PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Jak radzicie sobie z agresją wobec was?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Droga Joanno12345 :Stan - Uśmiecha się:

1. Sztuka walki jak najbardziej tak, ja poszedłem na kung fu i nie żałuje. Bardzo przyjazna atmosfera i jest to coś co na pewno w przyszłości zaprocentuje. Zresztą w podpisanej umowie był taki punkt: "Każdy ćwiczący swoim zachowaniem powinien podkreślać takie zalety Wushu jak: godność, skromność, zdecydowanie, powaga i szacunek." Nie ma tam żadnych "dresów" itp. tylko sami sympatyczni ludzie :Stan - Uśmiecha się - LOL: Ćwiczenia w parach to dla fobika wyzwanie ale miejmy nadzieje, że pani syn tego jeszcze nie ma.

2. Jeżeli chodzi o traktowanie w szkole to ja jestem żywą historią przykrości. Miałem chyba najbardziej sprzyjającą mieszankę rodziców i sposobu ich wychowania mnie żebym stał się kimś kto nie potrafi się postawić. Ojciec się nade mną psychicznie znęcał a matka była nadopiekuńcza. Więc do podstawówki zostałem wysłany jak owca między wilki. Jeszcze z wielką szopą grzecznego chłopca na głowie kiedy wszystkie chłopaki były już ostrzyżone (rodzice mnie nigdy do fryzjera nie chcieli puścić (bo IM się tak podobało) a ja dodatkowo cierpiałem.

Także wszyscy się szybko zorientowali, że o ten jest słaby psychicznie i z tego można się nabijać. A już dzieci niestety takie są, jak to dostrzegą to pożrą biedaka. Wymienił bym wszystkie bardzo dobre stopnie i wzorowe zachowania za to żeby mnie rodzice inaczej wychowali i przygotowali do szkoły, a szkoła to gigantyczna i bardzo ważna część naszego życia. Ja się nawet po zajęciach bawiłem z tymi ludźmi, którzy mnie na co dzień w szkole prześladowali, taki miałem już wbity do głowy brak szacunku do własnej osoby.

A szkoda, bo moim zdaniem aż tak słabą osobą nie byłem bo jak już ktoś przebrał miarkę to potrafiłem. Jak raz mnie przyjaciel w szkole odwiedził i jakiś kolega z klasy mnie mocno obraził to mu odpowiedziałem i skończyło się bójką przed budynkiem szkoły bo ten nie mógł uwierzyć, że mu podskoczyłem. Bójka zakończyła się moim triumfem ale do dzisiaj pamiętam jak następnego dnia do mnie ten pobity z kimś podszedł i zapytał coś w ten deseń: "prawda, że ty wczoraj tak się biłeś bo chciałeś się pokazać przed kolegą" ... a ja mu przytaknąłem zamiast powiedzieć.... można by dużo wymyślać

Potem się przeprowadziłem, 6 klasę zaczynałem już w innym środowisku ale ten sam schemat. Jak już się wszyscy poznają na tym że nie reagujesz odpowiednio na docinki to jest tylko coraz gorzej.

Mówisz, że jest tylko taki jeden, który Twojemu synu dogryza. To w sumie jest pocieszające albo syn nie mówi całej prawdy bo z własnego doświadczenia wiem, że takich jest zwykle wielu :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:


Teraz mając 22 lata mogę to zasugerować:

1. Przeczekać i unikać typa (nie wiem w której klasie jest pani syn), w liceum już jest znacznie kulturalniej zwłaszcza jeżeli się dostanie do dobrego. A w międzyczasie się przygotowywać (psycholog, psychiatra, książki, siłownia, sztuka walki byle nabrać pewności i nie tracić więcej życia) żeby w liceum sobie nie dać w kaszę dmuchać.

2. Patrząc teraz widzę, że gimnazjum to wiek, w którym ja się czułem jak dorosły może min. przez to jak ciężko zawsze miałem z tym wszystkim. Ale teraz wiem, że wtedy jest się młodym, małym i niepełnoletnim dzieciakiem. Może to nie jest zbyt rozsądne ale może niech pani syn to wykorzysta czyli ten brak konsekwencji za czyny, którego pani syn nie jest świadom.

To zawsze była moja zmora, wszystkie stopnie piękne, wzorowe zachowania ale w ostatecznym rozrachunku jest to g***o warte. Najważniejsza jest inteligencja emocjonalna i niech pani ratuje syna nim się w końcu zupełnie pogrąży tak jak ja.
"To zawsze była moja zmora, wszystkie stopnie piękne, wzorowe zachowania ale w ostatecznym rozrachunku jest to g***o warte. Najważniejsza jest inteligencja emocjonalna i niech pani ratuje syna nim się w końcu zupełnie pogrąży tak jak ja."

O, a zwłaszcza zachowanie, stopnie to w gimnazjum można często bez pracy mieć dobre, ja to wspominam gimnazjum w większości ajko okres najwiekszego o+:Ikony bluzgi pierd: się. Podstawówka była 2x cięższa :Stan - Uśmiecha się:
Masz rację mc z tymi specjalistami, tylko gdzie takich znaleść? Ja mam wrażenie że lekarz i terapeuta którzy zajmują się synem zrobili już wszystko co mogli, tzn wyciągli syna z najgorszego doła, dali leki, ale dalej nie potrafią iść, coraz częściej myślę nad zmianą terapeuty i lekarza, ale znowu od początku wszystko opowiadać, nie wiem co robić...A jakie leki bierzesz? Syn bierze Seronil 40 mg/dobę
misio1990 syn już chodzi do szkoły średniej i mimo nadziei że będzie lepiej już zaczyna się psuć. Piszesz że na pewno nie jest jeden który dokucza i masz rację paru innych też rzuca głupie hasła od czasu do czasu, ale ten jeden jest wyjątkowo agresywny...Piszesz też żebym ratowała syna zanim całkiem wejdzie w to g...o i tu nie masz racji bo on siedzi w nim po uszy już od kilku lat. Nie chciał mówić, udawał w domu że wszystko jest ok, ja widziałam że coś się dzieje złego, ale on otoczył się murem, dopiero jak zauważyłam że nie potrafi już kontaktować się z najbliższą rodziną, kupić nic w sklepie to udało mi się zaciągnąć do psychologa, gdzie dowiedziałam się żę syn ma głęboką depresję i skrajną fobię :-( Nie wiem jak mogłam na to pozwolić, z tą świadomością będę musiała żyć, nigdy tego sobie nie wybaczę, ale teraz nie czas na rozpacz, walczę o syna najmocniej jak mogę, nie odpuszczę, pójdę choćby do piekła, ale znajdę sposób żeby mu pomóc. :Stan - Niezadowolony - Diabeł:
Ale na początek muszę się rozglądnąć za jakimś kursem tak jak radzisz, pracuję nad synem w tej kwestii :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
joanna12345 napisał(a):Masz rację mc z tymi specjalistami, tylko gdzie takich znaleść?
A skąd jesteś? Myślę, ze kilku by się znalazło.

Cytat:A jakie leki bierzesz? Syn bierze Seronil 40 mg/dobę
Farmaceutycznych środków nie biorę, nigdy w sumie nie brałem (chyba, że doraźnie jak np. miałem referat wygłosić na studiach, co mnie stresowało niezmiernie) i przyznam, że jako tako to nie wierzę w leki (w sensie długoterminowego stosowania).
To "leczę się na to" znaczyło ni mniej ni więcej jak "pracuję nad sobą" :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:, z tą świadomością będę musiała żyć, nigdy tego sobie nie wybaczę
Ja uważam, że wszystko co mnie spotyka jest dobre, że świat nie chce mi tak naprawdę wyrządzić żadnej krzywdy. Nawet jak zdarza się najgorsze, to mowię sobie "i to jest dla mojego dobra", i mimo, że spora część mnie mówi wtedy "taaa, jasne", to jednak coś w środku mowi "och, fantastycznie! jaka ulga, nie muszę o tym myśleć i rozpaczać" :Stan - Uśmiecha się:
Witam
jesteśmy z okolic Żywca, chodzimy prywatnie na terapię i do lekarza, niestety fundusz zdrowia uznał że chorują tylko ludzie powyżej 18 roku życia a młodsi nie...Nie chodzi nawet w sumie o to że muszę płacić, stać mnie na to, choć muszę sobie czego innego odmówić, ale jak już pisałam zdrowie syna nie ma ceny, tylko mam wrażenie że nie bardzo pomagają ci specjaliści, tacy czasem są nieporadni, pan doktor wydaje mi się że tylko chce zaliczyć wizytę i skasować kasę, a pani terapeutka stara się, ale nie ma zbyt dużych kompetencji...muszę zastanowić się nad zmianą, tylko nie ja ale syn tu decyduje :-)
Pozdrawiam
To rzeczywiście, w małych miastach może być kłopot z fachowcami. W większych miastach pewnie byłoby z tym o wiele łatwiej. Powodzenia w takim razie w szukaniu jak i w leczeniu :Stan - Uśmiecha się:
Tylko szkoda, o czym juz pisałem, ze Polska to ma w praktyce ze 7 "większych miast"... :Stan - Uśmiecha się:
Zas napisał(a):Tylko szkoda, o czym juz pisałem, ze Polska to ma w praktyce ze 7 "większych miast"... :Stan - Uśmiecha się:
Miałem na mysli najwyżej dwa :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Jedno w środku a drugie na południu..
No, bez przesady... ale może nie 7, tylko 5, to fakt :Stan - Uśmiecha się:
Właśnie jak mieszka się gdzieś w małej mieścinie to ciężko jest, mały wybór, mała konkurencja, a dojazd np do Katowic raczej nie wchodzi w grę, jestem realistką. Robiłam też rozeznanie co do szkół walki w pobliżu miejsca naszego zamieszkania, coś znalazłam ale przeważnie dla dzieci, ale jeszcze się porozglądam, no i syn nie wie co ma zrobić...boi się...
Nic na siłę. Małymi krokami do przodu. Jeszcze młody jest, więc wszystko przed nim. Człowiek tak koło 21 roku życia dopiero kończy jakiś etap dojrzałości.

W sumie to zastanawiam się czy jest coś takiego jak terapia online (np. via skype) Można pojechać i spotkać się raz z terapeutą, a potem już online. Czemu ma nas ograniczać przestrzeń, odległość?
Ciekawa mogłaby być taka terapia, nie pomyślałam o tym :-)
Cholera jak stałam przed wyborem studiów to bardzo chciałam iść na psychologię, ale to było ładnych parę lat temu, myślałam że z tego nie wyżyję, a teraz myślę że intuicja coś mi podpowiadała, coś mnie do tego ciągnęło, swoją drogą to ciekawa jestem czy gdybym wtedy wybrała właśnie psychologię to mój syn byłby teraz tu gdzie jest.... Wybrałam inaczej, mam fajną pracę, lubię ją, ale brakuje mi poczucia że robię coś ważnego....
Ale teraz miotam się bo nie bardzo umie pomóc, nie bardzo wiem co robić, niby mam poczucie że coś robię, ale...Najgorsi są ludzie którzy karmią się czyjąś słabością, bo tacy ludzie jak mój syn na to pozwalają, dlaczego on tak bardzo znienawidził siebie, że pozwala takim typom mówić że jest niczym...Te typy też nie robią tego bez powodu, nie wierzę że ktoś może być z zasady zły, myślę że mają też jakieś kompleksy, problemy i kiedy czuję się lepsi od kogokolwiek to dają radę żyć, żyć kosztem innych...To są bardzo biedni ludzie, ale nie potrafię ich nie nienawidzić :Stan - Różne - Nie powiem:
joanna12345 napisał(a):Najgorsi są ludzie którzy karmią się czyjąś słabością, bo tacy ludzie jak mój syn na to pozwalają, dlaczego on tak bardzo znienawidził siebie, że pozwala takim typom mówić że jest niczym...Te typy też nie robią tego bez powodu..
No widzisz,nikt nie podcina innym skrzydeł kto sam nie ma podciętych. Oni to robią z lęku, z potrzeby poczucia siły, której nie mają sami. Kiedyś spotkałem się taką metaforą, że gdzieś na morzu na desce ratunkowej leży człowiek i widzi nagle, że w morzu jest inny człowiek, który woła o pomoc. Nagle ten z morza wciąga człowieka z deski do morza, a sam wchodzi na deskę ratunkową. I tak wymieniają się swoimi pozycjami kilkakrotnie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

Mniej więcej tak to wygląda. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ale jest dobra wiadomość, można przerwać ten błędno-kolisty schemat :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Cytat:To są bardzo biedni ludzie, ale nie potrafię ich nie nienawidzić :Stan - Różne - Nie powiem:
Nie nienawidzisz ich, tylko ich reakcji, ich okrutnego zachowania względem syna. Większość ludzi ma w sobie taką skłonność, i ja również mam. Jeśli nienawidzę jakiejś cechy, tj. uświadamiam sobie, że sprawia ona cierpienie mi i innym, to powinienem unikać jej uzewnętrznienia sam. Jednak człowiek mówi, że to inni są żli, a on jest czysty - co jest totalną bzdurą.
mc napisał(a):Mniej więcej tak to wygląda. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Ale jest dobra wiadomość, można przerwać ten błędno-kolisty schemat :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Zdradź mi proszę jak to zrobić, bo ja ciągle szukam odpowiedzi, ale nadal jestem w lesie....
Jedno co zrozumiałam to to że nikt za syna tego nie zrobi, to on sam musi stawić czoło, musie nauczyć się mówić nie tym którzy chcą wyssać z niego całą energię. On to rozumie, ale jego mózg mówi nie...powiedz mi jak zrobić "delete" tym czarnym myślą które się kłębią w jego głowie, one rządzą jego psychiką, jego ciałem, całym życiem. Mówią mu że jest nikim, zerem, małym głupim człowieczkiem bez perspektyw, one są tak wyraźne że przejmują kontrolę, on np. woli powiedzieć w szkole że prosi o ndst niż odpowiadać mimo że jest świetnie przygotowany, bo tak bardzo boi sie że ktoś się zorientuje jaki jest głupi...A tymczasem, wiem że mogę być mało obiektywna, ale naprawdę jest nieprzeciętnym, bardzo mądrym i wrażliwym człowiekiem. Już jakiś czas temu zauważyłam że ludzie na tym forum są równie mądrzy, inteligentni, dojrzali, wiesz to trochę dziwne bo ta inteligencja w pewnym sensie was gubi, a z drugiej strony powoduje że widzicie rzeczy niewidzialne.
Pozdrawiam
Tia, fobicy to elyta intelektualna! Prawdziwa elyta, wykształco... tzn wykształciuchów.

Nie popadajmy w skrajności, różni są ludzie z fobią, różne jej objawy. Choc na pewno większosć fobików ni jest tak beznadziejna, jak to im się wydaje - z tym zgodzić sie należy.

"Te typy też nie robią tego bez powodu, nie wierzę że ktoś może być z zasady zły, myślę że mają też jakieś kompleksy, problemy i kiedy czuję się lepsi od kogokolwiek to dają radę żyć, żyć kosztem innych...To są bardzo biedni ludzie, ale nie potrafię ich nie nienawidzić"

O, a to ejst właśnie przykład chorego myślenia. Ty, jako, powiedzmy, posrednia ofiara ich działań, ani tym abrdzije twój syn, nie macie tka naprawdę najmniejszego powodu, by ich usprawiedliwiać. I, moze mnei ktoś poprawi, ale tak mi się wydaje, to jest też trochę niezdrowe i skrzywione myślenie. Tym, czy ci źli są tacy z jakiegoś powodu i w głębi mają problemy itp. to powinni sie martwic pedagodzy i nauczyciele, a nie osoby przez nich krzywdzone. Wydaje mi sie, że takie litościwe usprawiedliwianie wszystkich to też jest objaw sposobu myślenia z gatunku "ach, ci inni ludzie, to oni są lepsi, fajniejsi, a jak są żli, to mają powód, kij, ze ja mogę być inny, a poza tym obrywam, ja muszę ich zrozumieć..." Chyba, choc to mozę brutalne, ale pozwolenie sobie na nienawidzenie kogoś takiego, to jest w pewnym sensie oznaka siły, pewności siebie, zdrowego podejścia... Tylko nei można przesadzać w drugą stronę i znienawidzić ani kategorycznie i bez litości oceniać wszystkich i punktować każdej wady... Ale to już kwestia bardziej bycia "najmądrzejszym" itp, a to akurat problem mojej matki czy mój, a nie wasz :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Kiedyś psychoterapeuta (swoją drogą świetny) na spotkaniu poleciłł mi ksiązki Dalajlamy, poczytaj co ten Pan ma do powiedzenia na temat agresji, przemocy, jakie remedium poleca. Nie ma nic bardziej destruktywnego niż żywienie silnych negatywnych uczuć do innych, jednym z dowodów wyleczenia jest móc myśleć o swoich "oprawcach" i nie żywić do nich urazy. Inaczej człowiek żyje i karmi się przeszłością, wspomnieniami - w ten sposób nigdy się nie wyleczy.
Można tak powiedzieć sobie: "do tej pory w swoim życiu byłem nieświadomie kierowany przez swój umysł, przez negatywne emocje, wobec tego to czym sam kierowałem się w życiu w stosunku do innych wracało do mnie w tej lub innej postaci. Jeśli dzisiaj zacznę świadomie zmieniać swoj umysł i rozwijać pozytywne emocje, moje uwarunkowania powoli osłabną a w ich miejsce powinny stopniowo rozwinąć się pozytywne stany, myśli i emocje. Jeśli zmieni się mój świat wewnętrzny, to co na zewnątrz również sie zmieni. Droga do przemiany jest więc tylko w moich rękach, wszystkie klucze do szczęścia i zdrowia mam w sobie." :Stan - Uśmiecha się:
Zas napisał(a):Chyba, choc to mozę brutalne, ale pozwolenie sobie na nienawidzenie kogoś takiego, to jest w pewnym sensie oznaka siły, pewności siebie, zdrowego podejścia

Ja zgadzam się z tym co napisał mc. Oddawanie się prymitywnym instynktom jest oznaką słabości nie siły. W jaki sposób nienawidzenie swojego oponenta ma przynieść tobie korzyść? Żyjemy w cywilizowanym świecie i napędzanie w sobie agresji to głupota (co innego gdyby to były czasy gdy konflikty rozwiązywało się za pomocą miecza) .
Oczywiście takie podejście nie przeczy dążenia do sprawiedliwości. „Nastawianie drugiego policzka” w religiach chrześcijańskich nie oznacza poddawania się oprawcy tylko wybaczanie mu wyrządzonych tobie krzywd. Taki mechanizm na służyć tylko tobie. To ty dzięki temu oczyszczasz się z niszczących emocji i myśli i możesz zająć się rzeczami ważnymi.

Druga sprawa to gdy zaczynamy traktować ludzi właśnie w taki sposób:
"Te typy też nie robią tego bez powodu, nie wierzę że ktoś może być z zasady zły, myślę że mają też jakieś kompleksy, problemy i kiedy czuję się lepsi od kogokolwiek to dają radę żyć, żyć kosztem innych...To są bardzo biedni ludzie, ale nie potrafię ich nie nienawidzić" 

to zaczynamy dystansować do ataków skierowanych w naszą stronę. (zaznaczę, że ciągle mówimy tylko o agresji słownej bez przemocy fizycznej). Z czasem jak to wejdzie nam w krew to każda krytyka już tak nie boli, zmienia się nasza mowa ciała, odruchy i stajemy się mało atrakcyjnym celem. Agresor nie widzi już reakcji jakiej oczekiwał i przestaje.


W literaturze terapeutycznej wielokrotnie spotkałem się z tymi metodami. Dla mnie jest w tym logika i sam staram się praktykować takie podejście.
Podpisuję się pod każdym słowem poprzedników :Stan - Uśmiecha się:
Każdy ma jakichś wrogów, albo przynajmniej kogoś, kto wyrządził mu przykrość, krzywdę. Sama miałam i tkwiłam w tej idiotycznej agresji i złości długi czas. Po co, jak tak się zastanowić? Dopiero jakiś czas temu zdołałam wyzbyć się tych negatywnych emocji. Nie powiem, że jest rewelacyjnie, ale jednak lepiej... Sama czuję, że jestem lepszym człowiekiem.
Pitu-pitu. Fakt, źle sie wyraziłem, nie chodzi mi obsesyjne znienawidzenie, tylko o umiar i zdrowe podejście. Natomiast usprawiedliwianie kogoś, kto czyni nam krzywdę, dopatrywanie sie przyczyn itp - zwłaszcza, gdy mówimy właśnie li tylko o słowne, ale prostackiej, prymitywnej, ale przecież sprawiającej czasami duzą, a czasami wielką przykrość agresji - jest dla mnie juz pewnym tego zaprzeczeniem. A nawet jeśli samo w sobie mogłoby w pewnym stopniu zrozumieć, bo czasem jest ot trafna daignoza, mozna powiedzieć wiec - inteligentna i racjonalna ocena sytuacji, to najgorsze jest, gdy prowadzi ostatecznie do pokracznych wniosków typu "Z czasem, jak to wejdzie nam w krew to każda krytyka już tak nie boli, zmienia się nasza mowa ciała, odruchy i stajemy się mało atrakcyjnym celem. Agresor nie widzi już reakcji jakiej oczekiwał i przestaje." Choć rozumiem, skąd takie myślenie - jest pochodną bycia bardzo, bardzo słabym człowiekiem. A z ust innych (najczęściej rodziców wygłaszających podobne frazesy) pada, gdy nie mają pomysłu, jak nauczyć dziecko reakcji, która nie będzie narażała go na jeszcze większe pośmiewisko. Bardzo często to jest strategia dla tych, których odpowiedzią an zaczepki będzie, w zależności od wieku, płacz, mazgajenie albo wykrzykiwane z rozpaczą i złością wściekłego ratlerka "odczep się, daj mi spokój!". Z jednej strony faktycznie, lepiej uczyć takie dziecko, by siedziało cicho, bo faktycznie taka reakcja to niezły ubaw dla klasy no i woda na młyn dręczycieli. Ale nawet jak będzie siedzieć ciho, to i tka będzie dostawać po dup*e, po prostu z normalną częstotliwością. Nikt się nie znudzi, bo to po części nuda pcha do takich zachowań. A wyobraźnia jest nieograniczona.

Tylko zeby sie dobrze zrozumieć - chore jest też pałanie dziką nienawiścią, rozpamiętywanie. Myślenie o tym przedrzeźnianiu cały czas. Zaniedbywanie reszty życia. Trzeba umieć kontrolować swoje reakcje. Nie twierdzę też, zę buddyjska strategia w ogóle się nie sprawdza - ale raczej w drobnych, fobicznych sytuacjach życia codziennego. Jak sporkach dwie wredne suki w urzędzie, konował bedzie miał cię w dup*e, a jakis znajomy rozsieje ploty, to zamiast sie nad tym tydzień zastanawiać lepiej skoncentrować się na robieniu swojego i podążaniu dalej. I pewnie łatiwej jest, gdy sie wtedy pomyśli - "jakbym codziennie wysyłał 200 pisemek to by mnie tak samo :Ikony bluzgi kurka: strzeliła". Z drugiej strony, zależy od tego, jak nas potraktowano, trzeba też umieć bronić swojej godności. A jak wam murarz, mechanik albo konował fuszerkę zafunduje, to zdrową rekacja jest raczej "głupi pacan, więcej do niego nei kupię" - często wyrażone wprost przy rozstaniu. A jeśli fuszerka jest spora - to nawet myślenie o nim już zawsze per baran". Bez wieszania sie albo rocznej depresji, ale też bez "ach, może miał zły dzień".

Z tego waszego buddyjskiego idealizmu to płynie w praktyce takie przesłanie "zrozumieć każdego, pochylić się, spokojnie przyjmować ciosy". Co prawda wspominacie, ze "warto szukać sprawiedliwości", ale ja wyczuwam inną dominantę. Stoicyzm tojest dobry, jak nam tornado chałupę rozniesie - i tak nic nie poradzimy, trzeba życ jakoś, dalej. Ale nie jest remedium mjak nam jakiś pacan robi koło piura. On nawet tego słowa nei zna.

I pamiętajcie, ze w każdym filmie o buddyjskich, dostojnych mnichach, albo innych azjatyckich dumnych wojownikach ostatecznie pojawia sę, albo na końcu, albo tuż po przedstawieniu bohatera w poniżającej sytuacji, scena, w której albo mnich finalnie obija mordę największemu wrogowi i mści sie raz, a dobrze, albo dostojny wojownik nei wytrzymuje i łamie ręce, kolana oraz żebra, a potem dostojnie odchodzi....
A z ust innych (najczęściej rodziców wygłaszających podobne frazesy) pada, gdy nie mają pomysłu, jak nauczyć dziecko reakcji, która nie będzie narażała go na jeszcze większe pośmiewisko.
Zas ja nie umie, nie potrafię, nie wiem, tutaj szukam odpowiedzi, jeśli ją znasz to proszę powiedz jak mam doradzić mojemu synowi, jak ma się zachować kiedy ktoś poniża go przy innych a on tak bardzo się boi że myśli wtedy tylko żeby uciec...
To nie miał być zarzut skierowany przede wszystkim do ciebie, raczej ogólnym stwierdzeniem - ty nie wiesz, ale przynajmniej szukasz pomocy.

Przykro mi, przyznam się, ze nie znam odpowiedzi i nie dodam nic do tego, co napisali juz inni. :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Wiem tylko, że "na słup soli", to może być ew. dobra pozycja w kamasutrze, jeśli takowa istnieje, ale nie strategia przetrwania w szkole, w każdym razie gdy nie ma nic poza nią. I naprawdę, wiem nie tylko z własnych doświadczeń, że bycie potulnym, uległym i spokojnym powinno mieć rozsądne granice.

Na marginesie pozwole sobei an luźną myśl, którą nie do końca mam gdzie wlepic, ale też nie jest żadna osobistą wycieczką! - zastanawiam się, czy nie jest niestety tak, ze nie tylko im głupsi/słabsi/nadopiekuńczy/przewrażliwieni etc. ale także im zwyczajnie tylko porządniejsi i wrażliwsi rodzice, tym gorzej ma dziecko?... Wtedy dom rodzinny jest miejscem zbyt porządnym i dziecko nie uczy się od najmłodszych lat, że czasem trzeba być podłym, komuś dokopać, kogoś zgnoić, poniżyć itp... Skrajności nigdy nie są zdrowe... Choć tego ostatniego nie jestem tak pewien, jak swoich wcześniejszych wypowiedzi...
Ja tylko dodam, że aby pomóc innym trzeba pomóc najpierw samemu sobie. Nie można komuś pomóc jeżeli samemu nie osiągnęło się równoagi/harmonii z samym sobą. Możesz wspomóc go materialnie, ale w jego własnym konflkcie mu nie pomożesz jeśli sam nie rozwiązałeś wcześniej swoich własnych konfilktów. Najlepszą więc rzeczą jaką możemy zrobić dla kogoś to pracować nad samym sobą i osiągnąć harmonię z sobą samym.
Myślałem sobie właśnie, co można zrobić pożytecznego dla drugiego człowieka, co jest najcenniejsze?
Ludzie niekiedy przychodza i pytają: jak mogę Ci pomóc? Ale czy pomogli sami sobie? Czy sami nie wymagają pomocy i leczenia? Czy osiągnęli harmonię i szczęscie sami? Największa pomoc jaką możemy ofiarować innym to osiągnięcie harmonii, pełni, uwolnienie się od własnych wewnętrznych konfilktów.
Zas napisał(a):To nie miał być zarzut skierowany przede wszystkim do ciebie, raczej ogólnym stwierdzeniem - ty nie wiesz, ale przynajmniej szukasz pomocy.

...
Zas ja nie odebrałam tego jako zarzut, zresztą wiele razy próbowałam coś doradzić synowi i niestety nie wyszło mu to na dobre, dlatego teraz wiem że z radami trzeba być ostrożnym, nie jestem tam gdzie on, nie znam tego środowiska i dlatego moje rady mogą być jak kulą w płot....

Zas napisał(a):zastanawiam się, czy nie jest niestety tak, ze nie tylko im głupsi/słabsi/nadopiekuńczy/przewrażliwieni etc. ale także im zwyczajnie tylko porządniejsi i wrażliwsi rodzice, tym gorzej ma dziecko?... Wtedy dom rodzinny jest miejscem zbyt porządnym i dziecko nie uczy się od najmłodszych lat, że czasem trzeba być podłym, komuś dokopać, kogoś zgnoić, poniżyć itp...

i tu masz rację, nasza rodzina jest zbyt grzeczna, zawsze uczyliśmy dziecko miłości, wybaczania, poszanowania starszych i tych wszystkich innych " dyrdymałów" dzisiaj inaczej wychowałabym swoje dziecko, oj zupełnie inaczej, ale czasu nie cofnę :-(

mc napisał(a):Ja tylko dodam, że aby pomóc innym trzeba pomóc najpierw samemu sobie. Nie można komuś pomóc jeżeli samemu nie osiągnęło się równoagi/harmonii z samym sobą. Możesz wspomóc go materialnie, ale w jego własnym konflkcie mu nie pomożesz jeśli sam nie rozwiązałeś wcześniej swoich własnych konfilktów. Najlepszą więc rzeczą jaką możemy zrobić dla kogoś to pracować nad samym sobą i osiągnąć harmonię z sobą samym.

Jestem zaszokowana tym co napisałeś, bo wiesz dużo w tym prawdy...

Tośka napisał(a):Radziłam sobie z tym w głupi, dziecinny i paskudny sposób, a mianowicie wyszukiwałam w klasie "słabszych" od siebie i dokuczałam im. To dawało mi poczucie "wyższości", a jednocześnie przyciągało do mnie kilka osób, również zainteresowanych takimi niecnymi działaniami. To było wstrętne, wiem, i w liceum musiałam to odpokutować. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

czyli byłaś po drugiej stronie, co tylko potwierdza moją teorię że często kat ( nie obraź się za to stwierdzenie) często boi się bardziej niż ofiara, nie jest zły, tylko próbuje się bronić...
Stron: 1 2 3