczuwać wewnątrz paniczny lęk społeczny.

#studia
Może jednak ten urlop dziekański? Jeśli masz np. m.in. depresje, to nie masz żadnej gwarancji, że zmiana trybu życia np. na pracę w korpo, czy poświęcenie się polowaniu na bażanty zmieni Twoje samopoczucie, ale z pewnością zmieni Twoje wykształcenie.

#genetyka
Rzeczywiście jest dowiedzione, że dziedziczenie jest w zaburzeniach psychicznych co najmniej tak istotna jak wychowanie, ale genów zmienić nie możemy (jeszcze! podobno Chińczycy już pracują nad modyfikacjami genetycznymi wpływającymi na psyche), podczas gdy jakiś wgląd w siebie, autoanaliza może owocować poprawą jakości życia.


Re: Nie chce mi się żyć... - mehow - 22 Lis 2011

no SVR chyba nie napisał mądrze, zgadzam się z Divine. Fobia społeczna to jest ogromny dramat, ale brak znajomych, niemożność otworzenia gęby do drugiej osoby to nie mniejszy dramat. to samo poważna depresja.
idź do tego psychiatry, poszukaj poradni zdrowia psychicznego która przyjmuje pacjentów w ramach umowy z NFZ-em jak nie chcesz płacić, bo widzę, że nie najlepiej z tobą.
czasem są problemy, których nie potrafimy rozwiązać w pojedynkę.


Re: Nie chce mi się żyć... - Luna - 22 Lis 2011

icy napisał(a):Można być bardzo śmiałym w sytuacjach towarzyskich, a jednocześnie odczuwać wewnątrz paniczny lęk społeczny.
Mogłabym się zamienić na tego typu fobię :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Psychiatra, psycholog, branie udziału w różnych dodatkowych zajęciach i jest szansa, że Ci to pomoże, Divine.

Nic innego nie wymyślę, sama też nie potrafię nawiązywac więzi.


Re: Nie chce mi się żyć... - zxc - 22 Lis 2011

Wg mnie każdy potrafi nawiązywać więzi z drugą osobą. Tylko jest pytanie czy tego chce.


Re: Nie chce mi się żyć... - uno88 - 23 Lis 2011

Z tą więzią to w sumie co jest do umienia na zdrowy rozum? Trzeba się odsłonić, uchylić skorupę, chcieć i samo idzie. Wystarczy nie przeszkadzać. Dlatego uważam ,że to nie kwestia umiejętności.


Re: Nie chce mi się żyć... - Kasumi - 23 Lis 2011

kwestia nie napotykania przeszkód (głównie własnych blokad) na drodze do utworzenia więzi


Re: Nie chce mi się żyć... - Divine - 23 Lis 2011

Dziękuję Wam za wszystkie posty. :-)

Cytat:idź do tego psychiatry

To u mnie nie wchodzi w grę. Dlaczego? Gdyż jego zabaweczki na mnie nie działają. Wyobraźcie sobie, że łykałem paroksetynę w dawce 50 mg (tj. 2,5 tabletki) i nie czułem nic. Absolutnie nic! Nie było nawet skutków ubocznych, poza oczywistego przy tych środkach obniżenia potencji. Miałem wrażenie, że w aptece pomylili się i sprzedali mi jakieś cukierki albo placebo. Fajnie też wyglądało odstawianie (jeśli można użyć takiego słowa) tego leku. Po prostu z dnia na dzień przestałem przyjmować. Negatywne odczucia? Zero. Ja chyba cechuje się jakąś dziwną odpornością na substancje psychoaktywne. Byłbym zagadką dla naukowców z Harvardu. :-D

Cytat:poszukaj poradni zdrowia psychicznego która przyjmuje pacjentów w ramach umowy z NFZ-em jak nie chcesz płacić

Pójdę prywatnie, gdyż praktycznie nie ma terapeutów z podejścia poznawczo-behawioralnego, którzy są refundowani przez NFZ. Tymczasem w ujęcie psychodynamiczne nie wierzę, dla mnie to praktycznie metanauka. Pieniądze na szczęście nie stanowią większego problemu.

Co do studiów to przetrwam przynajmniej ten rok akademicki. Później się zobaczy - po prostu nie wiem, co będzie, ale jeszcze się dowiem. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Odnośnie trzech postów wyżej - przyznam, że załamują mnie takie wypowiedzi (to "załamują" nie w dosłownym sensie rzecz jasna :-D ). Swego czasu podejrzewałem, że może cierpię na zespół Aspergera albo jakąś formę autyzmu. Obydwie opcje musiały jednak zostać bezwzględnie odrzucone. Interesujące, wręcz przewrotne jest, że wg. praktycznie wszystkich tradycyjnych kwestionariuszy psychologicznych, ja jestem po prostu normalny (no nie licząc dysmorfofobii i już na szczęście przebytych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych).

Jest jednak pewna ciekawostka: otóż wykazuję prawie wszystkie cechy DDA! To potężny paradoks, biorąc pod uwagę pokój i spokój, jaki od zawsze panował w mojej rodzinie. Mam chyba jednak zupełnie innego winnego - późna podstawówka i gimnazjum. Czasy gdy byłem szkolną ciotą. Wiadomo, dobrze uczyłem się praktycznie od zawsze. W odczuciu uczniów nauczyciel, to z reguły wróg. Kim zatem jest kujon (nie widzę sensu stosowania poprawnych politycznie eufemizmów)? Kolaborantem! Nie będę jednak zagłębiał się w ten temat.

Napiszę za to o efektach. Otóż dziś w każdym widzę potencjalnego wroga. Wystarczy że spojrzę na kogoś i od razu "wiem", że ten ktoś "uważa mnie za idiotę". Za co? Na to pytanie odpowiedzi już nie potrzebuję. Po prostu zakładam, że mam jakieś piętno niczym Kain, które wszyscy widzą i wyciągają wnioski. Dochodzi do tego jeszcze dysmorfofobia, co daje tragiczną całość. Po prostu umarł w butach!

Tak, wiem co muszę zrobić. Potrzebuję terapeuty, który pokaże mi, że ludzie niekoniecznie są źli i nikczemni, nie zakładają na wstępie, iż jestem idiotą oraz że mogą mnie bezinteresownie lubić. Na ten jednak moment, te stwierdzenia brzmią dla mnie jak "Ziemia jest płaska".

No dobra, nie będę dłużej ciągnął tej smuty. Swoją drogą to nie wiedziałem, ze pisanie na forum może mieć walor terapeutyczny. Po napisaniu tego wszystkiego poczułem się lepiej. :-)

Bądźcie zdrowi!


Re: Nie chce mi się żyć... - trash - 23 Lis 2011

Divine napisał(a):To u mnie nie wchodzi w grę. Dlaczego? Gdyż jego zabaweczki na mnie nie działają.
:Stan - Niezadowolony - Martwi się:mt002
Uwierz mi i dla ciebie znalazły by się zabaweczki (inna sprawa czy ich działanie przyniosło by oczekiwany "efekt terapeutyczny" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ). To że paroksetyna (którą niektórzy sprzedają jako "jedyny słuszny" i najlepsiejszy i najsilniejszy "lek na fobię") na Ciebie nie podziałała nie znaczy że nie podziałało by co innego.
Cytat:Jest jednak pewna ciekawostka: otóż wykazuję prawie wszystkie cechy DDA! To potężny paradoks, biorąc pod uwagę pokój i spokój, jaki od zawsze panował w mojej rodzinie.
Tym się nie przejmuj. Całe to DDA to papka, bezedura itd . :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:


Re: Nie chce mi się żyć... - Luna - 23 Lis 2011

uno88 napisał(a):Z tą więzią to w sumie co jest do umienia na zdrowy rozum? Trzeba się odsłonić, uchylić skorupę, chcieć i samo idzie
No, ja mam problem z tym "uchyleniem skorupy". Poza rodziną, to tak naprawdę otworzyłam się może przed 3 osobami w życiu, w których towarzystwie dobrze się czułam, ale i tak te znajomości szybko się pokończyły.

trash napisał(a):Całe to DDA to papka, bezedura itd .
Chyba nie całkiem tak jest.


Re: Nie chce mi się żyć... - masterblaster - 23 Lis 2011

Divine napisał(a):Co do rodziców: osobiście jestem raczej sceptycznie nastawiony do tego typu teorii, które wydają się mieć korzenie we freudowskiej psychoanalizie. Dla mnie takie sprawy to kwestia stricte genetyczna. W każdym bądź razie pochodzę z bardzo dobrej rodziny. Nie zauważyłem różnic w wychowaniu moim oraz mojego młodszego rodzeństwa (choć nie wiem, może płytko patrzę). Mimo to dzisiaj mój brat i siostra to lokalne gwiazdy, a ja jestem <patrz wyżej>. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Wcale nie myślałem o psychoanalizie tylko o zwykłym rozumowym wyciąganiu wniosków z faktów dokonanych. Nie zauważyłeś różnic w wychowaniu? A jak miałbyś je zauważyć (będąc dzieckiem nie myśli się o wychowaniu). Może rodzeństwo 'w porę' odcięło się emocjonalnie od rodziców i skupiło większą uwagę na rówieśnikach. Mam pytanie: czy przypadkiem nie jesteś najstarszy wśród rodzeństwa?


Re: Nie chce mi się żyć... - Sosen - 24 Lis 2011

Może właśnie te układ sił w domu był problemem. Nie zauważanie odpowiednie Ciebie i Twoich potrzeb przez rodziców? To nie koniecznie musi być alkoholizm ojca, albo lanie od mamy. Tutaj nie chodzi o jakieś ogólne ułożenie rodziny, a niuanse, których się nie widzi. I ważne jest też indywidualne podejście do dzieci, a nie wychowanie na zasadzie każdemu po równo. Bo nie każdy tyle samo potrzebuje, i nie każdy rodzi się w takiej samej sytuacji rodzinnej.


Re: Nie chce mi się żyć... - SVR - 25 Lis 2011

Nonsens.

mehow napisał(a):no SVR chyba nie napisał mądrze, zgadzam się z Divine. Fobia społeczna to jest ogromny dramat, ale brak znajomych, niemożność otworzenia gęby do drugiej osoby to nie mniejszy dramat. to samo poważna depresja.

A jedno, drugie i trzecie... naraz? Nie zamierzam uchodzić za eksperta, psychologa czy jakiegoś omnibusa, ale - te wszystkie problemy mają to do siebie, że często bywają ze sobą powiązane. Wiesz, łączą się, jednoczą, kumulują, gromadzą, rozwijają, rosną. I co wtedy? Co jest "gorsze" a co "lepsze"?

@Divine
Ta teza była absurdalna, ale dlatego, że dziwnie ją sformułowałeś. Nie bagatelizuję twojej sytuacji, nigdzie o tym nie napisałem. Zacytowałem jedno zdanie, które moim zdaniem zabrzmiało po prostu kompletnie irracjonalnie. Co do twojego problemu: ciężko byłoby mi porównać go z - dla przykładu - moim, o którym zresztą nie zamierzam się wprost rozwodzić, dlatego też nie będę nikogo oceniał. Dobrze, że chociaż zaznaczyłeś to "czasami", bo w moim odczuciu zabrzmiałoby to jeszcze gorzej.


Re: Nie chce mi się żyć... - zapomniananazawsze - 07 Gru 2011

Mi tak samo nie chce się żyć... już straciłam radość i wiarę w siebie. Wszystko mnie smuci. W domu ciągle na mnie krzyczą, że się nie uczę. Ale jak się uczę, to potem mam wyrzuty bo w szkole nauczyciele są dla mnie wredni nie lubią mnie bo widzą że odstaję od grupy dziewczyn które mnie poniżają i wyśmiewają i są z nimi i mi stawiają niższe oceny. Nie mówiłam o tym rodzicom bo by zaraz powiedzieli że przesadzam. Co ja bym oddała, by ktoś mnie tak przypadkowo zabił... eh marzenia. Sama się nie zabiję, bo aż się wstyd przyznać, aż takim tchórzem jestem... musiałabym wynająć płatnego zabójcę... ale niestety ten ktoś by poszedł do więzienia. Dlatego marzę by ktoś mnie o tak o zabił. Dlatego muszę żyć poniżana, niechciana jak warzywo... co za zycie...


Re: Nie chce mi się żyć... - socjopatkaa - 10 Gru 2011

zxc napisał(a):Wg mnie każdy potrafi nawiązywać więzi z drugą osobą. Tylko jest pytanie czy tego chce.


To chyba jestem zdrowo stuknięta, gdyż w moim calym stuknietym życiu mialam tylko jedną przyjaciolke...
teraz mam narzeczonego, meczy się ze mną, tak to odczuwam. ale dużo mi pomogl. w stosunku do niego nadal mam blokady, niestety...
od lat nic się nie zmienilo mimo ze jestem na lękach i terapii to od tego czasu w ogólne zero kontaktów, czasami tego brakuje, a czasami tego sama nie chce.


Re: Nie chce mi się żyć... - ZgarbionyFred - 10 Gru 2011

Przyjaźń nie istnieje. Jest tylko koleżeństwo.


Re: Nie chce mi się żyć... - socjopatkaa - 10 Gru 2011

Zgarbiony Fred napisał(a):Przyjaźń nie istnieje. Jest tylko koleżeństwo.

Źle to ujelam.... masz racje.. przyjazn nie istnieje


Re: Nie chce mi się żyć... - gość - 10 Gru 2011

Tak, tak. Macie rację. W życiu nie ma żadnych pozytywnych wartości. Jest tylko naiwny odbiór egoistycznych zachowań. Nie ma przyjaźni, miłości, poświęcenia, dobra. Wszystko robimy dla zaspokojenia własnych potrzeb i tylko czasem ktoś opacznie to interpretuje, tak jak dziecko które myśli, że jest wielkim rycerzem kiedy przegoni kota.

=/


Re: Nie chce mi się żyć... - Sosen - 11 Gru 2011

Miłości i akceptacji potrzebuje dziecko. Dorosły, pewnie w większości my tutaj, marzymy i myślimy, że coś takiego istnieje, i nas spotka. A tu d*pa. Nie będzie, bo czas minął. Wszelka romantyczność i ckliwość, dobroć, to złudzenia dorosłych dzieci, które nie nie dostając tego czego potrzebowały i nie mogąc tego wyrazić musiały to stłumić(ale w środku potrzeba dalej zostaje) Kropka. Teraz jest okres, gdzie się powinno dawać, szukać żony, mieć dorosłe relacje, wychowywać dzieci.

Wiem, też tego nie mogę przeżyć.


Re: Nie chce mi się żyć... - świr - 11 Gru 2011

Co myślicie o nauczaniu indywidualnym? Chciałbym sobie je załatwić na drugi semestr. Jestem w klasie maturalnej, wie ktoś może na czym to polega dokładnie? Na jakiej podstawie nauczyciele wystawiają oceny? z tego co wiem odpadnie mi religia i rosyjski. Więc jaką ocenę będę mieć na koniec roku?


Re: Nie chce mi się żyć... - SVR - 11 Gru 2011

Nie odpowiem na pytanie, ale... Ech, w klasie maturalnej martwisz się ocenami z rosyjskiego i religii? To takie istotne? Nie powinieneś obawiać się raczej tego, jak yyy... przygotujesz się do... yyy... matury?!


This forum uses Lukasz Tkacz MyBB addons.