PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Podrywanie dziewczyn - fobia a może zdrowy rozsądek.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
niesmialybardzo napisał(a):Czy jest jakaś strategia by obalić tą myśl?
Potencjalnie rzecz biorąc już samo to, że osoba A podoba się (jest nastawiona pozytywnie do) osobie B nastawia osobę B pozytywnie do osoby A. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Tylko tyle chyba mogę pomóc.
Trzeba sie przełamywać. Nie widze innego sposobu. No i farmakologia, ale taka, która albo uspokoi, albo pobudzi, żadne usypiacze nie pomogą. No więc... sądzę, że trzeba sobie zaplanować dzień następny, czyli jutro i wyobrazić sobie go tak, aby był postępowy.
Nowy rok, nowe doświadczenia :Stan - Uśmiecha się:
Czas odświeżyć dawno nie czytany wątek.

Jako, że moje ostatnie wywody umieściłem w tym wątku to postanowiłem sprawę kontynuować tutaj.

Parę postów powyżej można przeczytać moją historią z 2012. Otóż sprawa mimo, że zakończona spowodowała, że w pracy nie czułem się już tak dobrze i postanowiłem nie tylko pożegnać się z koleżanką, miejscem pracy, które mi ją przypominało, ale i z Krakowem i jak się okazało potem z Polską.

Postanowiłem oderwać się od tego wszystkiego i jak tylko nadeszła okazja (oferta pracy z Irlandii) to spakowałem się i uciekłem (tak to była ucieczka).
Byłem święcie przekonany, że w obcym kraju, wśród obcych ludzi jestem bezpieczny... Byłem w błędzie.

W nowej pracy poznałem jedynego Polaka w naszym dziale. Niecałe dwa miesiący po moim przylocie postanowił mnie wyciągnąć wreszcie do jakiegoś pubu irlandzkiego. Wieczorem zadzwonił telefon. Odebrałem, a tak kobiecy głos: "No cześć!". Okazało się, że zadzwoniła do mnie jego dziewczyna. Wieczór spędziliśmy w trójkę w pubie. Ja gadałem z jego dziewczyną, a on donosił drinki... Masakra jakaś (jak się potem dowiedziałem, dziewyczna kolegi żałowała, że On nie ma takiego charakteru jak ja). No nic wyszło na to, że się polubiliśmy. Nie widziałem jej do września kiedy przyleciała do niego w odwiedziny i zostałem zaproszony na lasagne, a potem jeszcze z dwa razy na obiad (dziewczyna ze śląska, która wie jak gotować). Widać było, że się lubimy, ale no dziewczyna kumpla to raz, a dwa ja absolutnie nie miałem ochoty na nic. Odpoczywałem po moich krakowskich przeżyciach.
W dzień przed jej powrotem do kraju, towarzyszyłem im w pubie i wygadałem się, że kolega kupił bilet do Nowej Zelandii. Widziałem jak płakała bo została całkowicie zaskoczona.

No i zaczęło się. Kiedy on wyleciał w listopadzie ona była całkowicie w proszku. Zaczęła pisać. Ja zacząłem pomagać bo nie mogę znieść jak dobrym ludziom przytrafriają się takie złe rzeczy. Leczyłem serce, głowę, duszę tak jak kiedyś leczyłem je u siebie. 3 miesiące. Zżyliśmy się bardzo i w zasadzie codziennie pisaliśmy to na fejsie to na skype. Było tak fajnie, że nawet chciała do mnie przylecieć w marcu 2014. Nie udało się, ale znajomość rozwijała do czerwca kiedy w końcy przyleciała. Planowo do kuzynostwa gdzie została przez większość czasu. Do mnie przyjechała na parę dni. Pierwszy raz w życiu byłem z kimś tak blisko... Przytulała mnie, chodziła pod rękę, opiekowała się mną... Siedzieliśmy wtuleni na kanapie grając przed spaniem w jakaś głupią grę na laptopie. Ja zacząłem się zastanawiać czy to nie to jest kolejna szansa, która sama do mnie przyszła.
Zacząłem mówić do niej "Skarby". Ona zaczęła do mnie mówić "Słońce".
Postanowiłem działać i poruszyłem temat. Okazało się, że ona nie chce niczego na odległość i wszystko super, ale nie chce znowu latać i poświęcać się dla kogoś. Poza tym w 2015 kończy studia i do tego czasu nie może się ruszyć z kraju na dłużej. Z resztą powiedziała mi wprost, że na razie przeprowadzka za granicę nie wchodzi w grę. Za to zaproponowała mi wspólną podróż do Afryki w 2015. Masakra.
Do tematu wracaliśmy i stwierdziliśmy oboje, że trzeba się poznać. Ja pojechałem potem jeszcze do niej, do jej kuzynostwa jak została sama opiekować się mieszkaniem i kotami.

To były moje ostatnie dni w Irlandii i niedługo miałem lecieć na 2 tygodnie do Polski po czym lecieć na stałe do Londynu. Lecieć miałem z Dublina więc postanowiłem zaprosić ją na wspólny weekend. Było cudownie spędziliśmy wspaniały wieczór w jednym z moich ulubionych dublińskich pubów. W nocy, w hotelu, spaliśmy w jednym łóżku. Na dobranoc przytuliła się do mnie mocno. Powiedziała mi potem, że po Dublinie wiedziała, że nikogo takiego jak mnie już nie pozna.

Przeprowadziłem się do Lodnynu. Znajomość kwitła. Zachowywaliśmy się tak jak typowa para. Co rano konkurowaliśmy kto pierwszy napisze "Dzień Dobry". Były wielogodzinne na skype itd. Zaczęliśmy planować nasze przyszłe wspólne życie. Oczywiście wszystko na razie hipotetycznie, ale to ona zaczęła temat, a mnie to zupełnie pasowało. Mieliśmy nawet prawdziwe kłótnie i fochy, heh... Summa summarum po którymś tam fochu bardzo chciała, żebym przyleciał wcześniej niż na Święta (taki był plan początkowy). Kupiłem bilety na początek listopada, wykupiłem nam całodniowy pobyt w termach. Miało być super! To była połowa września.

Znajomość dalej się zacieśniała. Plany zaczęły oscylować wokół wyjazdu do Afryki, lepszego poznania się. Zaczęliśmy nawet rozmawiać o jej przeprowadzce do Londynu po studiach. Wszystko się układało. Byłem kimś ulubionym, najważniejszym, jej słońcem. Potrafiła zadzwonić rano i powiedzieć mi, że jestem idealnym facetem z krwi i kości i że chce ze mną być. W październiku poznała obcokrajowca (mieszka w Polsce ponad 8 lat), z którym zaczęła się przyjaźnić. Zacząłem zauważać, że nasza znajomość trochę osłabła, ale dalej chciała żebym przyleciał w listopadzie, wszystkie plany pozostały niezmienione. Mieliśmy ustalić co dalej. Zaplanować Święta, Sylwestra. Mimo to sama żartowała, że mam konkurenta...

Przyleciałem, sobotę spędziliśmy w Krakowie. Ona cały czas zdystansowana, ale troszkę udało mi się ją rozruszać. Rozmawialiśmy o naszej przyszłości. Ja zadawałem dużo pytań, ona w sumie raczej odpowiadała. Pytała tylko czy nie boję się, że ktoś ją upoluje? Wtedy powiedziała mi, że wszystko jej pasuje, ale nie ma bum. Cały czas w rozmowie przewijał się ten obcokrajowiec. W domu wybraliśmy jeszcze bilety do Afryki. Poszliśmy spać. Przytuliła się do mnie "jako do kolegi". Niedziela w termach, tralala, fajnie. Wieczorem wracając do miasta przytuliła się do mnie, złapała za rękę. Powiedziała, że wszystko będzie dobrze.

Następnego dnia rano, podczas gdy wracałem pociągiem z lotnika do Londynu. Napisała do mnie na fejsbuku, że przemyślała i nie ma sensu żebyśmy lecieli razem do Afryki, ona tego nie czuje, dziękuje za wszystko, przeprasza i czuje się jak oprawca.

Dupnęło mnie jak młotkiem. Przez 4 dni ciężki szok. Cztery dni zero kontaktu. Na czwarty dzień przyszedł email. Od jej byłego, mojego kumpla z Irlandii, tego samego, który spierniczył do Nowej Zelandii. Treść była tak, że on wie, że ona ze mna zerwała, że kocha tego obcokrajowa i nie wiedziała co z tym zrobić i myślała, że jak to załatwi szybko na fejsie to będę mniej cierpieć... Coś w mnie umarło...

Okazało się, że z tym kolesiem spotykała się już wcześniej. Dwa dni przed naszym weekendem (gry ja już byłem w kraju i dzwoniłem do niej) ona się z nim widziała i już wtedy dyskutowali (o zgrozo) o zerwaniu ze mną...
Napisałem do niej i zapytałem jak mogła mnie tak potraktować. Napisała cały wywód jak to ją uszcześliwiłem jaki to byłem dla niej dobry, że naprawdę myślała o mnie w kontekście przyszłości, ale wtedy w sobotę byłem słaby, przestraszony i niepewny i to co propoponowałe cyt. "jest dobre może dla zdesperowanych 40stek". Tyle zostało z idealnego facete z krwi i kości...

Męczyłem się jeszcze tydzień po czym napisałem jej, że mnie skrzywdziła bardzo i że to KONIEC i ma do mnie nie pisać i nie dzwonić.

KONIEC

PS Uciekłem do obcego kraju i tam mnie dopadła, a potem znowu zostałem oszukany, wykorzystany i olany. Wszystko za moje dobre serce. Teraz w Londynie życie po prostu przelatuje przez palce. Nic się nie chce bo i po co? Skupiam się na pracy, rysuję, czytam... I tyle.

Pozdrawiam wszystkich, którzy wytrwali do końca :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Przeczytałam Twój post z uwagą, bo masz przyjemny sposób pisania.
I co od razu rzuciło mi się w oczy... Nie uważam, by Twoja pierwsza fascynacja ( bo trudno nazwać to miłością ) oszukała Cię i wykorzystała. Z tego co napisałeś wynika, że dziewczyna niczego Ci nie obiecywała, a na Twoją propozycję spotkania zbyła Cię tekstem "pomyślimy". Może po prostu nie była zainteresowana Tobą pod kątem relacji damsko-męskiej, a Ty nieprawidłowo odczytaleś wysyłane przez nią sygnały.
Swoją drogą, ileż mniej byłoby nieporozumień, gdyby ludzie jasno sygnalizowali swoje zamiary i porozumiewywali się bez niedomówień.
Jesli chodzi o drugą historię, no cóż...smutna i rozumiem, że możesz czuć się skrzywdzony. Pewnie zabrzmi to jak banał, ale niestety tak w większości wyglądają relacje międzyludzkie. Nikt nam nie zagwarantuje, że od tej pory będziemy żyć razem długo i szczęśliwie. Przykre jest to, że niestety większość ludzi ( w tym Twoja była ) nie potrafi takich spraw załatwiać w sposób dojrzały i uczciwy.
Rzadko zdarza się, byśmy stworzyli udany związek z pierwszym partnerem, wszak człowiek dopiero po wielu doświadczeniach zdobywa potrzebną wiedzę i dojrzałość, która w pewien sposób zwiększa szanse na stworzenie odpowiedniej relacji.
Myślę, że póki co nie ma sensu gonić za szczęściem, choć też nie warto zamykać się w sobie na nowe doznania i doświadczenia.

"Jeśli się chce coś znaleźć, trzeba po prostu szukać. Rzeczywiście, kto szuka, ten najczęściej coś znajduje, niestety czasem zgoła nie to, czego mu potrzeba."

P.S. Grasz na perkusji ? Fajne zainteresowanie, też kiedyś o tym myślałam, ale wybrałam gitarę elektryczną.
soulmates napisał(a):I co od razu rzuciło mi się w oczy... Nie uważam, by Twoja pierwsza fascynacja ( bo trudno nazwać to miłością ) oszukała Cię i wykorzystała. Z tego co napisałeś wynika, że dziewczyna niczego Ci nie obiecywała, a na Twoją propozycję spotkania zbyła Cię tekstem "pomyślimy". Może po prostu nie była zainteresowana Tobą pod kątem relacji damsko-męskiej, a Ty nieprawidłowo odczytaleś wysyłane przez nią sygnały.

Ahhh mój błąd. Rzeczywiście wypowiedź sugeruje, że poczułem się oszukany po poprzedniej sytuacji. Chodziło mi raczej o ogólną tendencję. To nie była moja pierwsza relacja. Oczywiście masz rację, tam nic się nie wydarzyło oprócz mojego rozczarowania...

A co do byłej. Dokładnie tak jak piszesz ... Brak dojrzałości. Ja jej zaufałem bo wiedziałem, że ona ma więcej doświadczenia i pomoże tam gdzie mnie będzie go brakowało. Natomiast na końcu okazało się, że to ja poważnie podszedłem do sprawy, a ona zachowała się jak :Różne - Koopa:.

Perkusja :Stan - Uśmiecha się: bardzo fajna. Niestety od czasu przeprowadzki do Londynu nie mam zestawu, a tylko pada treningowego. Mój stary zestaw został w Irlandowie :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Tak czy siak polecam.

Pozdrawiam i dziękuję za dobre słowo.
No cóż, według mnie ta historia potoczyła się w sposób najbardziej prawdopodobny i oczywisty. No i summa summarum nie wydaje mi się aby rzeczywiście stała się Tobie krzywda - wręcz przeciwnie - chociaż końcówka naturalnie bardzo bolesna. Jakby nie patrzeć, ona nie sprawia wrażenia typa spod ciemnej gwiazdy. Bardzo starała się obchodzić się z Tobą maksymalnie łagodnie. Dobrze zna Twoje słabości i empatia przeważyła nad szczerością, trudno mieć do niej o to wielkie pretensje. Poza tym nie można powiedzieć, że nie dawała Ci uczciwie i zawczasu sygnałów, że coś się dzieje i stąpasz po kruchym lodzie. Mz. nie ma wątpliwości, że nie chciała kończyć tej znajomości ale na poważny związek to było wyraźnie za mało..
pałker napisał(a):W domu wybraliśmy jeszcze bilety do Afryki.

Okazało się, że z tym kolesiem spotykała się już wcześniej. Dwa dni przed naszym weekendem ona się z nim widziała i już wtedy dyskutowali (o zgrozo) o zerwaniu ze mną...

Dziękuję za taką empatię, dla mnie to zwykłe upokorzenie i chamstwo.
A dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.

Zrywanie z kimś na fejsie to poziom gimbazy.
I podejrzewam, że boli jeszcze bardziej.
Trzeba mieć odwagę i szacunek do drugiej osoby, by powiedzieć to prosto w oczy. A zasłanianie się empatią jest w tym przypadku nie na miejscu.
Jeszcze spędziła z nim razem weekend, jak gdyby nigdy nic.
Co to miało być - pożegnanie ?! Szkoda tylko, że chłopak o niczym nie wiedział.
Za to pewnie cudzoziemiec był na bieżąco...

Sory pałker, że tak analizujemy Twoją historię, ale sam się nią z nami podzieliłeś.

Edit. Właśnie leżę w łóżku z mega grypą i gorączką, więc przepraszam jesli czasem sprawiam wrażenie ...niepoczytalnej Yellow_Light_Colorz_PDT_30 huehue
@soulmates
Tak, tak, oczywiście, nie panowała nad sytuacją do końca. No nie jest bezbłędna. Może akurat nie przerabiała na studiach jak wybrnąć z podobnych uczuciowych dylematów z anastezjologiczną precyzją (może nawet nie skończyła psychologii), dlatego skłonny jestem jej to wybaczyć. Ja akurat nie miałem na myśli fatalnego finału (wybacz, że nie odpowiem cytatami ale nie chce mi się szukać w całym tekście)..

Jakiś ewentualny dramat widzę raczej w wyrzucaniu fajnej znajomości (przyjaźni?) razem z wyobrażeniami o poważnym związku damsko-męskim, który i tak był pisany palcem na wodzie, tzn. "dobrymi chęciami".. rajt?

Dużo zdrówka - na pohybel grypowtości niepoczytalnej :Stan - Uśmiecha się:
Ja też nie skończyłam psychologii i nie uważam, by był to warunek konieczny do ogarnięcia pewnych ogólnożyciowych kwestii.
Wydawałoby się oczywistych.
Ty jesteś skłonny wybaczyć, bo nie jesteś osobiście zaangażowany w sprawę, ale nie wiadomo co byś czuł na miejscu kolegi.

Gdy się przekroczyło pewien etap znajomości i snuło wspólne plany na przyszłość to imo niemożliwe jest później pozostanie we friendzone.


A dziękuje, dziękuje :Stan - Uśmiecha się: ogólnie to przez większość doby dogorywam i poznałam już chyba przedsionek piekła, ale czasem mam przebłyski świadomości.
Ale z drugiej strony, skoro spędzam je na forum, to chyba nie rokuje mojego szybkiego powrotu do zdrowia... :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Z tego co przeczytałam, to Pałker był najwyraźniej dla tej dziewczyny kimś w rodzaju "tamponu emocjonalnego" a tymczasem lepiej jej było z jakimś (domyślam się) Murzynem albo Arabem bo miał większego... tamtemu oczywiście się oddała pewno na drugiej randce, a z Pałkerem się wolała tulić :Stan - Uśmiecha się: typowy friendzone, laska dobrze wiedziała, co chłopak do niej czuje i grała na dwa fronty, całkiem świadomie zostawiając sobie pole do działania i zaplecze facetów gotowych się dla niej poświęcić. Radziłabym się od niej odciąć i na przyszłość nie dawać się wciągać w takie historie. Szkoda chłopaka.
pałker napisał(a):Ja jej zaufałem bo wiedziałem, że ona ma więcej doświadczenia i pomoże tam gdzie mnie będzie go brakowało.

Przepraszam bardzo, jakiego niby doświadczenia? Doświadczenia w kończeniu związków? :Stan - Uśmiecha się - LOL: Zawsze zachodzę w głowę, skąd bierze się przekonanie, że liczba przeżytych związków przekłada się na jakieś doświadczenie, no chyba że chodzi o doświadczenie seksualne albo właśnie o doświadczenie w kończeniu związków, które zresztą prowadzi do nawyku kończenia znajomości z coraz bardziej błahych powodów. Człowiek z mentalnością dezertera to wątpliwy materiał na towarzysza życia. Stworzenie relacji na życie wymaga wyciśnięcia ostatnich romantycznych pryszczy i pozbycia się przekonania, że brak motylków w podbrzuszu to the end relacji.

Pałker napisał(a):Skupiam się na pracy, rysuję, czytam... I tyle.

To i tak nieźle.
soulmates napisał(a):Ty jesteś skłonny wybaczyć, bo nie jesteś osobiście zaangażowany w sprawę, ale nie wiadomo co byś czuł na miejscu kolegi.
Wydaje mi się, że miałem okazję doświadczać tego rodzaju odczuć (długo bolało ale się zagoiło). Łatwo jest kogoś oceniać będąc osobiście zaangażowanym, albo utożsamiając się z wywodami osoby przekonanej, że została poszkodowana. Jednak może to być niebezpiecznie mało konstruktywna i jednowymiarowa perspektywa.

Dziewczyna postąpiła jak postąpiła, wyszło jej to nie najlepiej. Łatwo ją oceniać, bo już jest po sprawie i dlatego, że to ona musiała rozstrzygnąć losy tej relacji. Ale, ale, chwilunia, czy ktoś się zastanowił z czego to wszystko wynikło, dlaczego znalazła się w takiej sytuacji, dlaczego miała rolę związkowego 'holownika', dlaczego bała się szczerze rozmawiać, dlaczego ukrywała coś w sobie do samego końca? Może miała jakieś powody aby unikać otwartej konfrontacji.
Współczuję pałker-owi, ale "na jej miejscu" również czułbym się fatalnie (chociaż mam nadzieję i przewiduję, że nie będzie sobie robiła wyrzutów po kres życia).
Po pierwsze chciałem wam wszystkim, bez wyjątku podziękować za odpowiedź. Nie spodziewałem takiego odzewu, a cały wpis traktowałem raczej jako zawór bezpieczeństwa :Stan - Uśmiecha się:

To teraz ku odpowiedziom:

@masterblaster
Też myślę, że na dłuższą metę dobrze się stało, że sprawa zakończyła się wcześniej niż później w szczególności jak podjąłbym jakieś poważne życiowe kroki itd.

Co do "potoczyła się w sposób najbardziej prawdopodobny i oczywisty" to wyciąganie takiego wniosku brzmi szczególnie dziwnie w świetle tego co piszesz na końcu o mojej perspektywie. Takie trochę zgadywanie. A co do jej bycia holownikiem w związku skąd ten wniosek? :Stan - Uśmiecha się: Do października było naprawdę super. Nie miałem urojeń. Oboje byliśmy tak samo zaangażowani. Na tyle na ile się da na odległość.

Co do wyrzucania znajomości ... Jak można utrzymywać kontakt z osobą, która po pierwsze oszukała mnie, po drugie nie miała do mnie za grosz szacunku aby sprawę zakończyć po ludzku?

@soulmates
Dokładnie zabrakło empatii i szczerości. Gdy rozmawialiśmy prosiłem ją o bycie 100% szczerości. Przyjmowałem do wiadomości, że może nam się nie udać. Inna sprawa, że w zasadzie nie dała nam szansy. Nie podejrzewałem jej, że zrobi mi takie świnstwó po tym co sama przeżyła...
Najbardziej bolało właśnie to. Sprowadziła naszą roczną znajomość do 4 linijek na fejsbuku...

@Sugar
Z przyjaciółką ukuliśmy termin "koło zapasowe". Tylko do pażdziernika nic nie wskazywało, że jestem takim kołem. Podjeliśmy pewne decyzje. Ja chciałem żeby skupiła się skończeniu studiów, a sobie mieliśmy dać szansę na dalsze poznawanie się. Mnie się nigdzie nie spieszyło...

@Ksenomorf
Chodziło mi o doświadczenie wyciągnięte z jej wcześniejszych związków. Każde doświadczenie czegoś nas uczy. Ja chciałem się uczyć od niej.


Reasumując, żeby nie było nie napisałem tego żeby ją napiętnować. Serce wybaczyło jeszcze w grudniu, a ostatnio w głowie pożegnałem się i pozwoliłem jej odejść. Niestety w sobotę czułem się tak parszywie, że musiałem o tym napisać.

Pozdrawiam!
pałker napisał(a):Każde doświadczenie czegoś nas uczy.

Nie, nie każde. I nie na wszystkich błędach się uczymy. Do niektórych przywykamy. O tym właśnie pisałem; pytanie o doświadczenie było retoryczne.

Ale mniejsza o to. Po prostu mit doświadczenia wyniesionego z pierdyliarda związków mnie śmieszy. Doświadczenie w burzeniu, a nie budowaniu.

No nic, powodzenia.
@Ksenomorf
Ah rozumiem już... Nie każdy zakończony związek oznacza, że ktoś potrafi tylko burzyć, a nie budować :Stan - Uśmiecha się:

Zapomniałem wspomnieć jak bardzo podobało mi się twoje zdania nt. relacji i motylków w brzuchu. Pięknie napisane :Stan - Uśmiecha się:

Dzięki za życzenia!
Wiem, że to co napisałem może dziwnie brzmi, szczególnie w Twojej perspektywie.

Cytat:Co do wyrzucania znajomości ... Jak można utrzymywać kontakt z osobą, która po pierwsze oszukała mnie, po drugie nie miała do mnie za grosz szacunku aby sprawę zakończyć po ludzku?
Hehe, pretensje do innych to bardzo tani towar (podejrzanej jakości). Jeśli te zarzuty są prawdziwe, to czy Ty kompletnie nie znasz się na ludziach? Nie potrafisz ocenić ich intencji? Można było Tobą manipulować jak naiwnym dzieckiem? No tak, można powiedzieć, że to też "jej wina", bo nie nie umiała Cię odpowiednio wychować.. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Jeśli chodzi "Jeśli te zarzuty są prawdziwe" Jeśli uważasz, że wyssałem sobie to wszystko z palca to po co się udzielasz?

Obrażasz mnie. To całe gadanie o manipulacji... Nie znasz mnie i nie masz prawa tak pisać.
Nie można wykluczyć, że ponosi mnie wyobraźnia. Powyżej specjalnie poszedłem w jawną przesadę - nie mniej nie chciałem Cię urazić, przepraszam, jeśli to było za ostro.
Spędziłeś z nią kawałek czasu i zrozumiałem, że było wam ze sobą bardzo dobrze. Wydaje mi się, że równie nie w porządku jest teraz twierdzić, że to wszystko była "nieprawda", a ona teraz cała fałszywa i zła..
masterblaster napisał(a):Nie można wykluczyć, że ponosi mnie wyobraźnia. Powyżej specjalnie poszedłem w jawną przesadę - nie mniej nie chciałem Cię urazić, przepraszam, jeśli to było za ostro.
Spędziłeś z nią kawałek czasu i zrozumiałem, że było wam ze sobą bardzo dobrze. Wydaje mi się, że równie nie w porządku jest teraz twierdzić, że to wszystko była "nieprawda", a ona teraz cała fałszywa i zła..

Ja też wziąłem za bardzo do siebie Twoją wypowiedź. Braki w inteligencji emocjonalnej kłaniają się i życzą udanego dnia :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

A co do jej bycia złą. Nigdzie tego nie napisałem. Uważam, że to co zrobiła na końcu było złe. Nie uważam jej za jakiegoś potwora. Jak inaczej mógłbym wybaczyc?

Wiedziała o moich problemach. Powiedziałem jej dużo wcześniej co przeżywałem w Krakowie. Zaaceptowała to, wzięła takiego jakim byłem. Byłem wtedy naprawdę najszcześliwszym facetem na ziemi. Szkoda, że tylko na krótką chwilę...
Chłopaki zaraz dojdzie do tego, że postawicie jej pomnik i zaczniecie składać dziękczynne ofiary :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:. Za to że "wzięła?!" Cię takiego jakim byłeś.
A może właśnie dlatego...
Nie przyszło Ci do głowy, że to od samego początku mogła być jedna, wielka ściema ?! Że byłeś tylko w ramach pocieszenia, na zastępstwo, a gdy tylko pojawił się ktoś inny to przestałeś być potrzebny ?! Czasem wolimy pielęgnować w sobie nasz własny, subiektywny obraz przeszłości i wierzyć w to w co chcielibyśmy wierzyć, niźli uświadomić sobie, że zostaliśmy wykorzystani i oszukani ...
Ale jak mówi staropolskie przysłowie jak się ma miękkie serce to trza mieć twardą dupę.
W każdym razie życzę powodzenia, a w przyszłości trochę mniej naiwności, a trochę więcej ostrożności.
Też należę do tych osób, które uważają, że każde doswiadczenie (zwłaszcza to złe) czegoś nas uczy, trzeba tylko wyciągnąć odpowiednie wnioski ...
soulmates napisał(a):że każde doswiadczenie (zwłaszcza to złe) czegoś nas uczy, trzeba tylko wyciągnąć odpowiednie wnioski ...

Czyli że tak jakby, uwaga, uwaga, nie każde! Eureka.

Nuale można też być głęboko przekonanym, że pieryliard związków uczy budowania trwałego związku :Stan - Różne - Zaskoczony:k:
Dobrze Kseniu, winno być "może nas czegoś nauczyć".
Swoją drogą widzę, żeś wielce zdesperowany, skoro łapiesz ludzi za słówka.
Szkoda tylko, że większość Cię ignoruje.
Jeszcze się okaże, że jestem jedyną osobą na tym forum, która wciąż Cię lubi :Stan - Uśmiecha się:
Nie zepsuj tego...

A co według Ciebie zbliża nas do tego celu ?!
Czytanie o tym książek, poradników, kursy przedmałżeńskie, oglądanie komedii romantycznych, czy naiwna mrzonka "jak to prawiczek spotkał swą dziewicę, odtąd zapłonęli niegasnącym ogniem miłości, żyli długo i szczęśliwie" ?!
I nikt tu nie mówił o pierdyliardzie związków, to już Twoja nadinterpretacja.
A doswiadczenie zdobywa się tylko i wyłącznie w realnym życiu.
soulmates napisał(a):A doswiadczenie zdobywa się tylko i wyłącznie w realnym życiu.
Dokładnie.

Ksenomorf napisał(a):
pałker napisał(a):Każde doświadczenie czegoś nas uczy.

Nie, nie każde.
To, że ty się z tego nie uczysz, nie znaczy, że każdy tak ma.

Mówisz, że śmieszy cię gadanie o doświadczeniu na wielu związkach.
Nie wiem kto by chciał mieć operowane serce przez lekarza, który tylko raz czy dwa razy w życiu otwierał pacjenta.
W odstępach kilkuletnich.

Miarą doświadczenia jest właśnie jak największy zakres pojęcia o temacie. Badanie, nauka, analiza, nawet błędy, na które się potem uważa.
Odnośnie doświadczeń, powiedział bym, że statystycznie najczęściej 'historia związkowa' uczy tylko jednego: tego, że ta historia niczego nie uczy. Może dlatego tak ważne jest dobre dopasowanie osobowości/charakterów.
Dawno temu związki zawierane były nawet z 'odgórnego przydziału' i nie były jakościowo znacząco gorsze, co tylko potwierdzałoby, że zwykle 'nauka idzie w las' (chociaż bywają nieliczne wyjątki).
masterblaster napisał(a):Dawno temu związki zawierane były nawet z 'odgórnego przydziału' i nie były jakościowo znacząco gorsze.
Tja, brakowało w nich tylko kilku nieistotnych szczegółów; miłości i wolnej woli przyszłych małżonków...
Stron: 1 2 3