PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Nie starajmy się na siłę zmieniać!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Zas napisał(a):Toć przecież wszyscy tutaj nei chcą stać się skrajnymi ekstrawertykami

Podpisuję się pod tym. Że zacytuję Sheldona z "Teorii wielkiego podrywu":
"For the record, it could kill us to meet new people" ;]

Ja jedynie chciałbym nie stresować się, kiedy rozmawiam (buehehe, taki żarcik) z grupą ludzi, bo nawet we 3 osoby to już za dużo dla mnie. Wtedy po prostu ich słucham i przytakuję. Jakoś jak jestem z kimś sam na sam, to jest łatwiej. Niewiele łatwiej, ale łatwiej.
Misio1990 napisał(a):
nickt napisał(a):Ja np. chciałabym, żeby zaczęło mi zależeć na przyjaźni, miłości, karierze...czymkolwiek.

Nie wierzę, żeby Ci nie zależało na niczym z tych wymienionych :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:

Też chciałabym sobie nie wierzyć. Ale doświadczenia życiowe wskazują na to, że jednak nie zależy. Odrzucałam do tej pory okazje "nie do odrzucenia". Uciekałam od poważniejszych relacji z ludźmi, wydawałoby się - najwłaściwszymi. A kariera też mi zwisa, chcę spokoju. Chyba tylko tego naprawdę chcę.

OtoJa pisze, że to kwestia znalezienia właściwych osób. Obawiam się, że właśnie nie. Coś jest we mnie, co czyni każdego niewłaściwym. Miłość,przyjaźń - przemawia do mnie jako idea, abstrakt, marzenie. Ukonkretnione przestają mnie obchodzić.
Ja też bardzo wiele odrzuciłem przez lęk społeczny. Do dzisiaj żałuje po wielu latach, że nie spróbowałem tego przełamać w pewnych sytuacjach i zastanawiam się co bym miał wspominać i czy inaczej by się moje życie potoczyło. Też mogę powiedzieć, że miłość, przyjaźń to dla mnie marzenie. Mój najlepszy "przyjaciel" zostawił mnie na ulicy nieprzytomnego. Ale mimo wszystko dalej mi na tym zależy i nie jestem uprzedzony, ale Ty najwyraźniej musisz czuć inaczej co ciężko jest zrozumieć bo w końcu i Ty i ja jesteśmy ludźmi.
Żałujesz. To też jest ciekawe. Bo dla mnie raczej jasne jest, że dobrze robiłam rezygnując. Dlaczego? Bo uważam, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tak naprawdę tego nie chce, nie jest się na to gotowym.

Kiedy obserwuje innych ludzi, widzę jak naturalnie wchodzą w przeróżne konfiguracje z innymi ludźmi. Czy jeśli zostaniemy przy karierze - doskonale wiedzą, czego chcą. Pasjonują się tym, co robią. Tak pasja - słowo klucz. Miłość jest jak pasja, przyjaźń jak pasja, dziedzina naukowa etc. To się po prostu robi. A w naszym wypadku to takie szkolne próby wzbudzenia w sobie ochoty do "przedmiotu", przełamania jakiegoś opory w celu zmiany relacji. Odnoszę wrażenie, że w życiu fobika prawie wszystko jest "na siłę". Doklejane, bo samo się nic nie klei. Ten brak spontanicznego działania mnie martwi.

Ja mogę się (może) nauczyć kochać/przyjaźnić etc., ale to będzie wyuczone. Jeśli będzie.
nickt napisał(a):Żałujesz. To też jest ciekawe. Bo dla mnie raczej jasne jest, że dobrze robiłam rezygnując. Dlaczego? Bo uważam, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tak naprawdę tego nie chce, nie jest się na to gotowym.

Kiedy obserwuje innych ludzi, widzę jak naturalnie wchodzą w przeróżne konfiguracje z innymi ludźmi. Czy jeśli zostaniemy przy karierze - doskonale wiedzą, czego chcą. Pasjonują się tym, co robią. Tak pasja - słowo klucz. Miłość jest jak pasja, przyjaźń jak pasja, dziedzina naukowa etc. To się po prostu robi. A w naszym wypadku to takie szkolne próby wzbudzenia w sobie ochoty do "przedmiotu", przełamania jakiegoś opory w celu zmiany relacji. Odnoszę wrażenie, że w życiu fobika prawie wszystko jest "na siłę". Doklejane, bo samo się nic nie klei. Ten brak spontanicznego działania mnie martwi.

Ja mogę się (może) nauczyć kochać/przyjaźnić etc., ale to będzie wyuczone. Jeśli będzie.
Dla mnie jest to oczywiste, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tego nie tyle nie chce, ale też mało nas to po prostu obchodzi, czy będziemy to mieć czy nie. Jakby była to dla nas kwestia życia i śmierci to gwarantuję, że z przełamaniem się nie byłoby najmniejszego problemu, być może nawet byśmy "momentu" przełamania nie poczuli.

Inni ludzie wchodzi w pewne rzeczy naturalnie, bo po prostu są do tego dobrze przystosowani. Składa się na to wiele cech zarówno psychicznych jak i fizycznych w ich organizmach. Są po prostu inni niż my i tyle. Co do kariery - jeśli u kogoś zainteresowanie karierą zawodową, nauką nie przychodzi samo z siebie, to nie ma sensu się do tego zmuszać. Inni zmuszać się nie potrzebują, mają to "na tacy" bo tacy po prostu są. Jeśli my będziemy na siłę próbować się do nich dostosować, to mówimy w ten sposób sobie że jesteśmy nic nie warci tacy jacy jesteśmy.

Widzę u wszystkich "zmieniających się" osób z fobią pewien schemat. Odnoszę nieodparte wrażenie, jakby przez wszystkie te osoby przemawiała pani nauczycielka ze szkoły, mówiąca "zmień się, jak będziesz taki to nic w życiu nie osiągniesz, jak ty chcesz sobie w życiu poradzić będąc taki jaki teraz jesteś, musisz się zmienić". Może się mylę, ale nie potrafię odeprzeć tego wrażenia. Mam wrażenie, że u tych osób występuje głęboka nieakceptacja siebie takich jakimi są, wpojona w czasach szkolnych i potwierdzana regularnie przez media. A skoro się siebie nie akceptuje to trzeba się zmienić. Co więcej, jeśli widzi się drugą osobę z podobnymi problemami, też się jej nie akceptuje i również jej nakazuje się zmianę. Chyba jednak nie jest to tylko i wyłącznie moje mylne wrażenie...
A ja się nie mogę zgodzić.

Zawsze jest lęk przed nowymi doświadczeniami, to normalna rzecz już nawet u dzieci. Jeżeli lęk jest tak duży, że ktoś nie jest w stanie zrobić normalnego prostego kroku jak np. zaproszenie dziewczyny do tańca mimo, że w duszy bardzo tego pragnie to mówimy tu już o lęku społecznym. Bo przełamać się w końcu powinna także naturalnie nieśmiała osoba. I jak dla mnie nie ma to nic wspólnego z osobowością w większości przypadków.
niebieski90 napisał(a):Widzę u wszystkich "zmieniających się" osób z fobią pewien schemat. Odnoszę nieodparte wrażenie, jakby przez wszystkie te osoby przemawiała pani nauczycielka ze szkoły, mówiąca "zmień się, jak będziesz taki to nic w życiu nie osiągniesz, jak ty chcesz sobie w życiu poradzić będąc taki jaki teraz jesteś, musisz się zmienić".

Ale to jest właśnie zdrowy rozsądek.
Gdybym nie słuchała w życiu tej wewnętrznej nauczycielki, pewnie nie ruszałabym się z domu, przebimbała lata, licząc że ktoś się mną zaopiekuje. Bo nawet tę spokojną pracę trzeba sobie znaleźć. Codzienne życie wymaga pewnych podstawowych umiejętności, do których fobik musi się w mniejszym/większym stopniu przełamywać.
Moim zdaniem to nie tyle chodzi o to, że my chcemy zmienić swoją osobowość, bo jej nie akceptujemy. Chcemy ją zmienić, bo wierzymy, że z taką osobowością jaką mamy nie poradzimy sobie w życiu. Ba, już sobie nie radzimy.
A mi na szczęście udało sie w życiu znaleść drugą połówke i w sumie od tego czasu mam gdzieś cały ten świat.Niech sobie inni imprezują czy robią kariery ja mam swój mały świat i swoje hobby i takie "bycie w cieniu" odpowiada mi jak najbardziej.
No, a mnie się nei udało. A nawet gdyby, to nei wszystko. Na rozmowę o pracę by ze mna nie poszła. chyba, żebym sie także dzięki jej obecności w moim życiu zmienił, ale jeśli nie - to tym bardziej nie mógłbym sobie wszystkiego olać. żeby jej nei zawieść i nie stracić.
Misio1990 napisał(a):Mój najlepszy "przyjaciel" zostawił mnie na ulicy nieprzytomnego.
:-o
nickt napisał(a):Bo uważam, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tak naprawdę tego nie chce, nie jest się na to gotowym.
Ja uważam inaczej. Gdybym się nie przełamywał, to wciąz byłbym totalnie nieszczęśliwy.
niebieski90 napisał(a):Widzę u wszystkich "zmieniających się" osób z fobią pewien schemat. Odnoszę nieodparte wrażenie, jakby przez wszystkie te osoby przemawiała pani nauczycielka ze szkoły, mówiąca "zmień się, jak będziesz taki to nic w życiu nie osiągniesz, jak ty chcesz sobie w życiu poradzić będąc taki jaki teraz jesteś, musisz się zmienić". Może się mylę, ale nie potrafię odeprzeć tego wrażenia. Mam wrażenie, że u tych osób występuje głęboka nieakceptacja siebie takich jakimi są, wpojona w czasach szkolnych i potwierdzana regularnie przez media. A skoro się siebie nie akceptuje to trzeba się zmienić. Co więcej, jeśli widzi się drugą osobę z podobnymi problemami, też się jej nie akceptuje i również jej nakazuje się zmianę. Chyba jednak nie jest to tylko i wyłącznie moje mylne wrażenie...
Pewnie to brutalne, ale trochę tak się czuję.
Cóż, najlepiej jest, jeśli sami chcemy się zmienić i nie robimy tego na siłę :Stan - Uśmiecha się:
pewnie najlepiej byloby zeby mozna bylo sie zmieniac a nie kosztowaloby to wysilku.

niestety magiczne zaklecia to tylko w basniach
tak tak, wiemy, nie musisz sie powtarzać, idź i nie lękaj sie więcej - powtarzam to wezwanie.
Dobre zaklęcie nie zaszkodzi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
wiem, ze nie musze sie powtarzac

anyway, czlowiek cale zycie sie uczy - jest takie ladne przyslowie. A czym jest nauka jak nie zmiana siebie, nabieraniem nowych wartosci czy umiejetnosci?

jedni nazywaja to modnie samorozwojem, inni - dojrzewaniem, ale w sumie chodzi o cos podobnego przeciez: o zmiane siebie.


problem, pojawia sie, gdy nie wiemy jak sie zmieniac, albo co jest dla nas dobre. Doswiadczaja tego wszyscy ludzie w wiekszym lub w mniejszym stopniu, choc nie w kazdych okolicznosciach.

tragedia - gdy niemozliwosc rozwiazania tego problemu doprowadza do biernosci, apatii lub do postawy roszczeniowej typu "swiat jest zly' to on musi sie zmienic". Pierwsze wynika chyba z powtarzalnych, nieudanych prob zmian, a druga z braku akceptacji wlasnych wad i ograniczen - tak krotko mowiac. Chyba u kazdego z nas wystepuja obie postawy, choc pewnie w roznych proporacjach?

Tak czy siak obie sa bez sensu, bo pozbawiaja kontroli.
Są też zdaje się magiczne pigułki :Stan - Uśmiecha się:
nickt napisał(a):Bo uważam, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tak naprawdę tego nie chce, nie jest się na to gotowym.
gdybyśmy byli na wszystko gotowi, to bylibyśmy jakimiś maszynami. gotowi możemy być co najwyżej na takie rzeczy jak przyjazd autobusu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

ale prawda jest taka, że jak ktoś sam nie będzie chciał, to żadna siła go nie zmusi.
supernova napisał(a):ale prawda jest taka, że jak ktoś sam nie będzie chciał, to żadna siła go nie zmusi.

Nie zgodzę się. Czasami sytuacja w której się znajdziemy może dać takiego kopa w dupe, że łamiemy swoje bariery i chęć zamienia się w przymus.
@Sleep, no jasne, zgadzam się, ale to są często jednostkowe sytuacje, z których później wraca się do punktu wyjścia.
supernova napisał(a):@Sleep, no jasne, zgadzam się, ale to są często jednostkowe sytuacje, z których później wraca się do punktu wyjścia.

To są zawsze jednostkowe sytuacje. Niekoniecznie wraca się potem do punktu wyjścia, takie zdarzenie wywołuje konkretne emocje i wtedy właśnie człowiek się zmienia, no ale ludzie są różni i jednemu bez kopniaka przyjdzie się zmienić a drugiemu po kilku skopaniach dalej nic nie zaświta.
Ja tam uważam, że jeżeli ktoś chce się zmienić ale tylko o tym mówi, a nic w tej sprawie nie robi to zastyga w tym schemacie aż właśnie nadejdzie test jego natury w postaci właśnie jakiegoś zdarzenia które wystawi go na próbę. Jeżeli zaliczy, to ma tą naturę, jeżeli nie, to nigdy jej nie miał.
bo zycie nie ma nic lepszego do roboty tylko wystawiac nasze natury (czymkolwiek one by nie byly) na próby?

Cytat:To są zawsze jednostkowe sytuacje. Niekoniecznie wraca się potem do punktu wyjścia, takie zdarzenie wywołuje konkretne emocje i wtedy właśnie człowiek się zmienia, no ale ludzie są różni i jednemu bez kopniaka przyjdzie się zmienić a drugiemu po kilku skopaniach dalej nic nie zaświta.
a z tym sie zgadzam

choc wlasnie problem polega na tym, ze te "kopniaki", albo zmuszaja kogos to zmiany schematu w ktorym zyje, albo beda go w nim utwierdzac. Tak mi sie wydaje przynajmniej, ze ludzie z bardziej ogólnymi zaburzeniami, wiec nie tylko fobia spoleczna, potrzebuja powtarzac te same bledy wiele razy zanim przyjdzie refleksja (przyslowiowe odbicie sie od dna). To tak moze trwac sobie latami zanim w glowie dojrzeje mysl, ze "cos" tu nie gra i trzeba "cos" zmienic.
To jest tak jak -podobno- z alkoholikami -tak? Potrzebuja paru lat, zeby w koncu uznac, ze maja problem (i zaczynaja rozumiec na czym polega, a nie tylko, ze "duzo pija").
Z ogólnymi? A mozę odwrotnie? Skoro taki alkoholik ma jednak jakąś zonę/konkubinę/rodziców (zwyczajowo "starą, schorowaną matkę") z którymi mieszka, jeśli - bo nie mówimy tylko o skrajnym przypadku agresywnego lumpa wynoszącego z domu ostatnia rzecz by mieć na tanie wino - ma pracę - to problem dostrzec trudniej.

A jak nagle wszystko sie kończy, nikogo nie ma dookola, nie ma energii do dzialania, nie ma samouwielbienia, jest lęk i jeszcze cos - wszystko sie pieprzy jednym slowem - to wtedy zaczyna sie zmiana. tylko ona i tak jest trudna - no, choć są oczywiście jakieś wyjątki...

Paradoksalnie może w fobii jest o tyle "łatwiej", że, o ile ktoś jakoś ciągnął to życie, ne budzi się na takim dnie jak stopniowo staczający sie alkoholik... A może... nie, po prostu to dno mniej materialno-zdrowotne (to drugie nie zawsze i niekoniecznie), bardziej psychiczne. choć tak samo opustoszałe, pozbawione obecności jakichkolwiek ludzi.
mowiac o bardziej ogólnych zaburzeniach, mialem na mysli takie, ktore wplywaja na wiecej sfer zycia czy sa glebsze - powiedzmy.

trudno mi powiedziec, komu latwiej. alkoholizm ciezko sie leczy, konczy sie czesto bardzo zle, ale z drugiej strony mozna sobie tak przesiedziec cale zycie z os. unikajaca schowanym w domu i wmowic sobie, ze sie jest dupowatym z natury i nic z tym nie robic (albo zajmowac sie tym od d*py strony).
kopniak kopniakowi nie równy... może być mocniejszy, może być słabszy.. może być w mniej lub bardziej czułe miejsce, w mniej lub bardziej sprzyjających okolicznościach a czasem może być to seria kopniaków... a jakie ktoś z tego wyciągnie wnioski, jak to przyjmie i po jakim czasie i czy w ogóle dojdzie do siebie to jeszcze bardziej złożona sprawa i w grze jest wiele czynników :Stan - Uśmiecha się:
supernova napisał(a):
nickt napisał(a):Bo uważam, że jeśli do czegoś trzeba się przełamywać to się tak naprawdę tego nie chce, nie jest się na to gotowym.
gdybyśmy byli na wszystko gotowi, to bylibyśmy jakimiś maszynami. gotowi możemy być co najwyżej na takie rzeczy jak przyjazd autobusu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

ale prawda jest taka, że jak ktoś sam nie będzie chciał, to żadna siła go nie zmusi.

Nie piszę przecież o ciągłej gotowości na WSZYSTKO. Mam na myśli gotowość na kolejny krok. Płynne życie, nawet jeśli się przełamywać to tak wręcz niezauważalnie, tak jak dziecko rośnie z każdym dniem, ale z dnia na dzień nie widzi zmian. To nie maszyna, to właśnie natura tak działa, spontanicznie, instynktownie, a przykładem tego są przede wszystkim dzieci, robią co w danej chwili uważają za słuszne, mniej czy bardziej świadomie. Człowiek z natury jest elastyczny.

A taki fobik, przynajmniej w moim przypadku tak to się jawi, nie ma tego flow. Przedziera się przez życie ociężale, wymuszenie. Te przełomy są w jego życiu mocno odczuwalne, nienaturalne.
masz troche idealistyczne podejscie. Czy ludzie bez fobii, idac do pracy na 8 godzin tez czuja ten "flow" i wszystko dzieje sie spontanicznie jak u dziecka? Czy studenci, ludzie zawierajacy znajomosci, wychowujacy dzieci -czyli po prostu zyjacy- robia to bez wysilku? Ich przejscie przez zycie przypomina splyw po spokojnym strumyczku w lesie?

Chyba nie?

Stres jest wszechobecy w doroslym zyciu. Zycie nie polega na unikaniu jakiegokolwiek stresu, tylko na radzeniu sobie z nim. Z tym, ze tutaj czesto trafiaja ludzie, ktorzy nie wiedza jak sobie z nim radzic - co nie jest ich wina oczywiscie. Ale cale wychodzenie z fobii nie polega na zamknieciu sie w pustelni i czekaniu na swoj "flow", tylko na nauce radzenia sobie z przeciwnosciami.

Nie zrozum mnie zle, nie bede tutaj mowil komus, kto jest w zlym stanie psychicznym "wez sie w garsc!", "znajdz prace!", "poznawaj ludzi!", bo skazywalbym taka osobe na walenie glowa w mur. Ale powiedzec, zeby sie schowal i czekal na "zew natury" to chyba slaba rada.
Stron: 1 2 3