PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Rzuciłam pracę.... co dalej?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Cześć, jestem tu nowa, postanowiłam się wpisać i podzielić z wami moimi zmaganiami.
Całej historii życia raczej nie będę przedstawić, chyba że w innym wątku, natomiast tutaj chciałam poruszyć temat pracy. Czy są tu osoby, które z powodu fobii/lęków/depresji itd. rzuciły pracę? Ja niestety zrezygnowałam z dwóch prac (jestem nauczycielem, dotychczas było bardzo ciężko wykonywać ten zawód z lękiem społecznym, ciągłym wrażeniem, że ktoś na ciebie patrzy, napięciem itd.ale jakimś cudem dawałam radę). Teraz coś we mnie pękło, mimo że generalnie robię duże postępy w pracy nad sobą, to teraz jakby sinusoida się zaczęła tworzyć, lęki się tak nasiliły, że zrezygnowałam z pracy, którą bardzo ceniłam i gdzie dużo zarabiałam. Jedyne co mi zostało to korepetycje w domu, choć jak mam gorszy stan, tak jak teraz to i to jest dla mnie wyzwaniem. Mój chłopak, z którym mieszkam i jestem razem wiele lat, jest bardzo wyrozumiały i akceptujący, cały czas powtarza, że damy radę żyć z jego pensji. Ale ja i tak czuję się winna, wiem, że nikt z zewnątrz by tego nie zrozumiał, np. jego czy moja rodzina, bo mimo że w jakimś stopniu zdają sobie sprawę ze specyfiki problemów, z którymi zmagam się od lat, to chyba nie zdają sobie sprawy, jak źle teraz jest ze mną. Pomijając finanse, najgorsze jest to, że tak naprawdę jeszcze gorzej się z tym wszystkim czuję. Cały czas pojawiają się myśli, że skoro dotychczas nawet przy silnych objawach, atakach paniki, dawałam radę i jakoś to było, to i teraz bym dała. Ale gdy się wycofywałam, nic innego się nie liczyło, tylko ulga, że już nie będę musiała wystawiać się na ekspozycję. Tak naprawdę pracę utrudniał mi chorobliwy perfekcjonizm, który nasilał się masakrycznie przy przygotowywaniu zajęć i prowadzeniu lekcji (w znaczeniu chorobowym, a nie potocznym jeśli ktoś wie, co mam na myśli- wszystko albo nic, prokrastynacja, wizja, że lepiej niczego nie robić niż by to miało być niedoskonałe itd.). Mam pytanie, jak sobie radziliście po rzuceniu pracy? Czy wasza samoocena spadła jeszcze niżej? i wreszcie, z czego żyjecie? Mój chłopak cały czas powtarza, że najważniejsze jest moje zdrowie, a nie pieniądze i to jest w sumie prawda, bo wcześniej zarabiałam dużo a i tak nie wydawałam tych pieniędzy, bo nie wychodziłam z domu, nic mnie nie cieszyło, żadne tam zakupy, ubrania itd. Ale z drugiej strony opłaty trzeba robić, żyć z czegoś. Jak sobie radzicie/radziliście?
Poszukaj pracy zdalnej, którą mogłabyś wykonywać np w domu. Nie są to często prace, w których zarabia się 100% pensji, ale jakaś dorywcza, jednak sprawi, że dołożysz się do rachunków i nie będziesz czuła się takim obciążeniem.

To raczej rozwiązanie na jakiś czas. Może spróbuj terapii? Skoro zdrowie jest najważniejsze a Ty masz możliwość skupić się tylko na leczeniu, bo masz wyrozumiałego chłopaka, i żadnych innych obciążeń, to myślę, że warto spróbować, póki jest na to czas.
Na terapię chodzę od ponad roku dwa razy w tygodniu..... Bywało już dużo lepiej, chodziłam na dyskoteki, byłam na trzech weselach, na sylwestrze, itd. gdzie później słyszałam od nowo poznanych osób, że jestem megaotwartą, przebojową osobą-słowo honoru. A później, gdy zaczęłam dotykać bardzo bolesnych, traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, zaczął wypływać ze mnie cały zapiekły syf, wyparte do podświadomości, zablokowane emocje i stąd to pogorszenie. Na początku jakoś dawałam radę, ale nagle zaczęły się dziać ze mną megadziwne rzeczy, w stylu ataki paniki - terapeutka twierdzi, że to oznacza proces zdrowienia, oczyszczania. Od początku wiedziałam, że nie wezmę jednej tabletki (jestem przeciwniczką leków w tego typu problemach), że będę kontynuować terapię bez względu na to, jakim kosztem będzie okupiona (wyłażące lęki, napięcie itd.), ale liczyłam się też z tym, że po drodze coś zawalę, dlatego staram się nie rozpatrywać tego w jakiejś meganegatywnej kategorii. To nie jest tak, że zamknęłam się w domu i będę pić. Kontynuuję terapię i wiem, że znowu wrócę na lepszą ścieżkę, ale też nie wiem, ile jeszcze ten syf będzie trwał i liczę się z tym, nie mam jakiegoś życzeniowego myślenia. A o pracę i kasę w przypadku utraty pracy pytam, bo wiem, jakie są realia i nie każdy może być w takiej komfortowej sytuacji jak ja. Nie każdy też może liczyć na pomoc rodziny itd.
No to trzeba było od razu tak mówić. Myślę, że Twój chłopak ma całkowitą rację, powinnaś się teraz skupić na zdrowiu. Wiem jak bardzo dokuczliwe może być takie wypływanie starych spraw... wtedy nawet najprostsze czynności wydają się nie do przejścia.

Powodzenia!
Wiesz, powiem ci że masz ogromne szczęście, że masz takiego faceta. Ja mam troszkę podobną sytuację, tzn mieszkam z chłopakiem, który mnie utrzymuje, bo straciłam pracę i nie mogę znaleźć nowej. Tylko że jestem w Anglii w życiu bym nie przypuszczała, że tu się wyniosę. Podleczyłam się na tyle, że w Polsce była w stanie funkcjonować prawie normalnie. Mój poziom angielskiego jest niby średnio zaawansowany, ale nie przez fobię nie potrafie tu funcjonować. Szukam pracy na polskich portalach i to takiej, gdzie angielski nie jest bardzo ważny, tak więc mam praktycznie dwie opcje: prace w magazynach - jakieś pakowanie, linia produkcyjna itp lub sprzątanie. Na to pierwsze trudno jest się dostać, bo jest mnóstwo chętnych, nawet na sprzątanie jest ciężko. Tu nie mam ambicji... W Polsce miałam pracę kiepsko płatną ale ją lubiłam, była pierwszym krokiem by piąć się wyżej, byłam na studiach, myślałam o kursach chciałam coś w życiu robić
Jest mi ciężko jestem tu tylko dla niego, bo on się tu rozwija w swoim zawodzie i kocham go, ale on mi nie ułatwia. Naprawdę chciałabym usłyszeć, że mam się nie martwić, zamiast tego tylko "kiedy znajdziesz wreszcie prace to..."
Skoro on cię tak wspiera to wylecz się i zmień swoje życie, bedzie wtedy lepiej :Stan - Uśmiecha się: